Książki o Lwowie i Kresach Południowo - Wschodnich (2018)
EUROPEJSKI MUZYCZNY LWÓW - KIEDYŚ Książka Michała Piekarskiego Muzyka we Lwowie. Od Mozarta do Majerskiego. Kompozytorzy, muzycy, instytucje (Wydawnictwo Akademickie SEDNO, edycja przy wsparciu Konsulatu RP we Lwowie, Warszawa 2018, s. 353, 289 ilustracji) wielorako zaskakuje i staje się źródłem różnorakich refleksji, odnoszących się zarówno do przeszłości jak i współczesności. Jest w polskim piśmiennictwie pierwszym kompendium wiedzy o życiu muzycznym Lwowa w ciągu dwustu lat do 1939 r., także po części słownik biograficzny bardziej znaczących osobistości muzycznych działających w tym mieście, przewodnik topograficzny (adresowy) po dawnym muzycznym Lwowie (adresy zamieszkania artystów-muzyków, lokalizacja ważnych instytucji muzycznych i fotografie dawnych ich siedzib, podano dawne i współczesne nazwy ulic - na planie Lwowa z 1936 r. zaznaczono odpowiednie miejsca), fotografie nagrobków muzyków pochowanych na Cmentarzu Łyczakowskim i odrębne zestawienie ich nazwisk, wszystko razem tworzy jakby małą encyklopedię wiedzy o wspaniałej przeszłości muzycznej Lwowa, najbardziej muzykalnego miasta w Polsce, co podkreślono w pracy. Takiej edycji dotąd bardzo brakowało, chwała więc, że jest. Książka ważna poznawczo i atrakcyjna w formie, zaś opowiedziane zdarzenia i wplecione w nie sylwetki wielu pokoleń lwowskich artystów-muzyków sprawiają w lekturze niemałą przyjemność. Te zdarzenia i ludzie komponują się w historię miasta, choć widzianą w innej perspektywie merytorycznej. Jest to opowieść o muzycznym Lwowie, który co prawda nie jest bezpośrednio wielkim centrum życia muzycznego w Europie w XVIII-XIX wieku i nieco później, na wzór Wiednia, Pragi, Paryża, niektórych miast włoskich (choćby Neapol), a jednak jest muzycznie na wskroś europejskim miastem. Źródło wiedzy i jednocześnie interesująca opowieść przekazana lekkim piórem, to niemały atut książki. Opowieść tematycznie muzyczna, ale nie adresowana wyłącznie do zawodowych muzyków, wykonawców, teoretyków i historyków muzyki. Ten rys popularyzatorski określa kolejną wartość książki. Inny jej atut, to kapitalne opracowanie ilustracyjne, prawdziwie interesujące i poznawcze. Nazwiska muzyków działających we Lwowie są skojarzone z ich fotograficznym wizerunkiem, to wydaje się być dość oczywiste. Ale autor dzieła podjął znacznie większy trud - to dodatkowy powód do uznania. Zycie muzyczne realizuje się przez ludzi, a wraz z nimi przez odpowiednie instytucje, wydarzenia i całą obudowę artystycznej działalności - wydawnictwa i księgarnie oferujące nuty, fachowa i codzienna prasa, a w niej anonse o koncertach, spektaklach operowych, recenzje, musi istnieć pewne zaplecze „techniczne" - jak składy oferujące instrumenty muzyczne itd. Autor zebrał więc dokumentację ilustracyjną - ukazując przez reprodukcje wielką gamę reklam sklepów muzycznych, okładki nut (z reguły o znacznych wartościach plastycznych) wydawanych we Lwowie, ogłoszenia o koncertach, o szkołach muzycznych i prywatnych lekcjach muzyki („Wład. Wszelaczyński, Lwów, ul. Akademicka 18 udziela prywatnie nauki muzyki i gry na fortepianie"; „Koncesjonowana szkoła muzyczna Heleny Ottawowej rozpoczyna kurs gry na fortepianie dnia 1 września 1904 r."); fragmenty prasowych recenzji (rubryka „Z Sali koncertowej - Jadwiga Korolewicz-Wajdowa", 1922 r.; informacja o premierze Madame Butterfly G. Pucciniego z Janiną Korolewicz-Wajdową, 1908 r.), okładki czasopism („Lwowskie Wiadomości Muzyczne i Literackie, 1927 r.), informacje o stroicielach instrumentów i ich naprawie, wskazuję tylko wybiórczo prawem przykładu. Zdjęcia pokażą niektórych wielkich śpiewaków w kostiumach operowych, reklamę Konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego przed 1906 r. (potem Polskiego Towarzystwa Muzycznego), niekiedy muzyczne elementy zdobnicze w wystroju budynków, jak np. w medalionie na fasadzie wizerunek Chopina (ul. Wyspiańskiego 22 czy w kamienicy na ul. Chopina popiersia Chopina i Moniuszki), a na klatce schodowej w Konserwatorium GTM (ul. Chorążczyzny 7) w balustradzie - motyw klucza wiolinowego, co też świadczy o pewnej kulturze muzycznej przynajmniej projektanta; na zdjęciach - zespół Towarzystwa Śpiewaczego „Echo", grono pedagogów w Konserwatorium GTM, i scena zbiorowa ze spektaklu Wesele Figara W.A. Mozarta na scenie lwowskiej (z dekoracjami w tle, 1925 r.). Wyliczać można więcej, ale jedno zdjęcie jest szczególne, na str. 216: Helena Ottawowa uwieczniona przez Jana Henryka Rosena jako Św. Małgorzata w katedrze ormiańskiej. Wybitna pianistka ma swój biogram w książce, pomijam więc szczegóły biograficzne. Ale do tego wizerunku w książce warto podać kilka słów objaśnienia albo przypomnienia. W Roczniku Lwowskim 2014-2016 wspominałem o przebudowie zniszczonej katedry ormiańskiej, podjętej przez abpa Teodorowicza i o nowym jej wystroju malarskim zleconym przez metropolitę ormiańskiego do wykonania artyście stosunkowo mało znanemu, ale hierarcha miał niezawodne wyczucie artystyczne. Jan Henryk Rosen wykonał freski, postaciom biblijnym i świętych nadając rysy osób ówcześnie bardzo znanych. Majestatycznemu obliczu Boga Ojca artysta przydał rysy prof. Tadeusza Zielińskiego, jakże słynnego w świecie filologa klasycznego, w uduchowioną postać Św. Tomasza z Akwinu („kodyfikatora" podstaw teologii chrześcijańskiej) wcielił się sam arcybiskup. Cóż oni mają ze sobą wspólnego, wybryk artysty???? A jednak...oto dwaj wielcy polemiści naukowi w głośnym ich sporze nt. greckich i judejskich źródeł chrześcijaństwa. W tamtym czasie dla lwowian było to dość czytelne, dziś wizerunki te zatraciły dla współczesnych swą dodatkową treść. Jakież znaczenie dla dzisiejszych rosyjskich z pochodzenia oraz ukraińskich mieszkańców miasta ma jakiś Rosen (w końcu nie tuzinkowy malarz, ale „nie nasz"), osoby-pierwowzory postaci z fresków, jakaś pani Ottawowa sprzed stu laty. A owa pianistka jest jednym ze znaków wielkiej kultury muzycznej dawnego Lwowa i jego europejskości: wprowadzając do swego repertuaru koncert fortepianowy Camilla Saint-Saensa jest świadoma, co dzieje się nowego, w tym wypadku -w muzyce francuskiej. I jeśli przewodniki po zabytkach Lwowa nie opiszą owego dodatkowego kontekstu historyczno-kulturowego, to freski same z siebie nic dziś nie mówią. Cóż więc może być wspanialszego dla artysty, jeśli jego postać została wcielona w wizerunek świętej, nie po latach, lecz za życia lwowskiej znakomitości muzycznej... Autor atrakcyjnie i syntetycznie ukazał niezwykłą intensywność i różnorodność życia muzycznego we Lwowie w ciągu dwustu lat, od XVIII wieku do 1939 r. Wiele informacji jest wręcz zdumiewających. Szczęśliwe (muzycznie) to miasto, w którym osiedla się syn Wolfganga Amadeusza Mozarta (założyciel Towarzystwa św. Cecylii, a ona - to patronka muzyków), uczeń Jana Sebastiana Bacha albo nauczyciel Beethovena, Józef Elsner z Brna (zanim przeniesie się do Warszawy i będzie nauczycielem Chopina), uczeń Chopina Karol Mikuli, założyciel konserwatorium, miasto w którym koncertuje Ferenc (Franciszek) Liszt (bawił tu prawie miesiąc 1847), Artur Rubinstein wspominał, że jest to jedyne miasto, w którym może liczyć na pełną salę (zanim przebił się do wielkiej światowej kariery), do którego zjeżdżają polscy artyści - znakomitości europejskiej pianistyki, Ignaz Friedman (urodzony w Podgórzu-Krakowie) i Maurycy Rosenthal (urodzony we Lwowie, uczeń Mikulego a potem Franciszka Liszta w Weimarze i w Rzymie; obaj zrobili wielką karierę w Europie i w Ameryce, gdzie osiedlili się do końca życia; pozostały po nich wspomnienia, noty encyklopedyczne i niezwykłe archiwalne nagrania, a choć przeniesione na współczesne CD, jakże trudne do zdobycia, bo to wręcz kolekcjonerskie rarytasy). Miasto, w którym występują dyrygenci oper w Zagrzebiu, Bukareszcie, Wiednia, Pragi; w którym wyrastają i kształcą się wkrótce największe sławy światowej wokalistyki (panie i panowie), będą - dziś mówi się - wielkimi gwiazdami (w przypadku pań - diwy) - najsłynniejszych europejskich i amerykańskich teatrów operowych, legendarne postaci. Skoro mowa o wokalistyce, to autor przypomniał postać Walerego Wysockiego, założyciela we Lwowie słynnego ośrodka kształcenia śpiewaków. Wykształcony we Włoszech, występujący w wielu teatrach operowych (debiut w zespole opery włoskiej w Odessie), wykształcił grono polskich i ukraińskich śpiewaków (Salomeą Kruszelnicka) z czasem gwiazd pierwszej wielkości. Opublikował niezwykły tekst, dekalog pedagogiczny: „Dziesięć przykazań dla młodego śpiewaka" (druk w „Wiadomościach Artystycznych" w 1900 r., podany na str. 155/156). Dekalog ów świadczy o klasie pedagogicznej i świadomości artystycznej. Minęło przeszło sto lat, a fundamentalne wskazówki jakże są nowoczesne i mają walor absolutnie uniwersalny do dziś; biada śpiewakowi, który je złamie, a jeśli - to bezlitośnie koniec kariery, czasem jak się źle sprawy potoczą - także koniec artysty jako człowieka. Świadomi artyści dziś dobrze rozumieją to, co tak dawno wykładał lwowski pedagog: nie przyspieszaj swej kariery za wszelką cenę; odrzucaj nawet bardzo atrakcyjne propozycje impresariów, jeśli nie dojrzałeś wokalnie do danej roli; nie przeskakuj naturalnych etapów kształtowania się swego aparatu śpiewaczego; jeśli masz głos tenora lirycznego nie szarp się na role tenorów bohaterskich; jeśli jesteś mezzosopranem - nie wysilaj się na koloraturę; jeśli przynajmniej chwilowo wybierasz role w jakże wspaniałych operach stylu belcanto z polowy XIX w., nie mierz się z rolami wagnerowskimi i na Verdiego masz jeszcze czas itp. Zasady p. Wysockiego mają też przełożenie na instrumentalistów, pianistów, skrzypków i innych: jak nie masz jeszcze rozwiniętej techniki gry, nie łap się za dzieła Liszta, Paganiniego, Wieniawskiego, Chopina itd. I ponadto - nie naśladuj innych, szukaj własnej drogi. Mądrzy i inteligentni artyści wiedzą, że długiej kariery nie zapewnią już w kapryśnym świecie publiczności i impresariów rutynowe wykonania choćby najwspanialszych dzieł. Są wszak niedoścignione wzorce wykonawcze (mówi się - kanoniczne wykonania), zamiast więc być setnym wykonawcą popularnych dzieł, jeśli nie masz nic oryginalnego do przekazania od siebie, a potem znikniesz z estrad, szukaj nowego repertuaru, jeszcze nie odkrytego, albo przynajmniej jeszcze „nie ogranego" do znudzenia. W tym miejscu można by podać różne przykłady z ostatnich lat takiej mądrej postawy, ale to prowadziłoby już w inne rejony rozważań. Jeśli ten dekalog pedagogiczny poprzez swą uniwersalność dziś może się wydawać banalny i nazbyt oczywisty, to jego nowatorstwo trzeba odnieść do czasu opublikowania: autor owego tekstu publicznie ujawnił pewne tajniki czy zasady sztuki pedagogicznej - te zapewne były jakoś znane z własnej praktyki wykonawczej mistrzów śpiewu, ale mogły być przekazywane ucZNiOm tylko prywatnie, w „cztery oczy" podczas lekcji. Kilka wskazań odnośnie postawy moralnej artystów zasługuje na uwagę - co do (niestosownej) autoreklamy, zawodowej zazdrości. Autor przedstawił bogactwo lwowskiego życia muzycznego w aspekcie instytucjonalnym i repertuarowym. W pierwszym zakresie działają w okresie autonomii galicyjskiej i potem konserwatoria polskie i ukraińskie, pojęcie to wtedy miało inne znaczenie niż dziś, ale w każdym razie, były to wyższe studia muzyczne; funkcjonują polskie, żydowskie i ukraińskie towarzystwa śpiewacze, orkiestry, towarzystwa i instytuty muzyczne, filharmonia, szkoła dramatyczna i operowa, dziesiątki prywatnych szkół muzycznych. „Szkoła muzyczna" ma inne wtedy znaczenie niż dziś - to nie budynek i grono nauczycieli, tylko mieszkanie artysty, który prowadzi prywatne lekcje. Ale to chyba światowy fenomen: w stuleciu 1839-1939 takich szkół jest ponad 150; w roku 1910-50, w 1914-65, a jeśli tak - to musi być odpowiednia kadra pedagogów i niemała rzesza chętnych do nauki. Zatem w mieście panuje pewien klimat muzyczny i zrozumienie dla tej sztuki. Można ironizować, że panienki z dobrych domów uczą się brzdąkać na fortepianie i maltretują Chopina w popisach na domowych imieninach, ale nie wszystko da się sprowadzić do snobizmu i towarzyskiego blichtru, do marnej amatorszczyzny. Nawet jeśli życie muzyczne miało w niektórych zakresach wymiar amatorski, to odpowiednio do adekwatnego znaczenia słowa „amator" - czyli miłośnik sztuki. Określenie „amator-muzyk" nie musi oznaczać miernego poziomu wykonawczego, a tylko tyle: osobę, dla której uprawianie muzyki nie jest źródłem utrzymania, lecz swego rodzaju pasją. Zatem znakiem muzycznego Lwowa było prywatne muzykowanie w domach, na domowych koncertach. Pojawia się instytucja salonu muzycznego, rodem z wielkich miast Europy, Paryża, Pragi, Wiednia. Salon pani Leonii Wildowej (Rynek 2) jest jednym z bardziej znanych, tu odbywają się wieczory literacko-muzyczne; pani domu jest dobrą pianistką (uczennicą Mikulego). Wspomina o tym autor książki, ale ten salon miał znaczenie, skoro mowa o nim na kartach pamiętników lwowskich z epoki (poł. XIX w.). Za pewien czas przenosimy się na ul. Św. Zofii 46 (ob. Iwana Franki 130); tu w salonie prof. Kazimierza Twardowskiego w ustalone dni zbierają się uniwersyteccy profesorowie, inne osobistości, trzeba poruszyć wyobraźnię i widzimy tam Adę Sari, Janinę Korolewicz-Wajdową, a dostojny rektor Uniwersytetu zasiada do fortepianu, by akompaniować śpiewaczkom w ich repertuarze pieśni, co za czasy, znaczy to, że musiał mieć dobre przygotowanie muzyczne oprócz tego, że był wybitnym filozofem, otwierając pewien kierunek badań, który po latach w polskim i światowym piśmiennictwie określany jest jako warszawsko-lwowska szkoła filozoficzna o nieprzemijającym znaczeniu. Kojarzenie studiów uniwersyteckich w różnych dziedzinach z nauką muzyki wówczas nie było czymś nadzwyczajnym. Już nie bardzo rozumiemy, że kształcenie muzyczne było kiedyś ważnym czynnikiem nie tylko ogłady towarzyskiej, ale i kształcenia ogólnego, w rozumieniu pewnych wyższych wartości, które nieraz określały styl życia, ale też nadawały mu pewną dodatkową jakość. Pani Zofia Drexler-Pawłowska (żona profesora Politechniki), której w pieśniach Mieczysława Karłowicza akompaniuje wspomniany rektor, jest jego uniwersytecką uczennicą, ale też uczennicą klasy śpiewu w Konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego. Filozofii nie poświęci się, ale za to prowadzić potem będzie własną szkołę śpiewu. Kształcą się też chłopcy, wielkiemu w przyszłości poecie Zbigniewowi Herbertowi to za bardzo nie wyszło, ale nie wszystko było stracone: pozostał wrażliwy na tę sztukę, rozumiał ją i odnajdziemy to w jego poezji. Piśmiennictwo podaje wiele przykładów kojarzenia wykształcenia uniwersyteckiego i muzycznego, to wzbogacało osobistą wrażliwość, a i życiu nadawało pełniejszy wymiar. Tak np. Tadeusz Kielanowski, późniejszy profesor medycyny, pionier w Polsce chirurgii płuc i organizator po wojnie Akademii Medycznej w Gdańsku, wspominał, że w czasie lwowskiej młodości miał problem z wyborem -medycyna czy skrzypce. Rozmiłowany w muzyce Lwów został dostrzeżony w odległej Warszawie, świadczy o tym nota w „Tygodniku Ilustrowanym" (nr 24, 1901 r.): „Wreszcie wzmianka należy się lwowskim amatorom i mecenasom muzyki. Oprócz namiestnika [Galicji] Leona hr. Pinińskiego, który z głębokim znawstwem muzyki łączy też wysokie uzdolnienia kompozytorskie, oprócz prezydenta sądu apelacyjnego Aleksandra Mniszek-Tchórznickiego, ma Lwów wiele domów, w których uprawiają muzykę." (cytat ze str. 104). Pan prezydent sądu musiał mieć niemałe umiejętności pianistyczne, skoro na występach w sali Towarzystwa Gimnastycznego Sokół akompaniuje w 1886 r. Marcelinie Sembrich-Kochańskiej, wszak divie operowej, primadonnie w Metropolitan Opera w Nowym Jorku. W tekście książki zauważyć można też wzmiankę o urzędniku Namiestnictwa we Lwowie, a przy okazji kompozytorze wielu