Dzieło Rudolfa Weigla ofiarowane ludzkości i Polsce W sierpniu 1939 r. kiedy nad Polską zawisła groźba napaści niemieckiej, zgłosiłem się do profesora Weigla jako student medycyny, wyrażając gotowość pracy przy wyrobie szczepionki dla Wojska Polskiego i zaraz zostałem zatrudniony. Zakład Biologii UJK we Lwowie nastawiony na potrzeby Ministerstwa Spraw Wojskowych w chwili wybuchu wojny miał znacznie rozwiniętą produkcję szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu. Sowieccy okupanci (po wkroczeniu 22.IX.1939 do Lwowa) włączyli Zakład prof. Weigla do nowo utworzonego Instytutu Sanitarno-Bakteriologicznego ze względu na produkcję szczepionki. Natomiast z racji dydaktycznych do Lwowskiego Medycznego Instytutu. Profesorowi Weiglowi nakazano kontynuację produkcji szczepionki. Od momentu wprowadzenia tych zarządzeń produkcja Zakładu szła do Związku Sowieckiego na zabezpieczenie Czerwonej Armii, a tylko jej mała część pozostawała dla ludności cywilnej. Ampułki ze szczepionką zaczęto oznaczać rosyjskimi napisami na szkle. Okres pierwszej okupacji sowieckiej naznaczony był tysiącami aresztowań, narastającym udręczeniem całego społeczeństwa polskiego, którego kulminację stanowiły przeprowadzane przez NKWD brutalne wywozy rodzin, których ojcowie i mężowie byli uwięzieni lub internowani. Liczba osób wywiezionych wówczas z Małopolski Wschodniej wynosiła wiele setek tysięcy ludzi. Niestety zatrudnienie w Zakładzie prof. Weigla nie chroniło przed okrucieństwem władz sowieckich. W czerwcu 1941 roku III Rzesza Niemiecka uderzyła na swego wspólnika - Związek Sowiecki. Uciekające NKWD wymordowało w więzieniach lwowskich kilka tysięcy aresztowanych, pozostawiając stosy trupów w celach więziennych. W trzy dni później, po panicznej ucieczce Rosjan, wkroczyli Niemcy. Formacje SS i Gestapo rozpoczęły kolejne zbrodnie, mordując grupę 23 profesorów wyższych uczelni Lwowa wraz z grupą najbliższych im osób i zaraz objęły swą działalnością wszystkich Żydów i Polaków. Zakład prof. Weigla okresowo zwany Sanitarno-Epidemiologicznym Instytutem, został podporządkowany władzom niemieckim i nazwany "Institut für Fleckfieber und Virusforschung". Kierownictwo naukowe Niemcy pozostawili prof. Weiglowi polecając mu utrzymanie produkcji szczepionki a nawet jej rozszerzenie. Do tego celu posłużył uprzednio zajęty przez władze sowieckie budynek dawnego gimnazjum im. Królowej Jadwigi przy ul. Potockiego. Całą produkcję szczepionki skierowano dla niemieckiej armii lądowej. Profesor Weigl był kilkakrotnie poddawany naciskowi ze strony władz niemieckich i wabiony obietnicami, aby przyjął narodowość niemiecką jako tzw. "Reichsdeutsche", ale zawsze kategorycznie odmawiał. Fakt ten ma tym głębszą wymowę, że Rudolf Weigl był synem rodziców Austriaków: Fryderyka Weigla i Elżbiety z domu Krösel, a czuł się od wczesnej młodości Polakiem. Poczucie narodowości polskiej zawdzięcza Weigl szczególnym kolejom swego życia. Otóż we wczesnym dzieciństwie, kiedy zmarł jego ojciec Fryderyk, owdowiała matka zamieszkała wraz z dziećmi we Wiedniu, gdzie poznała i poślubiła Polaka Józefa Trojnara, profesora gimnazjalnego. Drugie małżeństwo matki wprowadziło małego Rudolfa i jego rodzeństwo w atmosferę polskości. Wkrótce cała rodzina przeniosła się do Małopolski, gdzie ojczym jego otrzymał stanowisko dyrektora gimnazjum najpierw w Jaśle, potem w Tarnopolu a na koniec w Stryju. Młody Rudolf Weigl, zaraz po złożeniu matury, studiował na Uniwersytecie Lwowskim, na którym się doktoryzował. Tak więc dom rodzinny, a potem klimat polskiej kultury ukształtowały poczucie narodowe i patriotyzm Weigla. Weigl był świadomy tragicznego losu kolegów-profesorów, bo w kilka godzin po ich rozstrzelaniu jego asystent Zbigniew Stuchly, który zbiegiem losu był świadkiem egzekucji, złożył mu dokładna relację. Gestapo zataiło jej fakt i starał się zatrzeć ślady zbrodni. Sam Stuchly doznał takiego wstrząsu, że nie odważył się wrócić do tego wspomnienia nawet po zakończeniu wojny i dopiero w wiele lat później złożył dokładne sprawozdanie na miejscu kaźni we Lwowie. Jak mogę dziś ocenić, Rudolf Weigl postawił sobie w tych strasznych chwilach za cel ratowanie biologicznej i intelektualnej substancji narodu polskiego. Wykorzystując pozostawiona przez Niemców możliwość angażowania osób potrzebnych do pracy w rozbudowanym Instytucie w charakterze karmicieli, hodowców, strzykaczy, kontrolerów i preparatorek oraz rozmaitych pracowników pomocniczych, zatrudnił wszystkich nauczycieli akademickich spośród zgłaszających się profesorów i docentów oraz adiunktów i asystentów a także jeszcze większą grupę studentów polskich, zagrożonych przymusem pracy w Rzeszy, albowiem przynależność do Instytutu chroniła przed wywozem na roboty do Niemiec. Należy przy tym powiedzieć, że wśród pracowników Instytutu znaleźli zatrudnienie niektórzy profesorowie pochodzenia żydowskiego. Pod pretekstem badań lekarskich kandydatów do pracy w Instytucie Weigl umożliwił masowe szczepienie młodzieży lwowskiej przeciw tyfusowi plamistemu, które przeprowadzali dr Karol Różycki, lekarz Władysław Kuzia i dr Henryk Mosing. Szczepionkę na ten cel uzyskiwał kosztem produkcji dla Niemców z rozlewni zawiesiny i zatapialni ampułek, którymi kierował adiunkt Jan Starzyk. Wspominając najbliższych współpracowników prof. Weigla w okresie wojennym należy wymienić jego żonę Zofię z domu Kulikowską, z która miał syna Wiktora. Pani profesorowa do chwili swojej śmierci była dobrym duchem rodziny i pracowników Zakładu. Należy również wymienić asystentkę prof. Weigla dr Annę Herzig, która pomagała mu w sprawach personalnych, a którą poślubił po zakończeniu wojny, po śmierci pierwszej żony. Ogrom dzieła Weigla w ratowaniu polskości można w przybliżeniu ocenić na podstawie materiałów, jakie udało się nam wspólnie z prof. Zbigniewem Stuchlym zebrać w roku 1988 w ankiecie publicznej. Otóż na liście osób, które mogliśmy zidentyfikować jako pracowników Zakładu prof. Weigla w okresie II wojny światowej znajduje się ponad 80 nazwisk profesorów wyższych uczelni, spośród których około 80% osiągnęło stopień samodzielnych pracowników nauki już po wojnie, albowiem w okresie "weiglowskim" w większości byli jeszcze studentami, a niektórzy z nich asystentami. Jakże wspaniale świadczy to o umiejętności przewidywania, jaką w swej misji okazał prof. Rudolf Weigl! Badając dalej listę byłych pracowników prof. Weigla stwierdzamy, że jest na niej w sumie 50 lekarzy, wśród których 22 to profesorowie akademii medycznych, a 9 to ordynatorzy albo dyrektorzy szpitali. Z tej listy dowiedzieć się można, że znaczna część grupy 26 magistrów inżynierów osiągnęła wysokie stanowiska w polskim przemyśle powojennym. A dalej - lista ta informuje nas, że spośród 19 magistrów i doktorów prawa, kilku osiągnęło wysokie stanowiska w administracji państwowej. I rzecz szczególnej wagi: wśród byłych pracowników prof. Weigla jest grupa wybitnych przedstawicieli teatru, muzyki, poezji i literatury oraz sztuk plastycznych. Ale na tym nie koniec. W okresie wojny Weigl dokonał pewnego ofiarnego czynu, który w kontekście rasistowskich rygorów ma wymiar szczególny. Mam na myśli jego akcję na rzecz getta warszawskiego, której przypadkowo byłem świadkiem na wiosnę roku 1942. Otóż jednego popołudnia poszedłem do Zakładu Weigla przy ul. Św. Mikołaja, gdzie mieściła się pracownia Profesora . Zapukawszy do drzwi wszedłem do pracowni. Weigl chodził po pokoju żywo rozprawiając, ale na mój widok zamilkł. Siedząca naprzeciw wejścia na taborecie dr Herzig wybuchła gniewem i powiedziała: "Proszę natychmiast wyjść!" W kącie z lewej strony siedział inżynier Stefan Szybalski przed stosem pudeł, jakich używano do pakowania szczepionki. Weigl jednak opanował się momentalnie i powiedział spokojnie: "Siadaj i nie przeszkadzaj!" Potem zwrócił się do inż. Szybalskiego: "zawiezie Pan szczepionkę do Warszawy dla getta. Ampułki mają napisy sowieckie. Niech Bóg ma w opiece Pana i nas wszystkich". A zwracając się do mnie rzekł: "Idź do domu i milcz!" Pojąłem powagę sytuacji i nie wspomniałem o tym nikomu. Był to drugi, jak się okazało, transport szczepionki do getta warszawskiego. Szczepionka dotarła na miejsce przeznaczenia, co po wojnie potwierdził prof. Hirszfeld, kiedy go o to zapytałem. Jak mogę dzisiaj ocenić, odtwarzając z pamięci obraz zgromadzonych pudeł, transport mógł zawierać około 30 tysięcy kompletów szczepionek weiglowskich. Zachodzi pytanie, jakie praktyczne znaczenie miał fakt, że szczepionka Weigla posłużyła w jednakowy sposób dwóm gigantycznym armiom w czasie drugiej wojny światowej? Wiadomo, że armia sowiecka była słabo zaopatrzona, a jej warunki sanitarne w czasie działań wojennych były kiepskie. Wiadomo również, że w okresie zimowych mrozów, zwłaszcza w czasie walk o Stalingrad, warunki sanitarne w armii niemieckiej nie były dobre. A jednak ani w jednej ani w drugiej armii nie wybuchła epidemia tyfusu plamistego. Wydaje się, że Bóg położył palec na dziele Rudolfa Weigla, które miało służyć ludzkości. Dwie armie rzucone na siebie przez dwie zbrodnicze ideologie, które wywołały druga wojnę światową, ginęły od kul na rozkaz swych wodzów, ale nie od choroby. Mówiąc o masowym działaniu ochronnym szczepionki Weigla należy powiedzieć, że w armii alianckiej nie było potrzeby jej zastosowania, gdyż ta zabezpieczona była świeżo wynalezioną substancja chemiczną zabijająca wszy, zwaną DDT. Ażeby nie pominąć masowego zastosowania szczepionki Weigla przeciw tyfusowi plamistemu w okresie przedwojennym, należy wspomnieć, że pierwsze takie szczepienia były przeprowadzone przez Weigla i jego ekipę wśród Hucułów w Małopolsce Wschodniej w ognisku istniejącej endemii. Drugie podobne zastosowanie znalazła ona w czasie pobytu Weigla w Abisynii, na wiosnę 1939. Należy również powiedzieć, że wszyscy misjonarze katoliccy, udający się do pracy w krajach Afryki i Azji, otrzymywali weiglowskie szczepienia ochronne. Omówiwszy w ogólnych zarysach znaczenie epidemiologiczne szczepionki profesora Weigla, jak również główne aspekty patriotyczne jego działalności w okresie wojny uważam za potrzebne wskazać na istotne wartości naukowe jego wspaniałego odkrycia. W tym celu warto przypomnieć, ze w roku 1928 Charles Nicolle otrzymał Nagrodę Nobla za stwierdzenie, iż zarazek tyfusu plamistego daje się przenosić na małpę i świnkę morską za pośrednictwem zakażonej wszy. Zarazek ten, zwany Rickettsia Prowazeki, można zobaczyć w świetle widzianym za pomocą mikroskopu immersyjnego. Odkrycie Nicolle'a polegające na wskazaniu mechanizmu przenoszenia choroby ma istotną wartość poznawczą, ukazało wszakże, że ani świnka morska ani małpa nie nadają się na pożywkę biologiczną do produkcji szczepionki, gdyż stężenie zarazka we krwi tych zwierząt jest znikome. Rudolf Weigl zrozumiał bardzo wcześnie - było to w okresie pierwszej wojny światowej, kiedy za zgodą rządu austriackiego prowadził badania nad tyfusem plamistym w obozach jenieckich w Czechach i na Morawach, a potem w pracowniach wojskowych w Tarnowie i Przemyślu - że w cyklu: zakażona wesz - człowiek - wesz, właśnie wesz jest naturalną pożywką bakteriologiczną, nadającą się do hodowli zarazka Rickettsia Prowazeki. Pomysł użycia wszy odzieżowej jako zwierzęcia laboratoryjnego był równie śmiały jak marzycielski, biorąc pod uwagę niezwykle małe rozmiary przestrzenne wszy w porównaniu z milion i więcej razy większymi zwierzętami laboratoryjnymi, jakimi posługiwali się odkrywcy szczepionek przeciw innym chorobom zakaźnym, np. Edward Jenner albo Ludwik Pasteur. Weigl zdumiewająco zręcznie pokonał nastręczające się trudności. Za pomocą mikropipety o średnicy światła kilku setnych części milimetra, wypełnionej wirlentną zawiesiną, używając mikroskopu, zaczął dokonywać wlewu doodbytniczego wszom, które w ten sposób zakażał. Po 5 dniach hodowli w termostacie i karmienia wszy ludzką krwią, wszy osiągały kulminacyjny punkt choroby i wtedy Weigl zabijał je w roztworze formaliny. Następnie wypreparowywał z ich ciała zakażone jelitko, posługując się znowu mikroskopem oraz mikronarzędziami. W tym aspekcie pracy można uznać Weigla za prekursora mikrochirurgii, która dziś wnosi istotny postęp do chirurgii rekonstrukcyjno-plastycznej. Z kolei, wypreparowane jelitko wszy Weigl poddawał rozdrobnieniu, a po oznaczeniu stężenia zarazków, miareczkował