"W rozległej kotlinie na pochyłości niskiego wzgórza leży miasto Jazłowiec zbudowane w kształcie amfiteatralnym, od szczytu wzgórza ku brzegom płytkiego, lecz dość szerokiego strumienia. Wije się on wzdłuż całej kotliny i otacza szeroką wstęgą wzgórki, pokryte domami i zabudowaniami miejskimi. Szerokie ulice ciągnęły się pomiędzy podwójnymi rzędami murowanych kamienic przyozdobionych sztukateriami i napisami. Na miejscach wynioślejszych wznosiły się murowane kościoły i cerkwie, przez co już z dala uderzało miasto bardzo powabną powierzchownością". Taki opis tego miasta przedstawił w swoich wspomnieniach z podróży do Polski za czasów Jana Sobieskiego Francuz Daleroc, który bawił w tym mieście (podaje go ksiądz Sadok Barącz w "Pamiętnikach Jazłowieckich" wyd. we Lwowie 1862 r.). W tym okresie Jazłowiec był miastem ludnym i na owe czasy dość rozległym, o czym świadczy ilość świątyń różnych wyznań: dwa kościoły rzymsko-katolickie (parafialny i Dominikanów), dwa kościoły ormiańskie, klasztor dominikański, klasztor ormiański, dwie cerkwie i synagoga.
Ale Jazłowiec nigdy nie był miastem tak dużym jak bliski Buczacz i dalsze Brzeżany. Historia Jazłowca, małego miasteczka leżącego w południowo -zachodniej części Podola jest ściśle związana z dziejami rodu Buczackich i Jazłowieckich, z powstaniem zgromadzenia Sióstr Niepokalanej Jako pierwszej ich siedziby na ziemiach polskich oraz z 14 pułkiem ułanów zwanym Jazłowieckim, który od tego miasta przyjął swą nazwę.
Jazłowiec oddalony jest o 16 km na południe od Buczacza, malowniczo położony na wysokości 365 m, w kotlinie otoczonej wzgórzami, przez którą przepływają dwie rzeczki Olchowiec i Jazłowczyk. W 1937 r. liczył 2.700 mieszkańców. Jak każde stare miasto, również i Jazłowiec posiada szereg legend i opowieści o swoich początkach, ale żadna z nich nie znajduje potwierdzenia w źródłach historycznych.
Jedna legenda pochodzenia ormiańskiego mówi, że Ormianie w swej wędrówce w XII wieku przybyli na Podole i zatrzymali się na wypoczynek w pewnej kotlinie otoczonej wzgórzami, u stóp których przepływały dwie rzeczki. Miejsce to bardzo podobało się znużonym wędrowcom, a ponieważ przypominało im strony ojczyste i stwarzało możliwość wypasu dużych stad owiec, zachęciło ich do założenia osady pod nazwą Jasłowiec, później Jasłowcem zwane. Tu już w 1250 roku miał być kościół i gmina ormiańska, którą tworzyli Ormianie z emigracji krymskiej, którzy w sądach i metrykach kościelnych używali języka tatarskiego. W tym czasie Jasłowiec miał być rezydencją biskupa ormiańskiego. Tyle legenda, fakty historyczne przedstawiają natomiast co innego. Według dokumentów z przywileju z roku 1615 nadanego przez Jana Jerzego Radziwiłła wynika, że Ormianie do Jazłowca przybyli dopiero z końcem XVI wieku. W pierwszych latach objęcia Rusi Czerwonej przez króla Kazimierza Wielkiego, do jednych z najbardziej znanych rodów należała rodzina Buczackich pochodzenia ruskiego. Pieczętowali się herbem "Abdank".
Sławny w rodzinie Teodor Buczacki - kasztelan kamieniecki, był zagorzałym stronnikiem króla Władysława Jagiełły i wspomagał go w walce z jego bratem Swidrygiełłą. On to w 1436 roku w obecności wielu panów na rzecz kościoła Marii Magdaleny w Jazłowcu, zapisał wieś Niezbrody łącznie z pasiekami, stawami i młynem. Te nadania dla jazłowieckiego kościoła potwierdzili w roku 1467 synowie Teodora Buczackiego Jan i Michał zwiększając nawet fundusze kościelne.