symfonii. [Tu dygresja w związku ze wzmianką o Leonie hr. Pinińskim, pośle do Sejmu Krajowego we Lwowie i do Rady Państwa w Wiedniu, profesorze prawa, także historyku sztuki: dzięki informacyjno-edukacyjnej funkcji Internetu i wyszukiwarce Google poznamy nieznany dotąd szczegół biograficzny odnośnie edukacji Ekscelencji. Odpowiednia notka głosi - „Wykształcenie: Lwowski Uniwersytet Narodowy im. Iwana Franki". Jeśli notkę tę ująć w kategorii „poprawność polityczna", to w tym wypadku osiąga ona szczyt głupoty i absurdu. Jeśli Namiestnik urodził się 8.III. 1857 r. we Lwowie, a zmarł 4.IV.1938 r., to w jakim uniwersytecie lwowskim zdobywał wykształcenie, niezależnie od dalszych studiów w innych uniwersytetach? Znaczy to, że trzeba by teraz w innym duchu pisać historię Uniwersytetu.] Swego rodzaju instytucjami muzycznymi były też niektóre lwowskie restauracje i kawiarnie; kawiarnia Zalewskiego (Akademicka 12) znana była jako miejsce spotkań wielkiego lwowskiego świata i muzyków. Wczytując się w tekst książki rodzi się poczucie, że nie trzeba było iść do Europy, bo Europa była we Lwowie, choć w mieście na peryferiach monarchii austriackiej, ale peryferią kulturalną i muzyczną nie było. Jeśli do Lwowa przyjeżdża Ryszard Strauss, Gustaw Mahler, Bela Bartok, tu są wykonywane ich dzieła wcześniej niż gdziekolwiek indziej na ziemiach polskich, to jest to coś bardzo znaczącego. Tu szybko docierały nowinki muzyczne ze świata, budziły kontrowersje krytyki, opór tradycji zawsze jest znaczny, ale przyczyniały się do zmian świadomości muzycznej. W tym kontekście wymowny jest tytuł książki: wymienione w nim nazwiska sygnalizują przekrój epok muzycznych obecnych w życiu muzycznym Lwowa: od apogeum baroku (co zaświadcza wykonanie fragmentu oratorium Haendla Izrael w Egipcie, jest rok 1839, w 1929 r. - Pasja wg św. Jana Bacha, 1935 - oratorium Mesjasz w 250 rocznicę urodzin Haendla), przez kolejne epoki - klasycyzm, romantyzm, muzyczne „modernizmy" końca XIX i przełom XTX/XX w. zaświadczane wykonywaniem dzieł Ryszarda Straussa, Gustava Mahlera i Ryszarda Wagnera oraz Cl. Debussy'ego, po awangardę XX wieku (w dwudziestoleciu międzywojennym), dodekafoniczna szkoła wiedeńska, do której nawiązuje Koffler (polski kompozytor żydowskiego pochodzenia, po studiach w Wiedniu osiadł we Lwowie) i tytułowy Majerski, pianista, wszechstronny kompozytor. Musimy uwierzyć autorowi, muzykologowi i historykowi, kiedy podaje, że dzieła Kofflera ówcześnie wykonywano też w Amsterdamie.... Dziś jest ponownie odkrywany, a drugi? W polskim piśmiennictwie muzycznym w latach 1964-1974 odnotowane są „aż" trzy artykuły, w tym z tytułem: „Zapomniany kompozytor lwowski" (A. Nikodemowicz, „Ruch Muzyczny" 1989, nr 12). Budzi zaskoczenie podawany przez autora repertuar muzyczny. Wielka symfonika XIX w. Beethovena, Schuberta, Schumanna, Brahmsa, to standard europejski; ale oratoria J. Haydna w 1803 r. wkrótce po ich prawykonaniach, Beethovena Chrystus na Górze Oliwnej czy Mendelsohna Paulus w 1842 r. - to wręcz coś niezwykłego. A repertuar operowy niemal oszałamia. Kapitalnie więc brzmią lwowskie doniesienia o wykonaniu opery W.A. Mozarta Czarodziejski flet w 1792 r.: Czarnoxiężki Flet Wielka Opera we dwóch aktach od Emanuela Schikanedera Muzyka zaś od Pana Wolfganga Amade Mozarta, Kapelmaystra i aktualnego C. Kr. Kamer. Kompozytora [co by się tłumaczyło: Cesarsko-Królewskiego Nadwornego Kapelmistrza] pierwszy raz od Towarzystwa Pana Bulla w miesiącu wrześniu grana" czy też: „Doniesienie. We Środę d. 23 Grudnia dane będzie we Lwowskim teatrze na korzyść ubogich sławne Oratorium Haydena [Haydna] pod tytułem Cztery pory roku" (1812 r., drugie wykonanie po lwowskiej prapremierze w 1803 r.). Pierwszy anons odnosi się do sytuacji, kiedy w mieście działają dwa zespoły polski i niemiecki, choć na jednej scenie teatru Skarbkowskiego, zanim wybudowany zostanie przy Wałach Hetmańskich nowy gmach Teatru Miejskiego (nazywany Wielkim, obecnie Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej). Rozumiemy zatem, że pan Schikaneder to autor libretta tej opery Mozarta, że dzieło wystawił zespół niemiecki, osobę Pana Bulla określa zaś autor książki -Franz Heinrich Bulla (1754-1819), przybyły z Budy (zanim dwa miasta Buda i Peszt złączyły się w jedną metropolię), kierujący teatrem lwowskim, pomysłodawca przebudowy kościoła pofranciszkańskiego na teatr; miał swego rodzaju konkurencję zespołu polskiego prowadzonego przez Wojciecha Bogusławskiego, z kapelmistrzem Józefem Elsnerem. Mozart Mozartem, Haydn Haydnem, ale potem polskie prapremiery 6 oper Wagnera -czy któryś teatr operowy obecnie w Polsce ma je w repertuarze? Lecz jeśli w Polsce teraz nie ma Wagnera, to żaden problem. Kto jest stęskniony za jego dziełami, z rocznym wyprzedzeniem za nieco euro kupuje bilety na wagnerowski festiwal w Bayreuth i może być świadkiem niezwykłych spektakli, w najlepszych wykonaniach, we wspaniałych inscenizacjach. Wielkie przeżycia i dodatkowy aspekt -jesteśmy dowartościowani towarzystwem europejskiej wytrawnej publiczności. Prawie niewiarygodnie brzmi informacja o wykonaniu 16 oper z wielkiego klasycznego repertuaru od epoki belcanta (Donizetti, Bellini), po tzw. grand opera (Meyerbeer - Hugenoci i Robert Diabeł), Sprzedanej narzeczonej Smetany, dzieła Pucciniego, Eugeniusz Oniegin Czajkowskiego (polska wersja językowa) - nie ma obecnie w Polsce teatru operowego, który w repertuarze miałby tyle oper. Zwraca uwagę - że owe dzieła były wystawiane własnymi siłami, a nie przez zespoły obce na gościnnych występach. Dziś trochę mętnie się tłumaczy, dlaczego w Polsce częściej nie można wystawiać oper, np. z połowy XTX wieku - gdyż nie można zebrać odpowiednich śpiewaków o najwyższych kwalifikacjach wokalnych, ale oni są, może niebyt liczni, tylko że na scenach operowych świata. Lwowski repertuar muzyczny świadczy więc o wysokim poziomie wykonawczym - orkiestr, chórów, solistów, nie ma mowy o amatorszczyźnie. Jan Kiepura w 1925 r. debiutuje w Fauście Gounoda, łza się w oku kręci, zaś w sezonie 1938/1939 za dyrekcji Adama Didura wystawiono 15 oper. Niektóre opery epoki belcanta wykonywane ongiś we Lwowie dziś w Polsce są właściwie nieznane; pojawiają się czasem w Europie lub w USA, dla koneserów są dostępne w ekskluzywnej serii płyt Opera Rara prywatnej wytwórni brytyjskiej, w najświetniejszych wykonaniach, tyle tylko, że w Polsce trudno je dostać, nie mówiąc o cenie. Muzyczny Lwów był przychylny polskim kompozytorom - tu odbyły się polskie prapremiery opery Manru Paderewskiego, Janek, Goplana Wł. Żeleńskiego, Bolesław Śmiały L. Różyckiego (dzieła nieobecne w Polsce od lat), światowe prawykonania dzieł Karola Szymanowskiego (III symfonia i Stabat Mater); tu, we Lwowie, był bardziej doceniony niż w nieprzychylnej Warszawie. Swe dzieła przedstawiają St. Moniuszko, M. Karłowicz, muzykują wspólnie, Szymanowski, A. Rubinstein, P. Kochański, niezrównana wykonawczyni pieśni Szymanowskiego - jego siostra Stanisława (grób na Cmentarzu Łyczakowskim). Niesposób podawać więcej szczegółów, lecz dzięki Autorowi książki - poznamy lwowski świat muzyczny wielkiego formatu. A w odległym tle - tradycje muzyki dawniejszych czasów w lwowskich kościołach. Autor ukazuje podstawową tajemnicę źródeł europejskiego muzycznego Lwowa. To kwestia uwarunkowań historycznych. W mieście od końca XVIII w. osiedlają się muzycy z różnych ośrodków życia muzycznego monarchii austriackiej, przenosząc do miasta pod Wysokim Zamkiem tradycje muzykowania, mówiąc ogólnie - rodzimą kulturę muzyczną z Czech, Austrii, także Niemiec. Lwów jawi się paletą wielokulturowości w wielu aspektach - narodowych, wyznaniowych, artystycznych, wyda to wielkie owoce. Lecz owi muzyczni przybysze o rodowodzie czesko-niemiecko-austriackim, żydowskim i ormiańskim, niekiedy francuskim, są tylko fragmentem procesu osiedleńczego, o czym wypada wspomnieć dodatkowo, aby uzyskać szersze tło zjawiska. Przejawia się tu swoisty paradoks historii. Rozbiory Rzeczypospolitej oznaczają kres istnienia państwa, a zagarnięcie przez Austrię wielkich obszarów określanych oficjalnie jako Królestwo Galicji i Lodomerii skłoni cesarzową Marię Teresą do podjęcia akcji osiedleńczej na w znacznym stopniu opustoszałych obszarach jej nowego władztwa. Nadania ziemi, okresowo zwolnienia od podatków i służby wojskowej zachęcą tysiące, tysiące poddanych imperatorowej do przeniesienia się z krajów koronnych cesarstwa na nowe ziemie w nadziei na nowe życie. Z biegiem lat okaże się fenomen kulturowo-socjologiczny: występuje symbioza kultur, obcy przybysze jakże często polonizują się (acz środowiska ukraińskie w większym stopniu zachowują swą odrębność kulturową i tożsamość narodową). Proces przebiega od akulturacji do asymilacji; najpierw etap przyswajania polskiej kultury, potem etap zmiany tożsamości narodowej i nowego określenia się pod względem narodowym. Wreszcie późniejsza Galicja stanie się matecznikiem polskości, kultury i nauki polskiej, historycy bardziej współcześni pisać będą Galicja - Polski Piemont (historyczna aluzja do procesu zjednoczenia Włoch), z obcych przybyszów wyrastają pokolenia polskiej inteligencji chwalebnie zapisane w narodowych dziejach, a niektóre rodziny trwać będą do dziś, wydając w kolejnych generacjach wielkie znakomitości w różnych dziedzinach nauki; w Galicji zrodzi się główny nurt odradzania polskiej niepodległości, a Lwów będzie ważnym ośrodkiem tego procesu w sferze myśli programowej jak i działań organizacyjnych. O owej symbiozie kultur napisano już niemało rozpraw, ale w aspekcie muzycznym niektóre dane podane przez autora książki brzmią niemal egzotycznie. Czech Wacław Rolleczek przybyły do Lwowa z pocz. XIX w. jest chórmistrzem u Św. Jura, w tej katedrze zainicjował wykonywanie dzieł chóralno-orkiestrowych, co było poczynaniem na owe czasy bardzo nowatorskim; zapisał się w kronikach muzycznych miasta jako twórca m.in. dzieła o wskroś polskim motywie: Pan Twardowski na Krzemionkach. Zapewne jego dalszy potomek, niewidomy organista ze Lwowa, Józef Rolleczek, z początkiem lat 20. ub. wieku przybywszy do Zakopanego będzie organistą w kościele jezuitów „Na Górce", pod Gubałówką (to już reminiscencje z innych źródeł). Swoją drogą, to arcyciekawe: jakie było źródło informacji o czarnoksiężniku, który na zamku wawelskim, na dworze króla Zygmunta Augusta miał wywoływać ducha zmarłej żony, Barbary Radziwiłłówny. Wątpliwe, by czeski z pochodzenia twórca mógł znać wiersz Adama Mickiewicza Pani Twardowska (z ok. 1820 r.), w którym poeta mistrzowi tajemnych sztuk przypisał żonę; ale niewątpliwe jest, że pan Rolleczek wyprzedził w czasie popularyzację tego motywu w twórczości niemieckiej, w powieści J.I. Kraszewskiego, przez polskich malarzy i rysowników w II poł. XIX wieku, a potem u schyłku tego wieku i z początkiem wieku następnego - przez wiele utworów poetyckich, powieściowych, dzieł muzycznych -w tym balet Pan Twardowski (Ludomir Różycki). Jest też w szerszym aspekcie ciekawy problem - jak polski motyw, w którym niepewny wątek faktograficzny splata się z legendą, wchodzi w obieg międzynarodowy; o niemieckiej i czeskiej jego znajomości była wzmianka, ale jest też np. ślad rosyjski: kompozytor wczesnego romantyzmu, uczeń Johna Fielda - Aleksiej N. Wierstowski (1799-1862 Moskwa) pisze operę Pan Twardowski datowaną na 1822 rok. (Zaś wiadomo - John Field, twórca gatunku muzycznego nokturnu, który tak uszlachetnił F. Chopin -wiele lat spędził w Rosji, będąc cenionym pianistą i pedagogiem). Przegląd treści książki i dzięki niej - wspaniałej tradycji muzycznej Lwowa - zakończyć trzeba kilkoma uzupełnieniami. Nie przetrwała lwowska synagoga Tempel , zburzona przez Niemców, ale w prasie pozostał ślad życia muzycznego w tej świątyni: „Próba organów z fabryki organów Jana Śliwińskiego odbędzie się w synagodze na starym rynku (templu) w czwartek dnia 28 bm. o godz. 6 tej wieczór, na którą zaprasza zarząd templu" [1897 r.]; także reprodukcja reklamy tej Fabryki Organów Kościelnych i Harmonium, z której instrumenty rozchodziły się po całej Galicji i do miast za jej granicami (Żytomierz, Łuck, Tbilisi, Kiszyniów), zachowały się organy tej firmy w katedrze łacińskiej i w kościele franciszkanów Krakowie. Z kolei od lat 40. XIX w. zapoczątkowano koncerty wielkopostne - wykonywano dzieła powiązane tematycznie z tym okresem liturgicznym. Może analogia to zbyt odległa, ale niemniej przychodzi na myśl, że owe koncerty były jakby prefiguracją, zapowiedzią współczesnego w Polsce niejako systemowego już nurtu wykonawstwa muzyki pasyjnej w okresie Wielkiego Tygodnia na dwóch wielkich festiwalach o europejskim wymiarze w Krakowie (Misteria Paschalia) i w Gdańsku (Actus Humanus Resurrectio). Nie ma też historii polskiej muzyki bez Zakładu Muzykologii Uniwersytetu Jana Kazimierza; pierwsza w Polsce instytucja naukowa tego typu powstała w 1912 r. Ambicje naukowe sięgały wysoko, inicjator tych studiów prof. Adolf Chybiński pisał: „My musimy dołożyć wszelkich sił, aby Lwów górował niebotycznie nad innymi miastami na punkcie naszej nauki." To się spełniło - z lwowskiej szkoły muzykologicznej wywodzili się teoretycy i badacze, którzy przyczynili się do odkryć znakomitych polskich dzieł muzycznych z dawnych epok, co skutkowało następnie przywróceniu ich do życia koncertowego, do nagrań świadczących, iż polska twórczość muzyczna nie ustępowała w danym czasie dokonaniom europejskim. Adepci lwowskiej muzykologii potem stanowili podstawową kadrę naukową w tej dziedzinie w innych uczelniach polskich. Postaci A. Chybińskiego, dziejom lwowskiej muzykologii i jej wielkim osiągnięciom Autor poświęcił odrębne studium („Przerwany kontrapunkt", tytuł ma głęboki sens), godne odrębnego omówienia. I wreszcie trzeba zwrócić uwagę na wyodrębniony przez Autora wątek - tradycje chopinowskie we Lwowie. A więc jedyne miasto na ziemiach polskich, gdzie rywalizowały dwie szkoły pianistyczne - jedna wywodząca się wprost od F. Chopina i druga - od Franciszka Liszta. Krytyka lwowska dobrze uchwyciła różnice stylu wykonawczego reprezentowane przez Karola Mikulego (o rodowodzie ormiańskim, ucznia Chopina) i Ludwika Marka (pochodzenia czeskiego, ucznia Mikulego, ale też F. Liszta). Różnice te podzieliły publiczność i muzyków na dwa przeciwstawne „obozy" - „mikulistów" i „markistów", ładnie to świadczy o wyczuciu muzycznym mieszkańców miasta; pierwszym bliskie było wykonawstwo liryczne (umownie określając), drugich wabiła błyskotliwa wirtuozeria. W ten klimat kontrowersji wprowadza nas fragment uwag opublikowanych w „Bluszczu" (1880 r.), co przytacza Autor. Do dziś zresztą trwają spory, jak należy grać Chopina, jaki jest właściwy „idiom wykonawczy", ale w każdym razie neguje się tyleż popisową wirtuozerię, jak i czułostkowość „romantyczną", ale też „zimny intelektualizm". Tajemnica wykonawstwa tkwi zaś nie tyle nutach, ile w osobowości pianisty. Dalsze uwagi należą już do muzykologów. W roku 1910 uroczyście i z rozmachem czczono setną rocznicę urodzin Chopina. Serię ciekawie pomyślanych koncertów poświęcono muzyce polskiej od XVI wieku do ówczesnej chwili, w tych ramach miało miejsce polskie prawykonanie symfonii Ignacego Paderewskiego. (Mowa o symfonii z tytułem „Polonia", w której pojawia się motyw hymnu Jeszcze Polska nie zginęła. Pierwsze wykonanie światowe miało miejsce nieco wcześniej w Bostonie, potem w Londynie i Paryżu. Pierwsze polskie nagranie w skróconej wersji - to dopiero rok 1974, a pierwsze światowe nagranie pełnej wersji na płycie wydanej przez Polskie Radio - zrealizowano w 2001 roku). W związku z rocznicą odbył się też I Zjazd Muzyków Polskich (w komitecie organizacyjnym jako przewodniczący pojawia się wspominana postać prezydenta Sądu Apelacyjnego) oraz konkurs kompozytorski im. Fryderyka Chopina, nagrodę otrzymał Karol Szymanowski. Występowali znakomici artyści, lecz główną postacią rocznicowych obchodów był I.J. Paderewski. Autor ukazał ten lwowski epizod w życiu wybitnego artysty, polityka. W obecnym roku obchodów 100-rocznicy odzyskania niepodległości, kiedy tak bardzo przypomina się jego wkład w odbudowę państwa polskiego, warto podążyć lwowskim tropem. Z balkonu Hotelu George wygłosił płomienne przemówienie, z fragmentem końcowym: Człowiek, choćby największy, ani nad narodem, ani poza narodem być nie może. On jest z jego ziarna...Chopin może nie wiedział jakim był wielkim. Ale my wiemy, że on wielki naszą wielkością, że on silny naszą siłą, że on piękny naszym pięknem. On nasz, a my z niego, albowiem w nim się objawia cała nasza zbiorowa dusza. Tekst mowy wydany rok później przez lwowskie Towarzystwo Wydawnicze Wende i Spółka (zdjęcie okładki) stał się dokumentem uroczystości o narodowym charakterze, co odnotowała miejscowa prasa („Tygodnik Ilustrowany", Uroczystości chopinowskie we Lwowie, nr 45, 5 XI 1910): [...]