Lwowskie „Zaświecie" Teren między wzgórzami zapełnił się z czasem podmiejskimi dworkami, tu obrały sobie za idealne miejsce do skupionej kontemplacji i służby Bożej siostry karmelitanki i tu po wypędzeniu sióstr przez Józefa II w poklasztornych budynkach, już z początkiem XIX w. założył Józef Maksymilian Ossoliński swój słynny później Zakład Narodowy im. Ossolińskich.
Genealogia rodzinna Maryli Wolskiej, jednej z wybitnych później poetek tzw. Młodej Polski, była dość powikłana i bardzo znamienna dla narodowościowego charakteru i składu mieszkańców Lwowa. Jej dziadek ze strony matki Karol Monne był potomkiem emigrantów francuskich, którzy przed rewolucją używali nazwiska Monne de la Tour. Karol Monne ożenił się z Kordelią baronówną Wentz zu Niederlannstein ze starej nadreńskiej rodziny szlacheckiej sięgającej swą genealogią głębokiego średniowiecza. Jeden z protoplastów tego rodu Konrad von Alzey uznawany był obok słynnego Waltera von der Vogelweide za domniemanego autora starogermańskiej sagi o Nibelungach. W r. 1865 Wanda Monne poznała na balu mieszczańskim w słynnej Strzelnicy przy ul. Kurkowej Artura Grottgera, którego obrazy już pierwej podziwiała i marzyła o poznaniu ich twórcy. Była to miłość od pierwszego spojrzenia, która nigdy jednak spełnić się nie miała. Grottger, który już wówczas chory był na gruźlicę, z czego nie zdawał sobie sprawy, zmarł w dwa lata później w Paryżu. Wanda Monne wyszła potem za mąż zgodnie z życzeniem Zmarłego za Karola Młodnickiego, również artystę malarza, który był najserdeczniejszym przyjacielem Grottgera, ale pozostała wierna na zawsze swojej pierwszej miłości. W rodzinie Młodnickich panował swoisty kult Zmarłego, a ich dom zamienił się z czasem jakby w muzeum pamiątek po Grottgerze, jego obrazów, szkiców, korespondencji, przedmiotów codziennego użytku. W tym klimacie rosła i rozwijała się córka państwa Młodnickich Maryla. Wychowanie odebrała jak to było raczej powszechnie wówczas przyjęte domowe, ale ze względu na profesję ciotki, przełożonej renomowanego zakładu, bardzo staranne i wszechstronne. Dopełnieniem tego wykształcenia była ogólna atmosfera i kultura domu, jego tradycje, częsta w nim obecność przyjaciół ze świata lwowskiej elity intelektualnej. Z natury miała temperament namiętny, żywą wyobraźnię, niezwykłą inteligencję, chłonęła łatwo wszystko to, co najlepsze w jej najbliższym otoczeniu, ale też buntowała się niekiedy, szukając własnej, swojej drogi i nieskrępowanej przez nikogo wolności. Tak jak w tym wierszu, wyrażającym tak znamiennie jej dziewczęce pragnienia:
Wbrew tym dziewczęcym marzeniom o wiecznej, absolutnej wolności, w życiu Maryli Wolskiej miał się na swój sposób powtórzyć jakby wzór i archetyp uczucia, które tak głęboko i trwale zaciążyło w życiu jej matki - nieoczekiwana miłość, która zagarnia i zniewala na zawsze. W r. 1887 nieznany jeszcze wówczas szerzej Ignacy Jan Paderewski koncertował we Lwowie. Na koncercie tym, który odbył się przy pustawej na ogól sal), była obecna Wanda Młodnicka z czternastoletnią córką. Paderewski miał wtedy lat 27, był cudownym młodzieńcem, smukłym, wysokim, z burzą lwiej,
rudopłowej grzywy nad czołem i miał w dodatku na użytek czaru, jaki rozsiewał samą już aparycją, swoją wspaniałą muzykę. Podbił z miejsca i okazało się na długo wyobraźnię i serce 14-letniej dziewczyny.
Maryla Wolska była bardzo dyskretna w wyrażaniu swoich uczuć intymnych. Niemniej są u niej takie wiersze, w których adresat owych wyznań poetyckich, aczkolwiek nie wymieniony z imienia, wydaje się być zupełnie wyraźny, jak w wierszu pt.