szczepionkę zapobiegawczą. Obmyślenie tej wspaniałej techniki mikroinfekcji i mikropreparatyki było rewelacyjnym osiągnięciem nauki. Niestety, odkrycie Rudolfa Weigla, polegające na zastosowaniu wszy odzieżowej jako pożywki bakteriologicznej do hodowli zarazka tyfusu plamistego oraz opracowanie zdumiewającej mikrotechnologii biologicznej nie zostało nagrodzone przez Komitet nagrody Nobla. Wydaje się, że opiniodawcy byli nie dość wnikliwi, ażeby pojąć przełomowe znaczenie dzieła Weigla. Należy mieć na uwadze, że w badaniach swoich Weigl ryzykował własne życie. Pionierzy badań nad tyfusem plamistym Ricketts i Prowazek ponieśli śmierć na skutek zakażenia ta chorobą. W czasie szczepienia wszy zawiesiną Rickettsii Prowazeka Weigl zakłuł się kapilarą w palec, wskutek czego zachorował bardzo ciężko na tyfus plamisty. Tym faktem wykazał po raz pierwszy niezbicie - bo nie było to jeszcze udowodnione - że właśnie Rickettsia Prawazeka jest zarazkiem tyfusu plamistego. Należy również dodać, że w czasie badań nad tyfusem plamistym Weigl wykazał, iż niespecyficzny odczyn zlepny służący do rozpoznania tej choroby za pomocą antygenu Proteus vulgaris OX19 zwany odczynem Weila-Felixa ustępuje specyficznemu i znacznie czulszemu odczynowi zlepnemu, który uzyskiwał antygenem Rickettsia Prowazeki. Odczyn ten, służący do bezbłędnej diagnozy laboratoryjnej tyfusu plamistego Charles Nicolle nazwał ku czci jego odkrywcy odczynem Weigla. Warto zauważyć, że kierując rozwiniętą produkcją szczepionki, profesor Weigl miał na uwadze czystość i jakość produkcji, wiedział bowiem, że jelito wszy podatne jest na zakażenie innymi rodzajami Rickettsii, takimi jak Rickettsia pediculi albo Rickettsia febris quintanae. Z tym faktem wiąże się potencjalne zastosowanie metody hodowlanej Weigla do celów identyfikacji zupełnie innych zakażeń przenoszonych przez zarazki zwane wirusami. Na ten pomysł wpadł pracujący w Instytucie w okresie okupacji niemieckiej lekarz i doktor filozofii Józef Kubicz, który zaczynając od pracy strzykacza i kontrolera bakteriologicznego został na koniec pracownikiem chemicznego laboratorium Instytutu. Kubicz, pracując jednocześnie w lwowskiej Klinice Pediatrycznej, kierowanej przez prof. Franciszka Groëra, wyhodował przy pomocy młodych wszy w stadium larwalnym i rozpoznał mikroskopowo na granicy widzialności następujące zarazki: odry (morbilli), choroby reumatycznej stawów (polyarthritis rheumatica), pląsawicy zakaźnej (chorea mior), płonicy (scarlatina), rumienia guzowatego (erytherma nodosum), wyprysku skórnego (eczema verum) oraz choroby Heinego Medina (poliomyelitis acuta anterior). Wyniki tych badań ogłosił po zakończeniu w 1947 roku (Pol. Tyg. Lek. 1947, 37, 7). Przytaczając wyniki prac badawczych nieżyjącego już prof. Józefa Kubicza pragnę uwydatnić wielkośc umysłu Rudolfa Weigla nie tylko jako odkrywcy mikrometody biologicznej opartej na hodowli Rickettsii w ciele wszy odzieżowej lecz także jako inspiratora metody ogólniejszej która - jak to wykazał Kubicz - okazała się owocna w szerszym wymiarze mikrobiologii. Dla osób, które nigdy nie spotkały osobiście profesora Weigla, pragnę dodać jeszcze opis jego wyglądu i sposobu bycia. Rudolf Weigl był średniego wzrostu - już z daleka można było rozpoznać jego prostą sylwetkę o żywych ruchach. Twarz jego przykuwała uwagę: ruchliwe, brązowe oczy patrzyły bystro i przyjaźnie. Nad wysokim czołem czarne, lekko szpakowate włosy tworzyły falistą czuprynę. Charakter oblicza podkreślały ciemne wąsiki i starannie przystrzyżona bródka. Głos miał łagodny i nigdy go nie podnosił. W zetknięciu z ludźmi był bezpośredni, uważny i rzeczowy. Zawsze był nadzwyczaj skromny i to zarówno wobec wyniosłych jak i malutkich. A jednocześnie promieniowała od niego osobliwa siła wewnętrzna, która na każdym robiła wrażenie i wzbudzała respekt. Kończąc moje uwagi o profesorze Weiglu uważam za potrzebne zmieścić ich treść w kilku prostych słowach na znak należnego mu hołdu: Rudolf Weigl był wielki jako Uczony, wielki jako Polak i wielki jako Człowiek. Dzieło jego życia (1883-1957) przysparza chwały Polsce i Ludzkości. Tomasz Cieszyński - przed wojną student I roku medycyny. W latach 1939-1944 pracował w Instytucie prof. Weigla jako laborant a następnie strzykacz. Po wojnie prof. dr hab. med. Chirurg. Magister Filozofii w zakresie chemii Uniwersytetu Wrocławskiego. Copyright (1994) Tomasz Cieszyński
Z okazji odsłonięcia obelisku ku czci profesora R. Weigla 8 grudnia 2005 r. w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu, podczas sesji naukowej o wielkim uczonym mówił profesor Tomasz Cieszyński Profesor Rudolf Weigl (1883-1957) W imieniu byłych pracowników Instytutu profesora R. Weigla, którym Opatrzność Boża pozwoliła dożyć tej chwili, a także tych, którzy już odeszli, bo od tamtych lat minęło przeszło pół wieku, pragnę wyrazić wdzięczność pamięci niezwykłego człowieka jakim był Rudolf Weigl i złożyć hołd jego głębokiemu patriotyzmowi i jego niezachwianej woli nakazującej mu służyć niepospolitym talentem badawczym i odkrywczym całej ludzkości, pomimo bezpośredniego zagrożenia własnego bezpieczeństwa i groźby śmierci. Życie jego jest wplecione w okoliczności dwóch wojen światowych i w problematykę fundamentalnych zagrożeń ludzkości, z jednej strony powodowanych przez głód i naturalne epidemie, z drugiej zaś - zrodzonych z ideologii dwóch systemów politycznych, które w roku 1939 dokonały napaści na naszą Ojczyznę. W bohaterskiej walce o biologiczne i duchowe przetrwanie Narodu Polskiego w obliczu narodowościowej, rasowej i klasowej eksterminacji, działalność Rudolfa Weigla, wielkiego odkrywcy szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu, była nie tylko praktycznym zastosowaniem jego genialnego odkrycia, ale stała się nieprzerwanym ciągiem wysiłków dla ratowania akademickiej społeczności we Lwowie złożonej z pozostałych przy życiu profesorów, docentów, adiunktów i asystentów uczelni lwowskich, a przede wszystkim bardzo licznych studentów Polaków i sporej grupy młodzieży przedmaturalnej. Ta działalność profesora Weigla, była wspaniałym i nieustającym rozbłyskiem jego wiary w sens człowieczeństwa