Uwagi wstępne
Zasadniczą kwestią, jakiej poświęcono niniejszą książkę, jest mord polskich nauczycieli akademickich we Lwowie – a zatem wydarzeniu, o którym w Polsce wspomina każdy podręcznik historii, natomiast w Niemczech pozostaje ono względnie mało znane. Zbrodnia ta miała dalekosiężne skutki. Z jednej strony była tragedią w sensie czysto ludzkim, z drugiej zaś strony dokonano likwidacji ważnych przedstawicieli naukowej elity kraju, co po raz kolejny unaoczniło wszystkim, że narodowi socjaliści w swej niemal niewyobrażalnej brutalności nie cofną się przed żadnym okropieństwem. Wielu z zamordowanych profesorów uchodziło w swoich dziedzinach za autorytety i cieszyło się doskonałą opinią poza granicami kraju.
Dnia 30 czerwca 1941 roku, tuż po agresji na ZSRS, „na tyły walczącej armii“ – jak to wówczas określano – wkroczyły grupy operacyjne Gestapo oraz SD, które w kilka dni wymordowały ponad 7000 osób. W nocy z 3 na 4 lipca pododdziały Einsatzkommando d.z.s. (do zadań specjalnych) dokonały aresztowań 52 osób w ich prywatnych mieszkaniach. Nazwiska naukowców, będących pracownikami lwowskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza, Politechniki Lwowskiej, Państwowego Szpitala Powszechnego oraz Akademii Medycyny Weterynaryjnej umieszczono już wcześniej na liście poszukiwanych. Poza nimi aresztowano również żony, synów w wieku powyżej 18 lat, znajomych, którzy przypadkowo się tam znaleźli, innych mieszkańców domów i służbę. Następnie dokonano krótkich przesłuchań, którym towarzyszyły akty poniżania, wyzwiska i inne szykany. Gdy wskutek zdenerwowania syn dr. Stanisława Ruffa dostał ataku padaczki, zastrzelono go na oczach rodziców. Wraz z prof. Longchamps de Bérier rozstrzelano trzech jego synów w wieku od 18 do 25 lat. Pani Mięsowicz straciła ojca, syna, szwagra i kuzyna. Z domostwa prof. Ostrowskiego zabrano i stracono siedem osób. Członkowie niemieckiego komanda wymordowali większość z 45 aresztowanych osób jeszcze tej samej nocy, a także w dniach następnych.
Średni wiek profesorów wynosił 58,6 lat, emerytowany prof. Sołowij miał 82 lat. Niemal wszyscy byli oddani nauce i z wyjątkiem prof. Kazimierza Bartla żaden z nich nie prowadził działalności politycznej. Poza dr. Ruffem żaden z nich nie był też Żydem. Oprawcy z SS wymordowali ich w ramach tak zwanego programu likwidacji inteligencji po to, by zastraszyć innych. W celu zatarcia śladów dnia 8 października 1943 roku ekshumowano masową mogiłę profesorów, a następnie spalono ich ciała.
Przy dokonywaniu zbrodni wykorzystano doświadczenia roku 1939, zdobyte po napaści wermachtu na Polskę w dniu 1 września, a którą to agresję Hitler nazywał jedynie „manewrem“. Wkrótce potem (21 października 1939 r.) führer sygnalizował już, że po „zwycięstwie nad Zachodem“ na celownik chce wziąć Rosję po to, by zdobyć „przestrzeń życiową na Wschodzie“. W jego ocenie stało się bowiem jasne, że armia rosyjska nie ma wielkiej wartości. I tym razem Hitler miał nie zważać na prawo międzynarodowe i traktaty, lecz działać z zaskoczenia i z największą zbrodniczą energią.
Wraz z utworzeniem Generalnego Gubernatorstwa (26 października 1939 r.), będącego czymś w rodzaju obszaru kolonialnego w centralnej Polsce, stworzono organizacyjne podstawy do ucisku ludności polskiej, grabieży zasobów i przygotowania eksterminacji Żydów.
Mord profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego służył we Lwowie za wzorzec – podobnie jak likwidacja przedstawicieli polskiej inteligencji w ramach tzw. „Nadzwyczajnej akcji pacyfikacyjnej“ (akcja AB), przeprowadzonej w okresie od maja do lipca 1940 roku. Także i w tej fazie wykorzystywano już Sonderkommando d.z.s.
W roli osób wykonujących zadania występowali tak we wcześniejszym, jak i późniejszym okresie w dużej mierze dokładnie ci sami dowódcy jednostek SS, którzy w ten sposób zapewniali ciągłość działań podejmowanych w Galicji.