Czasy świetności rodu już jednak minęły i ród Buczackich powoli chylił się ku upadkowi. W 1469 roku zmarł Mużyło Buczacki wojewoda podolski. Po nim zasłynął jeszcze Michał Buczacki, który w 1474 roku przyszedł ze szlachtą podolską na pomoc hospodarowi wołoskiemu Stefanowi, wspólnie z nim zadając klęskę Turkom i Tatarom, którzy wtargnęli w księstwo wołoskie. W 1485 roku jeszcze raz zostali Buczaccy zaszczyceni uznaniem królewskim - Jakub Buczacki kasztelan halicki został mianowany wojewodą podolskim, Był to już końcowy okres świetności rodu, który wygasł w 1541 r. na Jakubie Buczackim, jedynym duchownym w tym rodzie - biskupie płockim.
Buczaccy osiedli w Jazłowcu, przybrali nazwisko Jazłowieckich. Ich staraniem miasteczko i zamek rozbudowały się. Ruiny zamku, które dochowały się do wybuchu II-giej wojny światowej w znacznej części pochodziły z zamku zbudowanego w połowie XVI w. przez Jerzego Jazłowieckiego (+1575) hetmana wielkiego koronnego, a upiększonego i wzmocnionego przez jego syna Mikołaja starostę śniatyńskiego.
Swą. karierę rycerska. Jerzy Jazłowiecki rozpoczął pod wodzą i okiem Mikołaja Kamienickiego wielkiego hetmana koronnego. Do znanych czynów i walk Jerzego Jazłowieckiego należy zaliczyć rozbicie watahy tatarskiej, liczącej ponad 1000 ordyńców w roku 1528 pod Kamieńcem Podolskim z małą garstką żołnierzy - 100 osób. Natomiast w 1529 roku rozbił kilka oddziałów tatarskich pod Oczakowem. Przy boku Jana Tarnowskiego brał udział w bitwach z Wołochami, którzy wtargnęli na Pokucie ~ pod Gwoźdźcem i Obertynem (22.VIII.1531 r).
Za czasów Zygmunta Augusta Jerzy Jazłowiecki cieszył się zaufaniem króla, który obdarzył go starostwami: lubaczowskim, śniatyńskim i czerwonogrodzkim.
W 1569 roku został wojewodą podolskim, a W latach mastępnych tłumił rozruchy na Wołoszczyźnie, przy czym w tych wyprawach towarzyszył mu jego syn Mikołaj. Za namową swej żony z domu Tarłówny, przeszedł na kalwinizm.
Jerzy Jazłowiecki zmarł w 1575 roku pozostawiając siedmioro dzieci: czterech synów: Mikołaja, Michała, Andrzeja i Hieronima oraz trzy córki: Annę, Jadwigę i Katarzynę. Po śmierci ojca Jazłowiec objął syn Mikołaj, który jeśli idzie o czyny wojenne poszedł w ślady swego ojca biorąc udział w wyprawie Batorego na Moskwę. W bitwie pod Toropcem niedaleko Wielkich Łuków w 1580 roku odznaczył się męstwem i odwagą. W odstępach rocznych zmarli jego dwaj bracia - Michał w 1582 roku, starosta chmielnicki, który od króla dla miasta Tłuste uzyskał przywilej na jarmarki w święto św. Trójcy i św. Łukasza, a w 1581 r. w Rzymie w wieku 22 lat - Andrzej.
Śmierć braci w tak krótkim czasie spowodowała przełom duchowy u Mikołaja Jazłowieckiego. W swoich dobrach zlikwidował zbory kalwińskie i z powrotem oddał je na kościoły rzymsko-katolickie m. in. w Martynowie, Baryszu i Suratynie.
