Copyright © 2004 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo - Wschodnich.
Oddział w Krakowie.
Wszystkie prawa zastrzeżone.

TRZEBA PAMIĘTAĆ

CRACOVIA LEOPOLIS 3 (39)/2004

Do czasu II wojny Lwów był jednym z miast w Polsce najbogatszych, i to w sposób wieloraki. Nie brakowało mu niczego: od niezwykłej historii poczynając, poprzez zabytki, reprezentacyjne ulice i monumentalne gmachy, przebogate zbiory muzealne, archiwalne i biblioteczne - publiczne i prywatne, życie naukowe, artystyczne, teatralne i sportowe, na niepowtarzalnym folklorze miejskim kończąc. Dziś mało kto o tym wie, choć z literatury i prasy - niejako mimochodem - można się wiele dowiedzieć. Także z własnych obserwacji, rozmów, relacji. Niestety coraz mniej się o tym mówi, przeciwnie -jakby to ukrywano. Nawet lwowiacy nie bardzo zdają sobie z tego sprawę.

Owo bogactwo uległo w dużej mierze zniszczeniu, w najlepszym razie rozproszeniu. Zanika też świadomość i wiedza. Na szkoły i uczelnie liczyć nie można. Cóż z tego, że jakaś część dzisiejszej inteligencji wie, że Panorama Racławicka przyjechała do Wrocławia ze Lwowa, podobnie pomnik Fredry na wrocławskim Rynku, a Sobieskiego w Gdańsku, Cóż z tego, że niektórzy historycy i historycy sztuki orientują się, że we Lwowie -mimo niemałych zniszczeń, wywiezienia i rozkradania - pozostałe tam zbiory naukowe i artystyczne należą ciągle do najważniejszych dla Polski i że bez lwowskich kolekcji nie ma poważniejszej wystawy w kraju...

Moc dóbr utknęła w powojennych muzeach w RP, nie tylko we Wrocławiu czy Bytomiu, ale nawet w Krakowie i Warszawie, gdzie pamięć o lwowskiej proweniencji całkiem utraciła. Także w kościołach, kościółkach i klasztorach (już parokrotnie relacjonowaliśmy wystawy pamiątek z krakowskich klasztorów).

I jeszcze zbiory prywatne. Jakaś część pozostała, bo nie dało się wywieźć. Co się tam z tym dzieje - mamy jedynie strzępy informacji. Niemało powędrowało do Kijowa, Charkowa czy Moskwy. Część wywiezionych przedmiotów sztuki i pamiątek właściciele sprzedali - żeby żyć, inna część trafiła do państwowych zbiorów - przykładem kolekcja kobierców rodziny Kulczyckich, która trafiła do... Zakopanego. Jakieś resztki tkwią na pewno u rodzin, ale potomkowie ekspatriantów coraz mniej wiedzą, co to i skąd. I nie zawsze doceniają*.

Problem dotyczy nie tylko Lwowa, także Wilna i całych Ziem Wschodnich. Liczne pałace i dwory były przepełnione dziełami sztuki, księgozbiorami i bezcennymi archiwaliami. Te w większości poszły z dymem, jakaś uratowana część znalazła się we Lwowie, a co zostało - rozkradli ci i owi. Smętne resztki dotarły do powojennej Polski.

Ale to tylko jedna strona problemu- Kto - poza historykami na uniwersytetach -jest dziś świadom, że tamte Ziemie broniły Polski i Europy przed najazdami ze wschodu i południa**. Ilu to historyków na wyższych uczelniach wykłada przyszłym nauczycielom historii w szkołach średnich o tym, jak mieszkańcy tamtych Ziem byli od wieków mordowani, porywani, więzieni, zsyłani na katorgi, deportowani całymi rodzinami, poniewierani, a w końcu wygnani ze swoich małych ojczyzn, pozostawiając domy, dobytek i trupy najbliższych? l co my wszyscy - ogół - byśmy o tym wiedzieli, gdyby ci, którzy ocaleli, nie pisali wspomnień, wydawanych własnym kosztem? Ilu historyków z tego korzysta? Ilu dziennikarzy, publicystów? A przecież nie wszystko jeszcze zostało opowiedziane! Kto układa podręczniki, w których próżno by o tym wszystkim czytać?