i jego przewidującego poczucia obowiązku wobec Ojczyzny. Składając hołd patriotyzmowi profesora Weigla tym bardziej należy zaznaczyć, że urodził się on z rodziców Austriaków: Elżbiety z domu Krösel i Fryderyka Weiglów. Było to w roku 1883, w Przerowie na czeskich Morawach. W piątym roku życia stracił ojca w wypadku, w związku z czym wdowa wraz z synami w wieku przedszkolnym - Fryderykiem i Rudolfem oraz córeczką Lilly przeniosła się do Wiednia, gdzie poznała Polaka Józefa Trojnara, nauczyciela gimnazjalnego, za którego wyszła powtórnie za mąż. Wkrótce państwo Trojnarowie przenieśli się do Małopolski, zwanej w okresie zaborowym Galicją, gdzie ojczym Rudolfa pracował kolejno w kilku miastach powiatowych, awansując na stopień profesora gimnazjalnego, a na koniec dyrektora gimnazjum w Stryju. Z informacji rodzinnej wiadomo, że atmosfera domowa była serdeczna i dzieci wzrastały w klimacie miłości i dotykalnej polskości, dzięki osobowości ojczyma i uczuciu matki. Te informacje dotyczące okresu dzieciństwa i lat szkolnych Rudolfa Weigla, pozwoliły mi zrozumieć w jakich warunkach wykształcił się jego patriotyzm, tak że profesor Weigl, którego znałem od lat dziecinnych jako kolegę wydziałowego i przyjaciela mojego Ojca, okazał się bohaterskim Polakiem w okresie najcięższej próby charakteru, jaką przeszedł w czasie II wojny światowej. Po złożeniu w Stryju egzaminu maturalnego, Rudolf Weigl przeniósł się do Lwowa, gdzie na wydziale nauk przyrodniczych zapisał się na studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Już jako dyplomowany biolog w roku 1907 został asystentem prof. Józefa Nussbauma-Hilarowicza w Katedrze Zoologii. Wykazywał wielką pracowitość i dociekliwość badawczą, bo już w tym samym roku uzyskał stopień doktora filozofii. Skupił wtedy swoje zainteresowania na zagadnieniach transplantologii i struktury wewnątrzkomórkowej, w szczególności aparatu Golgiego i Kopscha oraz mitochondriów. Dalsze badania metodami anatomii porównawczej, zoologii i histologii dotyczące parazytologii doprowadziły go do habilitacji, która miała miejsce na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie w roku 1913. Wybuch I Wojny Światowej spowodował, że został powołany do wojska i przydzielony do pracowni bakteriologicznej Filipa Eisenberga, w której zapoznał się z mikrobiologią. Było to bardzo ważne zrządzenie losu w życiu Rudolfa Weigla, gdyż właśnie w tym czasie wybuchła epidemia tyfusu plamistego w armii austriackiej, powodując zachorowanie przeszło 120 000 żołnierzy, z których około połowy zmarło. Do tego żniwa śmierci przyczyniły się: niski stan higieny osobistej żołnierzy w warunkach polowych, a również bardzo prymitywny stan szpitali wojskowych niedysponujących ani jakościowo, ani ilościowo potrzebnym sprzętem sanitarnym oraz nieproporcjonalnie mały liczebnie personel pielęgniarski i lekarski. Jest rzeczą zrozumiałą, że tyfus plamisty powodujący masową śmiertelność stał się już wcześniej przedmiotem głębokiego zainteresowania niektórych wybitnych umysłów lekarskich. Bakteriolog francuski Charles Nicolle na 5 lat przed wybuchem wojny, bo w roku 1909, rozpoznał, że rolę przenosiciela tyfusu plamistego spełniają wszy odzieżowe, za co w roku 1928 otrzymał nagrodę Nobla. Jednakże identyfikacja samego źródła zakażenia, tj. wykrycie zarazka tyfusu plamistego w jelicie wszy, nastąpiła w roku 1916, a więc w czasie trwania I wojny światowej i jest odkryciem Brazylijczyka Da Rocha Lima, który nazwał ten drobnoustrój Rickettsia Provazekii na cześć dwóch badaczy: Amerykanina Rickettsa i Czecha Provazeka, którzy zginęli wskutek zakażenia tyfusem plamistym, starając się zbadać przyczynę tej choroby. W miarę dalszych badań Da Rocha Lima popadł w zwątpienie w odniesieniu do własnego odkrycia, kiedy stwierdził, że również wszy zdrowe, niewywołujące u człowieka tyfusu plamistego, zawierają w nabłonku jelitowym drobnoustroje zupełnie podobne do tych, które nazwał Rickettsiami Provazeka. Tymczasem Rudolf Weigl zwrócił się do austriackich władz wojskowych o przeniesienie go do obozu dla uchodźców chorych na tyfus plamisty. Następnie otrzymał przydział pracy w obozie na Morawach, a potem kolejno w laboratoriach bakteriologicznych w Przemyślu i Tarnowie. W tym okresie dynamicznych badań na froncie zakażenia Weigl postawił sobie za cel poznanie procesu przenoszenia zakażeń tyfusem plamistym i rozwoju samego zarazka choroby, gdyż obserwacja Da Rocha Limy nie została jeszcze potwierdzona i należało dopiero dowieść, że drobnoustroje znalezione w jelicie wszy są rzeczywiście przyczyną tyfusu plamistego. W swoich badaniach Weigl wykazał ogromną uporczywość i wnikliwość. Zdumiewa to, że w człowieku z natury niezmiernie łagodnym, skromnym i bezpośrednim jakim był Weigl, siła woli była tak potężna, iż pomimo wielu trudności i nieprzerwanego zagrożenia życia, doprowadziła go do wspaniałego sukcesu naukowego. W pierwszej fazie Weigl starał się poznać jak najgłębiej biologię samego zarazka tyfusu plamistego. Ponieważ nie jest rzeczą możliwą hodowanie tego zarazka na żadnej pożywce sztucznej, wybrał do tego celu pożywkę biologiczną w postaci świnki morskiej podatnej na to zakażenie. Okazało się, że zakażenie przenoszone drogą tzw. pasażowania z jednej świnki na drugą za pomocą zakażonej krwi pozwała utrzymać przy życiu zarazek i co więcej, nie traci on swej zjadliwości. W tej właśnie fazie badań Weigl przeszedł pierwsze, bardzo ciężkie zakażenie tyfusem plamistym. Kiedy wyzdrowiał przystąpił do dalszego biegu swych badań skierowanych ku wytworzeniu szczepionki ochronnej. Wiadome było, że przebycie tyfusu plamistego chroni w zasadzie przed ponownym zakażeniem zarazkiem tej choroby. Od czasów Pasteura było również wiadome, że uodpornienie czynne można uzyskać przez wstrzykiwanie człowiekowi zabitych zarazków choroby wirusowej. W tym okresie badań udało mu się udowodnić, że Rickettsia Provazeka jest rzeczywiście zarazkiem tyfusu plamistego - sam między innymi był ofiarą takiego zakażenia, ponadto badając krew zakażonej świnki morskiej przekonał się, że stężenie żywych zarazków we krwi chorej świnki morskiej, chociaż nikłe ilościowo, jest wystarczające