Za sprawą Mikołaja Jazłowieckiego osiedlono w Jazłowcu dominikanów, wybudowano klasztor i murowany kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Ponieważ dominikanie bez aprobaty generała zakonu i funduszy w odpowiedniej wysokości nie mogli wejść w posiadanie kościoła, przekazali go w chwilowe władanie przez księdza Bartłomieja Smarzewskiego - proboszcza parafialnego kościoła Marii Magdaleny w Jazłowcu. Ta decyzja okazała się później zarzewiem wieloletniego sporu z dominikanami. Mikołaj Jaztowiecki idąc w ślady swojego ojca upiększył i wzmocnił zamek Jazłowiecki. Tatarzy nigdy nie kusili się o jego zdobycie. W wyniku interwencji Mikołaja Jazłowieckiego w Rzymie w 1594 roku dominikanie objęli w posiadanie klasztor kościół.
Mikołaj Jazłowiecki zmarł w 1595 roku, a schedę po nim objął ostatni z męskiej linii Jazłowieckich - Hieronim. On też doprowadził do tego, że próboszczem jazłowieckim został ks. Marcin Rzeczkowski na miejsce ks. Smarzewskiego, który prowadził wojnę z dominikanami i przemocą starał się wyrzucić ich klasztoru. Hieronim zmarł w 1607 roku i na nim wygasł możny ród Jazłowieckich, albowiem jego małżeństwo z Eleonorą księżniczką Ostrogską, córką Janusz kasztelana krakowskiego było bezpotomne. Podobnie jak brat został pochowany w kościele jazłowieckim.
W dwa lata później zmarł w Jazłowcu wybitny polski kompozytor Mikołaj Gomółka, którego płyta nagrobna do 1939 roku wmurowana była w ścian kościoła parafialnego. Płyta znajdowała się początkowo na cmentarzu przy dawnym kościele parafialnym w Jazłowcu na wewnętrznym murze cmentarnym. Z końcem lat dwudziestych dziewiętnastego wieku na gruzach dawnego kościoła dominikański i go wybudowano nowy kościół z ofiar wiernych znacznych dotacji ówczesnego właściciela Jazłowca barona Wiktora Błażewskiego. Odnaleziona w murze cmentarnym płyta Mikołaja Gomółki z polecenia baronowej Rozalii Błażewskiej została wyjęta, oczyszczona i odnowiona, a następnie w 1830 roi przeniesiona i umieszczona przy głównym wejściu do nowego kościoła, gdzie znajdowała się do roku 1939.
W roku 1615 Janusz ks. Radziwiłł - drugi mąż Eleonory wdowy po Hieronimie Jazłowieckim -nadał Ormianom przywilej osiedlania się w Jazłowcu na warunkach analogicznych jakie mieli w Kamieńcu Podolskim. Nadanie tego przywileju zachęciło Ormian do osiedlania się w mieście.
Zanim jednak nastały czasy świetności dla Jazłowca miasto miało szereg lat chudych. Na powyższą sytuację złożyło się kilka przyczyn. Spadkobiercy zmieniali się co kilka lat - Czuryłowie, Wolscy, Boguszowie - nie dbali o rozwój miasteczka, a gorsza nie realizowali zapisów Jazłowieckich dla szpitala, kościoła, cerkwi w Jazłowcu. Do tego doszedł zatarg proboszcza Jazłowieckiego z Dominikanami, napady tego pierwszego na klasztor, zajeżdżanie włości klasztornych. Ostatecznie ten zacięty spór został rozstrzygnięty 9. V. 1633 roku w Rzymie. Kościół Marii Magdaleny został przyznany Dominikanom, a parafia jazłowiecka obsadzona przez zakonników. W wyniku tego przyznano zakonowi prawo patronatu, oddano kościołowi pod opiekę plac z cmentarzem, a drewniany kościół Marii Magdaleny został przeniesiony ze wzgórza do miasta. To spowodowało ustanie zatargów wśród duchowieństwa jazłowieckiego.
Dobra jazłowieckie od ostatniej właścicielki Anny Odrzywolskiej kupił hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski, który po objęciu we władanie Jazłowca potwierdził dotychczas przyznane miastu przywileje, w tym również jazłowieckim Ormianom.
