Z dziennika podróży w czas przeszły
Czas zaprzeszły
Kiedy przychodziłam na świat pewnej późno-kwietniowej soboty w murach Kliniki Położniczej przy ul. Pijarów 4 we Lwowie, 14-letni Władek, mój przyszły mąż, cieszył się może wiosennym słońcem, wędrując z kolegami ulicami dzielnicy naznaczonej takimi sylwetkami wielkich i pięknych budowli, jak położona na wzgórzu grecko-katolicka, barokowa katedra św. Jura i nieodległa, neorenesansowa Politechnika. On też od dziecka mieszkał we Lwowie i pozostał w nim do roku 1939. Przez tych 17 lat życia pod niebem tego samego miasta nie wiedzieliśmy jednak o swoim wzajemnym istnieniu, bo nigdy w tym mieście ani przed, ani po wojnie, nie spotkaliśmy się, nie byliśmy w nim razem. Rodzina Babel de Fronsberg żyła od wczesnych lat 20-go wieku we własnej , 1-piętrowej kamieniczce, położonej w rzędzie prawie takich samych kamieniczek jak ona, przy ul. Św. Teresy 18. Z okna I-go piętra tego domu można było zobaczyć za murem po przeciwległej stronie ulicy pięknie zadrzewiony duży ogród Zakładu św. Teresy, sąsiadujący z niewielkim ogrodem prywatnego gimnazjum żeńskiego ss. Sacre Couer. Karol Babel, ojciec Władka, sędzia Sądu Apelacyjnego we Lwowie, pochodzący ze starej, od ponad stu lat spolonizowanej rodziny, był skoligacony z wielu znanymi na przestrzeni lat w tym mieście rodzinami. I tak, dla przykładu, siostra jego matki Barbary z d. Hoflich, Emilia, została żoną pochodzącego z Czech Karola Kisielki, wybitnego obywatela i przemysłowca Lwowa 2-giej połowy 19-go w., właściciela browaru i dużej posiadłości na przedmieściu Żółkiewskim, u stóp Wysokiego Zamku, na terenie której znajdował się właśnie ów browar, folwark, oraz zakład wodoleczniczy (w tym sanatorium zmarła w r. 1910 Maria Konopnicka). Karol Kiselka był przykładem nie tylko rzutkiego przemysłowca, który dorabiając się własną pracą olbrzymiego majątku i bogacąc miasto, intensywnie pracował dla tego miasta, będąc członkiem Rady Miasta, prezesem Izby Handlowo-Przemysłowej, asesorem sądu handlowego. Jedna z jego córek została żoną doktora praw Władysława Dulęby, który w r.1909 wszedł do rządu Franciszka Józefa jako minister dla Galicji. Karol Babel i jego żona Maria, pochodząca z rodziny rzemieślniczej, od dziesiątków lat osiadłej w galicyjskim podgórskim miasteczku Bolechów (na trasie Stryj – Dolina), stanowili typowy model rodziny patriarchalnej, w której on trzymał mocno ster domu, ona zaś była najlepszą i najbardziej oddaną żoną i matką. Ich trójka dzieci to najstarsza Eugenia, młodsza Wanda i najmłodszy Władek, którego od Eugenii dzieliło aż lat 12, a młodszą Wandą cieszył się krótko, gdyż zmarła w bardzo młodym wieku. Chował się więc bardziej jako, ukochany przez ojca, jedynak. Owej kwietniowej soboty, mając lat 14, był niewątpliwie uczniem drugiej lub trzeciej klasy gimnazjalnej, a szkołą, do której uczęszczał było Gimnazjum IV im. Długosza mieszczące się przy ul. Nikorowicza, przebiegającej wzdłuż granicy terenu Politechniki między ulicami Ujejskiego i Leona Sapiehy. Gimnazjum to wraz z jego znakomitym dyrektorem Śmiałkiem było jego ukochaną szkołą i wspominał ją do końca życia. Uczniami tej szkoły byli przez cały czas nauki, lub tylko okresowo, między innymi, bardziej znanymi, wyprzedzający Władka o lat 13 Jan Parandowski, świetny, niezapomniany prozaik i eseista mieszkający przez szereg lat przy ul. Domsa, a więc dwa kroki od św.Teresy, rówieśnik Władka Teodor Parnicki, pisarz historyczny („Aecjusz, ostatni Rzymianin”, „Srebrne Orły”), oraz