Gabriel Brzęk (1908-2002)- profesor zwyczajny dr hab., dr h.c. Akademii Rolniczej i Akademii Medycznej w Lublinie. Nestor polskiej zoologii, współtwórca lubelskiego Wydziału Farmaceutycznego, wybitny naukowiec i pedagog, wspaniały wychowawca znanych zarówno w kraju jak i w świecie naukowców oraz rzesz studentów, wielki i prawy człowiek, erudyta i patriota.
Był autorem wielu prac z dziedziny hydrobiologii i historii nauk przyrodniczych w Polsce. Wielkie uznanie przyniosła Profesorowi książka Złoty wiek ornitologii polskiej, a także cykl prac poświęconych wybitnym zoologom polskim. Są to obszerne monografie: Krzysztof Kluk, Benedykt Dybowski, Henryk Raabe, Józef Nusbaum-Hilarowicz. Spod pióra Profesora wyszła także Historia zoologii we Lwowie i w Wilnie, wydane w 1995 r. przez Lubelskie Towarzystwo Naukowe: O dwu zgaszonych w 1939 roku ogniskach polskiej zoologii.

prof. Gabriel Brzęk

Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie i jego Twórca

(fragmenty)

Wydawnictwo Lubelskie Nowe, Lublin 1994.

SPIS TREŚCI

ROZDZIAŁ V

ROZWÓJ MUZEUM ZA ŻYCIA JEGO FUNDATORA

Dokładne opisanie rozwoju Muzeum im. Dzieduszyckich w poszczególnych okresach jest dziś zadaniem bardzo trudnym, wprost niemożliwym. Jedynie z dwu przewodników po Muzeum, opracowanych przez Fundatora, można wysnuć skąpe wiadomości dotyczące tempa rozwoju i liczebności zbiorów.

Najważniejsze dane dotyczące rozwoju Muzeum w latach 1906-1916 zawierała gruba, oprawna w czarny półskórek księga pt. Kronika, do której dyrektor Marian Łomnicki, a potem kolejni sekretarze - Paweł Mazurek i Jan Grochmalicki, wpisywali własnoręcznie coroczne sprawozdania zawierające ważniejsze wydarzenia w Muzeum z uwzględnieniem liczebności zbiorów oraz wyciągi z protokółów z posiedzeń Rady Naukowej Muzeum. Od roku około 1916 do 1939, tj. w okresie sprawowania funkcji dyrektora Muzeum przez Jarosława Łomnickiego, a następnie Jana Kinela, kilkustronicowe sprawozdania roczne dla Rady Naukowej Muzeum oraz Rady Rodziny Dzieduszyckich pisano już na maszynie. Zarówno wspomnianą księgę, jak i owe na maszynie pisane roczne sprawozdania widziałem w Muzeum jeszcze w roku 1957, pieczołowicie strzeżone przez ówczesnego dyrektora Tatarinowa i kierownika biblioteki Jakubowskiego.

Gdy w roku 1988 przyjechałem do Lwowa celem wykorzystania wspomnianych materiałów do niniejszej pracy, owej kroniki już nie odnaleźliśmy. Oświadczono mi, że wszelkie maszynopisy oddano rzekomo do dawnego Ossolineum, dzisiejszej Biblioteki Głównej Ukraińskiej Akademii Nauk, gdzie zdołałem odnaleźć tylko dwa sprawozdania roczne z lat 1936 i 1937.

Jak mnie informowały wiarygodne osoby, przez Muzeum przeszły dwie fale barbarzyńskiego niszczenia „wszystkiego, co polskie", a zwłaszcza tzw. „magnackie". Pierwsza akcja rozgrywała się w początkowych latach powojennych, kiedy to przed gmach Muzeum zajechały ciężarówki, załadowywano na nie widłami oprawne w półskórek z wyzłoconymi grzbietami zbiory biblioteczne i wywieziono na przemiał. Część książek, których załadować nie zdołano, oraz całe archiwum wyrzucono zaś na podwórze, gdzie poddane działaniom deszczu i śniegu w ciągu kilku miesięcy zmarniały, tym bardziej że z powodu braku opałowego drewna sprzątaczki używały tych „papierów" na podpałkę. Drobną część tych archiwaliów zdołał jednak uratować dyrektor Tatarinow oraz bibliotekarz Jakubowski i przekazali je do Ossolineum.

Druga fala niszczenia wszystkiego, co polskie, nawiedziła Muzeum w okresie pełnienia funkcji jego dyrektora przez pewną wpływową kobietę, która bazując na wysokopartyjnych powiązaniach, dopuszczała się na terenie Muzeum przestępstw, miażdżyła każdego, kto się o prawdę czy uczciwość upominał, aż wreszcie złapana na nadużyciach została karnie z tego stanowiska zwolniona. Nic więc dziwnego, że źródeł dotyczących historii tempa rozwoju Muzeum zachowało się bardzo mało.

Za życia Włodzimierza Dzieduszyckiego w skład Muzeum wchodziło siedem działów: zoologiczny (najliczniejszy), botaniczny, paleontologiczny, geologiczny, mineralogiczny, prehistoryczny, etnograficzny.

W okresie międzywojennym przez połączenie zbiorów paleontologiczno-geologicznych z mineralogicznym liczbę działów zredukowano do pięciu, a obecnie przez przekazanie działów prehistorycznego i etnograficznego merytorycznym dla tych dyscyplin muzeom Ukraińskiej Akademii Nauk, liczbę działów zredukowano do trzech: zoologicznego, botanicznego i paleontologicznego i mają one status zbiorów wyłącznie naukowych. Wyodrębniono specjalny zbiór dydaktyczny dla zwiedzających. Muzeum utrzymuje obecnie też Biologiczną Stację Górską Menczuł na Czarnohorze.