do wywołania u człowieka choroby w całym jej potężnym nasileniu, natomiast nie jest wystarczające do wyprodukowania szczepionki. Wtedy przyszedł mu na myśl rewelacyjnie prosty, ale szokujący pomysł, aby jako pożywki biologicznej użyć naturalnego przenośnika tej choroby, tj. wszy. W tym celu należało wykonać kilka zakresów badań: wpierw opanować hodowlę wszy zdrowych, następnie opracować techniką zakażania wszy tyfusem plamistym in vitro, a na koniec obmyśleć i opracować technologię produkcji szczepionki opartą na fakcie, że jelito wszy zakażonej Rickettsia Provazeka zawiera te zarazki w ogromnym stężeniu. Rudolf Weigl rozwiązał znakomicie wszystkie trzy problemy. Hodowlę zdrowych wszy rozpoczął sam na sobie, umieszczając na skórze swego ciała małe klateczki zawierające wszy. Każda klateczka posiadała jedną płaską ścianę pokrytą jedwabną gazą młynarską, przez którą wszy mogły swobodnie ssać krew człowieka-karmiciela, nie mogły jednak wydostać się z klateczki na zewnątrz. Jako pierwsi karmiciele współdziałali z Rudolfem Weiglem członkowie jego rodziny, a przede wszystkim żona Zofia z Kulikowskich Weiglowa - która do ostatniej chwili swego życia była dobrym duchem jego pracowni - a z czasem pracownicy Zakładu Biologii Uniwersytetu Jana Kazimierza, którego po zakończeniu wojny został kierownikiem. W roku 1920 otrzymał bowiem nominację na profesora zwyczajnego biologii UJK we Lwowie. Rozwijając swoją myśl, profesor Weigl opracował i rozwinął swoją precyzyjną i bardzo pomysłową metodę zakażania wszy hodowlanych drogą lewatywy emitującej zawiesinę zarazków tyfusu plamistego, wstrzykiwaną przez kapilarę wprowadzoną do odbytu wszy przy zastosowaniu około 30-krotnego powiększenia binokularem. Związany z tą metodą ważny i bardzo odpowiedzialny problem dotyczył zorganizowania karmicieli wszy zakażonych. Pierwsze partie zakażonych wszy Weigl karmił osobiście na sobie. Z czasem zespół pracowników nauczonych techniki zakażania, po uzyskaniu za pomocą szczepionki Weigla odporności przeciw tej chorobie, przejął część produkcji dotyczącej zakażania i karmienia wszy. Byli to tzw. strzykacze albo infektorzy. W okresie II wojny światowej ja również pełniłem rolę zakażającego kapilarą wszy laboranta i karmiciela wszy już zakażonych. W praktyce okazało się, że odporność nabyta w następstwie przebycia tyfusu plamistego albo nabyta w drodze szczepienia za pomocą szczepionki Weigla jest pełna i skuteczna przy kontaktach z losowymi zakażeniami tyfusem plamistym. Jednakże codzienne karmienie wielu tysięcy zakażonych wszy z możliwością wtarcia do skóry karmiciela rozpylonego kału wszy, który przeniknął przez siatkę klateczki, a przede wszystkim przypadków zakłucia się w palec kapilarą zawierającą wirulentną zawiesinę, mogło doprowadzić do huraganowej infekcji i rozwoju klinicznej postaci choroby, zresztą o ciężkim przebiegu, z kilkudniową gorączką powyżej 40 stopni Celsjusza i zaburzeniami świadomości. Tym można tłumaczyć powtórne przebycie tyfusu plamistego przez samego prof. Weigla, tym również można objaśnić sporadyczne zakażenia osób stykających się z wszami zakażonymi, dotyczące w szczególności tzw. strzykaczy. Tę chorobę nazywano w Instytucie "zakładówką", jak sądzę ze względów psychologicznych, aby nie przerażać ludzi zatrudnionych przy produkcji szczepionki, zwłaszcza że zejście tej choroby, nawet przy jej ciężkim przebiegu, zawsze było pomyślne. Ja sam przeszedłem taką postać tej choroby na skutek przypadkowego zakłucia się zakażoną kapilarą. Szczepionka profesora Weigla przeszła praktyczną próbę skuteczności już w okresie międzywojennym. W latach trzydziestych ubiegłego stulecia Watykan wysyłał misjonarzy do krajów azjatyckich, jednakże pierwsze ich grupy spotkał tragiczny los. Osiemdziesięciu ośmiu młodych księży zmarło w skutek zakażenia się tyfusem plamistym. Wtedy generał akcji misyjnej ojciec Rutten zwrócił się do prof. Weigla z prośbą o udostępnienie szczepionki ochronnej dla pięćdziesięciu misjonarzy. Grupa 49 księży została zaszczepiona, pięćdziesiąty nie zgodził się na szczepienie. Okazało się wkrótce, że wszyscy zaszczepieni przeżyli, niestety jeden niezaszczepiony zmarł na tyfus plamisty. Papież Pius XI, poruszony do głębi tymi informacjami, w uznaniu zasług prof. Weigla nadał mu Order św. Grzegorza. Równie pomyślne były rezultaty szczepienia ochronnego w kolonii belgijskiej w Afryce. Król belgijski, oceniając wysoko zasługę prof. Weigla odznaczył go Orderem Leopolda. Rząd włoski, zainteresowany wynikami szczepienia ochronnego sposobem Weigla zaprosił go wiosną roku 1939 do podbitej przez Włochów Abisynii w celu zbadania ognisk endemicznego zakażenia tyfusem plamistym, którego zarazki Weigl pobrał do dalszych badań. Podobną postać endemii mieliśmy w Polsce na Huculszczyźnie, gdzie niektórzy Huculi przechodzili tyfus plamisty w poronnej postaci, podczas gdy osoby nieszczepione, przybywające z innych części kraju ulegały ciężkiemu zakażeniu, gdy zetknęły się z wszawicą przeniesioną od miejscowych chorych. Związany z tym zjawiskiem podstawowy problem przetrwania infekcji w organizmach pozornie zdrowych nosicieli zamieszkałych w obszarze endemii wyjaśnił i rozwiązał praktycznie dopiero uczeń prof. Weigla, dr Henryk Mosing, który poświęcił się całkowicie temu zagadnieniu, pozostając we Lwowie po zakończeniu II wojny światowej. Tam władze sowieckie mianowały go kierownikiem naukowym Instytutu Sanitarno-Bakteriologicznego, a on sam uzyskał w trybie postępowania akademickiego stopień i tytuł doktora nauk medycznych Związku Sowieckiego. Mosing, wychodząc w badaniach swoich z antygenowej próby Weigla, opracował swoisty i prosty w wykonaniu test aglutynacyjny, szczególnie dogodny w badaniach masowych, umożliwiający w przypadkach nierozpoznanych, a występujących wówczas bardzo często w europejskiej części Związku Sowieckiego zachorowań o niecharakterystycznym przebiegu, umożliwiający identyfikację nawrotowej postaci tyfusu plamistego przetrwałego w utajonej formie u nosicieli, którzy przed laty przebyli tę chorobę w postaci klasycznej. Koncepcja Mosinga była początkowo ostro zwalczana przez niektórych epidemiologów sowieckich. Ale