„Lwów[...]z miast galicyjskich najchętniej kultywuje muzykę polską, najgłębiej czci Chopina; toteż Tydzień Chopina jest jakby odetchnieniem, manifestacją, uroczystością narodową, dniem radosnym na horyzoncie walk, jakie tu co krok, codziennie niemal staczać naokoło musimy. Ożywienie i wesele panuje w sercach wszystkich, wszyscy biorą udział w hołdzie geniuszowi muzyki polskiej - Lwów otworzył na oścież bramy grodu serca swojego." [wspomniany „horyzont walk..." - to aluzyjne odniesienie do zaogniających się napięć politycznych polsko-ukraińskich]. Ewenementem jest prywatne muzeum chopinowskie w mieszkaniu pani Kornelii Lowenherz-Parnas (Piekarska 14); wykształcona w Konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego i u Karola Mikulego poświęciła się zbieraniu pamiątek chopinowskich, wszystkiego co miało związek z życiem i twórczością kompozytora. A więc listy, autografy, rzadkie pierwodruki wydań dzieł, podobizny (portret namalowany przez Marię Wodzińską, której Chopin się oświadczył) itd. Autor szczegółowo omawia ten zbiór i jego losy, także działalność publicystyczną pani Kornelii poświęconą tematyce chopinowskiej. Szczegóły przedstawiono w książce, tu tylko wypada wspomnieć, że ta bezcenna kolekcja podarowana przez jej twórczynię Muzeum Narodowemu im. J. Sobieskiego we Lwowie (po części też Państwowym Zbiorom Sztuki w Warszawie) uległa po wojnie dalszemu rozproszeniu, częściowo zagubieniu, niewielka część znajduje się dziś w Lwowskim Muzeum Historycznym i w bibliotece Lwowskiego Państwowego Konserwatorium. I tylko śladem tej kolekcji jest kolumna w czasopiśmie „Światowid" [1937 r.] zatytułowana „Pamiątki Szopenowskie w Lwowie" a na niej przedstawienia różnych obiektów (reprodukcja w książce na str. 191). Pani Kornelia wojny i okupacji niemieckiej nie przeżyła. Sic gloria transit mundi - tak przemija chwała (tego) świata, głosi znana sentencja łacińska. Europejski muzyczny Lwów skończył się 17 września 1939 roku. Przyszedł czas sowieckiej i niemieckiej okupacji Lwowa, po wojnie tym bardziej nastały inne czasy i inne klimaty kulturalne. Skończyły się salony i prywatne szkoły muzyczne, instytucje muzyczne uległy głębokim przekształceniom. Sowiecka walka z „kosmopolityzmem", „nacjonalizmem" i „formalizmem" w sztuce (zaklęcia ideologiczne mające stanowić tamę w przejmowaniu wzorów potępianej zachodniej „burżuazyjnej" sztuki, w tym muzyki) wydała nieraz tragiczne owoce, a twórczość artystyczną wielce ograniczyła; następnie nasilona ukrainizacja miasta i życia pogłębiły proces odcinania się od „obcej" przeszłości. To znaki czasu: następuje zanikanie poczucia ciągłości dawnych tradycji kulturowych. Stają się one w nowej rzeczywistości społecznej i świadomościowej zbędne, są programowo wypierane. Tu w grę wkracza już polityka kulturalna sprzężona z polityką historyczną. Ze to zacieranie lub pomijanie narodowej wielokulturowości Lwowa dziś niewiele ma wspólnego z Europą, to już inna kwestia, fatalne konsekwencje takiej postawy są daleko idące. Do dawnych tradycji nie ma już powrotu. Na kartach książki zasygnalizowano proces zmian. Przedwojenne środowisko muzyczne uległo dezintegracji. Muzycy żydowskiego pochodzenia zginęli w zagładzie lwowskiego getta. Spośród Polaków tylko kilka osób pozostało we Lwowie, kontynuując działalność w nowych instytucjach muzycznych sowiecko-ukraińskich. Znakomita większość wskutek znanych okoliczności opuściła miasto, po wojnie podejmując działalność artystyczną w różnych miastach Polski, niektórzy wyemigrowali, nie znajdując warunków dla swej twórczości. Autor w swym dziele unika jak można sądzić - świadomie przedstawiania kontekstów politycznych, chce pisać tylko o wielkiej sztuce. Jednakże smutno brzmi konstatacja: „We Lwowie pozostały jedynie budynki związane z opisywanymi tu wydarzeniami i postaciami. Powojenna Opera Lwowska nie ma nic wspólnego z tradycjami teatru sprzed 1939 r....Tradycje Lwowa jako ważnego ośrodka muzycznego zostały przeniesione do różnych miast w Polsce. Na tej podstawie stworzono od nowa wiele instytucji muzycznych na Ziemiach Odzyskanych, zwłaszcza we Wrocławiu [trzeba dodać - Opera w Bytomiu pod kierunkiem Adama Didura] lub wzbogacono tradycje istniejące w Warszawie, Poznaniu, Krakowie...". Z wielu budowli (w gmachu opery też) poznikały elementy zdobnicze o polskiej symbolice, usunięto niektóre tablice pamiątkowe związane z polskimi muzykami, w gmachu opery jest miejsce na popiersia muzyków ukraińskich (co jest zresztą zrozumiałe), ale nie ma miejsca dla tych, którzy tworzyli wielkie tradycje lwowskiej opery. Na świecie kultywowanie dawnych tradycji jest fundamentem istnienia i chwały wielu największych i najbardziej znakomitych instytucji kultury i nauki, nawet jeśli te tradycje mają różny rodowód. Dawni muzycy lwowscy byli autorami bardzo wielu dzieł, znaczna część tej twórczości uległa zapomnieniu, dotyczy to zwłaszcza tzw. muzyki salonowej z XTX wieku, ale to właśnie ona jest jednym ze znaków, jak polskie motywy były przejmowane przez twórców w dużej części o niepolskim rodowodzie: owe mazurki, polonezy, pieśni do tekstów polskich... Nuty wydane w swoim czasie po części zaginęły lub spoczywają zapewne w czeluściach archiwów i bibliotek, przetrwał materiał muzyczny raczej z I poł. XX wieku, ale tylko nieznaczna jego część ma w Polsce współczesne wykonania i jeszcze rzadziej - nagrania. Dobrze więc, że wspaniałe tradycje muzyczne wielokulturowego dawnego Lwowa zostały przekazane w niebanalnym dziele polskiego autora. Dobrze, że cząstka historycznej pamięci została utrwalona. Ślad - nieco zatarty, przecież trwale nie ginie...wszystkiego nie da się zatrzeć...i nie wszystko da się zapomnieć... Maciej Miśkowiec
KALENDARIUM LWOWA Kraków-Lwów t. XIV - Książki XIX-XX wieku, pod redakcją Sabiny Kwiecień, Iwony Pietrzkiewicz, Ewy Wójcik, Księgarnia Akademicka Kraków 2016, s. 144 Edycja realizowana od kilkunastu lat pod tytułem Kraków-Lwów: Książki, Czasopisma, Biblioteki XIX-XX wieku jest kontynuowana, lecz w nowej formule. Poczynając od tomu XI utrzymano ogólny tytuł serii Kraków - Lwów, zaś poszczególne jej tomy poświęcone są odrębnym zagadnieniom bibliologicznym: książki, biblioteki oraz czasopisma. Niektóre tomy serii (w poprzedniej formule) na łamach „Rocznika Lwowskiego" były sygnalizowane, obecnie zwracamy uwagę na najnowsze. Tom XTV przedstawia zagadnienia funkcjonowania rynku wydawniczego w Galicji (galicyjski rynek książki Krakowa i Lwowa). Ze względu na profil „Rocznika" w niniejszym omówieniu uwagę skupiono na edytorstwie lwowskim. Maria Konopka (Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie) omawia Udział lwowskich księgarzy i wydawców w życiu muzycznym miasta w latach autonomii. Wstępne uwagi na temat instytucji muzycznych we Lwowie i ich działalności, grona wybitniejszych muzyków czy prywatnego muzykowania korespondują z tematyką omówionej wyżej książki p. Michała Piekarskiego, zatem te tematy tutaj można pominąć. Głównym wątkiem jest działalność lwowskich wydawców i księgarzy w zakresie uczestnictwa w życiu muzycznym miasta. Wszelkiego rodzaju edytorstwo muzyczne (nuty, książki, śpiewniki) zaspokajało duże zapotrzebowanie na ten rodzaj druków dla kręgów muzyków profesjonalnych, dla licznego grona osób kultywujących muzykowanie „salonowe", domowe i dla rzeszy uczniów bardzo wielu prywatnych szkół muzycznych (głównie klasy fortepianu i śpiewu). Lwów w Galicji był wyjątkowo „muzycznym" miastem, o wysokim poziomie kultury muzycznej i o niezwykle bogatym życiu muzycznym. Przedstawiono zatem różnorodną ofertę znanych lwowskich księgarzy, jak księgarnie Karola Wilda, Seyfartha i Czajkowskiego, Gubrynowicza i Szmidta, Bernarda Połonieckiego, Kazimierza S. Jakubowskiego. Ich katalogi wydawnictw są podstawą ustaleń co do rodzaju wydań i autorów, oferty ilościowej itp. Funkcjonowały przy księgarniach wypożyczalnie nut (na zasadzie miesięcznego abonamentu, podano jego zróżnicowaną cenę w zależności od zakresu usługi), obsługiwały mieszkańców Lwowa i całej Galicji, oferowały druki muzyczne wydawane nie tylko na miejscu, ale też znakomitych firm wydawniczych zagranicznych, głównie w Wiedniu i niemieckich (Peters, Breitkopf i Haertler, Universal Edition, inne), które dominowały wówczas w Europie. Na zamówienie sprowadzano z zagranicy wydawnictwa nutowe, w księgarniach zazwyczaj był fortepian - można było od razu wstępnie zapoznać się z danym utworem. Księgarnie występowały też w roli nakładców wydawnictw muzycznych, drukowanych niekiedy w Wiedniu, zazwyczaj jednak we Lwowie. Przedstawiono wielką różnorodność druków muzycznych: dzieła instrumentalne i kompozycje do śpiewu; oprócz repertuaru „klasycznego" wydawano popularne zbiory tańców polskich (mazurki, polonezy, polki) w rozmaitych opracowaniach, głównie dla domowego muzykowania, zbiory pieśni narodowych i tańców ludowych, śpiewniki dla młodzieży szkolnej. Popularne były kompozycje do tekstów poetyckich polskich autorów (Asnyka, Tetmajera, Mickiewicza, Konopnickiej, Słowackiego itd.); wydawano kompozycje okolicznościowe z okazji różnych rocznic narodowych lub lokalnych szczególnych wydarzeń (jak na śmierć i pogrzeb Augusta Bielowskiego, zasłużonego dyrektora Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, jubileusz literacki J.I. Kraszewskiego, odsłonięcie pomnika Mickiewicza). Komponowano i wydawano też utwory specjalnie dedykowane różnym osobistościom życia publiczno-państwowego, było to ówcześnie w modzie: Namiestnikowi Galicji Filipowi Zaleskiemu, arcyksięciu Rudolfowi, następcy tronu z okazji ślubu, na przybycie do Lwowa cesarza Franciszka Józefa (1880). Nie brakowało zbiorów pieśni kościelnych i ogólniej - religijnych. Wobec wielu spektakli operowych i operetkowych wydawano do nich libretta. Wydawnictwa nutowe finansowane były także przez samych kompozytorów. W lokalnych edycjach preferowano twórczość krajową, szczególnie jednak muzyków lwowskich, w tym pieśniarską (solową i chóralną) J. Galla czy Stanisława Niewiadomskiego, kierownika artystycznego Opery Lwowskiej i wykładowcy Konserwatorium Muzycznego. Dla potrzeb ożywionego życia towarzyskiego (szczególnie w karnawale), dla zespołów obsługujących bale, wydawano bogaty repertuar taneczny. Wiele edycji charakteryzowało bogate ilustracyjne zdobnictwo karty tytułowej. Wreszcie oferowano monografie twórczości i biografie różnych kompozytorów, dzieła z zakresu dziejów muzyki, podręczniki muzyczne. Artykuł „Łukasz i August Skerlowie - lwowscy drukarze i działacze ruchu zawodowego" (Halina Rusińska-Gierych, Uniwersytet Wrocławski) przedstawia rolę ojca i syna w dziejach lwowskiego drukarstwa. Rodzina drukarska pochodząca ze Słowenii i osiadła we Lwowie przez wiele lat kolejno w I i II poł. XIX w. znakomicie realizowała swój zawód w lwowskich zakładach typograficznych - w drukarni Z-du Narodowego im. Ossolińskich, Drukarni Rządowej, drukarni Pillerów, Drukarni „Dziennika Lwowskiego". Przyczynili się do rozwoju lwowskiego drukarstwa, rozwinęli też działalność na rzecz środowiska zawodowego i społecznego, zakładając kasę zapomogową dla drukarzy, przyczyniając się do powołania Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy i innych organizacji zawodowych we Lwowie. W lwowskiej prasie odnotowano wiele działań Skerlów na rzecz rozwoju tych organizacji, także o charakterze dobroczynnym, w tym na rzecz wdów i sierot rodzin drukarskich. Potrafiono ich zasługi docenić i uhonorować, co również wyrażono w tej prasie. W części tomu Edycje i edytorzy zamieszczono rozprawy: Ze Lwowa do San Francisco - Prenumeratorzy Sobótki - Księgi zbiorowej na uczczenie pięćdziesięcioletniego jubileuszu Seweryna Goszczyńskiego (Anna Dymmel, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie); Lwowska edycja pamiętników jenerała Antoniego Jeziorańskiego... i ich recepcja w środowisku powstania styczniowego (Emil Noiński, Muzeum Niepodległości w Warszawie); O lwowskich i warszawskich wersjach syntezy dziejów literatury polskiej Wilhelma Feldmana (Małgorzata Rowicka, Biblioteka Narodowa); Lwowskie międzywojenne edycje przekładów z literatury hebrajskiej i jidysz na język polski (Monika Jaremków, Uniwersytet Wrocławski); Przewodniki po Lwowie okresu międzywojennego (1919-1939): Współczesna wizja historyczna (Marianna Mowna, Lwowska Narodowa Biblioteka Naukowa Ukrainy im. Wasyla Stefanyka). Na jubileusz 50-lecia pracy twórczej Seweryna Goszczyńskiego (znanego poety i weterana powstania listopadowego) wydano we Lwowie (1875 r.) specjalną księgę pt. Sobótka (tytuł nawiązuje do poematu, „który trwale wpisał się w dzieje literatury tatrzańskiej"; poeta odbył podróż do Tatr, opisał ją znakomicie). Autorka przypomina podstawowe dane biograficzne, udział poety w powstaniu listopadowym („belwederczyk", uczestnik wielu bitew), działalność narodową-spiskową, epizod emigracyjny (Paryż), wreszcie powrót do Lwowa. Opisuje lwowskie uroczystości jubileuszowe, w tym wręczenie poecie przez Kornela Ujejskiego owej księgi. Wydana została z funduszy zebranych przez prenumeratorów edycji, autorka przedstawiła niezbędne działania organizatorskie i znakomitych autorów tekstów księgi. Główna część artykułu na podstawie listy prenumeratorów charakteryzuje zbiorowość 537 subskrybentów prywatnych i dziesięć stowarzyszeń i firm (bądź do własnych księgozbiorów lub w przypadku księgarni - dla indywidualnych klientów). Przedstawiono strukturę społeczno-zawodową nabywców, specyfikując grupy: inteligencja (dodatkowy podział - lekarze, przedstawiciele nauki głównie Lwowa i Krakowa, pisarze i dziennikarze, nauczyciele, duchowni, przedstawiciele zawodów technicznych - architekci, budowniczowie, inżynierowie); następnie ziemiaństwo - właściciele majątków i dzierżawcy, po części arystokracja (Dzieduszyccy, Wł. Zamojski, Wł. Rey i in.); autorka określa dokładniej dane osoby; pozostałe grupy nabywców - to przemysłowcy, świat mieszczański Galicji, Żydzi i kobiety (wskazano bardziej znane osoby); nabywcami księgi były instytucje i stowarzyszenia ze Lwowa, Krakowa, Lipska, Wrocławia. Przedstawiono zasięg geograficzny subskrypcji - ilość zamówionych egzemplarzy księgi z kilkudziesięciu miejscowości Galicji (wraz ze Lwowem, Krakowem, Tarnowem i Przemyślem), głównie dawnego woj. ruskiego. Na ogłoszenia subskrypcji odpowiedzieli nabywcy z zaboru pruskiego (Poznań, Konin, Toruń). O zaborze rosyjskim autorka milczy. Zareagowała na subskrypcję diaspora polska -środowiska emigrantów za granicą: Paryż, Wrocław, Lipsk, Wiedeń. Zamówienia na księgę zgłoszono z Ameryki Północnej - z San Francisco, za sprawą Towarzystwa Polaków w Kalifornii założonego w 1863 r. przez polskich pionierów dla utrwalenia świadomości o powstaniu styczniowym. Główną osobą tej instytucji był kapitan Antoni Rudolf Piotrowski, uczestnik powstania listopadowego, popularny wśród kalifornijskiej Polonii. W tekście zawarto interesujące dane biograficzne i charakterystykę jego działań, mających