Pamiętać musimy, że najstarszym i najbogatszym był dział zoologiczny, a zwłaszcza jego kolekcja ornitologiczna. Warto też przypomnieć, że wszystkie eksponaty w Muzeum pochodziły wyłącznie z ziem polskich z okresu przedrozbiorowego, a więc sprzed 1772 r. Uszło to nawet oku cenzora austriackiego i zostało uwidocznione w akcie fundacyjnym Ordynacji Poturzyckiej, gdzie instytucja ta została określona jako „Muzeum ziem polskich w granicach 1772 roku".

Jedna tylko kolekcja nic czyniła zadość tym warunkom. Był nią mały zbiorek morskich „konchyliów" czyli skorup mięczaków oraz szkieletów szkarłupni, korali i gąbek jego ukochanej matki, Pauliny z Działyńskich Dzieduszyckiej. który przywieziony z Zarzecza, znajdował się w oddzielnej szafce na honorowym miejscu Muzeum. Według relacji przekazanej autorowi przez Włodzimierza Dzieduszyckiego juniora, Muzeum, będące już w nowym lokalu przy ulicy Teatralnej 18, zwiedził dygnitarz wiedeński generał gubernator Baumgarten w towarzystwie ministra spraw wewnętrznych Agenora Gołuchowskiego. Gdy oprowadzający ich po Muzeum Włodzimierz Dzieduszycki senior oświadczył na wstępie, że Muzeum jego obejmuje zbiory z całej Polski w granicach przedrozbiorowych, że gromadzi wszystko co polskie, co Polska wydała, co się na ziemiach polskich rodzi od najdawniejszych czasów, wówczas minister Gołuchowski przyjął tę wypowiedź gospodarza z pobłażliwym uśmiechem, natomiast generał gubernator wypowiedziawszy zdanie „das ist Hochverrat" (zdrada stanu) skrócił swą wizytę w Muzeum.

Przejdźmy teraz chociażby pobieżnie przez poszczególne sale i działy tego osobliwego Muzeum.

Na parterze tuż za bramą wejściową znajduje się obszerna sień prowadząca na dziedziniec, którą wykorzystano na ekspozycje dendrologiczną i mineralogiczną. Pod ścianami sieni na podwyższeniu znajdują się przekroje z części odziomkowej dwu bardzo starych dębów, jeden o średnicy 2 metrów, drugi - 1,6 metra, dalej przekroje limby o 412 słojach w przekroju, przekroje modrzewia, sosny, ogromny blok skalny z kryształów soli kuchennej, drabinka górnicza okryta kryształami soli kuchennej w różnych kształtach, gipsy, alabastry i porfiry, bryła wosku ziemnego, węgla kamiennego i brunatnego. Na podwórzu zwanym wirydażem pod ścianami murów znajdują się dwa drzewa zrośnięte pniami z zachowaniem dwu kręgów słojów, dwa pnie buków połączone wspólną gałęzią, która wrastając w obydwa pnie tworzy literę N, dalej pień skamieniałego drzewa szpilkowego, wyciągnięty z Sanu sczerniały pień dębu, pień dwu zrośniętych topoli nadwiślańskich oraz różne skamieliny.

Z sieni na prawo prowadzi wejście do części administracyjnej, mieszkania woźnego oraz pracowni kustosza Władysława Zontaka, na lewo zaś prowadzi wejście do małego przedsionka, gdzie znajdowała się prowizoryczna ręczna winda, a stąd do biblioteki i gabinetu - pracowni Fundatora.

Gabinet urządzony był skromnie. Przy jednej ze ścian znajdował się wiejski kominek ozdobiony huculskiej produkcji kafelkami. Ściany były ozdobione rogami, a strop wzmocniony był w pośrodku żelaznym, ozdobnym w kwiaty słupem. Meble skromne, założone książkami i okazami ptaków będących w opracowywaniu Fundatora. W jednej szafie znajdowało się wykonane z drewna miniaturowe gospodarstwo chłopskie. Wnętrze tego skromnego gabinetu-pracowni odzwierciedlało w pełni usposobienie i piękną duszę pracującego w nim prywatnego uczonego.

Na klatce schodowej prowadzącej na pierwsze piętro stało we wgłębieniu w ścianie popiersie ojca Fundatora, Józefa Dzieduszyckiego, a w bibliotece duże popiersie w brązie Włodzimierza Dzieduszyckiego, dłuta wybitnego rzeźbiarza Nalborczyka.

Za życia Fundatora na pierwszym piętrze znajdowało się 12 sal, spośród których dwie zawierały zbiory paleontologiczne (głównie kopalnych kręgowców), a pozostałe zawierały kolekcje zwierząt dzisiaj żyjących. W okresie międzywojennym dokonano pewnych przemieszczeń, w następstwie których 4 sale zajmował dział botaniczny, a pozostałe dział zoologiczny. W każdej sali było po kilka lub kilkanaście obszernych oszklonych szaf muzealnych typu wiedeńskiego, wykonanych jednakowo, bardzo solidnie, wprost artystycznie z jasnego drewna przez jakiegoś wytrawnego mistrza. Wszystkie szafy zachowują do dziś doskonałą funkcjonalność i świeżość jasnej politury. Na uwagę zasługuje także doskonałe oszklenie szaf wykonane z grubych i bardzo przejrzystych szyb. Drugie piętro zajmowały zbiory mineralogiczne, geologiczne, paleontologiczne, prehistoryczne i etnograficzne.