właśnie, dzięki epidemiologicznej działalności Henryka Mosinga, wszelkie ogniska en- i epidemii tyfusu plamistego i w miejscach sporadycznych zachorowań na tę chorobę zostały w Związku Sowieckim rozpoznane i praktycznie zlikwidowane. Mocą tych druzgocących dowodów dr Mosing wygrał ostatecznie w roku 1973 spór o słuszność swojej teorii przetrwania endemii przy pozorności zupełnego wygaśnięcia tyfusu plamistego, a wprowadzony do powszechnego użytku test Mosinga oparty na antygenie Weigla, stał się istotnym osiągnięciem w służbie ludzkości. Niezależnie od tego, przy sposobności licznych wyjazdów epidemiologicznych Mosing otaczał opieką lekarską i społeczną ludność polską pozostałą na ziemiach zagarniętych przez Związek Sowiecki w następstwie konferencji jałtańskiej i konferencji poczdamskiej. Jednocześnie podjął samorzutnie zadanie obrony wiary chrześcijańskiej przed brutalnym ateizmem sowieckim. Na podstawie licznych świadectw świętości tego człowieka w życiu codziennym, kardynał Stefan Wyszyński w obecności kardynała Karola Wojtyły, w momencie kiedy władze sowieckie pozwoliły dr. Mosingowi odwiedzić Polską Rzeczpospolitą Ludową, wyświęcił Henryka Mosinga na księdza katolickiego w Laskach pod Warszawą. Po tym przeskoku w przyszłość dotyczącym zadziwiającego życia Henryka Mosinga jako kontynuatora dzieła Rudolfa Weigla powracam do roku 1939. Zaraz po powrocie prof. Weigla z Abisynii, Ministerstwo Spraw Wojskowych zwróciło się do niego z żądaniem, aby zorganizował bezzwłocznie na wielką skalę produkcję szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu dla Wojska Polskiego i dla ludności cywilnej. Wydaje się jednak, że rząd polski zbyt długo oceniał, iż zagrożenie napaścią niemiecką jest wyolbrzymione, uważając, że wystarczy utworzenie sojuszów obronnych z Wielką Brytanią i Francją, które w końcu powiodło mu się podpisać. Dlatego nie tylko nie próbował nawiązać realnej współpracy wojskowej z Czechosłowacją, ale przeciwnie, w momencie napaści III Rzeszy na ten kraj zajął Śląsk Zaolziański. Tym samym rząd Rzeczypospolitej postawił Polskę w dwuznacznej sytuacji moralnej, a jej politykę zagraniczną prowadzoną przez ministra Becka, przy zupełnej pasywności prezydenta Mościckiego, ukazał światu w nader niekorzystnym świetle. Ten brak realnej oceny sytuacji politycznej ze strony ekipy rządzącej mógł być powodem, dla którego naczelny wódz Edward Rydz-Śmigły zwlekał z mobilizacją aż do dnia 31 sierpnia, czyli do wigilii napaści niemieckiej na Polskę. 1 września 1939 r. wybuchła wojna. Dzień ten pozostanie na zawsze w mojej pamięci jako wstrząsający i złowieszczy, chociaż pogoda była wspaniała. Pomimo bohaterskich walk naszych wojsk, w ciągu kilku tygodni dokonały się losy naszej niepodległości, przypieczętowane w moim wspomnieniu wkroczeniem do Lwowa w dniu 22 września sowieckiej dywizji pancernej, złożonej z żołnierzy o mongolskich twarzach i skośnych oczach. W ciągu pierwszej sowieckiej okupacji obejmującej całą wschodnią, większą od zachodniej część Polski, od dnia 17 września 1939 roku do 22 czerwca 1941 roku, tj. do napaści III Rzeszy Niemieckiej na Związek Sowiecki, władze komunistyczne dokonały potwornych aktów eksterminacji wielu tysięcy polskich oficerów i żołnierzy, aresztowań i egzekucji tysięcy urzędników polskich służb administracyjnych oraz nieludzkich deportacji za Ural bezbronnych rodzin tychże ludzi, przeważnie kobiet z małymi dziećmi, z których wiele zginęło z głodu, zimna i chorób. Ze Lwowa wywieziono w czasie trzaskających mrozów w wagonach do przewożenia bydła i towarów, w kilku masowych akcjach w roku 1940 i 1941 ogromną liczbę rodzin, których ojcowie i mężowie byli w niewoli sowieckiej, a na ich miejsce sprowadzono wiele rodzin sowieckich. Władze sowieckie wprowadziły we Lwowie zasadnicze zmiany dotyczące struktury administracyjnej i sposobu funkcjonowania miasta. Kupcy zostali wywłaszczeni ze swych sklepów, a ich mienie rozkradzione przez nasłanych komisarzy sowieckich. Domy mieszkalne zostały poddane tzw. nacjonalizacji, przy czym właścicieli zmuszano do podpisania oświadczeń, że proszą o to wywłaszczenie. Trzeba przyznać, że widmo wywozu za Ural było wystarczającym argumentem. Uniwersytet Jana Kazimierza jako taki przestał istnieć, zlikwidowano wydział teologiczny, a dwa inne wydziały: lekarski i farmaceutyczny wydzielono, tworząc z nich samodzielną jednostkę dydaktyczną pod nazwą Instytut Medyczny, do którego przyłączono cały szpital kliniczny. W Instytucie Medycznym prof. Weigl pozostał kierownikiem Katedry Biologii, której zadaniem było kształcenie studentów i był, w związku z tym, członkiem rady wydziału lekarskiego. Natomiast Zakład Biologii Ogólnej UJK, którego kierownikiem był prof. Weigl, został przemianowany na Instytut Sanitarno-Bakteriologiczny desygnowany do produkcji szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu dla wojska sowieckiego i ludności cywilnej. Profesor Weigl miał funkcję naukowego kierownika tego zakładu produkcyjnego, który wkrótce zaplanowano powiększyć, przydzielając do jego użytku budynek żeńskiego gimnazjum Królowej Jadwigi przy ul. Potockiego. Wymagało to adaptacji strukturalno-budowlanych oraz inwestycji aparaturowych, którym w istotnej mierze sprostały lwowskie zakłady wytwórcze, np. produkcję binokularów podjęła lwowska firma Bujaka, a materiałów szklanych fabryka wyrobów szklanych Szymańskiego. Z tych warunków, technicznych i organizacyjnych skorzystali następnie Niemcy, którzy zagarnęli Lwów po 21 miesiącach rządów sowieckich. 