wspomagać powstańców styczniowych, Muzeum Polskie w Raperswilu. Henryk Sienkiewicz, podróżujący po Stanach Zjednoczonych uwiecznił jego postać w opowiadaniu Przez Stepy. Opowiadania kapitana R. Księgę nabyli jeszcze inni kalifornijscy Polacy-emigranci. Obecnie księga Sobótka jest rzadkim drukiem i od dawna nie pojawia się na aukcjach antykwarycznych. We Lwowie osiadło liczne grono weteranów powstania styczniowego, bardzo honorowanych. W konsekwencji we Lwowie wydawano wiele pamiętników uczestników powstania, powodując ostre spory w tym środowisku co do opisu przebiegu wydarzeń, roli poszczególnych osób, ocen sytuacji. Takie polemiki wywołały Pamiętniki jenerała Antoniego Jeziorańskiego od roku 1884 do roku 1883 (wyd. Lwów 1880-1881), jed-nego z dowódców powstania 1863 r. W artykule przedstawiono: drogę kariery wojskowej (uczestnik galicyjskiej Wiosny Ludów jako instruktor Gwardii Narodowej w Krośnie, udział w powstaniu węgierskim 1848-1849, naczelnik powstania 1863 r. w powiecie rawskim, w kampanii gen. Mariana Langiewicza w woj. krakowskim i sandomierskim, w której odznaczył się udanymi działaniami); okres aresztowania przez Austriaków i pobytu na emigracji, czas powrotu do Lwowa wypełniony pracą nad pamiętnikiem. Ich wydanie drogą subskrypcji zapowiedziano w prasie galicyjskiej i wielkopolskiej, co spowodowało wielkie zainteresowanie edycją. Autorka omówiła działania przygotowawcze subskrypcji i kolportażu głównie przez lwowską księgarnię Klemensa Łukaszewicza. Tom pierwszy dzieła, wydany w ramach Biblioteki Nowości, dotyczył udziału autora w galicyjskiej i węgierskiej Wiośnie Ludów, tom drugi dotyczył powstania 1863 r. Tom następny wydany nakładem autora opisywał ostatnią fazę powstania, okres emigracyjny, kończąc dzieło na wojnie francusko-pruskiej. Generał był postacią kontrowersyjną, jego pamiętniki wywołały spory wśród weteranów, sprowokowały niektórych z nich do spisania własnych wspomnień; wypowiadali się też historycy (dawni i współcześnie). Opinie były bardzo podzielone, od uznania do surowej krytyki wytykającej liczne błędy, przeoczenia, przemilczenia, zawodne ujęcia wydarzeń i działania osób. Krytyka dotyczyła też samego autora jako uczestnika działań wojskowych oraz literackiego kształtu dzieła uznawanego za chaotyczne, „improwizowane", a jako źródło historyczne - zawodne. Różnorodne opinie są dokładnie zrelacjonowane. Kolejny artykuł analizuje dwie wersje syntezy dziejów literatury polskiej autorstwa Wilhelma Feldmana: wydaną we Lwowie (1902) i w Warszawie (1903), a więc w dwóch różnych obszarach politycznych - w Galicji (zabór austriacki) i w zaborze rosyjskim. Edycja lwowska dwutomowa wydana została bez ingerencji cenzury, w Galicji doby autonomii konstytucja gwarantowała wolność słowa; jednotomowa edycja warszawska podlegała obowiązującej w zaborze rosyjskim i w całym Cesarstwie cenzurze państwowej. Obie edycje miały kolejne wydania, znacznie uzupełnione przez autora o nowsze dzieła polskich autorów, szersze omówienia ich twórczości i o część poświęconą krytykom i historykom literatury. W całości dzieło dotyczyło literatury polskiej okresu 1880-1904. Publikowanie dwóch wersji monumentalnego dzieła Feldmana uwarunkowane było odmiennością sytuacji politycznej na ziemiach polskich. Świadom cenzuralnych ograniczeń, dla warszawskiej edycji autor dokonał zmian redakcji tekstu, łagodząc jego wymowę, słowa i wyrażenia „niecenzuralne" zamienił na neutralne. Mówiąc ogólnie, w jednym z wydań warszawskich zabrakło 143 fragmentów w po-równaniu z wersją lwowską, w 72 fragmentach autor zmienił wyrażenia niezaaprobowane przez cenzorów, a dla utrzymania ciągłości wywodów niektóre fragmenty tekstu przeredagował. Autorka przeprowadza analizę zmian tekstu w 2 grupach problemowych: pominięcia oraz przeróbki autorskie wskazując, jakich dzieł polskich dotyczyły zmiany (m. in. Konopnicka, Wyspiański, Sewer, Reymont). W edycji warszawskiej pominięto np. kwestie: kontekstu społeczno-politycznego rozwoju literatury w zaborach, nastrojów przed i popowstaniowych, poglądów ugrupowań ideowych po upadku powstania 1863 r., rozwoju ugrupowań socjalistycznych w obu zaborach, polityki rusyfikacyjnej w Królestwie Polskim, rządów gubernatorów carskich; z not biograficznych usunięto wszelkie wzmianki o udziale danych osób w ruchach niepodległościowych, w konspiracji narodowej i o represjach; usunięto uwagi O losach ojczyzny, dotyczące stosunków polsko-rosyjskich, aluzje patriotyczne-niepodległościowe itp. Podobnie w omówieniach twórczości pisarzy polskich autor złagodził fragmenty odnoszące się do patriotycznej wymowy dziel. Porównawczy przegląd odpowiednich fragmentów obu edycji świetnie charakteryzuje kierunek wymuszonych sytuacyjnie zmian. Znakomite jest zestawienie słów i wyrażeń „niebłagonadiożnych", zastąpionych słowami pozbawionymi treści narodowo-patriotycznej. Wskazano także w podsumowaniu, że ingerencja rosyjskiej cenzury dotyczyła wielu innych wydań dzieł Mickiewicza, Krasińskiego, zaś pierwotna wersja lwowska dzieła Feldmana nie została dopuszczona w Królestwie Polskim do rozpowszechnienia. Autorka na wstępie podała kilka informacji biograficznych, wzmiankując m. in., że autor syntezy dziejów literatury polskiej pochodził z ortodoksyjnej rodziny żydowskiej w Zbarażu. Pomija jednak szczególną sytuację. Był to bowiem Żyd „chory" na Polskę, na polskość, na ideę niepodległości. Jej poświęcił swe życie, publicystykę, twórczość naukową i działalność polityczną w kraju i za granicą, przede wszystkim na rzecz Legionów. To jednak, że ,jakiś" Żyd uważał się za patriotę-Polaka i ośmielał się występować w imieniu Polski, że pięknie i wzniośle pisał o polskiej literaturze, było nie do przyjęcia przez środowiska „narodowe". Podjęły przeciw Feldmanowi nagonkę, kampanię szkalowania, w duchu antyżydowskim. Nie jest to moja własna ocena sytuacji. Jednoznacznie, w ostrych słowach scharakteryzowano ją we wstępie do specjalnej księgi dedykowanej spostponowanemu pisarzowi. Wydano ją w Krakowie w 1922 roku wkrótce po jego śmierci z tytułem „Pamięci Wilhelma Feldmana". Wątek nagonki przewija się zresztą w wielu tekstach księgi i sugerowano wprost, że przyczyniła się do przyspieszenia zgonu autora. W obronie czci wielkiej postaci wystąpiły znakomitości polskiej kultury, sztuki, nauki, literatury: Jan Baudouin de Courtenay, Aleksander Bruckner, Antoni Chołoniewski, Filip Eisenberg, Józef Grabiec, Władysław Leopold Jaworski, Jan Kasprowicz, Stanisław Kot, Stanisław Lam, Bolesław Limanowski, Stanisław Przybyszewski, Jan Rawicz, Karol Hubert Rostworowski, Władysław Sikorski, Leopold Staff, Wacław Szymanowski, Marian Zdziechowski, Stefan Żeromski - nazwiska mówią same. Tragiczna (jak określa autor wstępu do księgi) postać Feldmana współcześnie uległa zapomnieniu, bliższa jest historykom literatury polskiej, badaczom polskiej myśli politycznej. W roku obchodów 100. rocznicy odzyskania niepodległości należałoby przypomnieć ją w pełnym zakresie - nie tylko jako pisarza, politycznego publicysty, ale też niezłomnego działacza niepodległościowego. W księdze żarliwie przedstawiono życiorys, dokonania i zasługi Feldmana dla sprawy polskiej, osobiste piękne wspomnienia, zawarto niebanalne wyrazy uznania i podziękowania, jak np. dramaturg Karol Hubert Rostworowski. Trudno tu pisać o wszystkich autorach księgi, ale przynajmniej dwie osoby zwracają uwagę. Filip Eisenberg pisze wspaniale szkic biograficzny. Przyjaciel Feldmana, ale ponadto - kto? Późniejszy profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, mikrobiolog, w twierdzy garnizonu austriackiego w Przemyślu w czasie I wojny światowej jest szefem laboratorium, zwierzchnikiem Rudolfa Weigla, odkrywcy we Lwowie metody produkcji szczepionki przeciwtyfusowej. W latach okupacji niemieckiej Weigl zaproponuje Eisenbergowi schronienie w swym lwowskim instytucie, ten odmówi, zginie w zagładzie krakowskiego getta (zob. artykuł - „Rocznik Lwowski 2017"). A tekst pt. Feldman-Legjonista zaczyna się tak: „Wilhelma Feldmana poznałem bliżej przy wspólnej pracy w szeregach Związków Strzeleckich. W rozwoju ich ideologii odgrywał on bowiem poważną rolę od wczesnych lat...W Związku Strzeleckim należał Feldman do najgorętszych"...Pod tekstem nazwisko autora: „Władysław Sikorski gen. por. Szef Sztabu gen. W.P."; przy stronie tytułowej - portret Feldmana, rysunek sygnowany Stanisław Wyspiański 1904. W dwudziestoleciu międzywojennym zrealizowano wiele przekładów literatury żydowskiej z języka hebrajskiego i jidysz na język polski, głównie w Warszawie i Lwowie, dwóch centrach nowoczesnej kultury żydowskiej na ziemiach Rzeczypospolitej, a Lwów był tyleż wielkim skupiskiem ludności żydowskiej, jak i ważnym centrum międzywojennego żydowskiego życia literackiego w języku polskim. Było to pochodną zjawiska polonizacji różnych dziedzin żydowskiego życia, także kultu, wypierającej germanizację tego środowiska i częściowo hebrajski „separatyzm" kulturowo-religijny. W przekładach z języków żydowskich na polski dominowała literatura piękna, w tym adresowana do dzieci i młodzieży, co wiązało się z obowiązkiem szkolnym młodzieży żydowskiej w szkołach polskich. W języku polskim wydawano zbiory legend, bajek, poezji jako przekaz żydowskich historyczno-kulturalnych tradycji. W drukach dla dorosłych upowszechniano nowele i powieści historyczne wybitniejszych pisarzy żydowskich, w tym poświęcone udziałowi Żydów w polskich „zrywach narodowych". Podejmowano też przekłady dramaturgii żydowskiej, głównie klasyka tego gatunku Szymona Anskiego (pseudonim Szlojme Rapoporta), sceniczne adaptacje jego dramatu Dybuk wystawiono w Warszawie i innych miastach II Rzeczypospolitej z wielkim sukcesem, lwowskie wydanie uzupełniono nutami melodii wykonywanych podczas spektakli. W tekście artykułu - przegląd inicjatyw wydawniczych, autorów i tytułów dzieł tłumaczonych na język polski, tłumaczy, oficyn wydawniczych (polskich i żydowskich), charakterystyka treści niektórych edycji, w tym nawiązujących do losów obu narodów, do polskiej tradycji literackiej, głównie okresu romantyzmu. Tłumaczono dzieła żydowskich autorów nie tylko z Polski, lecz osiadłych za oceanem i w Palestynie. Zasygnalizowano ambitne plany Żydowskiego Towarzystwa Wydawniczego Cofim (1937 r.) mającego wydawać antologie współczesnej literatury hebrajskiej i jidyszowej (w tłumaczeniach) i dla polskiej oraz żydowskiej inteligencji dzieła z zakresu wiedzy judaistycznej, kultury i tradycji żydowskiej, z założenia mające przeciwstawiać się uprzedzeniom i antysemityzmowi, a z drugiej „budować silne i dumne ze swej tożsamości i kultury społeczeństwo żydowskie." Autorka podaje nazwiska niektórych członków rady nadzorczej tego Towarzystwa i komitetu udziałowców spolonizowanych intelektualistów, nazwiska i dziś zwracają uwagę: Majer Bałaban, Mojżesz Schorr, Ignacy Schipper - grupa najwybitniejszych historyków żydowskich w ówczesnej Rzeczypospolitej, autorów znaczących dzieł z historii Żydów lwowskich i galicyjskich (Majer Bałaban - wielkie podstawowe dzieło Historia Żydów w Krakowie i na Kazimierzu, wznowione w reprincie; Jecheskiel Lewin - rabin Postępowej Synagogi Tempel, wzmiankowany w piśmiennictwie pamiętnikarskim (m. in. Kurt Lewin, Przeżyłem. Saga św. Jura); prawnik dr Henryk Landesberg; nikt z nich nie przeżyje okupacji niemieckiej, m. in. rabin zginie w pogromie żydowskim na dziedzińcu więzienia Brygidek zaraz po wkroczeniu Niemców do Lwowa, prawnik jako przewodniczący lwowskiego Judenratu zginie wraz z członkami Rady Żydowskiej w publicznej egzekucji, według relacji - ciała powieszonych Niemcy pozwolili przez kilka dni oglądać ludności miasta bez obaw mogącej wchodzić na teren getta. I jedno sprostowanie: autorka przypomina przekład dwóch nowel najwybitniejszego poety języka hebrajskiego Chaima Bialika; podaje główną ich treść oraz stwierdza: „przetłumaczył i przedmową opatrzył Rafał Lemkin. Późniejszy wybitny prawnik, po II wojnie światowej twórca terminu „ludobójstwo"... Otóż nie po II wojnie światowej; absolwent prawa w UJK, urodzony w Wołkowysku, zdołał opuścić terytorium państwa polskiego, daleką drogą dotarł do USA, poświęcając wszystkie siły zbieraniu wszelkich dokumentów prawnych III Rzeszy dotyczących okupowanych państw; rozważając istotę danych zarządzeń, ich sens i ostateczny cel - sformułował w toku wojennych lat po raz pierwszy w historii prawa kategorię prawną „ludobójstwo"; jego lwowski kolega osiadły z kolei w Cambridge, urodzony w Żółkwi, Hersz Lauterpacht był zaś twórcą pojęcia „zbrodnie przeciw ludzkości". Obie kategorie prawa, zbliżone pojęciowo, acz nie tożsame, miały istotne znaczenie dla klasyfikacji czynów i osądzenia głównych oskarżonych w procesie norymberskim po zakończeniu II wojny światowej, następnie legły u źródeł współczesnego międzynarodowego prawa karnego i konstrukcji ochrony praw człowieka w odpowiednich konwencjach międzynarodowych i ONZ. A o tym m. in. w wielorako fascynującej i olśniewającej książce Philippe Sandsa Powrót do Lwowa. O genezie „ludobójstwa" i „zbrodni przeciwko ludzkości. Wybitny brytyjski profesor prawa międzynarodowego powraca kilkakrotnie do Lwowa, lecz nie po to, by pisać naukowy traktat z dziedziny prawa, lecz odtworzyć lwowskie fragmenty życia obu prawników, po części zapomnianych w Polsce i we Lwowie, odtworzyć własny rodowód, o którym dowiaduje się w swych dojrzałych latach, rodzinne historie z Żółkwi, by pojąć, jak ustawodawstwo III Rzeszy określiło los własnej rodziny i życie oraz działalność naukowo-prawniczą obu luminarzy prawa ze Lwowa, jak osoba Hansa Franka generalnego gubernatora w okupowanej Polsce i tego, który wygłasza we Lwowie kilka istotnych w treści „ludobójczych" przemówień w sierpniu 1942 r. oraz Otto von Wächter, gubernator dystryktu Galicja i rekrutującego ochotników ukraińskich do dywizji Waffen SS-Galizien, realizatora polityki Galicja Juden-Frei - jak to wszystko splata się wzajemnie (wraz z opisanym procesem w Norymberdze). Przegląd różnorodnych przewodników po Lwowie polskich, ukraińskich i żydowskich autorów, wydanych w okresie międzywojennym, prowadzi do ustalenia kilku typów tych wydawnictw: turystyczne, poradnicze, krajoznawcze, typ mieszany poradniczo-reklamowy. Ponieważ przegląd obejmuje tylko niektóre przykłady druków w ramach „trzech grup narodowych" spośród ponad 60 przewodników, typologia jest dyskusyjna, jak zresztą wszelkie typologie - i zaciera wiele edycji o zróżnicowanym charakterze, które nieraz jest trudno jednoznacznie sklasyfikować. Nie budzi zaś wątpliwości kwestia bardziej zasadnicza: przewodniki realizowane są przez przedstawicieli trzech nacji dominujących w mieście, zatem z istoty rzeczy określają trzy różne wizje miasta, jego losu historycznego, postrzegania dziedzictwa kulturowego, różnicowania ważności dzieł artystycznych (obiektów) dla budowania własnej tożsamości. Tematyka przewodników po Lwowie nie jest zresztą całkiem nowa, sygnalizowana już była w „Roczniku Lwowskim" w związku z książką Lwów: Lustro. Obraz wzajemny mieszkańców Lwowa w narracjach XX-XXI wieku (pod red. Katarzyny Kotyńskiej, Instytut Slawistyki PAN, Warszawa 2012), zawierającej m. in. dwa artykuły autora polskiego i ukraińskiego nt. narodowych obrazów miasta wyrażonych w przewodnikach turystycznych. Natomiast w innym „pozalwowskim" dziele, księdze dedykowanej dr. Wiesławowi Wójcikowi, wieloletniemu zasłużonemu redaktorowi rocznika „Wierchy" (Wierchy wołają, COTG PTTK Kraków 2016) Jerzy Kapłon przedstawił opisy bibliograficzne kilkudziesięciu przewodników po Lwowie z lat 1871-1944 zebranych we własnej kolekcji, ale i ten zbiór nie obejmuje wszystkich edycji, a i tu próba klasyfikacji rodzajowej budzi wątpliwości. Inne artykuły tomu dotyczą tematyki: Krakowskie wydawnictwa muzyczne na przełomie XIX i XX wieku; Działalność wydawnicza Akademii Umiejętności w czasie I wojny światowej.