W okresie międzywojennym nadzór nad każdym, działem sprawowali honorowo przeważnie profesorowie lwowskich wyższych uczelni. Byli nimi: w dziale zoologicznym początkowo prof. Kazimierz Kwietniewski, a później dr Jan Kinel i doc. dr Jan Noskiewicz, a botanicznym prof. Tadeusz Wilczyński, mineralogiczno-geologiczno-paleontologiczny m przez długie lata prof. Józef Siemiradzki, a po jego śmierci w roku 1933 dr Jan Kinel, zasięgając rad prof. Wilhelma Friedberga, prehistorycznym prof. Leon Kozłowski i dr Sulimirski, etnograficznym prof. Adam Fischer.

Dział zoologiczny. Był on najbogatszy w eksponaty. W roku 1895 był on reprezentowany przez 8328 gatunków w 38 225 egzemplarzach, a do roku 1939 stan ten wzrósł podobno blisko trzykrotnie. Było wśród nich, a zwłaszcza wśród owadów, kilkaset nowo opisanych gatunków. Dokładniejsze ustalenie liczby gatunków jest niemożliwe z powodu zniszczenia archiwów. Niewiele też wnosi zapis w sprawozdaniach Jana Kinela informujący, że w roku 1915 stan działu zoologicznego wynosił 136 550 okazów, w roku 1920 -139 308 okazów, a w roku 1937 - 150 079 okazów. Nie można bowiem ustalić, czy do tych liczb wliczał dr Kinel także okazy paleontologiczne.

Szczególną wartość naukową miała kolekcja ptaków. W roku 1907 było ich w zbiorach 295 gatunków w 2259 okazach, wystawionych przeważnie na tle naturalnym, z gniazdami, jajami, w obydwu płciach i w różnym wieku. Są wśród nich gatunki, których dziś na tych ziemiach już się nie spotyka. Wszystkie kręgowce, a zwłaszcza ptaki, są preparowane przez Władysława Zontaka, preparatora Kalkusa a nieliczne także przez samego Fundatora, w sposób wprost artystyczny. Przegląd ich ułatwiały bardzo trafnie sformułowane metryczki z zaznaczeniem nazw w językach łacińskim, niemieckim, francuskim i polskim, te ostatnie w kilku wersjach gwarowych lub regionalnych. W roku 1907 gatunków ryb było 56. płazów - 15, gadów - 10, ptaków - 295, ssaków - 60, a wśród nich wiele rzadkości faunistycznych lub gatunków w ogóle już nie spotykanych.

Bardzo interesujące były także kolekcje bezkręgowców, zwłaszcza owadów. W roku 1895 było ich 7420 gatunków w 31 152 okazach. Zbiory były ustawione według systemu naturalnego Jerzego Cuviera, tj. ewolucyjnym, poczynając od grup najwyższych.

Ilościowy stan zbiorów Działu Zoologicznego Muzeum im. Dzieduszyckich 

 
GRUPY ZWIERZĄT

Rok

1865  1880  1895  1907 
gat. Egz.   gat.  egz.  gat.  egz.  gat.  egz.
Ryby 51  269 50  320  54  377 56  -? 
 Płazy  17  55  16?  76  12  168  15  -? 
Gady    -?  -?  49 10 95 10  -? 
 Ptaki    226  1024 286 1459  290  2108  295   2259
 Ssaki    15  16  49 207 64  405  60  -?
Ogólna liczba kręgowców  349  1364  407  2111  430  3153  436  3900
Gąbki  -?  -?  -?  -?  39 -?  -? 
Robaki (dawn.)  -? -? 11  20  12  29  -? -?
Skorupiaki  3  9  30  4  30  -?  -? 
Pajęczaki       -? -? 255 1280 256 1280 -? -?
Owady       3796 14553 7230 32515 7420 31152 -? -?
Mięczaki     -? -? 88 1251 200  2542  -? -?
 Ogólna liczba bezkręgowców  3799  14562  7788  35096  7899  35072  -?  -? 
Ogólny stan Muzeum  4148   15926 7995  37207  8328  38225  -? -?

Stan z roku 1865 przedstawiono na podstawie danych zawartych w Kronice domowej Dzieduszyckich (1865), stan z roku 1880 - na podstawie Włodzimierza Dzieduszyckiego: Muzeum Dzieduszyckich, II, Ptaki (1880), stan z roku 1895 - na podstawie: Włodzimierza Dzieduszyckiego Przewodnik po Muzeum im. Dzieduszyckich z roku 1895, stan z roku 1907 na podstawie Przewodnik po Muzeum im. Dzieduszyckich (1907).

Dzieduszycki nie zasklepiał się w interesach tylko własnego Muzeum, lecz chętnie darowywał spreparowane dublety muzeom krajowym, zastępując je w swej ekspozycji nowymi okazami. Są wzmianki, że pozostawał w stosunkach wymiennych z Władysławem Taczanowskim na rzecz Warszawskiego Gabinetu Zoologicznego, z Maksymilianem Siłą-Nowickim na rzecz Muzeum Komisji Fizjograficznej krakowskiej Akademii Umiejętności i z Franciszkiem Chłapowskim na rzecz Muzeum Przyrodniczego Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Chociaż nie było w owym czasie w zwyczaju gromadzenia serii okazów danego gatunku, to jednak darowizny te utrudniały późniejszym systematykom prowadzenie analizy porównawczej gatunków. Dzieduszycki podaje, że w roku 1880 na 1459 egzemplarzy ptaków było zaledwie 257 okazów pochodzących z darów, resztę zaś, tj. blisko 5/6 zawdzięcza Muzeum własnym zabiegom.