Ex voto.
Maryla Wolska ujawniła się jako poetka już od pierwszych dni objęcia w posiadanie „Zaświecia". Stworzyła w tym domu swoisty salon literacki, który rychło stał się miejscem spotkań intelektualnej i artystycznej elity Lwowa. Jeden z bywalców tego domu, wybitny krytyk literacki
Ostap Ortwin pisał o tym niezwykłym miejscu pod lwowską cytadelą i o uroczej pani tego domu w nekrologu po jej śmierci w r. 1930: Na „Zaświeciu" bywali obok Ortwina Edward Porębowicz, profesor romanistyki Uniwersytetu Lwowskiego i jednocześnie znakomity poeta, genialny tłumacz największych arcydzieł literatury zachodniej, zwłaszcza Boskiej Komedii Dantego, liryki prowansalskiej, poematów Byrona; Jan Kasprowicz, stojący wówczas u szczytów swojej poezji jako twórca Hymnów; Stanisław Antoni Mouller, adwokat z zawodu i zarazem powieściopisarz; ale rdzeń towarzystwa stanowili młodzi poeci, którzy przybrali nazwę „Płanetników", przede wszystkim młodziutki jeszcze wówczas i dopiero debiutujący Leopold Staff, jego przyjaciel, również poeta Józef Ruffer, ze względu na swą niezwykłą dobroć nazywany w tym gronie półżartobliwym imieniem Santo Giuseppe, no i oczywiście Maryla Wolska. Właśnie w tym czasie zaczęły się pojawiać coraz częściej jej poetyckie tomiki: Theme varie. Symfonia jesienna, Święto słońca, Z ogni kupalnych. Była to poezja bardzo prywatna, egotyczna, zamknięta w sobie, w wyrazie wyjątkowo subtelna i dyskretna i o wysokiej kulturze literackiej. Jej przewodnim wątkiem była świadomość niewspółmierności między marzeniem a spełnieniem. Czekamy na szczęście, które nigdy się nie zjawia w takim kształcie i wyrazie, jakich się pragnie. Towarzyszy nam jednocześnie nieustępliwy smutek, który wywiązuje się z poczucia, że wszystko, co najbardziej bezcenne, skazane jest na przemijanie, a zarazem w perspektywie odchodzącej wciąż nieodwołalnie fali czasu nabiera szczególnego uroku i piękności, stając się przedmiotem tęsknoty. Źródłem pociechy i ocalenia staje się pamięć, która z nikłych śladów odbudowuje urokliwe obrazy chwil minionych lub zatopienie się w nieśmiertelnym pięknie wiecznie odradzającej się natury. Jest taki cykl poetycki Maryli Wolskiej Na dnie zwierciadeł, zawierający jak gdyby jej program literacki, jej szczególną wrażliwość i pamięć światów, których już nie ma:
Dom na „Zaświeciu" był główną kwaterą „Płanetników". Ale latem całe towarzystwo wyjeżdżało też do Storożki i Perepelnik. W r. 1882, gdy okazało się, że 9-letnia wówczas Maryla Młodnicka zagrożona jest chorobą płuc, zaczęto jeździć dla zdrowia w miesiącach wakacyjnych do miejscowości Skole. Później ze skromnych oszczędności zakupiono niewielki grunt, na którym postawiono drewniany dom z werandą, nazywając go Storożką, od pobliskiej, dawnej strażnicy celnej. Dom stał na wzgórzu, z którego rozlegał się wspaniały widok na całą dolinę, rzekę i wieniec gór. Miejsce to stało się przestrzenią wielokrotnych kontaktów poetki z pięknem natury i często powracającym motywem wielu jej wierszy. Z czasem do Storożki dołączyły Perepelniki. Majątek ten, w którym gospodarzył później jeden z synów poetki, odziedziczony został przez Wolskich po ich krewnych Pokutyńskich-Padlewskich. Był tam obszerny dom, typowy polski dwór ziemiański o tym szczególnym klimacie i uroku, na które składała się żywa wciąż pamięć wielu pokoleń, które w tych ścianach przemijały. Storożką i Perepelniki wielokrotnie wracały w wierszach Maryli Wolskiej zwłaszcza w latach późniejszych, oglądane z perspektywy kończącego się już zwolna życia. Jest taki wiersz
Opór pod Storożką. Opór to rzeka przepływająca przez dolinę, ponad którą stał dom. Wspomnienie jakiegoś dalekiego, letniego dnia i samej siebie wówczas, malej dziewczynki, o bosych, mokrych stopach, skwar południa i ta rwąca woda, wszystkie rzeki górskie są rwące. Wszystko to widziane z odległego czasu przez dojrzałą kobietę, w którą zamieniło się tamto dziecko. I to nagłe uczucie tęsknoty za tamtą chwilą, tak piękną, że chciałoby się, aby trwała wiecznie. I drugi wiersz ze wspomnianego cyklu Nad dnie zwierciadeł. Stary dwór w Perepelnikach, oglądany w zwierciadle wspomnień, które odbija całe życie jakby na wspak, w odwrotnym, biegu.