1 sierpnia 1941 r. do Generalnego Gubernatorstwa włączono „Dystrykt Galicja“ — jak Niemcy w języku swej administracji nazywali ten region — ze stolicą we Lwowie. Bez wsparcia cywilnej administracji nie udałoby się przygotować i dokonać tu holocaustu. Żadnego z przedstawicieli cywilnego rządu tego okresu nie pociągnięto po wojnie do odpowiedzialności karnej.
W ramach „akcji Reinhard“ rozpoczęło się „ostateczne rozwiązywanie kwestii żydowskiej“ w Galicji Wschodniej. Jego ofiarą padło od wiosny 1942 roku pół miliona osób. W większości zagazowano je w obozie zagłady w Bełżcu. Mimo tego faktu w żadnym innym dystrykcie Generalnego Gubernatorstwa nie było aż tylu przypadków rozstrzelań, co właśnie tu. We Lwowie powstało trzecie co do wielkości getto, po Warszawie i Łodzi (Litzmannstadt).
Osoby podejrzane o dokonanie mordu na profesorach były także głównymi sprawcami holocaustu w Galicji Wschodniej, dlatego kwestia ta stanowi drugi główny wątek, jakiemu poświęcono niniejszą pracę. Rekrutujący się z SS członkowie dowództwa Sonderkomando d.z.s. objęli po 1 września 1941 r. kluczowe stanowiska w nowo utworzonym dystrykcie. Byli to sztabowcy dowództwa SS i policji we Lwowie (SS- und Polizeiführer) oraz dowództwa policji bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei) oraz służby bezpieczeństwa (Sicherheitsdienst) we Lwowie, a także dowódcy lokalnych jednostek policji bezpieczeństwa w Stanisławowie, Tarnopolu, Drohobyczu, Czortkowie i Kołomyi. Niniejsza praca ukazuje również na wybranych przykładach to, co Klaus-Michael Mallman uwydatnił w swoim projekcie badawczym „Sprawcy Shoah“ — mianowicie to, że proces likwidacji Żydów był nie tylko normowany i sterowany „z góry“, lecz że sprawcy sami wykazywali daleko idącą samodzielność i własną inicjatywę, zaś kodeks etyczny SS owocował podwójnymi standardami moralnymi, ponieważ chciwi koniunkturaliści bogacili siebie samych, sprawcy holocaustu częstokroć przekraczali zaś granicę „hańbienia rasy“ po to, by zaspokoić na najróżniejsze sposoby swój popęd płciowy.
Pod względem bezwzględności i okrucieństwa kryminalnej energii i kreatywności owych zbrodniarzy, wspieranych przez wermacht, policję porządkową (Schutzpolizei), bataliony policji niemieckiej i pomocnicze oddziały policji ukraińskiej, nie dają się przyrównać z niczym innym.
Poza rozstrzelaniami i zagazowywaniem ludzie tracili życie wskutek bezwzględnego programu „Eksterminacja przez pracę“ realizowanego w obozach pracy przymusowej przede wszystkim wzdłuż szlaku tranzytowego nr 4, zwanego „Rollbahn Süd“. Pośród lwowskich wzgórz zwanych Janowskimi Piaskami, położonych nieopodal osławionego obozu przy ul. Janowskiej, odbywały się masowe rozstrzelania. Równocześnie sformowano tam „brygadę śmierci“, która w ramach tzw. „Akcji 1005“ miała usuwać ślady masowych grobów. Praca owych godnych współczucia ludzi, których niemal wszystkich na koniec rozstrzelano, była tak odrażająca, że nie sposób jej nawet opisać – przynajmniej nie w szczegółach. Perwersja sprawców posunięta była tak daleko, że zmuszali oni złożoną z więźniów obozową orkiestrę do grania „Tanga śmierci“, by towarzyszyło ono grupom jeńców prowadzonych na egzekucje. Wieczorami zaś ci sami muzycy musieli przygrywać na prywatnych imprezach organizowanych przez członków obozowej załogi SS.
Dnia 27 lipca 1944 r. Lwów zajęła Armia Czerwona. Do tego momentu naziści wymordowali w Galicji Wschodniej ponad 525 000 ludzi, w tym od 97 do 98 procent wszystkich żyjących tam Żydów. Wydarzenia tego okresu wryły się w zbiorową pamięć narodów polskiego i ukraińskiego i rzutują do dnia dzisiejszego, a może już na zawsze, na ich stosunek do Niemiec.