Po śmierci hetmana Koniecpolskiego klucz Jazło-wiecki odziedziczył syn j ego Aleksander, który zamek i miasto wzmocnił i zrobił to skutecznie, bowiem w 1648 roku Jazłowiec wytrzymał oblężenie Kozaków.
W tym okresie do Jazłowca przybyło coraz więcej Ormian, którzy tu osiedlali się na stałe i dzięki nim miasto bogaciło się na handlu. Wśród nich zamieszkał w Jazłowcu Bogdan Serafowicz z Armenii, który na czele zbrojnej drużyny zebranej własnym kosztem broni] kilkakrotnie miasto przed wrogami, a zwłaszcza przed Turkami. Za tę dzielną postawę w obronie Jazłowca przed niewiernymi w 1676 roku król Jan III Sobieski podniósł Serafowicza do stanu szlacheckiego, nadając mu herb Lubicz.
Okres świetności Jazłowca przerwał najazd w 1671 roku potężnej armii tureckiej po dowództwem sułtana Mahometa IV. Piękne i bogate miasto legło w gruzach. Miasto i zamek odzyskał dopiero król Jan Sobieski w 1684 roku. Jeszcze pierwsze lata XVIII wieku były latami, w których mieszkańcy Jazłowca starali się wydźwignąć je z zaniedbania i odbudować ze zniszczeń pozostawionych przez Turków.
W 1717 roku postawiono murowane kramy i dwa młyny w mieście. W 1718 roku ówczesny właściciel Jazłowca Jan Koniecpolski sprowadził do miasta zakon Paulinów, którym dał locum w zamku. W 1720 roku Jan Koniecpolski zmarł bezpotomnie, a Jazłowiec odziedziczyli Jego krewni bracia Franciszek i Aleksander Walewscy. Uzyskany spadek okazał się dla braci Walewskich tylko uciążliwym ciężarem - był to wielki majątek,ale o bardzo zawikłanych sprawach prawnych i finansowych, poważnie zadłużony. W tej sytuacji już w 1721 roku odsprzedali cały klucz jazłowiecki swojemu krewnemu Aleksandrowi Walewskiemu miecznikowi sieradzkiemu. Nowy nabywca również szybko pozbył się majątku za kwotę 300 tys. zł. wraz z drogocenną zastawą srebrną sprzedał go księciu Jerzemu Aleksandrowi Lubomirskiemu, oboźnemu wielkiemu koronnemu.
W czasie walk o tron polski między St. Leszczyńskim a Augustem II Sasem przemarsze wojsk znacznie zubożyły Jazłowiec, który się wyludnił. Książę Lubomirski nie dbał o Jazłowiec i w końcu klucz jazłowiecki sprzedał Stanisławowi Poniatowskiemu, ojcu przyszłego króla Stanisława Augusta w roku 1746.
Stanisław Poniatowski nie troszczył się o stary zamek, odbudował natomiast i upiększył dawny pałac Aleksandra Koniecpolskiego za zamkiem na cyplu wzgórza i starał się podnieść handel by ożywić życie gospodarcze miasta.
Po śmierci Stanisława Poniatowskiego w 1762 roku, klucz Jazłowiecki pozostawił w spadku swemu synowi Augustowi Poniatowskiemu, który w dwa lata później 7.IX.1764 roku został wybrany królem polskim.
Po pierwszym rozbiorze Polski - Jazłowiec jak i cała Małopolska, dostał się pod panowanie austriackie. Usadowiona w mieście załoga wojskowa zmusiła mieszkańców miasta do dostawy w 1773 roku 55 korcy żyta i 193 korcy owsa, udostępnienia pomieszczeń dla oficerów.a w 1774 przybyłym na załogę oddziałom huzarów.
W roku 1777 Jazłowiec przeszedł w ręce Potockich. W wyniku reform Józefińskich uległy kasacji - klasztor paulinów, a następnie dominikanów, którzy przenieśli się do Czortkowa, a klasztor wraz z kościołem wykorzystano na magazyn wojskowy.