Znacznie uboższy, lecz nie mniej ciekawy był też dział botaniczny, mieszczący się w 4 salach na I piętrze. W skład jego wchodziły zakupione przez Dzieduszyckiego zbiory profesorów Uniwersytetu Lwowskiego Jacka Łobarzewskiego, Antoniego Rehmana, Mariana Raciborskidgo oraz uboższe kolekcje pozauniwersyteckich botaników lwowskich, m.in. Władysława Tynieckiego, oraz starszych naturalistów, jak Herbicha, Hiickla, Płachetki, Schauera. Najbogatszy był zielnik Łobarzewskiego składający się z 70 fascykułów, zawierających ponad 2000 gatunków roślin w 10 tysiącach okazów. W trzech pokojach były rozwieszone w ramach za szkłem kolekcje flory krajowej (ok. 30 tysięcy okazów roślin), ułożone według systemu Endlichera. Każda rodzina była reprezentowana przez najbardziej charakterystyczne dla niej gatunki. W ostatnim pokoju były złożone zielniki. Znajdowało się tam również wiele okazów paleobotanicznych zebranych przez Zejsznera i Raciborskiego oraz flory górnokredowej z Potylicza, reprezentujących najważniejsze grupy flory kopalnej, a także zasuszone okazy i modele niektórych gatunków grzybów oraz zbiór porostów zebranych przez Władysława Boberskiego. Do działu botanicznego należały również wspomniane już ogromne pnie drzew umieszczone w wejściowej sieni i na podwórzu, a pochodzące z lasów Dzieduszyckiego.

Opiekunem tego działu był w okresie międzywojennym profesor botaniki Uniwersytetu JK Tadeusz Wilczyński (1888-1981), który w latach 70-tych przekazał wartościową część swojego zielnika roślin naczyniowych Instytutowi Botaniki PAN w Krakowie.

Dowodem zainteresowań botanicznych Włodzimierza Dzieduszyckiego był też założony przez niego w roku 1875 ścisły rezerwat leśny zwany „Pamiątką Pieniacką", którego celem była ochrona ponad dwu stuletnich buków oraz gnieżdżącego się tam orlika białego. Rezerwat ten został podczas sowieckiej okupacji w roku 1940 całkowicie wyrąbany. Bardzo bogaty był dział mineralogiczno-paleontologiczno-geologiczny. Był on najstarszy. Początki jego sięgają bowiem roku 1832, kiedy to ojciec Włodzimierza, Józef Dzieduszycki, zakupił od młodego geologa krakowskiego Ludwika Zejsznera kolekcję skal i minerałów z okolic Krakowa, Nowego Sącza, Krzeszowic, Niziny Sandomierskiej, Lwowa, Złoczowa i kilku innych miejscowości podkarpackich. W skład tego zbioru wchodziło 280 gatunków minerałów i skał w 2 tysiącach okazów, a ponadto sto kilkadziesiąt kości zwierząt pleistoceńskich kości z tatrzańskiej groty pod Magurą, z brzegów Dniestru i Sanu, a także 460 minerałów, skał i kości nierozpoznanych bliżej zwierząt. Nieco później zakupił też zbiór skamielin z okolic Lwowa po radcy Nechaju, kolekcję Antoniego Rehmana, geologa Seweryna Płachetki i innych. Do tych zbiorów dołączono w dalszych okresach kolekcje z wycieczek pracowników Muzeum do różnych okolic kraju oraz darowizny różnych osób. Zbiory te były podstawą do poważnych prac naukowych L. Zejsznera, T. Ungera J. Grzybowskiego, Januszkiewicza, J. Siemiradzkiego, M. J. Nowaka, W. Friedberga, W. Rogali. W uporządkowanie ich bardzo wiele bezinteresownej pracy wniósł zmarły w 1933 roku prof. Józef Siemiradzki.

Wydobycie w roku 1907 z pokładów wosku ziemnego w Staruni i naukowe opracowanie pod względem anatomicznym całego ciała nosorożca włochatego oraz szkieletu mamuta przysporzyło Muzeum im. Dzieduszyckich światowego rozgłosu. Natomiast odkrycie to stało się bezpośrednią przyczyną założenia nowego pisma sfinansowanego przez Polską Akademię Umiejętności w Krakowie pt. „Starunia" (1934-1950).

Ilościowo skromny, ale bardzo cenny był dział prehistoryczny (archeologiczny). W skład jego wchodziły różne przedmioty pochodzące z dawnych cmentarzysk i kurhanów oraz przedmioty dekoracyjne z kruszców z różnych okresów naszej historii znajdowane na ziemiach polskich. Najcenniejszą kolekcję w tym dziale stanowił tzw. skarb michałkowski o wadze 5 kg złota, pochodzący prawdo- podobnie z grobu jakiegoś króla scytyjskiego.

Dział etnograficzny zaczął Dzieduszycki organizować najpóźniej, bo dopiero po Wystawie Światowej w Wiedniu w roku 1873 i Wystawie Powszechnej w Paryżu w roku 1878, gdy przekonał się, jak wielkie zainteresowanie wzbudziły przywiezione przez niego chałupnicze wyroby galicyjskich włościan, oparte na starych tradycjach ludowych przekazanych im jeszcze przez przodków, bądź też będące wspomnieniem odległej przeszłości, dziś już nie znanej im ojcowizny, z której na teren Podkarpacia w zamierzchłej przeszłości przywędrowali. Gdy wiadomość o sukcesie Dzieduszyckiego z powodu ekspozycji na tych wystawach kilkudziesięciu kompletów ubrań i innych wytworów ludowych z Galicji, a zwłaszcza z Podhala i Huculszczyzny, dotarła do przyjaciół ziemian i innej inteligencji wiejskiej, zaczęły napływać liczne dary. Jako pierwszych ofiarodawców wymienia w swym przewodniku z roku 1880 panie Katarzynę z Branickich Potocką, Marię Potocką, Marię i Annę Horodyskie, Karolinę z Darowskich Dzieduszycką i Annę z Działyńskich Potocką. Bardzo wiele wyrobów huculskich sprezentowali też Marceli Jasiński - wielki miłośnik pokuckiego regionu, a z okolic górnego Dniestru -Józef Gizowski.

