Rozmówka rodzajowa z panną ciekawą.

-Czegoż pan wiecznie się kręci,
ki diabeł pana przynagla?
Aha! Już wiem co się święci,
pan pewnie karmi u Weigla.

No wie pan! dać się tak żywcem
żreć wszom dla nędznych pieniędzy,
to...to już trzeba byc chciwcem,
przecież nie zdycha pan z nędzy.

Co do mnie nigdy... a ile
pan karmi dziennie mniej więcej?
co? nie! pan się nie myli?
naprawdę? osiem tysięcy?

I w czym to... w klatkach, na ręce?
aha? na łydce lub udzie...
wszystko na takiej tasiemce...
lecz wszy lubują się w brudzie.

Więc skąd te środki przesadne...
trzeba wpierw zmyć sublimatem...
i gumki też? to paradne!
no i to koniec już na tym?

I ile minut? czterdzieści?
to swędzić musi okropnie,
gdzie pan to wszystko pomieści...
a was tam dzielą na stopnie

I według tego przydziały...
dają od razu? na raty...
co tydzień... chleb niby biały
pół funta ersatz-herbaty...

Płacą słyszałam wam marnie...
3 grosze sztuka? Mój Boże!
choć jeśli tyle pan karmi
to nie jest znowu najgorzej.

Lecz takie mnóstwo krwi tracić...
wiem, mam znajomych lekarzy
no niech się pan nie tłumaczy,
widać od razu po twarzy.

I "zakładówka" do tego...
(wy to spławiacie po cichu)
lecz wiem, że na Potockiego
siedmiu umarło na tyfus.

No niech pan przyjmie w pokorze
do swego serca tę lekcję...
ale!... a miałby pan może
jakąś tam dla mnie protekcję?

May

Powrót
Licznik