W marcu 1800 roku miasto Jazłowiec przeszło w ręce Krzysztofa Grudnickiego, miecznika przemyskiego. W 1809 roku nowy właściciel odnowił kościół ormiański i przeznaczył go na cerkiew obrządku greko-katolickiego, zachowując napisy ormiańskie na kamieniu obramowań drzwi i posadzki kościelnej. Natomiast klasztor i brama ormiańska zostały rozebrane, a uzyskany materiał z rozbiórki wykorzystano do budowy domów mieszkalnych. Grudnicki w 1811 roku sporządził testament, w którym Jazłowiec z kilkoma wsiami zapisał córce swojej Róży ~ żonie barona Wiktora Błażewskiego i wnukowi Krzysztofowi Błażewskiemu, który miasto przejął w posiadanie w 1841 roku.
Rok 1863 stanowił dla Jazłowca ważną datę. W tym roku osiedlił się tu zakon Sióstr Niepokalanego Poczęcia - zwany potocznie Niepokalankami. Decyzję w tej sprawie podjęła przełożona sióstr Marcelina Darowska, która z dalekiego Rzymu przybyła wraz z siedmioma siostrami na ziemię polską do Jazłowca, miejscowości leżącej wówczas kilkadziesiąt kilometrów od najbliższej stacji (w 1863 roku kolej dochodziła tylko do Stanisławowa).
Mając 27 lat Marcelina Darowska po śmierci męża i rocznego synka związała się w Rzymie ślubami ze zgromadzeniem tworzącym się wokół ojca Hieronima Kajsiewicza Zmartwychwstańca i Józefy Karskiej. W 1860 roku po śmierci Karskiej została przełożoną tego małego zgromadzenia. Początek w Jazłowcu nie był łatwy. Stary pałac Poniatowskich, który stał się ich siedzibą musiał być gruntownie wyremontowany. Nie było na to pozwolenia austriackich władz, które natychmiast zaczęły interesować się działalnością przybyłych z zachodu sióstr. Koniec końców 4 listopada 1863 roku odprawiono w Jazłowcu pierwszą mszę św., siostry włożyły habity i pod szyldem szkółki parafialnej rozpoczęły systematyczne nauczanie, mimo dużego ryzyka, bowiem dopiero od 1868 roku można było otwierać szkoły prywatne.
Opinia ówczesnych luminarzy kultury polskiej prof. Stanisława Tarnowskiego i Henryka Sienkiewicza o dziele Niepokalanek i ich przełożonej brzmiała: "Matka założyła w Galicji twierdzę na obronę wiary i Polski". Marcelina Darowska rozumiała, że Polskę ratować można jedynie w kraju. Stworzyła ona spójny system pedagogiczny w zakresie szkół średnich. Były one nowością na ziemiach polskich. Utworzyła także sieć szkół wiejskich o poziomie szkoły podstawowej wzbogaconej o elementy wiedzy z zakresu zasadniczej szkoły rolniczej i gospodarczej.
W Niżniowie założyła szkołę pedagogiki d1a kształcenia sióstr Niepokalanek w tym zawodzie. (Dziś siostry Niepokalanki prowadzą żeńskie licea ogólnokształcące w Szymanowie i w Wałbrzychu, technikum gastronomiczne w Nowym Sączu).
W tym miejscu należy wspomnieć, że łaskami słynąca figura Matki Bożej Niepokalanie Poczętej z kaplicy w Jazłowcu -jest darem sługi Bożej Marceliny DarowskieJ, na prośbę której Oskar Sosnowski, rzeźbiarz polski zamieszkały w Rzymie, wykonał figurę z białego marmuru kararyjskiego. Figurę poświęcił bp. Szczęsny Feliński 10.VIII.1883 roku. Kult Matki Boskiej Jazłowieckiej szerzyli szczególnie ułani, którzy obrali ją za "Hetmankę", Czternasty pułk Ułanów Jazłowieckich nazwę swą otrzymał od stoczonej zwycięskiej bitwy pod Jazłowcem w 1919 roku.