W latach późniejszych sam lub za pośrednictwem swych najbliższych współpracowników dokupował na jarmarkach, bądź też u chałupniczych wytwórców - artystów różne przedmioty, wzbogacając nimi swe Muzeum. Dział ten zawierał w swej ekspozycji wiele oryginalnych, pięknych przedmiotów, lecz nie mógł się szerzej rozwijać z powodu braku miejsca. Do śmierci Dzieduszyckiego nie został on jednak zinwentaryzowany, a tym bardziej w okresie międzywojennym. Opiekunem tego działu mianował Włodzimierz Dzieduszycki junior profesora etnologii Uniwersytetu Lwowskiego dr. Adama Fischera, opłacanego ryczałtem rocznym.

W okresie międzywojennym dział ten wskutek braku funduszów na zabezpieczenie od pyłów i szkodników owadzich ulegał powolnemu niszczeniu, toteż ówczesny ordynat zamierzał przekazać go mającemu powstać we Lwowie Muzeum Człowieka. Jan Kinel w swym sprawozdaniu podaje, że w roku 1915 dział ten liczył 7286 okazów, a w roku 1920 7815 eksponatów. Dzieduszycki, pomimo swej skromności i nieśmiałości w obcowaniu, wynikającej m.in. także z wady wymowy, nie zamykał się w kręgu własnych zainteresowań naukowych i muzealnych, lecz chętnie udzielał się w szerszym życiu naukowym. Brał np. udział w I Zjeździe Lekarzy i Przyrodników w Krakowie w r. 1866 i wygłosił tam referat o osobliwościach fauny Galicji Wschodniej i swoich zbiorach. Wiadomo, że przemawiał wobec takich autorytetów, jak: profesor zoologii M. Nowicki referujący sprawę polskiej nomenklatury zoologicznej, były profesor geografii W. Pol - o rozmieszczeniu lasów na ziemiach polskich, profesor geologii Alojzy Alth - o nafcie w Galicji, a nauczyciel gimnazjum ks. Eugeniusz Janota - o konieczności ochrony pożytecznych ptaków.

Dzieduszycki był w roku 1875 współorganizatorem II Zjazdu Lekarzy i Przyrodników. Zjazd ten miał odbyć się w Poznaniu, lecz gdy władze pruskie ze względów politycznych na to nie zezwoliły, wówczas lekarze i przyrodnicy poznańscy zwrócili się nieśmiało do kolegów lwowskich, którzy w porozumieniu z władzami propozycję tę przyjęli. Zjazd ten odbył się w 1875 r., trwał 5 dni, a przyjechało nań 485 uczestników z wszystkich trzech zaborów. Przewodniczącym Zjazdu był dr August Narkiewicz ze Lwowa, a przewodniczącym Komitetu Gospodarczego Włodzimierz Dzieduszycki, który zresztą główną część kosztów Zjazdu pokrył z własnej szkatuły, prosząc tylko o dyskrecję. Prezesem obrad był prof. Józef Majer z Krakowa.

W powitalnej mowie dr Narkiewicz dyskretnie nadmienił, że zjazd ten doszedł do skutku dzięki pomocy pewnego szlachetnego mecenasa nauk przyrodniczych ze Lwowa, „który utworzył własnym kosztem w ciągu trzydziestoletniej niezmordowanej pracy gabinet przyrodniczy, w którym pomieścił piękności z wszystkich trzech królestw przyrody, jakimi w granicach naszej ojczyzny hojnie nas natura uposażyła. O ile nam wiadomo, prócz Anglii, Wittembergii... gabinet ten byłby trzecim w Europie mającym wyłącznie krajowe zbiory z tą tylko różnicą, że na utworzenie tamtych składały się państwa, ten zaś powstał nieugiętą wolą jednego... Piękne on też zdobył sobie imię i stanowisko w rzędzie naszych znakomitych mężów pod względem poświęcenia i patriotyzmu". Gdy oczy wszystkich zwróciły się ku Dzieduszyckiemu, ten zażenowany wstał i opuścił salę2.

Gdy prof. Mayer z Krakowa po zakończeniu Zjazdu dziękował Dzieduszyckiemu za wspaniałomyślną gościnność, ten odpowiedział, że „działa pod wpływem gwiazdy przyświecającej w Krakowie, tej najdostojniejszej Almae Mater, którą za młodu już przyzwyczaiłem się czcić i kochać... pod wpływem właśnie tego ciepła, które stamtąd rozlewa"3.

Uczestniczył też w następnych zjazdach - III Zjeździe w Krakowie w roku 1881 i IV Zjeździe w roku 1884 w Poznaniu. Na V Zjeździe we Lwowie w 1888 r., w którego organizację, pomimo choroby, włożył bardzo wiele inicjatywy i własnych funduszów, przewodniczył sekcji przyrodniczej i wygłosił referat O wędrówkach ptaków, a w szczególności pustynnika Syrrhaptes paradoxus4.

Proszono go również, aby na mającym się odbyć VI Zjeździe Lekarzy i Przyrodników w Krakowie w roku 1891 zorganizował wystawę najciekawszych eksponatów ze swego Muzeum, lecz z powodu złego stanu zdrowia musiał odmówić.

Brał udział w kilku międzynarodowych kongresach, głównie ornitologicznych, m.in. na I Kongresie Ornitologicznym w Wiedniu, a na Zjeździe Towarzystwa Antropologicznego w Wiedniu w roku 1884 wygłosił referat o kształtach, ornamentyce i sztuce wykonawstwa zabytków prehistorycznych na terenie Galicji. Dość często podróżował po Austrii, Niemczech, Węgrzech i wybrzeżach Adriatyku, zwiedzając muzea i nawiązując stosunki z tamtejszymi ornitologami. W wyjeździe naukowym do Muzeum Zoologicznego w Wiedniu towarzyszył mu Zontak. Nawet podczas kuracji w Abbazji czynił obserwacje nad życiem ptactwa wodnego. Uczestniczył też w różnych pomniejszych zjazdach krajowych i zagranicznych historyków, prehistoryków, antropologów i etnografów, będąc zawsze otaczany wielkim szacunkiem uczonych.