Kraków-Lwów t. XV - Czasopisma XIX-XX wieku pod redakcją Grażyny Wrony, Adama Bando, Grzegorza Niecia, Księgarnia Akademicka Kraków 2016, s. 128 nlb. Artykuł Polska prasa lotnicza we Lwowie (Agnieszka Cieślikowa, Instytut Historii PAN im. Tadeusza Manteuffla) charakteryzuje profil czasopism lotniczych wydawanych we Lwowie w okresie międzywojennym: „Ikar" - pismo adresowane do młodzieży, wydawane pod egidą lwowskiego okręgu Ligi Obrony Powietrznej Państwa, poświęcone propagandzie lotnictwa i obrony przeciwgazowej oraz „Czasopismo Lotnicze", początkowo jako dodatek do „Czasopisma Technicznego", najstarszego polskiego periodyku technicznego ukazującego się we Lwowie od 1883 r., organu Polskiego Towarzystwa Politechnicznego we Lwowie, zaś dodatek do niego był organem Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Lwowskiej i lwowskiego Instytutu Technicznego Szybownictwa. Naukowo-techniczny profil czasopisma (wydawanego następnie jako tytuł samodzielny „Lwowskie Czasopismo Lotnicze"), częstotliwość, inne dane wydawnicze, tematyka naukowa (z prac badawczych obu instytutów), skład redakcji skupiającej politechnicznych fachowców, współpraca z Instytutem Geofizyki i Meteorologii UJK w zakresie meteorologii, jako ważnej dziedziny dla rozwijającego się sportu szybowniczego i lotniczego, to główne wątki tematyczne artykułu. Obszerne streszczenia rozpraw podane w języku francuskim służyły poznaniu polskiej technicznej myśli lotniczej za granicą. Do tekstu dołączono reprodukcje stron obu czasopism. W części wstępnej szkicu podano informację o próbie wydania we Lwowie pierwszego w Polsce czasopisma lotniczego w języku polskim i niemieckim (równolegle w dwóch szpaltach) pt. „Aeronauta" (1884 r.) jako organu powstałego Aeronautycznego Towarzystwa Akcyjnego dla Przedsiębiorstw Powietrzną Żeglugą. Jedyny znany numer pisma jest w bibliotece im. Stefanyka; inicjatywa nie powiodła się, pomysł „żeglugi powietrznej" „Gazeta Warszawska" uznała za dziwactwo, a zaproszenie do prenumeraty jako „curiosum pod względem języka i sensu." Tekst „Postać Michajła (Mychajła) Hruszewskiego na łamach „Haliczanina" (Wiktoria i Witalij Telwakowie, Uniwersytet w Drohobyczu, w j. ukr.) analizuje recepcję dzieła i myśli ważnego dla kultury i historii Ukrainy uczonego i polityka na łamach almanachu literackiego wydawanego we Lwowie od 1830 r. Profesor w Uniwersytecie Lwowskim (ur. w Chełmie 1866 r.) jawi się współcześnie jako postać wielowymiarowa: najwybitniejszy historyk ukraiński, autor monumentalnej „Historii Ukrainy-Rusi" i dzieł dotyczącego literatury ukraińskiej, przewodniczący Towarzystwa Naukowego im. Szewczenki we Lwowie, członek Towarzystwa Historycznego we Lwowie, na Uniwersytecie Lwowskim objął katedrę historii powszechnej z uwzględnieniem historii Europy Wschodniej, która niekiedy jest uważana za I w świecie katedrę historii Ukrainy, twórca lwowskiej szkoły historyków Ukrainy, odegrał fundamentalną rolę w kształtowaniu idei narodowej i tożsamości historycznej narodu ukraińskiego, przywódca zalążków niepodległego państwa ukraińskiego na pocz. XX w. - przewodniczący Ukraińskiej Centralnej Rady. Pojmowany jest też jako ten, który wytyczył drogę rozwoju nacjonalistycznej (narodowej) idei na Ukrainie a także - wyznaczył linię negatywnej interpretacji roli Polski w dziejach Ukrainy, co pokutuje w historiografii ukraińskiej do dziś. Późniejszy „flirt" Hruszewskiego z Sowiecką Rosją po rewolucji, pobyt i praca w niej, a także w końcu represje, to wątek oddzielny. We wspomnianym czasopiśmie podejmowano polemikę z narodowymi ideami Hruszewskiego, bowiem były one przeciwstawne ideowej orientacji czasopisma - jego autorzy (wg autorów ukraińskich) byli zwolennikami idei Pansłowiańszczyzny (panslawizm) -jedności narodów słowiańskich pod egidą Rosji i wobec tego czasem mówiono o moskalofilskim programie pisma. W piśmiennictwie polskim ocena czasopisma jest bardziej wyważona: głoszono w nim m. in. przekonanie o związkach poezji polskiej z literaturą narodów słowiańskich, wyrażano program tzw. romantyzmu galicyjskiego, o czym szerzej prof. w wielkich syntezach historii literatury polskiej i w Słowniku literatury polskiej XIX wieku pod red. J. Bachorza i J. Kowalczykowej (hasło: „Almanach"; ed. Wrocław 1991). W 2016 r. Chełmie i na Uniwersytecie w Lublinie odbyły się międzynarodowe konferencje naukowe poświęcone lwowsko-ukraińskiemu uczonemu w 150. Rocznicę jego urodzin. „Polonistyka na łamach Zapisków Naukowego Towarzystwa im. Szewczenki" do 1914 r." (Wasylij Pedycz, w j. ukr.); tytuł jest mylący, bowiem termin polonistyka nie odnosi się do nauki o literaturze polskiej, lecz do relacji polsko-ukraińskich rozważanych krytycznie w czasopiśmie w długiej perspektywie historycznej od średniowiecza do czasów współczesnych (tj. do I w. Św.). Dziwi więc, że na ten niuans nie zwrócili uwagi redaktorzy tomu i tym bardziej recenzenci, co by mogło świadczyć o niedbałym odczytaniu tekstu. W organie Towarzystwa m.in. krytycznie rozważano inkorporację ziem ruskich do Rzeczpospolitej i legalność tego aktu (pokutuje tu pogląd o „polskiej okupacji ziem ruskich"), politykę wyznaniową władców wobec Kościoła prawosławnego, Kozaczyzny prof. W Zapiskach publikowali historycy ukraińscy, w tym współpracownicy Hruszewskiego, których prace oparte były na źródłowej kwerendzie w archiwach Lwowa, Krakowa, Warszawy, Watykanu i Moskwy, lecz mimo tego „obiektywizmu" w rozprawach rozwijano interpretacje w duchu narodowo-ukraińskim. Towarzystwo było najpoważniejszą instytucją naukową ukraińską, utworzoną we Lwowie pod koniec XIX w. na wzór Akademii Umiejętności w Krakowie. Likwidowane w czasie I wojny światowej, potem odrodzone we Lwowie i znów likwidowane pod okupacją niemiecką i sowiecką, współcześnie działa ponownie. Jego bogate archiwa i zbiory wywiezione przez Niemców, odnalezione na ziemiach polskich są obecnie przechowywane w Polsce. Kilkakrotne rozmowy ze stroną ukraińską nt. wymiany zbiorów ukraińskich z Polski i polskich ze Lwowa nie przyniosły dobrego rezultatu. Święto kultury polskiej - czyli echa prasowe jubileuszu stulecia Ossolineum, obchodzonego w roku 1928 (Marta Pękalska, Z-d Narodowy im. Ossolińskich we Wrocławiu). Przedstawiono tok przygotowań do uroczystości, założenia programowe i najważniejsze publikacje naukowe poświęcone dziejom Zakładu, w tym zbiór dokumentów prawnych tej instytucji. Z jubileuszowej okazji wydano też pierwszy tom czasopisma -Rocznik ZNiO, edycja ta współcześnie jest kontynuowana we Wrocławiu jako Czasopismo ZNiO. Autorka przypomina książeczkę pióra Jana Parandowskiego „Ossolineum 1827-1927", rozsyłana do kuratoriów szkolnych i placówek oświatowych z dedykacją „Młodzieży polskiej ofiarowuje TPO" [Towarzystwo Przyjaciół Ossolineum] spełniła szczególnie ważną rolę w popularyzacji Ossolineum w społeczeństwie. Szczegółowo scharakteryzowano recepcję jubileuszu w prasie polskiej (także ukraińskiej i żydowskiej) i zagranicznej w Europie i nawet w USA (przegląd tytułów prasy, autorów tekstów, charakter publikacji -naukowy, wspomnieniowy, sentymentalny, wiersze). Teksty świetnych autorów były publikowane w prasie codziennej, naukowej, literackiej, księgarskiej, bibliotekarskiej. Prasa lwowska ze szczególną mocą odnotowała jubileusz. Generalnie publikacje akcentowały znaczenie Zakładu dla nauki i kultury polskiej oraz związek Ossolineum ze Lwowem; wybitny historyk sztuki Mieczysław Treter pisał: „dla dawnego Ossolińczyka, który spędził prawie 18 lat najpiękniejszych lat swego życia, Lwów i Ossolineum to synonimy, to jedno i to samo, jedno bez drugiego nie jest do pomyślenia, granica zaciera się zupełnie." Do artykułu dołączono reprodukcję pierwszej strony 22 numeru dodatku ilustrowanego do „Słowa Polskiego" z 1928 r. poświęconego Zjazdom Bibliotekarzy i Bibliofilów Polskich we Lwowie; na okładce zdjęcia gmachu Ossolineum, reprodukcja Aktu Fundacyjnego 1818 r., podobizny Józefa Maksymiliana Ossolińskiego (założyciela fundacji), Andrzeja ks. Lubomirskiego - kuratora Zakładu, prof. Franciszka Bujaka (wicekuratora) i dr. Ludwika Bernackiego (dyrektora Zakładu). Wspomniane Zjazdy (oraz Walne Zgromadzenie Delegatów Polskiego Towarzystwa Historycznego) były ważnymi ogólnopolskimi wydarzeniami naukowymi powiązanymi ściśle z lwowskim jubileuszem. Można wspomnieć, że w roku 1967 wydano we Wrocławiu Księgę Pamiątkową w 150-lecie Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich. W 2017 roku przypadła 200 rocznica powstania Zakładu Narodowego, obchodzono ją pod patronatem honorowym Prezydenta RP, uświetniły ją wystawy „ossolińskie", koncerty i jubileuszowe wydawnictwa - albumy dotyczące kolekcji sztuk pięknych, opracowania źródłowe, niestety, nikt nie pomyślał, aby sygnalne tomy udostępnić naszej redakcji. Czasopisma lwowskie w zbiorach Sądeckiej Biblioteki Publicznej im. Józefa Szujskiego (Małgorzata Mirek Nowy Sącz). W bibliotece tej znajduje się prywatny księgozbiór Józefa Szujskiego, profesora i rektora UJ, historyka, powieściopisarza, polityka galicyjskiego, przez 14 lat reprezentującego Sądecczyznę w Sejmie Krajowym we Lwowie. Dar przekazany przez syna uczonego obejmuje m. in. zbiór niektórych czasopism lwowskich z XIX i XX wieku. W artykule - przegląd tytułów, charakterystyka tematyczna i edytorska (czasopisma naukowe, literacko-kulturalne, ilustrowane, urzędowe), wzmianki o redaktorach pism i znaczniejszych autorach w nich publikujących. Lwowski zbiór czasopism w Nowym Sączu (choć fragmentaryczny) ma duże znaczenie naukowo-poznawcze, ale też z punktu widzenia bibliotecznego: w Polsce zasoby tej prasy są bardzo niekompletne, niektóre tytuły są bardzo rzadkie, jakże uszczuplony stan zasobów przedstawia bibliografia prasy lwowskiej pod red. Jerzego Jarowieckiego wydana w Krakowie w latach 90.; cały zbiór tej prasy pozostał we Lwowie. Do artykułu dodano reprodukcje stron „Gazety Lwowskiej" i różnych dodatków do niej z różnych lat, „Przewodnika Naukowego i Literackiego", „Haliczanina", „Strzechy", „Kwartalnika Historycznego", „Przeglądu Lwowskiego", „Lamusa". W obu sygnalizowanych tomach do tekstów w języku ukraińskim dodano krótkie streszczenia angielskie, a brak w języku polskim, co znacznie utrudnia ich lekturę. Maciej Miśkowiec
Jerzy Wowczak, Jan Sas-Zubrzycki, Architekt, historyk i teoretyk architektury, Towarzystwo Wydawnicze „Historia Iagellonica", Kraków 2017, s. 258, liczne fotografie, rysunki, plany , architekt, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej swą monografię nt. życia i twórczości jednego z najwybitniejszych polskich architektów końca XIX wieku, profesora Politechniki Lwowskiej i pierwszego w niepodległej Polsce dziekana Wydziału Architektury tej lwowskiej uczelni przedstawił jako pracę doktorską obronioną w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Opracowanie to ukazuje się w wersji zmodyfikowanej, bardziej przystępnej w lekturze dla czytelnika nie będącego biegłym w zakresie historii sztuki i architektury, ale nie jest to wersja merytorycznie uproszczona. Lwowskiemu architektowi-profesorowi poświęcono kilka opracowań, ale sygnalizowana książka wybitną a odrębną indywidualność w środowisku polskich architektów przełomu XIX/XX wieku ujmuje kompleksowo, w nowym świetle, w szerokich kontekstach. Jest to opracowanie obecnie najbardziej aktualne. Postać architekta „osobnego", który nieugięcie idzie oryginalną, własną drogą twórczą, nie bacząc na obowiązujące mody stylowe w architekturze epoki i opinie środowiska zawodowego przedstawiona jest w kilku etapach działalności. Rys biograficzny ukazuje rodowód, młodość i tok edukacji, po której następuje etap krakowski. W Krakowie ma początek świetnej kariery zawodowej: urzędnik Magistratu - konserwator, inspektor w Urzędzie Budownictwa Miejskiego, projektant, realizator wielu inwestycji miejskich i prywatnych, uczestnik wielu konkursów na projekty różnych obiektów. To etap, w którym uzyskuje uznanie, osobiste powodzenie, także czas początków krystalizowania się oryginalnych koncepcji w zakresie historii, teorii architektury, zwłaszcza w zakresie wizji narodowej architektury, w poszukiwaniu jej własnych słowiańskich źródeł, bez odniesień do obcych wpływów. Idea ta potem skonfliktuje Zubrzyckiego ze środowiskiem architektów i konserwatorów, ale pozostanie jej konsekwentnie wierny do końca życia. Ten etap wypełniają m. in. studia nad gotycką i renesansową architekturą Krakowa. Tu zapoczątkowana jest koncepcja odrębności polskiej architektury i rodzimych jej cech, zwłaszcza gotyku, ujęta w kategorii „styl nadwiślański" lub „gotyk nadwiślański". W krakowskim etapie Zubrzycki rozpoczyna samodzielną praktykę architektoniczną, specjalizując się głównie w budownictwie sakralnym. Pierwsze sukcesy owocują dalszymi zleceniami z kręgów kościelnych galicyjskiej prowincji, także od zamożnej inteligencji, arystokracji i ziemiaństwa; poszerza się krąg mecenasów, zatem twórczość architektoniczna staje się zakresowo wszechstronna. Podejmuje w ramach obowiązków służbowych działalność konserwatorską (Stara Synagoga na Kazimierzu), kieruje pracami remontowymi przy wyższej wieży kościoła Mariackiego, ważne zadanie ze względu na przyjętą koncepcję restauracji zabytku; jest to istotna kwestia ze względu na funkcjonujące wówczas różne poglądy. Zubrzycki opowiada się za konserwacją historyczną, tj. opartą na dokumentacji źródłowej i jak najmniejszej „obcej" ingerencji w substancję zabytku. Jest to koncepcja różniąca się od ówczesnej praktyki, która niejednokrotnie uprawnia daleko idące przekształcenia formy obiektu, np. pod pretekstem eliminowania dawnych naleciałości powstałych przy pracach remontowych lub przebudowach. W latach krakowskich zrealizowane jest bodaj najważniejsze dzieło życia - kościół parafialny na Rynku w Podgórzu. Niezwykły obiekt istniejący do dziś autor scharakteryzował odnośnie koncepcji jak i jako nowy symbol początkowo austriackiego miasta, dominujący w panoramie o czytelnych konotacjach patriotycznych. Przeniesienie w stan spoczynku otwiera etap prowadzenia własnej pracowni architektonicznej i drogę bycia niezależnym projektantem. Jest to też okres narastania konfliktu ze środowiskiem. Idee i projekty (zwłaszcza kościołów) Zubrzyckiego są krytykowane, a niezależność postawy wyraża się ostentacyjną rezygnacją z czynności redaktorskich w czasopismach zawodowych. Ale krytyka nie hamuje twórczości naukowej i naukowo-publicystycznej. Autor przedstawia wybrane problemy, m. in. te bardziej „gorące", angażujące polemistów: ochrona zabytków (zwłaszcza dawnego sakralnego budownictwa drewnianego), swoboda twórczych działań architekta, postulat zaangażowania państwa w ochronę zabytków, ograniczenia w działaniu ówczesnej służby konserwatorskiej, krytyka jej funkcjonowania; wartości estetyczne architektury, krytyka artystyczna w zakresie sztuki architektonicznej, architekt a konserwator i jego kompetencje, dobre i złe praktyki konserwatorskie, okazuje się, że Zubrzycki rozważa wiele spraw aktualnych i dziś; z kolei sam ze swego punktu widzenia krytykuje projekty innych znanych architektów i współczesne mu praktyki konserwatorskie, co nie przysparza zwolenników. Autor delikatnie pokazuje skonfliktowanie środowiska polskich architektów nie pozbawione podłoża rywalizacji zawodowej, zawiści, urażonych ambicji. Powrót do Lwowa oznacza definitywne zerwanie ze środowiskiem krakowskim, podjęcie spotęgowanej działalności naukowej oraz dydaktycznej - profesor w Katedrze Historii Architektury i Estetyki Politechniki Lwowskiej. Angażuje się w wystąpienia studentów postulujące reformę nauczania na wzór uczelni zagranicznych, a publikując w związku z tym broszurę Matnia. Rzecz o godności „stanu architektonicznego" przedstawia własną wizję tego zawodu, jego etosu, niezależności twórczej. Profesor jawi się jako lubiany przez studentów wykładowca, pełen pasji i odważny w prezentowaniu oryginalnych poglądów, pojmujący zawód jako swego rodzaju misję, wyrażającą się w dążeniu do piękna emanującego z realizowanych projektów. Propaguje harmonijne łączenie walorów użytkowych i estetycznych. Dalsze rozważania ukazują rozmach zaangażowania Zubrzyckiego w proces odbudowy kraju po zniszczeniach wojennych - w wymiarze koncepcyjnym, eksperckim, projektowym, organizacyjnym. W działaniach swych, wykładach i szerokiej akcji popularyzacyjnej szerzył ideę konieczności ocalenia specyfiki polskiego krajobrazu w programach powojennej odbudowy kraju, projektach urbanistycznych, w planowaniu przestrzennym. Jest wielkim propagatorem odbudowy zabytków, ratowania rodzimej architektury. Generalna myśl przyświecająca tej działalności „Wierzmy silnie w królestwo sztuki polskiej" nadaje jej charakter działalności