o 9 lat młodszy doskonały reżyser i dyrektor powojennych warszawskich teatrów - Erwin Axer. Najbliższymi kolegami Władka byli Roman Załucki, Marian Sereda, Emil Szeremeta, bliźniaczy bracia Marceli i Ignacy Dogilewscy (po wojnie w Brukseli), z tym że Ignacy był w innej klasie, oraz Adam Nowosielski. Z nimi odbywał długie powroty ze szkoły do domu, zażarcie dyskutując na, w miarę upływu lat coraz poważniejsze, rozpalające ich umysły i wyobraźnie tematy, z nimi, lub z każdym z nich z osobna wypatrywał co roku w parku Kościuszki, bardziej znanym jako ogród Jezuicki, nadchodzących oznak wiosny a potem rozkwitających kasztanów, a w zimie rozgrywał szaleńcze potyczki na srebrno-białe, zimne i twarde, lub rozsypujące się jak puch - śnieżki. Był śmiałym, elokwentnym i bardzo towarzyskim młodym człowiekiem o zielonych oczach, z czupryną bardzo delikatnych i jasnych włosów, ambitnym i zdolnym, kochającym i oddanym synem i bratem. W r.1926 wkraczał w progi Uniwersytetu Jana Kazimierza, w sąsiedztwie, którego przez tyle lat szkolnych toczył dysputy z kolegami i wypatrywał romantycznie, nierzadko z ładną dziewczyną, kolejnych pór roku, podczas gdy ja, jako 4-letnia dziewczynka biegałam za kolorową obręczą lub z siatką na motyle, w całkiem innym ogrodzie, w całkiem innej części miasta. Studiował prawo, choć pociągała go także medycyna, później porwała go również ekonomia polityczna. Wreszcie magisterium, w kilka lat później doktorat, w międzyczasie aplikacje, trudny egzamin adwokacki… Zawsze w biegu, całymi haustami połykając wiedzę oraz życie w całym jego wszechstronnym aspekcie, nie stroniąc równocześnie od częstych zabaw wszelkiego rodzaju, spotkań i wypraw „w świat” w szerokim gonie nowych, w większości wypadków dożywotnich już przyjaciół, studiujących zarówno na Uniwersytecie, jak i Politechnice. W tych latach jego studiów i dochodzenia do wkraczania w swój zawód w schyłkowych latach dwudziestych początkowych trzydziestych, ja rozpoczynałam naukę czytania i pisania, kończyłam 6-letnią szkołę powszechną, wstępowałam do gimnazjum, z szybko rosnącej dziewczynki z warkoczykami stawałam się nieco chudym podlotkiem, czyli „nastolatką”. Zupełnie obce było mi dorosłe, ale jeszcze bardzo młode, pełne fantazji i urody, ówczesne życie studenckie. A krąg owych nowych przyjaciół Władka, po latach przeze mnie w większości poznanych był w jakiś sposób „zaczarowany”, bo przyjął mnie jak kogoś od dawna znanego, swojego. Najbliżsi sercu Władka, a potem i mojemu to:
Ale zanim to się stało Władek zdążył się ożenić w roku 1934 albo 1935, a jego pierwszą żoną została błyskotliwie inteligentna i kipiąca energią Irena z d.Langier, córka jeszcze jednego znanego przemysłowca lwowskiego, właściciela wielkiej, artystycznej wytwórni pięknych i doskonałych, jakościowo kilimów. Wytwórnia usytuowana była przy ulicy Janowskiej i tuż obok niej mieściła się willa właściciela. W niej zamieszkała młoda para. W tym roku miałam 12 lub 13 lat, zaczynałam interesować się swoim wyglądem i stwierdziłam, że kolega z wspólnie uczęszczanej szkoły muzycznej jest chyba bardzo przystojny, skutkiem czego, przy swojej nieśmiałości, na jego widok na ulicy schodziłam na jej drugą stronę. Do spotkania z Władkiem brakowało jeszcze wówczas lat dwunastu, a ponieważ było ono wynikiem pewnego qui pro quo całkiem niezwykłe, mogłoby stać się punktem wyjścia tak chętnie dziś oglądanej komedii romantycznej. Kraków październik 2006 |
Copyright 2006 Wanda Niemczycka Babel
Wszystkie prawa zastrzeżone.