Bardzo doniosłą rolę wobec społeczeństwa spełnił Dzieduszycki nie tylko ofiarowując w roku 1880 swoje zbiory na rzecz narodu, lecz jeszcze chlubniejszą rolę spełnił przez zabezpieczenie „po wsze czasy" jego podstaw materialnych drogą połączenia Muzeum z Ordynacją Poturzycką, którą utworzył w 1893 r., na podstawie uchwały parlamentu wiedeńskiego, z kluczy poturzyckiego i zarzeckiego jako ordynacji rodowej, obciążonej obowiązkiem utrzymywania Muzeum. Na ten cel wyznaczył Fundator 12 tysięcy koron rocznie, która to kwota w okresie zaboru, tj. do roku 1918, była w pełni wystarczająca dla należytego rozwoju Muzeum, jednak w okresie międzywojennym była kwotą zbyt niską, aby utrzymać działalność Muzeum na poziomie sprzed I wojny światowej. Warto nadmienić, że zatwierdzenie przez wiedeński parlament Ordynacji Poturzyckiej w dniu 11 grudnia 1893 r. nie było łatwe. Rząd austriacki niechętnie bowiem zezwalał na tworzenie ordynacji, gdyż uszczuplało to dochody państwa. Wnioskowi, który w bardzo pozytywnym sensie referował życzliwy Dzieduszyckiemu znakomity etnograf wiedeński prof. Wilhelm Exner, sprzeciwił się poseł czeski Vaś, na co Exner odpowiedział, że „Dzieduszycki to Europejczyk, który do europejskiego poziomu chce podnieść lud Galicji przez ochronę swojszczyzny i dodatkowe zarobki z przemysłu domowego, poza tym jest on wybitnym dendrologiem i hodowcą lasów, które pieczołowicie ochrania". Muzeum Dzieduszyckiego określił jako „eine Schatzkammer, welche die ganze Hausindustrie Ostgaliziens mit Bukowina... in ausschöpfunder und systematischer Weise darstellt"5.

Poparł prof. Exnera poseł Rufin Barwiński w imieniu swych ukraińskich rodaków wdzięcznych za dostrzeżenie przez Dzieduszyckiego artyzmu i oryginalności w huculsko-ukraińskich wyrobach i za umożliwienie podniesienia stopy życiowej Rusinów. Wniosek Exnera został przez parlament uchwalony i ogłoszony w Dzienniku Ustaw Państwa z roku 1894.

W odrodzonej Polsce ustawodawstwo nie uznawało rodowych ordynacji i zniosło je, lecz dla Ordynacji Poturzyckiej zrobiono wyjątek i utrzymano ją.

W ten sposób Sejm odrodzonej Rzeczypospolitej Polskiej złożył pośmiertny hołd pamięci twórcy Muzeum6.

Nauka polska godnie uczciła pamięć swego szlachetnego mecenasa, nadając kilkunastu nowo opisanym gatunkom zwierząt i roślin nazwę gatunkową lub pod- gatunkową wywodzącą się od nazwiska Dzieduszyckiego, w stosunku do roślin: Microtlhelia dzieduszyckii Boberski, Pyrenula dzieduszyckii Körber, Weismania dzieduszyckii Szyszyłowicz, spośród owadów: Urophora dzieduszyckii Frauenf., Argyres thia dzieduszyckii Nowicki, Gelachia dzieduszyckii Now., Carabus dzieduszyckii Łomn, Helopborus dzieduszyckii Łomn., Otiorhynchus dzieduszyckii Łomn., spośród pająków Attacus dzieduszyckii Koch., z ptaków Picus canus dzieduszyckii Doman., z gadów Lacerta agilis L. var. dzieduszyckii, a spośród zwierząt kopalnych Perisphinctes dzieduszyckii Siem, i Froteus dzieduszyckii Alth.

Włodzimierz Dzieduszycki pomimo swej pozornej „nieporadności" był od zarania młodości bardzo czynnym społecznikiem i patriotą. Już w roku 1848 był członkiem konspiracyjnej Rady Narodowej na Galicję Wschodnią, w latach 1863- -1864 członkiem Organizacji Narodowej Pomocy Powstaniu Styczniowemu, w latach 1861-1867 posłem do Sejmu Krajowego (Lwów), w latach 1874-1878 posłem do Parlamentu Austrii w Wiedniu, w latach 1876-1878 marszałkiem Sejmu Krajowego. Poza tym był od roku 1848 prezesem Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarczego, od roku 1867 przewodniczącym Rady Powiatowej Brodzkiej, od roku 1876 prezesem Galicyjskiego Towarzystwa Łowieckiego, członkiem Rady Powiatowej Sokalskiej, kuratorem Szkoły Gospodarstwa Lasowego we Lwowie, której był zresztą również założycielem. Był od roku 1877 honorowym obywatelem miasta Lwowa, a później także Brodów, Sokala i Kołomyi.

Również towarzystwa naukowe krajowe i zagraniczne doceniały jego zainteresowania przyrodnicze i sztuką ludową, w dowód tego mianowały go członkiem honorowym lub tzw. czynnym (zob. Aneks).

Akademia Umiejętności w Krakowie w dowód uznania naukowej działalności i za ofiarowanie swego Muzeum na rzecz narodu mianowała Dzieduszyckiego w roku 1881 członkiem korespondentem swego Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego, a Uniwersytet Lwowski na wniosek prof. dra Benedykta Dybowskiego nadał mu w roku 1894 - za całokształt działalności naukowej i stworzenie placówki badawczej zabezpieczonej finansowo w swym rozwoju utworzeniem Ordynacji Poturzyckiej - najwyższą godność, jaką jest doktorat honoris causa.