Już w listopadzie 1944 roku sowiecka komisja śledcza rozpoczęła dochodzenie w sprawie zbrodni we Lwowie. W memorandum, które wykorzystano jako dowód w procesie norymberskim, opisano najważniejsze akcje eksterminacyjne i miejsca egzekucji. Odniesiono się przy tym również do zamordowania profesorów. Na liście podejrzanych wskazywano imiennie na 69 osób, które były odpowiedzialne za najróżniejsze zbrodnie.
Po zakończeniu wojny polska utrzymywała w Berlinie-Charlottenburgu misję wojskową, która zajmowała się koordynowaniem wymiany dokumentów o wartości dowodowej z aliantami i ściganiem zbrodniarzy wojennych. Misja ta ściśle współpracowała z polskim przedstawicielem przy Komisji Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych (UNWCC). Starania o wydanie przez aliantów zbrodniarzy nazistowskich do Polski kończyły się jedynie częściowym powodzeniem, mimo to ekstradycją objęto około1800 osób. Podejrzani stawali w Polsce przed sądem. Siedem wyroków śmierci dotyczyło członków oddziału operacyjnego d.z.s. – nie udało się przy tym jednak wyjaśnić zbrodni na profesorach lwowskich. Wyroków nie wydawały sądy partyjne czy wojskowe, lecz sądy karne pod przewodnictwem przedstawicieli dawnej elity polskiego sądownictwa, którzy z reguły przestrzegali również zasad uczciwego procesu. Za tym przemawia również przedrukowany w aneksie wyrok śmierci na Ericha Engelsa, dyrektora referatu ds. Żydów komendy policji i służby bezpieczeństwa (KdS) we Lwowie.
Polska dysponowała jedynie ograniczonymi możliwościami w zakresie wyjaśniania kulisów mordu profesorów lwowskich. Konieczne było ograniczenie się do ustalenia osób, które były świadkami aresztowań, z oddali obserwowały egzekucję lub wiedziały coś ze słyszenia. Gros sprawców zbrodni, o ile przeżyli oni wojnę, przebywało bowiem w Niemczech, gdzie częstokroć cieszyli się znów „szacunkiem i urzędem“ – również jako funkcjonariusze policji i wymiaru sprawiedliwości.
Nieściganie morderców profesorów lwowskich w powojennych Niemczech jest trzecim głównym zagadnieniem, jakiemu poświęcony jest niniejsza praca. W latach od 1964 do 1994 Państwowa Prokuratura w Hamburgu prowadziła śledztwo, którego celem było pociągnięcie sprawców do odpowiedzialności. Najwyraźniej jednak prokuratorów opanowała swego czasu dość rozpowszechniona w kręgach politycznych, prawniczych i policyjnych, ale także w opinii publicznej mentalność, która nakazywała odcięcie się grubą kreską od czasów nazistowskich. Wprawdzie prowadzone śledztwa wciąż krążyły wokół nazwisk określonych oficerów SS, którzy musieli uchodzić za głównych podejrzanych, jednak hamburskie organy ścigania zaniechały niemal wszystkich działań, które mogłyby doprowadzić do udowodnienia im winy. Zaniechania karnoprocesowe i błędy kryminalistyczne opierały się na przejrzystym schemacie działania. Zasadniczo oskarżeni zyskiwali status świadków, nigdy nie wnoszono o nakaz aresztowania, podczas przesłuchań nie stawiano ważnych pytań, nie podejmowano pilnie wymaganych dochodzeń oraz świadomie dokonywano fałszywych ocen prawnych. W końcu praktykowano również to, co do historii powojennego sądownictwa w Niemczech weszło jako „biologiczne przedawnienie“, to znaczy z procesami czekano aż do śmierci podejrzanych lub do momentu, w którym nie mogli oni w nich uczestniczyć ze względów zdrowotnych.
Heski prokurator generalny, dr Fritz Bauer (1903–1968), skonstatował kiedyś, że od niemieckich postępowań sądowych nie można tak długo oczekiwać obszernego i rzetelnego rozliczenia z przeszłością, jak długo znacząca część przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości personalnie lub mentalnie – to znaczy w związku z wyobrażeniami prawnymi i autorytarnymi postawami przejmowanymi w trakcie kształcenia prawników – była ogólnie powiązana z Trzecią Rzeszą, a zwłaszcza z ówczesnym sądownictwem. W ciągłości personalnej wymiaru sprawiedliwości i policji Bauer upatrywał przyczyny trudności ze ściganiem zbrodni.