22 czerwca 1941 roku III Rzesza Niemiecka napadła na sprzymierzony z nią Związek Sowiecki. Lwów został zajęty przez armię niemiecką 1 lipca, kiedy przez miasto przedefilowała dywizja strzelców tyrolskich, aczkolwiek gestapo polowe złożone z Niemców i Ukraińców tworzących batalion "Nachtigall" wkroczyło do Lwowa już 30 czerwca w godzinach wieczornych. Niedługo po zajęciu Lwowa przez armię niemiecką, do prof. Weigla przybył specjalny wysłannik Himmlera, gen. Katzmann z żądaniem, aby prof. Weigl zadeklarował się jako "Reichsdeutsche" i przyjął kierownictwo produkcji szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu. Dla wywarcia silniejszej presji na profesora, generał zagroził, że w razie odmowy może go spotkać los lwowskich profesorów, nie kończąc, że zamordowanych wraz z członkami rodzin kilka tygodni wcześniej. Weigl, znający tragedię swoich kolegów profesorów rozstrzelanych przez polową formację gestapo w dniu 4 lipca, której przypadkowym świadkiem był jego asystent dr Stuchly, świadomy aktów gwałtów dokonywanych w mieście, odmawiając złożenia postulowanej deklaracji, powiedział: "Panie Generale, jako biolog wiem, że każdy musi umrzeć. Życie w obecnej chwili stało się tak nieznośne, że śmierć może mnie uwolnić od tego udręczenia". Generał SS zmieszał się, nie spodziewając się takiej odpowiedzi, po czym wycofał się. Wtedy Niemcy zmienili taktyką i naczelne dowództwo wojskowe przyporządkowało sobie produkcję szczepionki, oddając formalny nadzór nad nią płk. dr. Eierowi, który miał siedzibę w Krakowie, a we Lwowie bezpośrednio podlegali mu Oberrstabsarzt dr. Daniels i Stabsarzt dr. Barth, którym przydzielono kilku podoficerów. Wśród nich był, jak się później przekonałem, jeden ksiądz katolicki. W praktyce Niemcy pozostawili Weiglowi zupełną swobodę w sprawach organizacji zakładu, który nazwali "Institut fűr Fleckfieber und Virusforschung des OKH", jak również w sprawach doboru pracowników, w czym istotną pomoc okazywała profesorowi dr Anna Herzig, którą poślubił po śmierci pierwszej żony po zakończeniu wojny. Instytut dawał pracownikom zabezpieczenie przed przymusową wywózką na roboty do Niemiec, jak również na wypadek niespodziewanych łapanek ulicznych dokonywanych przez SS, które z reguły kończyły się tragicznie. Za pracę w Instytucie płacono około 100 okupacyjnych złotych miesięcznie, oddzielnie wypłacano wynagrodzenie karmicielom wszy zdrowych i wszy zakażonych. Ponadto wszystkim pracownikom Instytutu przysługiwał dodatkowy przydział żywności w postaci 1/4 kg, sztucznego "masłomiodu" i 1/4 kg buraczanej marmolady, który wydawano raz w miesiącu w konsumie Instytutu. Organizacja produkcji obejmowała następujące działy: hodowli wszy zdrowych, zakażalni i hodowli wszy zakażonych, preparatorni oraz wytwórni zawiesiny szczepionkowej. Ponadto był dział naukowo-badawczy, który podlegał prof. Weiglowi oraz dział bakteriologii ogólnej, którym kierował dr Ślopek. W tym ostatnim dziale pracował oficjalnie dr Meisel, noszący gwiazdę Dawida, a także uczeń prof. Gąsiorowskiego dr Chrzanowski oraz chemik mgr Jóźkiewicz. W tym ciężkim okresie nieustających represji niemieckich, wywozów na przymusowe roboty do Niemiec, aresztowań w związku z podziemną organizacją wojskową oraz działalnością tajnego nauczania, jak również zbrodni dokonywanych przez agentów UPA owładniętych żądzą mordu, Instytut Weigla, jak go powszechnie nazywano stanowił ostoję i bastion polskości oraz arkę przetrwania dla pozostałej przy życiu społeczności akademickiej we Lwowie. W sumie w Instytucie było zatrudnionych ponad tysiąc osób, z których większość stanowili karmiciele wszy zdrowych, a podobną liczbę osób zatrudniał Instytut Behringa przy ul. Zielonej, który również rozwinął produkcję szczepionki metodą Weigla, ale którego skład personalny nie był mi znany. Dla ściślejszego zobrazowania rozmiarów działalności Instytutu na podstawie liczby zatrudnionych pracowników, a w szczególności spisu nazwisk tych osób, przytoczę informacje zebrane wspólnie z nieżyjącym już prof. Zbigniewem Stuchlym, z którym rozpisaliśmy w Tygodniku Powszechnym w roku 1988 ankietę-kwerendę pt. "Legenda profesora Weigla". Dzięki pomocy naszych respondentów, a zwłaszcza dr Danuty Nespiakowej i prof. Jana Starzyka zdołaliśmy ułożyć listę byłych pracowników Instytutu profesora Weigla. I choć lista nasza na skutek bardzo dużego upływu czasu od zakończenia wojny i specyficznych okoliczności politycznych, które ciążyły nad naszą Ojczyzną była niekompletna, to jednak pozwalała ustalić, że w Polsce powojennej, tj. w PRL, stanowiska profesorów i docentów objęły albo uzyskały 74 osoby na wyższych uczelniach polskich we Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu, Białymstoku, Gdańsku, Lublinie, Zabrzu-Rokitnicy i w Szczecinie. W tym samym czasie zagranicą, za tzw. żelazną kurtyną, zabłysnęli: Wacław Szybalski jako chemik na Uniwersytecie w Wisconsin, Stanisław Skrowaczewski jako dyrygent orkiestry w Minneapolis i Zygmunt Herbert jako wspaniały poeta XX wieku oraz wiele innych wybitnych osób. W kraju, spośród byłych pracowników Instytutu wysokie pozycje na niwie kultury i sztuki, zwłaszcza rzeźby, poezji, muzyki, literatury i teatru osiągnęło kilkanaście osób. Należy wspomnieć, że w okresie niemieckiej okupacji Lwowa utworzone zostały tzw. Staatliche Medizinische Fachkurse oraz Staatliche Technische Fachkurse, pierwsze mające zastąpić w pewnym zakresie funkcję wydziału Lekarskiego, drugie funkcję wydziałów Politechniki Lwowskiej. Ponieważ nie wszyscy studenci zostali dopuszczeni do studiów na "Fachkursach", powstał system tajnego nauczania, którego ja sam byłem studentem. Jeżeli chodzi o szkolnictwo średnie, które Niemcy znieśli całkowicie, to należy z podziwem i dumą stwierdzić, że młodzież gimnazjalna z wielkim samozaparciem uczęszczała na tzw. komplety, prowadzone w grupach kilkuosobowych, na których przerabiała program danej klasy szkoły średniej, na koniec składając egzamin maturalny. Po zakończeniu wojny władze PRL w bezwzględny i okrutny sposób wyrzuciły ze szkolnictwa kwalifikowane nauczycielstwo polskie, uznając je za grupę przestępczą, którą należy prześladować i wytępić. Zachowałem przekonanie, że tym wspaniałym ludziom należy się pomnik zasługi za bohaterską działalność nad przetrwaniem naszego narodu i w każdym polskim sercu powinno się znaleźć dla nich uczucie wdzięczności. W Instytucie Weigla spora grupa tych nauczycieli pracowała w dziale hodowli wszy zdrowych. Szczególnie ważna wydaje mi się sprawa działalności tajnego wydziału lekarskiego UJK, utworzonego z profesorów, których ominęła zbrodnia niemiecko-ukraińska z lipca 1941 roku. Właśnie u profesora Weigla przy ul. Św. Mikołaja, w Zakładzie Biologii UJK przemianowanym przez Niemców na Institut für Fleckfieber und Virusforschung, odbywały