Także kilkanaście innych stowarzyszeń gospodarczych, kulturalnych i społecznych mianowało Dzieduszyckiego swoim członkiem honorowym (zob. Aneks).

Przyznano mu ponadto liczne dyplomy honorowe lub ordery, medale za udział w wystawach krajowych i zagranicznych oraz wręczono wiele oficjalnych listów dziękczynnych (zob. Aneks). Za wystawę w Paryżu w roku 1878 otrzymał prócz medalu Krzyż Kawalerski Legii Honorowej.

Ostatnie lata swego żywota, wśród cierpień fizycznych, spędzał głównie we Lwowie. Z każdym rokiem czuł się coraz to gorzej. Dokuczały mu głównie nogi, które były zawsze opuchnięte, nie mógł chodzić i posługiwał się inwalidzkim wózkiem, a w Muzeum także prymitywną windą, czyli fotelem wciąganym na piętro na sznurach, poruszanych przez służącego ręcznie za pomocą korby.

Osią, wokół której wirowały wszystkie jego myśli, było ukochane Muzeum. Gdy mieszkał przy rodzinie, dowożono go tam codziennie na wózku i spędzał po 4-6 godzin na porządkowaniu i oznaczaniu zbiorów. Gdy temu trybowi życia przeciwstawiła się żona, urządził sobie w Muzeum obok pracowni pokoik sypialny, spędzając w nim noce, a posiłki przysyłała mu tam żona, mieszkająca w pobliskim pałacyku przy ulicy Kurkowej. Jak opisuje Chłędowski, pokoik ten miał ściany obite huculskimi kilimkami i obwieszone obrazami Grottgera i Juliusza Kossaka, a łoże na wzór chłopskiego łóżka zbudowane, było pokryte zgrzebną bielizną i bogato ozdobione ludowym haftem ruskim.

W sposobie ubierania się był Hrabia bardzo zaniedbany. Chodził w czamarze lub surducie, którego kołnierz był od potu zatłuszczony i pełen plam. Na próżno były perswazje żony i córek. Hrabia stawał się coraz to bardziej uparty, z błahych powodów obrażał się, często dochodziło do rodzinnych sprzeczek, wobec czego w ostatnich latach życia przeniósł się prawie na stałe do swego ukochanego Muzeum. Żyjąc tam w samotności, zgorzkniał, stawał się okresowo trudnym do współżycia i biada temu kto odważyłby się skrytykować cokolwiek w jego muzeologicznej działalności lub postępowaniu.

Pani Hrabina zajęta była wzorowym wychowywaniem czterech córek i życiem towarzyskim, a cały dom otaczała aureola wielkiego znawstwa sztuki i literatury. Bywało w nim. zwłaszcza podczas świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia, na słynnych przyjęciach wielu artystów, literatów i w ogóle cała artystyczna i arystokratyczna śmietanka Lwowa. Schodził wówczas na święta ze swej pustelni do pałacu również pan Włodzimierz, dzieląc z rodziną radości i smutki, których też nie brakło. Najstarsza córka Klementyna wyszła bowiem nieszczęśliwie za hrabiego Szembeka, który jej majątek roztrwonił, narobił długów i był złym mężem, toteż małżeństwo to przysporzyło państwu Dzieduszyckim niejedną bezsenną noc.

Latem 1899 r. Dzieduszycki prze bywając we Lwowie począł szybko upadać na siłach. Dokuczała mu puchlizna i ból nóg (choroba układu krążenia), astma i serce, toteż prosił, aby go przewieziono do Poturzycy, gdzie spodziewał się polepszenia samopoczucia, przebywając na świeżym wiejskim powietrzu. Miał już wówczas 74 lata. Wkrótce po przyjeździe do Poturzycy stracił przytomność, a majacząc, nawet u progu wieczności nie mógł się wyzwolić z kręgu marzeń o dalszej rozbudowie swojego ukochanego dzieła. Będąc już w nieprzytomnym stanie, przywoływał jeszcze pracowników Muzeum, wydawał im jakieś rozkazy, snuł jakieś plany reorganizacji zbiorów. Pomimo troskliwej opieki i zabiegów lekarzy, zmarł w Poturzycy dnia 18 września 1899 r.

Zmarł, ale pozostało jego wiekopomne dzieło. Ekspozycja przyrodnicza w jego Muzeum była wielką lekcją fizjografii kraju, dział prehistorii dawał pogląd na jego początki, a dział etnograficzny ratował od zagłady starą kulturę wsi i utrwalał swojskie wzory w stosowanej sztuce ludowej. Pracownie naukowe wraz z odpowiednimi urządzeniami i bogatą biblioteką fachową umożliwiały kontynuowanie badań ojczystego kraju, a wydawane przez Muzeum publikacje szerzyły i utrwalały wiedzę o ziemiach polskich, ich faunie, florze, przeszłości i etnografii.