9 lipca 1939 roku przy uroczystej asyście delegacji Ułanów Jazłowieckich i tłumów wiernych z okolic Jazłowca ks. kardynał August Hlond ukoronował posąg Matki Boskiej Jazłowieckiej. Posąg ten od maja 1946 roku znajduje się w Szymanowie. Jednąz zasłużonych sióstr Niepokalanek była siostra Laureta, z domu Zofia Wilczyńska, zmarła 13.III.1985 roku w Jarosławiu w klasztorze tamtejszych SS. Niepokalanek. Była osobą nieprzeciętną. W roku 1918 z karabinem w ręku walczyła w obronie Lwowa z Ukraińcami i dosłużyła się stopnia kaprala za dzielność i odwagę. Została odznaczona Krzyżem Walecznych. Po zakończeniu wojny wstąpiła do zakonu Niepokalanek w Jazłowcu, gdzie rozpoczęła służbę Bogu.
Wspominał ją ciepło gen. bryg, Klemens Rudnicki. Kiedy w sierpniu ł939 roku w przededniu wojny Ułani Małopolscy zjawili się u furty klasztornej z prośbą złożenia votum u stóp pani Jazłowieckiej -furtianką była wówczas siostra Laureta. Ona była głównym mistrzem ceremonii z ramienia klasztoru. Była bowiem kapralem i ekspertem klasztornym od spraw wojskowych. Ponieważ lubiła huk i gwar wojenny kazała ułanom ustawić na wieży zamczyska karabiny maszynowe i oddać parę serii w momencie składania votum.
W listopadzie 1939 roku generał zjawił się ponownie u furty klasztornej w przebraniu cywilnym, by zobaczyć co się dzieje z siostrami zakonnymi i córkami generała, które tam były. I znowu S. Laureta otworzyła mu furtę i zaprowadziła do matki przełożonej. Te odwiedziny przekonały go, że zakonnice nie są załamane i mimo poważnej sytuacji ufnie patrzą w przyszłość. Potem losy generała i sióstr rozeszły się. W 1941 roku po wyjściu z więzienia sowieckiego znalazł się w sztabie Armii Polskiej w ZSRR. Tam doszła go wiadomość, że wśród wywiezionych Jest siostra Laureta. Ona jedna z sióstr zakonnych w Jazłowcu została wywieziona. Udało się ją ściągnąć do dowództwa Armii i znalazła się w sztabie. Została w armii, przydzielona do 6-tej Dywizji Piechoty, gdzie generał był z-cą dowódcy dywizji. Za dzielną służbę mianowana starszym wachmistrzem, wraz z armią Andersa znalazła się w Palestynie, a następnie w 1943 roku w Szkocji w swoim pułku Ułanów Jazłowieckich i tam była świetliczanką aż do końca działań wojennych.
Dopiero w 1945 roku gen. K. Rudnicki dowodząc I-szą Dywizją Pancerną, stacjonującą w Niemczech, spotkał się z siostrą Laureta, która jechała z misją do Warszawy po ukryty sztandar pułkowy, by przywieść go do Szkocji. Ubrana cywilnie dołączyła do repatriantów i z nimi przyjechała do Polski.
Po 3 miesiącach była już z powrotem. Wymizerowana i chuda i bardzo smutna, bowiem nie wywiązała się z powierzonej misji. Sztandar znalazła, ale ci którzy go przechowywali nie zawierzyli jej i sztandaru nie wydali. Sztandar dotarł do Szkocji przywieziony przez kogoś innego. Siostra Laureta uznała, że czas już wrócić do klasztoru Niepokalanek w Polsce. Była początkowo w Szymanowie, a kiedy zaczęła podupadać na zdrowiu osiadła w klasztorze Niepokalanek w Jarosławiu i tam szereg lat chorując, z amputowaną nogą zmarła 13.III.1985 roku w wieku 85 lat.