Co robić, by nauczyciele wiedzieli cokolwiek o tamtej ogromnej części dziejów i kultury narodu, kraju? Kto z nich uświadamia sobie (nawet, jeśli to czy owo zasłyszeli), że istotna część wielkich Polaków pochodzi z tamtych stron, poczynając od dwóch (z trzech) wieszczów i największych wodzów***, i jak wielka część polskiej literatury, sztuki, nauki, techniki - od czasów pradawnych, a ze szczególną intensywnością w XIX i połowie XX wieku – powstała tam właśnie? Jak duża część polskiej inteligencji tam się wykształciła, a większość naszych współczesnych towarzystw naukowych, organizacji zawodowych, społecznych, sportowych - zaczęła się we Lwowie?

Każdy naród, każda społeczność regionalna czy miejska, wkładają wiele wysiłku, by swoje dzieje i osiągnięcia oraz wkład do ogólnej kultury i cywilizacji - badać, rozważać, popularyzować. Czynią to Niemcy, Francuzi, Hiszpanie, Rosjanie i wszyscy inni. Czynią to warszawiacy, krakowianie, poznaniacy. A co ze Lwowem i Wilnem, które przez wiele wieków dawały swój wkład do narodowego bytu, do polskiej kultury? Oczywiście: o miastach i ziemiach utraconych też się w III RP myśli, bada, pisze. To jednak nie ta sama skala, to jest margines zainteresowania krajowych uniwersytetów, akademii, naukowców. l tym samym jakaś część polskiej kultury pozostaje odłogiem. Ktoś małoduszny zapyta tu: skoro tyle wiemy, to co jest jeszcze do badania? I dla kogo? Odpowiemy: przez 60 lat powojennych ciągle pracuje się nie tylko nad Krakowem, Warszawa, czy Poznaniem, i nie tylko nad Lublinem, Tarnowem czy Toruniem, ale także nad Nowym Targiem, Suwałkami lub Piotrkowem. Dlaczego to samo nie ma się należeć Grodnu, Stanisławowowi, Tarnopolowi, Drohobyczowi, ale także Czortkowowi, Samborowi, Brześciowi nad Bugiem, Oszmianie? Tam się też toczyło życie polskie, z wszystkimi przymiotnikami: czasem tragiczne, czasem spokojne, zawsze pracowite, społeczne, rodzinne, kulturalne... I całkiem niespodziewanie przerwane przed sześćdziesięciu laty. Czy przez to zasługuje na zapomnienie, na zlekceważenie? Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej nie wolno pozostawiać w zapomnieniu, bo to jest wielka część naszego narodowego bytu, naszej świadomości i tożsamości.


Zarząd Główny TMLiKPW na czerwcowym Walnym Zjeździe zalecił wszczęcie starań o powołanie do życia Instytutu Polskiego Dziedzictwa Historii i Kultury Kresów Wschodnich.
Jego działalność miałaby objąć trzy główne dziedziny:

  • inicjatywę i koordynację badań naukowych (wraz z badaniami własnymi) w dziedzinie prehistorii, historii politycznej, militarnej, społecznej, gospodarczej; etnografii i językoznawstwa; historii architektury i sztuki, historii kultury (literatury, teatru, muzyki), biografistyki itd.
  • gromadzenie zbiorów archiwalnych, bibliotecznych i muzealnych
  • nadzór nad stanem zachowania polskich zabytków i zbiorów pozostałych poza wschodnią i północną granica^ III RP oraz podejmowanie starań o ich ratowanie.

Do prowadzenia tego tematu - wespół z wszystkim organizacjami kresowymi - został powołany jego inicjator - Andrzej Chlipalski. Wszystkich Czytelników CL wraz z bliskimi im kręgami, prosimy o poparcie. Czekamy na listy

Redakcja

* Tu warto przypomnieć polskie stroje ludowe z podlwowskich Sokolnik (i innych wsi), którymi miała się zająć młoda etnografka o korzeniach sokolnickich, ale mimo upływu dziesięciu lat, tematu nie podjęła. A co miało zginąć - zginęło.

** Zwróćmy uwagę, że owe podchody - już nie tylko na naszą część świata - nie ustały dotąd z tych samych dokładnie kierunków. Szczęśliwie dziś już nie jesteśmy sami, a droga na Nowy Jork nie musi już biec przez Podole albo Węgry...

*** Mickiewicz i Słowacki, Sobieski, Kościuszko, Piłsudski...

Powrót
Licznik