Śmierć tego niepospolitego człowieka, wywołała nie tylko we Lwowie, ale w całej Galicji wielki smutek. Na gmachach jego Muzeum. Ossolineum, Sejmu Krajowego i innych instytucji, z którymi współpracował lub był ich dobrodziejem, pojawiły się czarne flagi na znak żałoby. Profesor anatomii Uniwersytetu Lwowskiego Henryk Kadyi wraz z fizykiem miejskim drem Głowińskim dokonali zabalsamowania zwłok, po czym ubrano je w czarny ozdobny kontusz i wystawiono wśród kwiatów w głównej sali pałacu. Nieprzebrane tłumy miejscowej oraz przybyłej ze Lwowa i okolicy ludności różnych stanów i wyznań składały pośmiertny hołd swemu dobroczyńcy. Eksportację zwłok z poturzyckiego pałacu na oddalony 7 km dworzec kolejowy przeprowadzono w dniu 23 września, skąd rano o godzinie 7.30 specjalnym pociągiem przewieziono je do oddalonego ponad 150 km Jarosławia, a stamtąd do odległego o kilka kilometrów kościoła w Zarzeczu, gdzie pragnął spocząć przy swej uwielbianej matce. W owym specjalnym pociągu, w którego pierwszym wagonie złożono wśród niezliczonych wieńców metalową trumnę zmarłego, w dalszych wagonach towarzyszyło mu około 400 osób z samego tylko Lwowa. Pociąg zatrzymywał się na stacjach we Lwowie, Gródku Jagiellońskim, Mościskach, Przemyślu i Jarosławiu, a na każdej z nich wyczekiwało setki ludzi wraz z duchowieństwem zarówno rzymsko-, jak i greko katolickiego obrządku w liturgicznych szatach dla oddania przez modły i śpiewy żałobne hołdu dla Zmarłego.

Trumnę na swych barkach wynieśli z wagonu ubrani w narodowe stroje chłopi polscy i ruscy, po czym przejęli ją co kilka minut zmieniający się przyjaciele spośród najznakomitszej szlachty, ubrani w staropolskie stroje. W Jarosławiu na stacji oraz w Zarzeczu oczekiwały tysiące ludzi w żałobnych strojach ze wszystkich sfer, stanów i religii, aby oddać hołd temu niezwykle szanowanemu człowiekowi. Sumę w kościele zarzeckim odprawił ks. biskup Sołecki, a kazanie ogłosił spowiednik i przyjaciel zmarłego arcybiskup ormiański ks. Issakowicz, po czym kondukt ruszył do grobowca. Wśród hymnów żałobnych śpiewanych na przemian w języku łacińskim i starocerkiewnym prowadzili go po prawej stronie biskupi rzymskokatoliccy Puzyna i Pelczar, a po lewej stronie biskup grekokatolicki Czerkawski w gronie wyższego duchowieństwa unickiego.

Mowy nad grobem trwały ponad dwie godziny. Jako pierwszy przemawiał ówczesny prezes Akademii Umiejętności prof. Stanisław Tarnowski, który podkreślając wielką skromność zmarłego oraz ofiarność na rzecz nauki i kultury, stwierdził, że „była to czysta szlachetność, ta która wie, że człowiek nie jest dla siebie tylko stworzony, wierzy w to szczerze i z tą świadomością zgodnie chce żyć, nie dla siebie". Jako drugi przemawiał w imieniu Wydziału Krajowego dr Józef Wereszczyński, który przedstawił udział Dzieduszyckiego w pracach społeczno-narodowych, jego rolę w rozwoju autonomii w kraju oraz przemysłu krajowego w okresie dzierżenia laski marszałkowskiej. Trzeci głos zabrał znany historyk i działacz narodowego ruchu ukraińskiego w Galicji, profesor literatury ruskiej w Uniwersytecie Lwowskim i poseł do parlamentu wiedeńskiego Aleksander Barwiński. Dał on wyraz czci i miłości społeczeństwa ukraińskiego, a zwłaszcza ludu wiejskiego dla zmarłego, stwierdzając, że Dzieduszycki, „prawnuk rycerzy kresowych na Rusi... nie znał różnicy narodowości zamieszkującej ten kraj, umiłował zarówno lud polski, jak i ruski". Mówca zaznaczył, że „miłość ludu ruskiego nie była u śp. Dzieduszyckiego ani wpływem poczucia sprawiedliwości, ani pochodziła z oceniania chwilowego położenia, ani z żadnych względów politycznych. On... szlachcic, Polak zrodzony, a wzrosły wśród ludu ruskiego... kochał lud ruski wrosły w jego serce... nie znał różnic między polskim a ruskim ludem w czynach i ofiarach"7.

Były też przemówienia innych „notabli" stanowych (szlachty) i rządowych, m.in. rektora Uniwersytetu Lwowskiego prof. Abrahama i burmistrza miasta Lwowa. Jako ostatni przemawiał w językach polskim i ruskim wieśniak z Pieniak, Andrzej Serediuk.

Duchowni obydwu obrządków przy bardzo licznym udziale wiernych przez trzy dni odprawiali nabożeństwa żałobne za spokój duszy swego dziedzica i dobroczyńcy we wszystkich kościołach i cerkwiach znajdujących się na terenie włości Dzieduszyckich.

Po pogrzebie w pięknych salach i galeriach pałacu zarzeckiego odbyła się tradycyjna pogrzebowa stypa, po czym uczestnicy pogrzebu specjalnym pociągiem odjechali w kierunku Przemyśla, Lwowa i Sokala8.

O Włodzimierzu Dzieduszyckim i jego wielostronnej działalności pisało za życia, a zwłaszcza po jego śmierci wielu autorów. Do ważniejszych należą publikacje: M. Tyrowicza i J. Nusbauma-Hilarowicza.

Pomimo upływu prawie stu lat od śmierci Włodzimierza Dzieduszyckiego, nie doczekaliśmy się zorganizowania takiego drugiego z prawdziwego zdarzenia Centralnego Muzeum Przyrodniczego Ziem Polskich, które zwłaszcza obecnie, gdy Muzeum im. Dzieduszyckich z powodu zmian granic znalazło się poza obszarem Polski, a tereny naszego kraju wskutek antropopresji ulegają ekologicznym zmianom, byłoby ze wszech miar pożądane.

DALEJ...

COPYRIGHT by Gabriel Brzęk 1994

Powrót
Licznik