patriotycznej, dobitnie scharakteryzowanej w książce. W niepodległej Polsce intensyfikuje działalność w zakresie projektów odbudowy miasteczek, inwentaryzacji zabytkowych obiektów w tym na obszarze mu najbliższym i najmilszym, w ziemi lwowskiej. W pracy ukazano niezwykłą skalę i wszechstronność prac projektowych i realizacyjnych architekta: obiekty publiczne, kamienice, prywatne wille, ale najpełniej spełnił się w budownictwie sakralnym, powstającym według własnych koncepcji w diecezjach sosnowieckiej, kieleckiej, krakowskiej, tarnowskiej, sandomierskiej, przemyskiej i lwowskiej. Katalog - spis projektów podany w aneksie do dzieła obejmuje 234 pozycje, w polskim piśmiennictwie tak obszerne zestawienie na podstawie zachowanych materiałów archiwalnych ukazuje się po raz pierwszy, katalog uzupełniony jest fotografiami obiektów zrealizowanych, w całym zaś tekście scharakteryzowano ich założenia koncepcyjne. Bogactwo ilustracji ukazuje nie tylko wielkie mistrzostwo architekta w kreśleniu szkiców projektowych (piękne kolorowe rysunki), ale bryły obiektów, zasady konstrukcji, detale architektoniczno-zdobnicze (portale świątyń, wieżyczki i sygnaturki na dachach, gzymsy, przypory, okienne rozety, kolumienki dzielące okna na dwie symetryczne części - reguła dwudzia-łu), kolorystykę murów, gdzie czerwień cegły zgodnie łączy się z ciosami białego kamienia. Te dwa materiały budowlane są typowe i preferowane, ponieważ najpełniej wiążą się z ogólną koncepcją stylu architektury, nawiązującą przede wszystkim do epoki romańskiej i gotyku. Choć nie wszystkie projekty zachowały się, ale ich chronologię autor ustalił na podstawie innych dostępnych materiałów. Dzięki temu zestawieniu można zorientować się, jak wiele obiektów (nowa realizacja lub przebudowa) powstało zwłaszcza na obszarze dawnej Galicji, w Małopolsce Wschodniej (np. Błażowa, Krosno, Zaleszany, Rzeszów, Czortków, Gorlice, Jedlicze, Tłuste - rodzinne miejsce - cerkiew greckokatolicka św. Michała Archanioła, Podhajce, Lwów-Zamarstynów, kościół i klasztor Kapucynów, uchodzące za świetne dzieła, Śniatyń), w sumie ponad 70 kościołów. Ogromna część tych realizacji zachowała się, świadcząc o klasie ich twórcy. Oprócz tego zidentyfikowano wiele projektów dla Lwowa i okolic, niezrealizowanych. Autor scharakteryzował „osobną" pozycję Zubrzyckiego wśród polskich architektów, jego indywidualną myśl architektoniczną. W epoce dominującej secesji, z jej fantazyjną ornamentyką, płynnymi liniami, a potem gdy do Polski docierają idee modernizmu - z tendencją uproszczenia brył budowli, geometryzacją formy, a w budownictwie kościelnym nawiązuje się nieraz do form barokowych, krakowski a potem lwowski architekt odwraca się od tych tendencji. Modernizm w architekturze pojmuje jako styl kosmopolityczny, obcy duchowi narodowemu. Nawiązuje więc głównie do gotyku, w nowy sposób interpretując ten styl, można by powiedzieć, że gotyk jest jego idee-fixe, twórczą obsesją. Zubrzycki w środowisku jawi się jako architekt anachroniczny. Gotyk interpretuje w duchu polskim, narodowym, tworzy teorię rodzimej jego odmiany nadając jej miano gotyku nadwiślańskiego (lub stylu nadwiślańskiego). Rozwija myśl o odrębności polskiej architektury, ojej cechach rodzimych bez odwoływania się do obcych wpływów, szczególnie niemieckich, w tym zakonu krzyżackiego. Styl rodzimy według Zubrzyckiego wyraża się zwłaszcza w architekturze gotyckiej w Krakowie. Także w architekturze renesansowej dopatruje się rodzimych cech, co ujmuje w kategorii stylu zygmuntowskiego, jedną z jego cech wyróżniających są attyki tak charakterystyczne na dachach np. krakowskich kamienic. Ale praźródeł obu stylów rodzimych poszukuje w ludowym słowiańskim budownictwie drewnianym, w nim dopatruje się prawzoru także dla renesansowych attyk; w tym zdobniczym elemencie widzi odległą analogię do zdobnictwa szczytów obiektów budownictwa ludowego. Studia nad zasadami i estetyką konstrukcji ciesielniczych, typowymi motywami zdobniczymi i formą (np. podcienia, ozdobne szczyty) umacnia przekonanie, że generalne zasady i piękno budownictwa ludowego przeniesione zostały na zdobnictwo w cegle i kamieniu, co ma być właściwe dla gotyku i tzw. stylu zygmuntowskiego. Autor dzieła charakteryzuje zwrot Zubrzyckiego ku problematyce słowiańskiej, ku dziedzictwu słowiańskiemu w polskiej kulturze, z ideą wpływu kultury słowiańskiej na europejską. Głębokie zainteresowania etnografią ludowo-słowiańską, studia nad symboliką słowiańską, nazewnictwem słowiańskim, wierzeniami, obyczajami, pierwotnymi formami sztuki słowiańskiej, legendami, nie mają jednak nic wspólnego z powierzchowną manią na „ludowość" zwłaszcza w okresie młodopolskim. Myśl, iż ludowe tradycje są wspólne dla wszystkich ziem polskich w ich nierozerwalnej łączności nabiera nowej wymowy w okresie wybijania się Polski na niepodległość. Autor wyraziście ujmuje myśl teoretyczną i działalność praktyczną Zubrzyckiego w wymiarze narodowo-patriotycznym. Idea polskiego stylu narodowego w architekturze w przeciwstawieniu do idei uniwersalnych wzorców stylowych w Europie nabiera charakteru manifestu. W niektórych realizacjach łączy słowiańskie motywy symboliczno-zdobnicze ze sztuką chrześcijańską. Autor wskazuje, jak etnograficzne zainteresowania Zubrzyckiego zbliżają go do środowiska, które w owym czasie tworzy na ziemiach polskich ruch „neosłowiański". Nawiązuje on do pogańskich tradycji uznawanych za nieodłączną część słowiańskiego dziedzictwa, a którego nikłe ślady przetrwały zaadoptowane lub przetworzone przez chrześcijaństwo. (Nawiasem można stwierdzić, że takie idee rozwinęły się w odrodzonej Polsce i odżyły współcześnie, wpisując się w specyficzny sposób w niektóre nurty ideologii narodowej). Wszechstronna charakterystyka wszystkich elementów narodowo-patriotycznych w działalności Zubrzyckiego, idee konieczności zachowania tradycji kultury narodowej w różnych jej przejawach, apoteoza słowiańskości, ochrony krajobrazu, jego polemiki z uczonymi nt. genezy Słowian, studia nad sztuką okresu Piastów, myśli o polskości Śląska, wszystko to skłania autora do syntetycznego ujęcia postaci Zubrzyckiego jako orędownika i obrońcy polskiej tożsamości narodowej i kulturalnej. Pojawia się jednak szczególny problem, kiedy teorie naukowe Zubrzyckiego nabierają charakteru ideologicznego. Świetna jest charakterystyka bardzo rozpoznawalnego jego stylu architektury - kostium neogotycki (w rodzimej interpretacji gotyku w myśl swych teorii) z elementami budownictwa romańskiego, piastowskie sklepienia, wysokie dachy na wzór kościołów krakowskich itp. Ta rozpoznawalność jest cechą wyróżniającą indywidualność architekta w zawodowym środowisku owego czasu, zaszczyt mało komu dostępny. Monografista polemizuje z uproszonymi opiniami odnośnie sztuki projektowo-realizacyjnej lwowskiego architekta. Przegląd jego bogatych studiów nad architekturą w Krakowie, ogromny zakres inwentaryzacji zabytków realizowany po części przy współudziale lwowskich studentów, pomnikowe wydawnictwa z zakresu budownictwa w Polsce zamków, katedr, wzorniki detali, rozważania z zakresu filozofii sztuki, teorii i historii architektury, oryginalne dzieła o dawnym drewnianym budownictwie w Polsce, pokazują Zubrzyckiego jako niezwykłą postać, nadzwyczaj wybitnego konstruktora, dbałego o detale, ale też o symboliczną wymowę swych realizacji. Jedną z cech jego twórczości architektonicznej jest dbałość o to, aby jego dzieła dobrze były wkomponowane w krajobraz i nawiązywały do charakteru regionu. Jest to zagadnienie wielkiego znaczenia, bardzo aktualne współcześnie, kiedy widzimy, jak wiele realizacji zwłaszcza sakralnych w dążeniu do „nowoczesności" jest w lokalnym pejzażu obcym wtrętem. Jego założenia skłaniały do stosowania materiałów tradycyjnych, cegła, kamień i drewno, zamiast już pojawiającego się żelbetonu i betonu. Ta swoista zachowawczość, ale świadoma w dążeniu do zrealizowania swych idei i celów, tym bardziej skłaniała współczesnych do pojmowania go jako architekta „niewspółczesnego". Autor wykazuje, jak ten pogląd jest niesłuszny. Książka pokazuje Zubrzyckiego jako znakomitego twórcę, działacza społecznego na narodowej niwie, uczonego, akademickiego pedagoga. Na uwagę w końcowych partiach dzieła zasługuje relacja z uroczystości pogrzebowych we Lwowie i echa pośmiertne emocjonalnie pięknie charakteryzujące niezwykłą postać, tu tylko jedno zdanie z nich: „Z Zubrzyckim ubywa [...}jedna z postaci najbardziej pięknych i jasnych[...]." Ta pierwsza praca ujmująca całokształt dorobku Sasa-Zubrzyckiego wskazuje, że choć nie wszystkie jego teorie wytrzymały próbę czasu, jednakże pozostaje jednym z najważniejszych polskich architektów i teoretyków architektury, acz jest niedoceniany. Niektóre jego dzieła, zwłaszcza dotyczące polskiego budownictwa drewnianego, są dostępne w reprintach, a miłośnicy Lwowa niech nie zapomną o jego przewodniku po mieście. Książka starannie edytorsko opracowana, w dużym formacie z twardą oprawą, na dobrym papierze, z bogactwem ilustracji cieszy też oko. W piśmiennictwie lwowskim ważna pozycja, godna uznania, i ważna też w piśmiennictwie fachowym. Maciej Miśkowiec
Lwowianie w świecie. Referaty sympozjalne. Janusz Gmitruk, Zbigniew Judycki, Tadeusz Skoczek, red. Warszawa. Fundacja Semper Fidelis. 2017. 234 s., il. Grafika - Katarzyna Popińska i Marek Wacław Judycki. [XVI Międzynarodowe Sympozjum Biografistyki Polonijnej. Warszawa 17 XI 2017] Tom zawiera artykuły/rozprawy 29 autorów oraz portrety prezentowanych osób. Dwa artykuły zamieszczone w aneksie -pierwszy noty biograficzne Lwowian, których indywidualne osiągnięcia są godne podziwu, ale zapomniane: drugi natomiast omawia projekt upamiętnienia młodych obrońców Lwowa - Orląt Lwowskich. Autorzy reprezentują różne środowiska naukowe: Krakowa, Lublina, Torunia, Białegostoku, PUNO (Londyn). LPS (Kopenhaga) i Meksyk; Muzea - Narodowe, Historii Ruchu Ludowego i Ordynariatu Polowego i IPN w Warszawie; Archiwum i Biblioteka - Mareil-sur-Mauldre (Francja) oraz Fundacja Semper Fidelis Warszawa-Paryż. Autorzy indywidualni pochodzą z Polski (Kielce), Australii i Watykanu. Autorzy-uczestnicy sympozjum przedstawiali sylwetki swoich bohaterów rozproszonych po drugiej wojnie światowej po całym świecie. Nawet po 70. latach od czasu zakończenia wojny z trudem przyjmujemy ten fakt do wiadomości, bo nie tylko miasto przez to zubożało, ale i Polska. Czas wojny był bowiem czasem czynu zbrojnego w obronie własnej wolności i terytorium państwowego, ale nie tylko. Niestety, po zakończeniu wojny Polska będąc po stronie zwycięzców - przegrała politycznie i została pozbawiona około 1/3 swego terytorium. W związku z tym Lwowiacy, jak i tysiące Kresowiaków utraciło swoją ojcowiznę, która znalazła się pod obcym panowaniem. Nawet postać z eteru Lwowskiej Fali - Michaś Lwowiak - miał po wojnie paryski adres. Zgodnie z historycznym znaczeniem Lwowa, jednego z dwóch centrów kultury i nauki obok Wilna na Kresach Wschodnich RP doskonale odzwierciedlają profesje prezentowanych bohaterów. Najliczniej, bo przez siedmiu, są tu reprezentowani naukowcy, od nauk ścisłych do filologii. Literaci i publicyści są tutaj reprezentowani przez pięć postaci, podobnie, jak muzycy i artyści, rzecz jasna bardziej znanych na Zachodzie. Pokrewne zawody reprezentuje jeden księgarz/wydawca, dwóch artystów malarzy i architekt. Jest także jeden reprezentant sportu w dawnym wydaniu czyli sportu amatorskiego, który wówczas dumnie głosił: Sport to zdrowie! Nad nimi wszystkimi mają „pieczę" dwaj piloci wojskowi oraz dwaj duchowni -dla kontrastu - jeden pułkownik a drugi misjonarz w Chinach, którego biogram jest niewiarogodną opowieścią. Wśród 29 prezentowanych postaci na sympozjum są trzy historyczne: Stanisław Leszczyński, Agenor Gołuchowski i Jan Styka, czyli od dawna znane w literaturze i można je było z powodzeniem pominąć. Brak krótkich not biograficznych autorów, zwłaszcza tych. którzy mieszkają poza Polską, nie przybliża ich krajowemu czytelnikowi. Eugeniusz S.Kruszewski
Jan Buraczyński, Dzieje Lwowa, Wyd. Akademickie Wyższej Szkoły Społeczno-Przyrodniczej im. W. Pola w Lublinie, Lublin 2018. ss. 113. Autor, znany geograf i geomorfolog, profesor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, oprócz prac naukowych opublikował wspomnienia z różnych okresów swego życia. Urodził się i spędził dzieciństwo, w tym trudne lata II wojny, we Lwowie, a po roku 1945 zamieszkał w Lublinie, jak wielu Polaków z dawnych Kresów Południowo-Wschodnich. Pamięć o mieście swego dzieciństwa, jak u wszystkich lwowian, zawsze była obecna w Jego świadomości, tym silniejsza, że było to miejsce utracone. Stąd potrzeba opracowania zarysu dziejów rodzinnego miasta, które powinny zainteresować Polaków różnych pokoleń. Stąd też wyrosła u Autora potrzeba skupienia "osieroconych" lwowian w Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, którego był współzałożycielem, a obecnie prezesem. Książka została wydana z okazji stulecia odzyskania Niepodległości i obrony Lwowa w latach 1918-2018, którą to uwagę zamieszczono na stronie tytułowej. Jest bogato ilustrowana i zawiera 16 map historycznych. Zawiera najważniejsze wydarzenia z dziejów miasta od okresu przedlokacyjnego do ostatnich lat niepodległej Ukrainy. Treść i kompozycja zostały dobrze przemyślane i klarownie przedstawione. Autor we wstępie mocno podkreśla, że książka przedstawia tylko fakty, bowiem „w opisie dziejów nie można stosować przemilczeń, zakłamań czy przeinaczeń". Tej postawie Autor na łamach książki kilkakrotnie odważnie daje wyraz, zwłaszcza w odniesieniu do najnowszych dziejów miasta i Kresów. Nad historyczną ścisłością dziejów Lwowa czuwał Ryszard Szczygieł, historyk, profesor UMCS w Lublinie, autor przedmowy. Książka w dużym skrócie przedstawia przedlokacyjne dzieje miasta, mowa jest o Grodach Czerwieńskich i Rusi Kijowskiej. Materiał archeologiczny wskazuje na istnienie osady już w IX w. Lwów lokowany był na prawie magdeburskim w 1356 roku przez króla Kazimierza Wielkiego, który w roku 1340 zajął miasto wraz z Grodami Czerwieńskimi na mocy testamentu księcia Jerzego II, otrutego, podobnie jak jego poprzednicy, przez bojarów ruskich. W czasach Kazimierza Wielkiego wybudowano zamek obronny i rozpoczęto budowę katedry łacińskiej. Nadane prawo magdeburskie przyczyniło się walnie do rozwoju miasta i osadnictwa na wsiach w okolicach Lwowa. Oprócz okresu przedlokacyjnego przedstawiono następne 600 lat historii miasta nad Pełtwią, dzieląc je umiejętnie na etapy rozwojowe, uwzględniając wydarzenia polityczne i militarne, a także zmiany rozwojowe społeczeństwa miejskiego. Po śmierci Kazimierza Wielkiego na krótko Rusią i Lwowem zarządzali Węgrzy, którzy traktowali te ziemie jako oddzielne księstwo. Toteż jednym z pierwszych poczynań królowej Jadwigi było odzyskanie Rusi dla Królestwa Polskiego. Następnym okresem w historii Lwowa jest więc panowanie Jagiellonów (1385-1569). W tym okresie szybko postępował rozwój gospodarczy, a miasto leżące na odwiecznym szlaku handlowym pełniło wielką rolę w wymianie międzynarodowej, co przyniosło mu rozwój, bogactwo i dumę. Następny rozdział książki obejmuje okres Rzeczypospolitej Obojga Narodów (1569-1772). Wiek XVII to okres licznych wojen wewnętrznych i zewnętrznych, które nie ominęły również Lwowa. Miasto atakowane było przez Kozaków, Tatarów, Szwedów, Moskali i innych. Dwukrotnie atakowane przez wojska Chmielnickiego (1648 i 1655) ratowało się okupem. Po wojnach szwedzkich Lwów podupadł na wiele lat. Zmniejszyła się też drastycznie liczba mieszkańców. Słabość państwa polskiego i zdradziecka postawa sąsiadów doprowadziły do rozbiorów Polski. Lwów wszedł w posiadanie Habsburgów (1772-1918) jako stolica nowej prowincji pod nazwą Królestwo Galicji i Lodomerii. Po 1848 roku Galicja uzyskała autonomię i nastąpił rozkwit Lwowa. W roku 1918 Ukraińcy dążący do utworzenia niepodległego państwa ze stolicą we Lwowie. 1 listopada dokonali zbrojnego zamachu w mieście. Do historii przeszła bohaterska obrona Lwowa przez Polaków. Lwów oparł sie także armii sowieckiej w 1920 roku. W okresie II RP Lwów stał się ważnym ośrodkiem nauki i kultury polskiej a także odegrał dużą rolę w tworzeniu państwa, ponieważ w okresie autonomii wykształcił kadry administracyjne i zdobył doświadczenia parlamentaryzmu. W czasie II wojny światowej miasto uległo Sowietom, a następnie Niemcom, a po wojnie koalicja antyniemiecka oddała Lwów i Kresy Związkowi Radzieckiemu, a od 1992 roku jest miastem ukraińskim. W książce podkreślono, że od czasów najdawniejszych do dziś Lwów, podobnie jak inne miasta Europy, był miastem wielu nacji, tj. Niemców, Polaków, Ormian, Żydów, Austriaków i Rusinów, chociaż do 1939 roku dominowała tu kultura polska. Zderzały się tu przez wieki różne religie, tradycje i języki, a intelekt, kunszt rzemieślniczy i handlowy jego mieszkańców ubogacał miasto materialnie i kulturowo. Z owej różnorodności wyrastał ludzki geniusz, który też był przyczyną niewygasłych do dziś sporów i emocji. Publikacja ta jest o tyle istotna, ze Lwów jest miastem mało znanym współcześnie w Polsce, zwłaszcza młodemu pokoleniu, a był jednym z czterech najważniejszych ośrodków II Rzeczypospolitej, gdzie rodziła się nowożytna polska nauka i kultura. Ten stan niewiedzy wynika z prawie 50-letniego zakazu pisania i mówienia o tym mieście po roku 1944. Książka jest przyczynkiem do uzupełnienia tej przykrej luki w świadomości społecznej. Napisana klarownym językiem z pewnością będzie dla lwowian sentymentalną podróżą w przeszłość, a dla innych Czytelników przyjemną lekturą historyczną i przewodnikiem po historycznym Lwowie. Książka, jakkolwiek przydatna, jest jednak dość skrótowo traktuje dzieje Lwowa, a miasto zasługuje na obszerniejsze dzieło. Maria Kopycińska-Lehun