Na zakończenie należałoby wspomnieć jak 8 lat temu wyglądał Jazłowiec, a właściwie Jabłonówka - bo taką nazwę nadano po roku 1945 lej miejscowości, zacierając w ten sposób ślady polskości na tej ziemi. Stan i wygląd Jazłowca przedstawiła relacja M. Anuncjaty Strassburger-Niepokalanki, która jeszcze w październiku 1988 roku przebywała tam z wycieczką. Oddajmy jej głos: "Dojeżdżamy od strony cmentarza, wprost na ruiny kaplicy Błażowskich, po prawej stronie ściany zdewastowanego kościoła parafialnego, po lewej stronie ściany świątyni ormiańskiej z kamiennym portalem. Przed nami znane ruiny zamku na wzgórzu, a pod nimi nasz dom jakby skurczony, osamotniony, ale ten sam. Nie ma już kamiennej bramy wjazdowej do zamku, jest metalowa na betonowych słupach. Tylko Jazłowczyk niezmieniony wije się w dolinie, której zbocza nawet w siąpiącym deszczu nadal są piękne...
Przy lewym skrzydle klasztoru w dawnym parku zagradza drogę obskurna świniarnia. Tuż za nią widnieje kamienny krzyż wieńczący grobowiec z napisem u wejścia: "Jam jest zmartwychwstanie i życie" klękamy przed grobem matki Darowskiej".
W latach dziewięćdziesiątych naszego wieku powrócono do nazwy Jazłowiec - w języku ukraińskim, natomiast zniknęła rosyjska nazwa Jabłonówka. Lecz na tym nie można zakończyć dziejów Jazłowca, pomijając sylwetkę kapłana ściśle związanego z tym miastem i jego okolicą. Stosując dewizę Owidiusza - wyrażoną w utworze "De vita sua" - Si tamen ex tinestis aliquid nisi nomina restant. (Niech jednak po zmarłych pozostanie coś więcej niż imiona).
Tym kapłanem, który zginął śmiercią męczeńską był kanonik, ksiądz dr Andrzej Krasiński, ostatni proboszcz w Jazłowcu. Urodzony w 1895 roku, święcenia kapłańskie otrzymał w 1921 roku z rąk arcyb. Józefa Bilczewskiego. Początkowo był asystentem na wydziale teologicznym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, by w latach trzydziestych naszego wieku objąć probostwo w Jazłowcu po księdzu Józefie Ścisłowskim, a także kierownictwo obszernym dekanatem jazłowieckim. Nie ograniczał się tylko do pracy duszpasterskiej, działał społecznie w Związku Szlachty Zagrodowej, prowadził też pomoc charytatywną wśród młodzieży ubogiej swego dekanatu.
Z relacji Władysławy Niżańkiewicz - niegdyś parafianki Jazłowca dowiadujemy się o tragicznym losie ks. A. Kraśnickiego. Został on zamordowany przez banderowców w nocy z 7/8 grudnia 1943 roku. Nie był to pierwszy napad na plebanię jazłowiecką.
Przełożeni z kurii arcybiskupiej we Lwowie namawiali, aby ks. Kraśnicki wyjechał z Jazłowca, ale on postanowił nie opuszczać swoich parafian. Nadszedł adwent. Proboszcz miał odprawiać roraty o godz. 6-tej rano. Banderowcy wyśledzili widocznie, że ksiądz nocuje tym razem na plebanii i po północy wdarli się tam wywarzywszy drzwi łomem. Mieli ze sobą sanie i konie. Ksiądz proboszcz schronił się na strych wzywając pomocy, ale krótko. Nie wiadomo, czy go zabito na strychu, czy zmarł już na ziemi kiedy wyrzucono go stamtąd przez okienko i wywieziono saniami w pole. Kiedy rano Polacy przyszli na roraty w kościele był jeden wielki szloch.
Od Świąt Bożego Narodzenia objął parafię jazłowiecką ks. Bernard Pyclik z Połowic w powiecie czortkowskim, gdzie Ukraińcy wymordowali wszystkich parafian. Nie zawahał się i objął następną zagrożoną parafię. Dalszych losów ks. Pyclika nie znam.