W NRD w okresie od 1950 do 1959 roku skazano łącznie 4 717 osoby za zbrodnie okresu wojny i narodowego socjalizmu. Jak wskazują na to statystyki skazanych, dostępne w Federalnym Ministerstwie Sprawiedliwości, wprawdzie w RFN do 1993 roku rozpoczęto postępowanie przeciw 105 688 osobom, jednak wyrok skazujący zapadł tylko w przypadku 6 494 oskarżonych. Do wyjątków należały sytuacje, w których zaangażowani prawnicy, jak na przykład naczelny prokurator krajowy Sichting, kończyli śledztwa sformułowaniem aktu oskarżenia i doprowadzali do skazania sprawców, lub gdy w innych przypadkach działanie wymuszała sytuacja dowodowa. Dotyczyło to przypadków, w których ofiary przez dłuższy czas były narażone na obcowanie ze sprawcami, na przykład w obozach koncentracyjnych, obozach pracy przymusowej lub gettach. Częstokroć znały one nazwiska swoich oprawców, dzięki czemu ci, którzy przeżyli wojnę, mogli powiadamiać organy sądowe o przestępstwach, a wobec takiego faktu obojętnie nie mógł przejść nawet najbardziej niechętny prawnik. Jeśli jednak konfrontacja sprawców i ofiar była krótkotrwała – jak miało to miejsce w przypadku mordu profesorów lwowskich – a do tego nikt nie przeżył lub przeżyło niewielu świadków, śledztwo natrafiało na trudności lub też nadarzała się pożądana okazja do umorzenia postępowania. Często powoływano się również na okoliczność działania pod przymusem rozkazu sprzecznego z prawem. Badania niemieckiego Centralnego Urzędu ds. Badania Zbrodni Nazistowskich wykazały jednak, że nie istnieje żaden przypadek, w którym rzeczywiście zachodziłaby okoliczność działania pod przymusem rozkazu sprzecznego z prawem. W postępowaniu w Hamburgu dnia 19 maja 1976 r. przesłuchiowano dr. Erharda Kroegera. Ten SS-Standartenführer był dowódcą oddziału operacyjnego nr 6 i do chwili swej ekstradycji przez lata ukrywał się we Włoszech pod nazwiskiem Koch. O mordzie profesorów nie miał nic do powiedzenia, choć w protokole z jego przesłuchania z 19 maja 1976 r. znajduje się niewiarygodna wypowiedź: „Zarządziłem rozstrzelanie we Lwowie. W związku z tą akcją byłem oskarżony tu w Tybindze przed sądem przysięgłych i uznano mnie za niewinnego. Jak pamiętam, podczas tej akcji kazałem rozstrzelać około siedemdziesięciu do osiemdziesięciu osób, z czego znaczącą część stanowili Żydzi.“ Takie orzecznictwo sprawiało, że sprawcy tacy jak Kroeger czuli się zrehabilitowani.
Podczas gdy zasłużone prace Dietera Pohla i Thomasa Sandkühlera rozpatrują całe spektrum zbrodni nazistowskich w Galicji Wschodniej (Sandkühler dodatkowo opisuje inicjatywy Bertolda Beitza, których celem było ratowanie ludności), niniejsza monografia koncentruje się na konkretnym zagadnieniu i jego pogłębionej analizie. W tym względzie możliwe było odwołanie się do ustaleń personalnych dostępnych w Archiwum Federalnym w Berlinie (dawniej BDC), meldunków zdarzeniowych z ZSRS oraz zasobów dotyczących Generalnego Gubernatorstwa i Dystryktu Galicyjskiego. Oddział zamiejscowy Archiwum Federalnego w Ludwigsburgu udostępnił mi duplikaty akt sądowych, zwłaszcza te dot. kompleksu lwowskiego oraz postępowań dot. Stanisławowa, Tarnopola, Kołomyi i Czortkowa, a także postępowania przeciwko Oberländerowi i batalionowi Nachtigall. W Archiwum Państwowym w Hamburgu dostępne były akty śledztwa, których przedmiotem był mord profesorów lwowskich. Po raz pierwszy możliwe było również przejrzenie zasobów Archiwum Międzynarodowej Służby Poszukiwawczej w Bad Arolsen, która to instytucja otwiera się na powszechne badania historyczne. Ponieważ obóz zagłady w Bełżcu odgrywał kluczową rolę dla ludobójstwa w Galicji Wschodniej, w niniejszej pracy przytaczam Raport Gersteina, mając na uwadze jego autentyczność. W archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie istotne okazały się m.in. akta procesowe, zasób Sicherheitspolizei i SD, a także archiwalia dotyczące rządu Generalnego Gubernatorstwa.
W roku 1989 prof. dr hab. Zygmunt Albert opublikował we Wrocławiu dokumentację dotyczącą mordu profesorów lwowskich. Tym, co daje do myślenia, jest fakt, że już 9 października 1974 r. oferował on państwowej prokuraturze w Hamburgu udostępnienie znanych mu relacji świadków zdarzeń. Materiał ten mógł tym samym znaleźć odzwierciedlenie i w niniejszej pracy.