Franciszek Haber, Pegazem na Kresy, br. m. wyd. 2018, s. 101, nlb. 3. Książka ta jest zbiorem szczególnym. Z bogatej i różnorodnej tematycznie twórczości poetyckiej Franciszka Habera zostały wydobyte, jak z morza, perły lśniące blaskami jego rodzinnego Lwowa i Kresów. To wiersze, które znalazły się wcześniej w innych zbiorach jego poezji, także utwory nowe, inkrustowane fragmentami prozy. Dopiero złożone razem tworzą jednak spójną tematycznie całość. Ukazują jeszcze inne oblicze tego oryginalnego poety i prozaika, autora scenariuszy filmowych, kojarzonego przez znawców głównie z nurtem literatury marynistycznej. Bo pisano o nim często nie bez przyczyny jako o „największym poecie wśród kapitanów, największym kapitanie wśród poetów". Haber - jest podróżnikiem i „obywatelem świata", jachtowym i motorowym kapitanem żeglugi wielkiej, wychowawcą młodzieży na harcerskim żaglowcu „Zawisza Czarny", autorem cenionych w kraju podręczników nauki żeglowania, m.in.: Vademecum Żeglarza i Sternika jachtowego oraz Vademecum sternika i starszego sternika motorowodnego, Vademecum Nauczyciela Żeglarstwa. Jest też autorem książki wyjątkowej Zostań żeglarzem. Żeglarstwo dla niesłyszących, a także organizatorem pionierskich rejsów dla niepełnosprawnych, które wykazały, że żeglarstwo jest niezwykle skuteczną metodą rewitalizacji. W Kanadyjskiej Szkole pod Żaglami przemierzał Pacyfik oraz morza Dalekiego Wschodu. Należy do elitarnego Bractwa Kaphornowców, Bractwa Zawiszaków. Z żeglarskich wędrówek po morzach i oceanach świata, w czasie których odwiedził wszystkie kontynenty przywiózł też świetne wiersze. Złożyły się one na kilkanaście tomików poetyckich, były prezentowane w osobnych audycjach wielu rozgłośni Polskiego Radia, na licznych spotkaniach autorskich. Były też publikowane w wielu literackich i marynistycznych czasopismach, takich jak „Żagle" i „Rejs". Haber jest też autorem tekstów popularnych szant, których wykonawcami są najlepsi polscy szantymeni. Dokonał wyborów i opublikował popularne szanty, często śpiewane w środowiskach żeglarskich. Za całokształt twórczości o tematyce żeglarskiej w 2012 poeta został wyróżniony Nagrodą im. Leonida Teligi. Najnowsza książka Habera sytuuje jego twórczość również w nurcie kresowym, jakże wspaniale reprezentowanym przez całą plejadę poetów i pisarzy, dramaturgów, eseistów, począwszy od „ojca literatury polskiej" Mikołaja Reja, który urodził się nieopodal Lwowa, w 1505 roku w Żurawnie nad Dniestrem, tam wzrastał i tam rozpoczął swą działalność literacką, podnosząc język polski do rangi artystycznej. Od tamtego czasu przez kilkaset lat aż do czasów współczesnych Lwów i tamte ziemie pulsowały wyjątkowo żywym i pięknym, bogatym tematycznie nurtem naszej literatury. Do tej plejady lwowskich i kresowych pisarzy dołączył właśnie „Pegazem po Kresach" Franciszek Haber. Należy on do pokolenia, które pamięta Lwów z wczesnego dzieciństwa, tak jak Zbigniew Herbert, czy Adam Zagajewski, bo urodził się w mieście nad Pełtwią w 1942 roku, a mieszkał wraz z rodzicami w samym centrum miasta. Jak wspomina, bawił się na Placu Mariackim przy pomniku Mickiewicza; „To właśnie tutaj miały miejsce moje pierwsze, wspinaczkowe marszruty dwulatka, po schodach pomnika wieszcza". Po wojnie rodzina została wywieziona do Gliwic, ale wspomnienia rodzinne, atmosfera domu przy ulicy Batorego, wygląd samej ulicy (wiersz Ulica Batorego) jego otoczenia, stały się po latach inspiracją do powstania szeregu utworów właśnie o tym wspaniałym mieście. Utworów, w których obrazy lwowskiego dzieciństwa przenikają się nawzajem z gliwickimi, pierwsze doznania z tymi, które zrodziły późniejsze podróże do Lwowa, już w ostatnim okresie. W zbiorze znajdujemy też wiersze dedykowane lwowskim mistrzom słowa: Jerzemu Janickiemu, Zbigniewowi Herbertowi, „myślę o przenikliwym sercu poety", także Bruno Schulzowi z Drohobycza. Wspaniałe są portrety kreślone słowem poświęcone Zygmuntowi Janowi Rummlowi, Zygmuntowi Hauptowi, Józefowi Czechowiczowi (Wspomnienie), W wierszu Historia autor snuje rozważania o istocie dziejów, o manipulacjach, których celem jest wymazywanie z pamięci zdarzeń niewygodnych dla władzy, ale[...] „prochy wciąż krążą / ukryte przed fałszem." W tomie znajdujemy impresjonistyczne opisy wywózki rodziny na nowe miejsce zamieszkania. Z kolei w Mojej prawdzie poeta wyznaje: „Urodziłem się / żeby żyć pamięcią." Zarazem analizuje stan swej świadomości i pyta: „dokąd gna / niedopowiedziane / niedokończone". Właśnie zmaganie się z obrazami pamięci, ich autoanaliza utrwalona ciekawie poetyckim słowem to jeden z najważniejszych i najistotniejszych wątków tej książki. Pegazem po Kresach to jeszcze jeden, cenny i osobny ton w wielkiej symfonii słowa polskiego o Lwowie i tym obszarze, który dzięki artystom nie jest Atlantydą, ale istnieje wciąż w sercach i trwa. Mariusz Olbromski Od redakcji: Powyższy tekst jest wstępem do omawianego tomu. Jest jednak także swoistą recenzją. Więc...
Zenon Błądek. Ty tu byłeś, Ty tu jesteś. Ty tu pozostaniesz na zawsze! Utrwalona pamięć o Janie Pawle II we Lwowie. Społeczny Komitet Budowy Pomnika Jana Pawła II. Puszczykowo - Poznań. 2007. 160 s.. il.. folio. Publikacja została sfinansowana przez Społeczny Komitet Budowy Pomnika Jana Pawła II z siedzibą w Puszczykowie k. Poznania i jest rozprowadzana nieodpłatnie. Wzorowo wykonała ją Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „Adam" w Warszawie. Okładka autorstwa Grzegorza Nowickiego w oparciu o medal Jana Pawła II opus 1503 art. rzeźbiarza Józefa Stasińskiego. Na bogato ilustrowaną publikację składają się rysunki techniczne, szkice i 45 fotografii Zenona Błądka. fotografie/reprodukcje Adama Bujaka, Arturo Mari, Waldemara Sosnowskiego, Krzysztofa Krzywińskiego, Kazimierza Halimurka, Antoniego Filipowicza oraz fotografia z watykańskiego „L'Ossrvatore Romano". Publikacja-album została zaopatrzona w przedmowę J.Em. Mariana kardynała Jaworskiego, Metropolity Lwowskiego. Na treść publikacji składa się program pielgrzymki papieża w 2001 r. na Ukrainie, w tym do Archidiecezji Lwowskiej i Wyższego Seminarium Duchownego w Brzuchowicach; trwałe elementy pamięci o Ojcu Świętym na terenie Lwowa: jubileusz odnowienia Seminarium. Izba Pamięci. Papieski Dąb i wmurowanie kamienia węgielnego pod pomnik. W rozdziale III przedstawiono proces organizacyjny i twórczą pracę przy formowaniu modelu w skali 1:1 i kompleksowym zagospodarowaniu terenu, a w IV zamieszczono Kronikę 94 podróży apostolskiej papieża. Autor publikacji we wstępie szkicuje dzieje struktur Kościoła obrządku łacińskiego sięgające X. stulecia, Arcybiskupstwa Lwowskiego od początku XV wieku i Seminarium Duchownego z połowy XLX. wieku, co trwało bez przeszkód do 1939 r. Wraz z arbitralnym przesunięciem granicy państwa polskiego przez aliantów z czasów wojny w 1945 r. i do 1990 r. struktury były zlikwidowane, połączone z wysiedleniem Metropolity i kleryków do Polski. Zasługi Jana Pawła II w dziele odtworzenia Kościoła na tych terenach są bezsporne i tuż po dziesiątej rocznicy Metropolitarnego Wyższego Seminarium Duchownego p.w. św. Józefa w Brzuchowicach stanął na jego terenie pomnik ku pamięci dzisiejszego Świętego. W dziale załączników mamy siedem przemówień i homilii papieża na Ukrainie, a pozostałe cztery, to szkice biografii Ojca Św., autorstwa kard. M.Jaworskiego, abp. M.Mokrzyckiego, abp. i kard. L.Huzara. Mamy także obszerny, trzystronnicowy spis ilustracji, bibliografię oraz streszczenia w -języku ukraińskim i angielskim. Eugeniusz S. Kruszewski
Adam Bochnak - Naświetlanie rzeźby lwowskiej. Wystawa fotografii ze zbiorów Instytutu Sztuki PAN; Instytut Sztuki PAN w Warszawie, s, 167, 63 fot. w katalogu, 59 fot. w tekście. Autorzy wystawy i redakcja katalogu Piotr J. Jamski, Andrzej Betlej Tej edycji można przypisać podwójny charakter. Po pierwsze - jest to katalog wystawy fotografii ze zbioru prof. dr. Adama Bochnaka, zorganizowanej przez Galerię „Przypis" działającej przy Instytucie Sztuki PAN. Od kilku lat galeria ta prezentuje wybrane fragmenty dokumentacji fotograficznej dziel sztuki z obszaru dawnych i obecnych ziem Rzeczypospolitej zebranej w zbiorach tego Instytutu. Wielotysięczny zbiór negatywów i pozytywów stanowi niezwykle ważną część całości instytutowych zbiorów archiwalnych, najbogatszych w Europie Środkowej (w odniesieniu do obecnych i dawnych ziem polskich). Kolekcja fotograficzna zawiera dorobek dokumentacyjny wielu ważnych instytucji przedwojennych (jak np. Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości) oraz spuściznę po znakomitych fotografikach i historykach sztuki posługujących się tą formą dokumentacji. Niezwykłą wartość artystyczną i znaczenie naukowe ma kolekcja ponad 1400 negatywów na szklanych płytach, wykonanych przez prof. Adama Bochnaka w okresie przed 1939 r., którą autor przekazał w całości do owych zbiorów w latach 60. ub. wieku. Po drugie - można uznać, że katalog ten jest też swego rodzaju księgą pamiątkową. Choć na wewnętrznej karcie tytułowej nie ma stosownej dedykacji, jest przecież wskutek zawartości merytorycznej księgą poświęconą pamięci jednego z wybitnych polskich historyków sztuki, którzy tworzyli podstawy wielkiej tradycji tej dziedziny wiedzy w Polsce. Zatem szczęśliwie w tej edycji harmonijnie połączono dwie, formy -tradycyjny katalog wystawy prezentującej pewien zakres dorobku twórcy (przy czym fotografie dokumentują obiekty artystycznie najbardziej znaczące czy swoiście ciekawe), oraz księgę pamiątkową jako wyraz pięknej tradycji akademickiej - uczczenia dokonań wybitnych uczonych w formie dedykowania im zbioru prac pisanych specjalnie przez uczniów, przyjaciół, współpracowników. Z reguły przyczyną sprawczą powstawania takich ksiąg są znaczące rocznice: urodzin uczonego, rozpoczęcia pracy naukowej, niekiedy - uniwersytecka uroczystość odnowienia doktoratu albo rocznica śmierci. W odniesieniu do sygnalizowanej publikacji żadna z tych sytuacji nie ma miejsca. A jednak bez wahania można powiedzieć, że właśnie ów katalog jest też księgą pamiątkową - przypomina bowiem drogę życia uczonego, charakteryzuje jego postawę życiową, wielkiej miary dokonania dydaktyczne i naukowe. W takiej formie spłacony został pewien szczególny dług wdzięczności i pamięci. Za swego życia bowiem prof. A. Bochnak nie doczekał się dedykowanej sobie księgi, a żył lat 75 (1899-1974), było więc kilka okazji do opracowania dzieła honorującego uczonego. Ale lata powojenne, ogólnie mówiąc, niezbyt sprzyjały takim celebracjom. Dopiero w 1990 roku Krakowski Oddział Stowarzyszenia Historyków Sztuki i Instytut Historii Sztuki UJ zorganizował sesję naukową poświęconą pamięci dwóch uczonych krakowskich - prof. prof. Adama Bochnaka i Józefa Lepiarczyka, ale ukierunkowaną tematycznie na zagadnienia sztuki baroku, której uczeni ci byli wybitnymi znawcami i badaczami, stąd też materiały tej sesji wydano pod tytułem Sztuka baroku (edytorem było Wydawnictwo Klubu Inteligencji Katolickiej, Kraków 1991). Zostało jednak coś niedopowiedzianego - a tym niedopowiedzeniem były studia A. Bochnaka nad sztuką lwowską, przede wszystkim nad lwowską rzeźbą rokokową, nad owym niezwykłym fenomenem artystycznym w skali europejskiej. Sygnalizowany katalog przywraca pamięć o dokonaniach uczonego w tym zakresie. Część pierwsza zawiera pięć szkiców: 1. Piotr J. Jamski (Instytut Sztuki PAN) -Adama Bochnaka naświetlania rzeźby lwowskiej; 2. Adam Małkiewicz (Instytut Historii Sztuki UJ) -Adam Bochnak uczony i nauczyciel; 3. Jerzy T. Petrus (Zamek Królewski na Wawelu) - Wspomnienie o Adamie Bochnaku; 4. Andrzej Betlej (Instytut Historii Sztuki UJ) - Adama Bochnaka studia nad lwowską rzeźbą epoki rokoka; 5. Jakub Sito (Instytut Sztuki PAN) - Rokokowa rzeźba lwowska. Zarys problematyki. Jest to bardzo udany dobór tematyki, komponującej się w przejrzystą całość. W skondensowanej formie szkice te prezentują to wszystko, co wypełniło twórczą drogę życia prof. A. Bochnaka i określiło trwałe jego miejsce w rozwoju historii sztuki w Polsce. Część drugą edycji tworzy właściwy katalog wielkoformatowych (całostronicowych) fotografii (63 il.) wybranych wybitnych dzieł sztuki, objętych ogólną kategorią „rokokowa rzeźba lwowska". Autorzy wymienionych szkiców wtajemniczają nas w kolejne światy: fotograficznej pasji młodego uczonego (toteż tytuł ma podwójne znaczenie - naświetlanie jako techniczny proces wymagający w tamtych czasach długiego czasu i wielkiej cierpliwości, oraz naświetlanie dzieła - jako czynność ukierunkowana na ujawnienie jego formy i piękna); bogatej twórczości naukowej i dydaktycznej, której zwieńczeniem będą najwyższe godności uniwersyteckie i w Polskiej Akademii Umiejętności do 1952 roku, tj. do chwili likwidacji przez władze PRL tej wielkiej instytucji naukowej. Przypomniano także działalność prof. A. Bochnaka w kierownictwie Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu i w Muzeum Narodowym w Krakowie. Dwa zaś ostatnie w tomie opracowania wprowadzają nas w nadal nie do końca poznany obszar „lwowskiej rzeźby rokokowej". W szkicach biograficzno-naukowych trafnie zaakcentowano to, co szczególnie mocno charakteryzuje postawę badawczą Profesora. Koncentrował swe zainteresowania na sztuce polskiej ujmowanej w kontekście zjawisk artystycznych całej Europy. Dzieła sztuki obcej stawały się obiektem badań tylko wówczas, gdy wiązały się z Polską. Należał do drugiego pokolenia uczonych (po pokoleniu swych nauczycieli), tworzących zręby historii sztuki w Polsce jako odrębnej i samodzielnej dyscypliny uniwersyteckiej. Trzeba mieć świadomość, że do końca XIX wieku status historii sztuki był niejasny, stanowiąc dziedzinę zainteresowań to historyków, to archeologów, niejednokrotnie amatorów (lecz w pierwotnym, pozytywnym znaczeniu tego słowa), a choć bywało, że z uniwersyteckim humanistycznym wykształceniem, to przecież brakowało im metody naukowej, podstaw teoretycznych (te dopiero stopniowo się rodziły głównie w Niemczech). Braki te zastępowano więc literacką manierą opowieści o twórcach i opisywaniem dzieł oraz analizą wrażeń przez nie wywoływanych w oglądzie. A. Bochnak wykroczył poza tę szlachetną w swych założeniach amatorszczyznę; od zakończenia wojny opuszczając Lwów, związany stale z Uniwersytetem Jagiellońskim w Krakowie, w znaczący sposób rozwinął metodyczne badania nad sztuką baroku. Koncentrował swe badania na architekturze i rzeźbie tej epoki. Wskazano, że cechowała go postawa odkrywcy; zwracał uwagę na nowe zagadnienia, wprowadzając do obiegu naukowego zjawiska artystyczne uprzednio nie znane lub niedoceniane (np. klasztor karmelitów bosych w Starym Zagórzu, kolegiata Św. Józefa w Klimontowie, kościół Św. Stanisława w Uhercach). Rozwinął badania nad rzemiosłem artystycznym wieków średnich; w swoim czasie był najwybitniejszym znawcą w Polsce złotnictwa gotyckiego. Nade wszystko zaś zwrócił uwagę na odrębność stylistyczno-formalną pewnej grupy rzeźb późnobarokowych, wyróżniających się w szczególny sposób wśród typowych obiektów snycerskich lub rzeźby kamiennej. Owe rzeźby, charakteryzują się m.in. niezwykłą ekspresją, tak charakterystyczne dla kościołów Lwowa. Trudno jest rozdzielić dwie sfery działań prof. A. Banacha - pasję fotograficzną i działalność naukową. Ciekawie ukazano, jak nowinka techniczna, jaką jest aparat fotograficzny, staje się nie oznaką snobizmu, mody dla osób bardziej zamożnych, lecz elementem warsztatu badawczego. Młody uczony fantastycznie zrozumiał możliwości, jakie tkwią w ówcześnie ciężkiej, drewnianej skrzynce. Podejmując w latach 1920-25 wyprawy do Lwowa, w jego okolice, oraz na tereny województwa stanisławowskiego i tarnopolskiego, i dalej na Pokucie, odkrył na tych terenach dla historii sztuki niemal „ziemię nieznaną". Na szklanych płytach utrwalił w zasadzie wszystkie ważne zabytki zlokalizowane na tak bardzo rozległym obszarze. Zainteresowany szczególnie rzeźbą określaną ogólnie jako „lwowska" wykonał wiele fotografii figur w kościołach lwowskich, w Przemyślu, Hodowicy, Buczaczu, Dukli, Tarnopolu itd. Swą rozprawę poświęconą właśnie temu szczególnemu typowi rzeźby w epoce rokoka zilustrował w całości własnymi zdjęciami. Jego uwadze nie uszły również wybitne dzieła z innych epok, dzięki czemu powstała cenna dokumentacja stanu zachowania kolegiaty w Żółkwi, jej wyposażenia i innych kościołów i klasztorów na ziemi lwowskiej. Potem przewaliły się ziemi kolejne kataklizmy dziejowe, które starły z powierzchni ziemi dziesiątki i setki zabytkowych obiektów. Po wielu z nich nic w sensie materialnym nie pozostało; po innych resztki ruin, i okazuje się, że to, co unicestwione, przetrwało po części w obrazie fotograficznym wykonanych przez A. Bochnaka. M. Miśkowiec