Życie Maryli Wolskiej nie było łatwe. Jak każde życie ludzkie składało się z chwil radosnych i ze zdarzeń tragicznych. Jej małżeństwo było szczęśliwe. Wacław Wolski otoczył żonę i rodzinę dobrobytem człowieka wielkich interesów i choć w latach późniejszych w związku z katastrofą finansową i samobójstwem najbliższego przyjaciela i jednego z najwybitniejszych ludzi ówczesnej Galicji Stanisława Szczepanowskiego starał się bronić jego dobrego imienia oddając pokaźną część swego własnego majątku na spłacenie zobowiązań Zmarłego, rodzina Wolskich zachowała jednak względny dobrobyt. W domu rosło i rozwijało się wspaniale pięcioro pięknych i utalentowanych dzieci, trzech synów Ludwik, Kazimierz i Juliusz oraz dwie córki, Beata i Aniela. To szczęście rodzinne zburzyła dopiero wojna. Była dla poetki przeżyciem strasznym. Żyjąca dotychczas w atmosferze bezpieczeństwa przerażona była ogromem zła choć dzielnie usiłowała stawiać czoło surowym wymaganiom czasu jako siostra miłosierdzia w szpitalach wojennych, w bezpośredniej pomocy środowiskom i osobom szczególnie dotkniętym katastrofą. Dramatyczność sytuacji pogłębiał lęk o dwu starszych synów, którzy walczyli na froncie. I z tej też strony miały przyjść na nią ciosy najokrutniejsze.
Jej najstarszy syn Ludwik, wyjątkowo utalentowany, ujawniający odziedziczone po matce uzdolnienia literackie, został w r. 1919 po straszliwych torturach zamordowany w Perepelnikach przez nacjonalistów ukraińskich. Beata Obertyńska jako poetka i prozatorka, w czasie drugiej wojny światowej wywieziona przez okupantów sowieckich do Kazachstanu, autorka wspomnień z tego wygnania Z domu niewoli Lela Pawlikowska okazała się utalentowaną malarką. Ostatnie lata Maryli Wolskiej zaznaczyły się w jej twórczości coraz głębszym jak gdyby zanurzaniem się w przeszłość, jedyną epokę, w której krótko czuła się szczęśliwą. Miała przeczucie zbliżającej się śmierci i pragnęła jej jak wyzwolenia. Uciekała myślami do najpiękniejszych swoich dni, ku szczytom skolskim, ku górom, lasom i tamtej rzece spod Storożki. Wyrażała w swoich ostatnich utworach, nadzieję że tamten, drugi świat, który jest naszym przeznaczeniem, będzie podobny do tego, do którego tyle razy radośnie biegła jako mała dziewczynka, jako dorastająca dziewczyna i jako dojrzała kobieta.
Maryla Wolska zmarła 25 czerwca 1930 roku w domu na „Zaświeciu". Pochowana została na cmentarzu Łyczakowskim , gdzie do dziś znajduje się wspólny grobowiec rodziny Młodnickich i Wolskich w formie obelisku z czarnego kamienia. Ulica Kalecza nosi obecnie nazwę Czajkowskiego . Dom jeszcze istnieje, w r. 1978 mieścił się tam ośrodek zdrowia dla pracowników Urzędu Bezpieczeństwa. „Zaświecie", jego dawni mieszkańcy i goście powinni jednak pozostać na zawsze w pamięci najdalszych nawet polskich pokoleń jako jedna z piękniejszych kart historii i kultury Lwowa.
Wrocław. Wszystkie prawa zastrzeżone. |