się posiedzenia rady wydziału w sprawie habilitacji, które przeprowadzano z myślą o potrzebie obsadzenia kierownictwa katedr i klinik po zakończeniu wojny. Przychodzący na radę profesorowie doskonale wtapiali się w tłum karmicieli wszy zdrowych, niektórzy byli rzeczywistymi karmicielami. Należy wspomnieć, że wszystkich habilitacji przeprowadzono razem 10. Ta atmosfera nauki otaczająca Weigla udzielała się jego otoczeniu stosownie do stopnia zaawansowania rozmawiającej z nim osoby. Szczególnie twórczo zrozumiał metodę Weigla lekarz dr fil. Józef Kubicz, którego metoda ta zafascynowała tym, że do doświadczeń służyły w niej bardzo małe organizmy wszy odzieżowych, których jelita stanowią znakomite podłoże dla rozwoju kilku odmian Rickettsji, jak Rickettsia Provazeki, Rickettsia pediculi i Rickettsia febris quintanae. Kubicz, pracując pół dnia jako strzykacz i kontroler w Instytucie Weigla a drugie pół w Klinice Pediatrycznej kierowanej przez prof. Franciszka Groëra, wyhodował przy pomocy młodych wszy w stadium larwalnym i rozpoznał mikroskopowo na granicy widzialności następujące zarazki: odry (morbilli), choroby reumatycznej stawów (polyarthritis rheumatica), pląsawicy zakaźnej (chorea minor), płonicy (scarlatina), rumienia guzowatego (erythema nodosum), wyprysku skórnego (eczema verum) oraz choroby Heinego Medina (poliomyelitis acuta anterior), stawiając tym samym rozpoznania etiologiczne w tych chorobach (Pol. Tyg. Lek. 1947, 37, 7). Dla pełniejszego zrozumienia ducha i charakteru prof. Weigla chcę przytoczyć epizod, którego byłem przypadkowym świadkiem na wiosnę roku 1942. Otóż jednego popołudnia poszedłem do Zakładu Weigla przy ul. Św. Mikołaja, gdzie mieściła się pracownia profesora. Zapukawszy do drzwi, wszedłem do pracowni. Weigl chodził po pokoju żywo rozprawiając, ale na mój widok zamilkł. Siedząca naprzeciw wejścia na taborecie dr Herzig wybuchła gniewem i powiedziała: "Proszę natychmiast wyjść!!" W kącie z lewej strony siedział inż. Wacław Szybalski (senior) przed stosem pudeł jakich używano do pakowania szczepionki. Weigl jednak opanował się momentalnie i powiedział "Siadaj i nie przeszkadzaj!" Potem zwrócił się do inż. Szybalskiego mówiąc, że ma zawieść szczepionkę do Warszawy dla getta. A zwracając się do mnie powiedział: "Idź do domu i milcz!" Pojąłem powagę sytuacji i nie wspomniałem o tym nikomu. Był to, drugi jak się okazało transport szczepionki dla getta warszawskiego. Szczepionka dotarła na miejsce przeznaczenia, co potwierdził po wojnie prof. Hirszfeld. W nawiązaniu do tego aspektu działalności Weigla należy dodać, że w Instytucie pracowało dwóch przyszłych profesorów bakteriologii i jeden lekarz, wszyscy pochodzenia żydowskiego, podobnie jak kilku laborantów, z których jeden był pracownikiem jeszcze przedwojennym oraz kilku karmicieli wszy zdrowych, wśród nich docent matematyki Uniwersytetu w Warszawie, który po wojnie został profesorem we Wrocławiu. Zadziwia fakt, że dopiero w roku 2003 tj. w 46 lat po śmierci, profesor Rudolf Weigl został odznaczony medalem i dyplomem Instytutu Yad Vashem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Odznaczenie to stanowi historyczny wyraz hołdu złożonego Rudolfowi Weiglowi. Zarazem jest jednak żywym wyrazem wdzięczności, gdyż wniosek w sprawie odznaczenia podpisała uratowana przez Weigla i jego przyjaciół wówczas 15-letnia dziewczyna. Jak widać, jej serce jest nadal tak samo młode i wrażliwe jak sześćdziesiąt kilka lat temu. W Instytucie profesora Weigla pracowało kilkoro Ukraińców, z którymi stosunki w pracy układały się harmonijnie i zawsze koleżeńsko. Z początkiem roku 1944, w obliczu zmieniającej się gwałtownie sytuacji wojennej, Niemcy zaczęli likwidować Instytut Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami. W ciągu kilku tygodni zwolniono wszystkich pracowników, a sprzęt zapakowano i wysłano na zachód, jak nam powiedziano "nach Krakau". Profesor Weigl udał się do Krościenka, gdzie przebywał do zakończenia wojny. Zaraz po uruchomieniu Uniwersytetu Jagiellońskiego został powołany na Katedrę Bakteriologii na Wydziale Lekarskim. Odwiedziłem go raz w tym okresie w domu profesorskim, gdzie miał piękne mieszkanie. Wtedy dowiedziałem się, że poślubił dr Annę Herzig. Oboje przyjęli mnie życzliwie, a profesor z właściwą mu serdecznością. Rudolf Weigl nie czuł się najwidoczniej dobrze w Krakowie, bo przyjął zaoferowaną mu Katedrę Biologii na Uniwersytecie Poznańskim, dokąd się wkrótce przeniósł. Z pośredniej relacji prof. Stuchlego dowiedziałem się, że w tym okresie profesor Weigl stracił zapał do działania i odczuwał żal z powodu obojętności dla dzieła jego życia, a nawet krzywdzących pomówień zrodzonych z małostkowości albo z zazdrości. Dlatego łatwiej zrozumieć dlaczego Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski z Gwiazdą przyznano profesorowi dopiero pośmiertnie. Niestety, nagroda Nobla, na którą tak bardzo zasłużył, ominęła go z tych samych powodów. Na koniec pragnę podkreślić, że ostateczne potwierdzenie diagnozy tyfusu plamistego wymagało uzyskania z krwi chorego dodatniego odczynu aglutynacyjnego z antygenem proteus OX 19, który z natury swej nie jest antygenem specyficznym. Dopiero Weigl wyizolował i wprowadził do diagnostyki antygen Rickettsii Provazeka, który Charles Nicolle nazwał antygenem Weigla, a który Mosing zaadaptował do praktyki lekarskiej w uproszczonym teście. Dla całości życiorysu dodaję, że profesor Rudolf Weigl zmarł po przejściu na emeryturę w Zakopanem, w roku 1957. Jest moim obowiązkiem powiedzieć, że rozproszonych po kraju i po świecie byłych pracowników Instytutu prof. Weigla reprezentuje stowarzyszenie założone przez mgr. Tadeusza Kardasza wraz z członkami zarządu: doc. dr. Jerzym Chodorowskim, dr. Wacławem Ogielskim i dr. Stefanem Swatonem, którzy dzięki życzliwości i pomocy dyrektora Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej pana prof. dr hab. Andrzeja Górskiego przy współpracy pana dyr. mgr. Dariusza Wójcika i innych osób doprowadzili do postawienia obelisku ku czci profesora Weigla, za co im wszystkim należy się najwyższe uznanie i serdeczne podziękowanie. prof. dr hab. Tomasz Cieszyński |