Wrocław stał się nową ojczyzną dla naukowców, którzy w pierwszych miesiącach po wojnie opuścili Lwów. Niemożliwe było bowiem uprawianie przez nich nauki i dalsze nauczanie studentów na utworzonym w roku 1661 przez polskiego króla Jana Kazimierza Uniwersytecie Lwowskim, który znalazł się teraz pod rządami sowietów. Jawne nawiązywanie do tradycji tej lwowskiej uczelni drażniło jednak władze, które w ramach stalinizacji Polski chciały wymazać wszelką pamięć o polskich elitach we Lwowie. Wrocławscy Lwowianie zostali uznani za przedstawicieli „kręgów reakcyjnych“ i wrogów Polski Ludowej. Z tego względu nie udało się zrealizować zgodnie z planem idei, która zrodziła się końcem lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku i zakładała upamiętnienie pomordowanych profesorów pomnikiem na Placu Grunwaldzkim. Pierwotny tekst inskrypcji zmieniono bowiem tak, by dotyczył wszystkich profesorów pomordowanych przez Niemców. Dopiero w okresie „Solidarności“, w listopadzie 1981 r., pomnik uzupełniono o tablicę, na której wyszczególniono nazwiska pomordowanych profesorów lwowskich. Tym samym udało się przerwać politycznie nakazaną anonimowość, jaka otaczała ich postaci.
Prof. dr. hab. Tomaszowi Cieszyńskiemu z Uniwersytetu Wrocławskiego dziękuję za zaufanie. Jako prezes Związku Potomków Lwowskich Profesorów zamordowanych przez Gestapo w lipcu 1941 roku zwrócił on moją uwagę na ten temat i poprosił mnie, bym zainicjował odpowiedni projekt badawczy. Prof. Cieszyński był obecny przy aresztowaniu swojego ojca. Oprawcy z SS chcieli zabrać i jego. Gdy spytali go o wiek, jego matka odpowiedziała przytomnie: „Ma dopiero siedemnaście lat“. Te słowa uratowały życie temu dwudziestolatkowi.
Bardzo wdzięczny jestem również prezesowi Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, panu dr. hab. Januszowi Kurtyce, który ofiarnie wspierał moją pracę. Swymi poradami i wsparciem służył mi we wspaniały sposób także jego osobisty referent, pan mgr Mateusz Szpytma. Dziękuję również dyrektorowi Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, panu prokuratorowi Dariuszowi Gabrelowi, a także dyrektorowi archiwum IPN, panu dr. Zbigniewowi Nawrockiemu.
Za pomoc przy tłumaczeniu tekstów dziękuję pani mgr Marcie Siwik (j. polski), pani Tatianie Ariai (j. rosyjski) oraz panu Wolfowi Backhausowi (j. holenderski).
Jeśli chodzi o archiwa niemieckie, swą szczególną wdzięczność chcę wyrazić dla:
pana Mösera z Archiwum Federalnego w Berlinie;
pani Bartolomä i pana Toptansciego, z oddziału zamiejscowego Archiwum Federalnego w Ludwigsburgu;
pani Julii Brüdegam, Archiwum Państwowe w Hamburgu;
pani Elke Helmentag i pana Josta z Międzynarodowej Służby Poszukiwawczej (ISD) w Bad Arolsen.
Na koniec dziękuję panu naczelnemu prokuratorowi krajowemu dr. Riedlowi, dyrektorowi Centralnego Urzędu Krajowych Zarządów Sprawiedliwości ds. Badania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu, za kompetentne rady i wsparcie przy badaniu tematu.
Podobnie jak w przypadku każdej z moich książek swą krytyczną radą służyli mi również przyjaciele: dr Dieter Hoffmann w kwestiach prawnych, dr Heinrich Nuhn (historyk) oraz prof. dr Hans See (kryminolog), którzy sprawdzili mój rękopis.
Last but not least, serdecznie dziękuję dyrektorce wydawnictwa J.H.W. Dietz Nachf., pani Hilde Holtkamp, za jej wyrozumiałość i za to, że tolerowała opóźnienia w realizacji tego projektu, a także panu Alexandrowi Behrensowi (redakcja) i pani Mareike Malzbender (kontakty z prasą i reklamą).
Niniejszą książkę poświęcam zmordowanym profesorom lwowskim, członkom ich rodzin, przyjaciołom i domownikom, którzy padli ofiarą haniebnej zbrodni nazistowskiej.
Dieter Schenk
Schenklengsfeld, maj 2007