Clara Cramer, Tyleśmy już przeszli. Dziennik pisany w bunkrze (Żółkiew 1942-1944); redakcja naukowa. Wprowadzenie, opracowanie przypisów Anna Wylęgała, Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów [Polska Akademia Nauk], Warszawa 2017 (wydanie pierwsze), Aneks-fotografie, s. 206, nlb. Clara Cramer (Stephen Glanz), Wojna Klary. Prawdziwa historia cudownego ocalenia z Holocaustu, przekład z j. ang. Anna Sak, Wydawnictwo ZNAK Kraków 2009, s. 342, nlb., fot. Piętnastoletnia dziewczynka, Clara Schwarz (po latach, po mężu - Klara Cramer) z żydowskiej rodziny osiadłej w Żółkwi, z nastaniem okupacji niemieckiej ukrywając się wraz z kilkunastoma osobami w podziemnym schronie wykopanym pod domem pana Becka, polskiego mieszkańca Żółkwi - antysemity i volksdeutscha (!!!), za jego wiedzą, dzień po dniu pisze dziennik. Powstał niezwykły dokument wielkiego znaczenia historycznego. Klara w zmiennych kolejach późniejszego swego losu zachowała zapiski, przekazując je do States Holocaust Memoriał Museum, Washington D.C. (USA). Obecnie ukazuje się pierwsza polska źródłowa (w opracowaniu naukowym) edycja relacji Klary. Przed kilku laty Wydawnictwo ZNAK wydało w polskim tłumaczeniu (z j. angielskiego) zbeletryzowaną wersję jej dziennika. Choć faktografia w obu edycjach jest identyczna, lecz różnią się one swym charakterem: w wersji angielskiej - literackie opracowanie dziennika; edycja polska przekazuje wiernie zapiski Klary. Relacje Klara spisuje piękną, dojrzałą polszczyzną. To nie tylko dokument historyczny, ale też świadectwo wielkiej dojrzałości psychicznej nastoletniej autorki, co jak na jej wiek - zadziwia. Dziennik obejmuje okres jesień 1942 - lato 1944 r., ostatni wpis dotyczy dnia 26 lipca 1944 r., dnia wejścia wojsk rosyjskich do Żółkwi. Zapiski Klary mają wieloaspektowy charakter: to kronika zagłady rodziny, z której uratowała się tylko część; kronika zagłady żydowskiej społeczności Żółkwi - spośród ok. 4,5 tys. osób wojnę przeżyło tylko 74, tylko 2 osoby potem pozostały w miasteczku, dziś już nie żyją. Zapisów okupacyjnych przeżyć Żydówki z Galicji nie ma zbyt wiele, a dziennik Klary jest unikalnym, jedynym dokumentem z tego obszaru pisanym przez dziecko o tak przenikliwym zmyśle obserwacji, dając wgląd w doświadczenia biograficzne autorki. Całość notatek obejmuje trzy części: pierwsza - kalendarium Zagłady żółkiewskich Żydów - daty wszystkich niemieckich „akcji" eksterminacyjnych, w tym utworzenie i „likwidacja" getta; część druga o charakterze retrospektywnym - opis wydarzeń przed zejściem do schronu (okres pierwszej okupacji sowieckiej); część trzecia obejmuje już codzienne zapiski od 31 sierpnia 1943 r. Autorka opracowania naukowego we Wprowadzeniu charakteryzując dzieło, wskazuje na grupy tematyczne dziennika: najwięcej miejsca Klara poświęca warunkom bytowym w schronie (18 osób w pomieszczeniu o bardzo niewielkim metrażu wysokim na 1,5 m, w którym dorosła osoba nie może się wyprostować; kwestia usuwania nieczystości, tryb bytowania itd.); obszernie opisuje relacje pomiędzy poszczególnymi osobami oraz złożone stosunki między ukrywanymi Żydami a rodziną Becków; wiernie oddaje sytuację psychiczną - nieustanne napięcie wynikające z ciągłej i wyłącznej zależności od drugiego człowieka; zagrożenie wynika też z faktu, że w domu Becków „na piętrze" kwaterują żołnierze niemieccy, to znów niemieccy kolejarze, rozchodzą się plotki o ukrywaniu Żydów, na rewizję wpadają żandarmi, ale pani Beckowa to najście zręcznie zamienia w spotkanie towarzyskie, lecz odtąd żandarmi będą częściej gośćmi Becków. Klara podaje też informacje o tym, co dzieje się na zewnątrz w świecie poza schronem. Ich źródłem są wiadomości z niemieckich i zagranicznych komunikatów radiowych słuchanych nielegalnie wraz z Walentym Beckiem (!!! - cóż za niesamowita sytuacja), notuje strzępki informacji odnośnie sytuacji Żydów w Żółkwi i najbliższej okolicy, o atakach Ukraińców na Polaków w Galicji; pojawiają się ogólne refleksje na temat wojny i Zagłady - „znajdziemy w nich całą gamę odczuć i przemyśleń, w których odbijają się najważniejsze dylematy moralne czasów wojny." Klara nie chce wierzyć m. in., żeby świat nie wiedział o zbrodni i nie zareagował; dziwi się wobec bierności Żydów, notuje: „przecież świat będzie pogardzał narodem, który tak biernie dał wyniszczyć się"; jest wreszcie bezradność i bunt wobec Boga. Autorce nie brakuje też ironii i sarkastycznego humoru, robiącego straszne wrażenie wobec sytuacji!. ..JPani Beckowa powiedziała, że wojna skończy się w listopadzie. Jeżeli tak, to możemy już meldować się na żandarmerię łub powiesić się. Ale wieszać się nie można, bo sprawilibyśmy kłopot, cóż p. Beck zrobi z 18 trupami" (nota z 10 grudnia 1943 roku, a więc perspektywa jeszcze roku trwania okupacyjnej grozy). Wprowadzenie. Klara z Żółkwi. Żółkiew Klary. O niecodziennych zapiskach z codzienności Zagłady poprzedzające tekst Klary jest integralną częścią edycji. Odtworzono biografię Klary Schwartz na podstawie dostępnych źródeł i rozmowy z Nią nagraną w 2014 r. w New Jersey (USA). Zaś przyjmując słuszne założenie, że historii życia autorki dziennika nie sposób opisać inaczej, jak na tle historii jej miasta rodzinnego i jego społeczności żydowskiej, obszerny tekst poświęcony jest żydowskiemu światu przedwojennej Żółkwi oraz opisowi systemowej niemieckiej machiny Zagłady w tej miejscowości. Scharakteryzowano stosunki między poszczególnymi grupami narodowościowymi („raczej obok siebie niż ze sobą") i rozbieżną pamięć polską i ukraińską o tych relacjach; w wersji polskiej raczej bytowanie w miarę harmonijne, w wersji ukraińskiej -wybija się na plan pierwszy poczucie krzywdy i dyskryminacji doświadczanej ze strony politycznie dominujących Polaków. Przedstawiono też zróżnicowanie społeczno-zawodowe żółkiewskich Żydów (i w tym kontekście pozycję zasymilowanej rodziny Klary), ogólny obraz życia żydowskiego miasteczka. Odnośnie Zagłady - scharakteryzowano jej kilkuetapowy przebieg, poczynając od spalenia zabytkowej synagogi pierwszego dnia po wkroczeniu Niemców, poprzez kolejne kontrybucje finansowe, rekwizycje dóbr, egzekucje, deportacje do Bełżca, getto, wreszcie ostateczne unicestwienie kilku tysięcy Żydów w niedalekim od śródmieścia lesie, określanym jako borek lub Borek, miejscu dawniej dziecięcych zabaw. Wreszcie mamy opis przygotowań do ukrycia. Wstęp do dzieła ma o tyle też istotne znaczenie, iż nie tylko przedstawia tło historyczno-sytuacyjne dziennika Klary, ale w ogóle przypomina zagładę żydowskiej Żółkwi. Co prawda została ona tuż po wojnie opisana przez jednego z nielicznych ocalonych, Gerszona Taffeta, ale jego relacja Zagłada Żydów żółkiewskich, wydana w 1946 r. przez Żydowską Komisję Historyczną jest nieco zapomniana, a sama ta edycja jest doprawdy nieosiągalnym „białym krukiem". W skrócie podano też powojenne losy rodzinne Klary - wyjazd do Polski na Śląsk, po pogromie żydowskim w Kielcach dla Żydów w Polsce miejsce się skurczyło, więc dalsza droga - Wiedeń, Monachium, Palestyna, USA. Czy słowo ma moc życiowego ratunku? Dziennik Klary wykazuje, że tak. To dziennik Klary uratował życie p. Becków aresztowanych przez NKWD jako hitlerowskich kolaborantów. Dziewczynka zdołała dostać się do miejscowego sekretarza partii, pokazując swe zapiski - przekonała go, że p. Beck pozostał w mieście, by ratować Żydów; zwolniony z więzienia (lwowskie Brygidki) wyjechał wraz z żoną do Polski; w 1983 r. Beckowie zostali uhonorowani przez Yad Vashem w Jerozolimie tytułem Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata, mają swe drzewko posadzone w Alei Sprawiedliwych. Klara zaś ze swych doświadczeń zrobiła misję życia - resztę swych dni poświęciła upamiętnieniu ofiar Zagłady, wielorakim formom nauczania o niej, organizowała kilka wyjazdów członków rodziny wraz z wnukami Becków do Żółkwi. Ale cóż -samo miejsce głównej zagłady Żydów żółkiewskich w pobliskim lesie jest objęte znamienną niepamięcią mieszkańców i miejscowych władz. Za to przepięknie opisał je cudzoziemiec, brytyjski profesor prawa z londyńskiego uniwersytetu, przybyły kilka lat temu do Lwowa i Żółkwi, dążący do odtworzenia dziejów swej rodziny pochodzącej z Żółkwi/Lwowa w powiązaniu z biografiami dwóch wielkich prawników lwowskich Rafała Lemkina i Hersza Lauterpachta, o których we Lwowie nikt nie wie (przynajmniej do czasu swych lwowskich wykładów na uniwersytecie), a którzy są zapisani w światowej historii karnego prawa międzynarodowego jako twórcy dwóch kategorii prawa: zbrodnia przeciw ludzkości i zbrodnia ludobójstwa, wpisani też z dzieje procesu zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze. W niezwykłej i wielorako poruszającej i wzruszającej książce: Philippe Sands, Powrót do Lwowa: O genezie „ludobójstwa" i „zbrodni przeciwko ludzkości" (Instytut Historii Nauki im. L. i A. Birkenmajerów Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2018) profesor opisuje swój żółkiewski spacer i główny jego cel - miejsce w lesie, gdzie dokonał się los kilku tysięcy Żydów, w tym kilku jego dawnych krewnych i krewnych jednego z owych prawników lwowskich: uwznioślony opis o wielkiej sile artystyczno-literackiego i emocjonalnego wyrazu jest jedną z głównych dominant książki, robi potężne wrażenie i na długo pozostaje w pamięci. Jakżeż to zastanawiające, że o miejscu tym w tak przepiękny sposób pisze daleki obcy, wobec współczesnej milczącej obojętności tych, którzy żyją i mieszkają na miejscu zatraconych. W swej książce profesor Sands pisze o dzienniku Klary - wersję angielską przedziwnym trafem zobaczył w izdebkach zaniedbanego zamku w Żółkwi, mieniących się szumnie „muzeum". I tak dzięki dziennikowi dowiedział się o epilogu życia części członków rodziny, zdążył jeszcze odszukać Klarę w USA i rozmawiać z nią. Obie wersje dziennika Klary, oprócz różnicy charakteru tekstu, różni szata fotograficzna: w edycji zbeletryzowanej dodano kilka zdjęć rodzinnych Klary; w wersji źródłowej oprócz świetnych zdjęć osobowych (w tym Becków) dodano kilka reprodukcji fotograficznych stron dziennika, a ponadto kilka zdjęć przedwojennego miasta i z czasów okupacji - paląca się synagoga, Niemcy we wnętrzu zniszczonej synagogi; dom, w którym znajdowała się kryjówka (zachowany do dziś), ale nade wszystko zwraca uwagę całostronicowe zdjęcie pocztówki z 1941 r.: widok Bramy Glińskiej z napisami ukraińskimi powitalnymi: Heil Hitler; Chwała Hitlerowi; Chwała Banderze; Niech żyje Niezależne Zjednoczone Państwo Ukraińskie; Niech żyje wódz Stepan Bandera!" Zdjęcie to zamieszczone jest także w książce prof. Sandsa. Edycja źródłowa została wydana w serii Biblioteka Świadectw Zagłady. Wydawca dołącza notę intencjonalną: seria „Zrodziła się z przeświadczenia, iż pomimo różnych inicjatyw edytorskich wciąż zbyt mało tekstów, w stosunku do istniejących zasobów archiwalnych, zostało opublikowanych i udostępnionych czytelnikom. Zbyt mało wobec potrzeb badawczych i czytelniczych zainteresowań i zbyt mało wobec obecnych niemal w każdym ocalałym zapisie apeli, nakładających na nas wszystkich moralną powinność lektury. Biblioteka Świadectw Zagłady skupia się na prezentacji dzienników, zapisów pamiętnikarskich, relacji powstających w kręgu not autobiograficznych i spisywanych hic et nunc, tzn. w gettach bądź w ukryciu poza murami, ale jeszcze w czasie trwania wojny i okupacji. Teksty są publikowane w ich kształcie integralnym, według jednolitych zasad edycji krytycznej. Korzystamy przede wszystkim z zasobów Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie oraz Archiwum Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie. Maciej Miśkowiec
Лікарські товариства у Львові до 1939 р.,Оксана Стадник, 2018, cc.160. Ukraińska badaczka Oksana Stadnyk podjęła się opracowania towarzystw lekarskich, jakie przed 1939 r. istniały we Lwowie. Książka zasługuje na wyróżnienie z kilku powodów. Zanim jednak o nich, to należy zauważyć, że Autorka nie jest zawodowym historykiem i to niestety jest widoczne i ujawnia się w konstrukcji książki, jak i sposobie narracji. Mimo iż książka zawiera przypisy i obszerną bibliografię, to brakuje ogólnego zamysłu, spójnej narracji naukowej. Do tego popełniono liczne błędy rzeczowe, wynikające z braków w wiedzy historycznej ogólnej. Dorzucić należy, że Autorka nie dotarła do bardzo licznych opracowań biograficznych w języku polskim na temat prezentowanych postaci. Co zatem powoduje, że przy tak licznych brakach, uznać należy ową książkę za wartościową? Jest to niewątpliwie cenny materiał informacyjny i źródłowy, niestety wybiórczy oraz bardzo liczne fotografie - dobrej jakości. Na podkreślenie zasługuje też bardzo elegancka forma wydania - twarde okładki, szyte środki i kremowy dobry papier. Dobrze - w porównaniu do licznych znanych nam książek wydawanych po ukraińsku - zrobiono korektę cytatów i przypisów w języku polskim. Książka składa się z przedmowy oraz dwunastu wyodrębnionych punktów, gdzie pierwszym jest wstęp, jedenastym posłowie, a dwunastym biogramy prezesów galicyjskich towarzystw lekarskich. Centralnym punktem uczyniła Autorka Towarzystwo Lekarzy Galicyjskich (dalej: TLG), założone w 1867 r. we Lwowie, nazywanym też w pierwszych latach istnienia Galicyjskim Towarzystwem Lekarskim czy Towarzystwem Lekarskim we Lwowie. Omówiono zagadnienie powstania TLG (rozdział 2), jego rozwoju - aż do 1939 r. (3). Zauważyć należy, że po 1918 r. używano kilku nazw stowarzyszenie: Towarzystwo Lekarzy b. Galicji, Towarzystwo Lekarzy Polskich b. Galicji, Polskie Towarzystwo Lekarzy Małopolskich, a w 1935 r. wprowadzono nazwę - Towarzystwo Lekarzy Polskich we Lwowie. Nawiasem mówiąc organizacja ta w 2017 r. świętowała 150-lecie istnienia. W książce poświecono TLG kolejne rozdziały/punkty i tak: w 4 omówiono kwestie członkostwa w towarzystwie, w 5 członkostwo kobiet (pierwszą kobietą, która złożyła dokumenty o wpis w poczet studentów Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu we Lwowie była Flora Ogórek - w 1896 r.; dziesięć lat później została ona, wraz z Zofią Moraczewską, jedną z dwóch pierwszych lekarek dopuszczonych do wykonywania ekspertyz sądowych). W rozdziale 6 kwestię odbywania posiedzeń TLG i zebrań (ratusz, ul. Blacharska 18, Dominikańska 11, od 1912 do 1937 r. ul. Linde 5 gmachy ogólnej polikliniki, zaś w ostatnich latach w nowo wybudowanym Domu Lekarskim przy Konopnickiej 3); w 7 - działalność charytatywną TLG; w 8 - działalność naukową; w 9 działalność organizacyjną i administracyjną. Dopiero w 10 punkcie omówione zostały inne lekarskie stowarzyszenia we Lwowie. Na pierwszym miejscu bardzo krótko omówiła autorka Izbę Lekarską Wschodnio-Galicyjską, ale jako organizację podobną do stowarzyszeń. Jest to istotny błąd, gdyż był to samorząd zawodowy lekarski a nie stowarzyszenie, jak pozostałe omawiane. Samorząd ów działał od 1893 r., a przynależność do niego każdego lekarza była obowiązkowa. W kolejnych punktach rozdziału 10 omówiono krótko Towarzystwo Ratunkowe, którego celem było stworzenie pogotowia ratunkowego, co też nastąpiło (1893), Towarzystwo Samopomocy Lekarzy (zał. 1900-1901), Lwowskie Towarzystwo Higieniczne (zał. w 1890 jako Towarzystwo Przyjaciół Zdrowia), Towarzystwo Ginekologiczne (zał. 1898), Towarzystwo Otolaryngologiczne (zał. 1908 przez T. Zalewskiego, który stale nim kierował); koła naukowe lekarzy; Towarzystwo Walki z Gruźlicą Koło Lwowskie; Stowarzyszenie Polski Instytut Przeciwrakowy we Lwowie (zał. 1929). W odrębnym podpunkcie przypomniała Autorka ukraińskie organizacje lekarskie, jak Ukraińskie Lekarskie Towarzystwo (zał. 1910) i Ukraińskie Higieniczne Towarzystwo (zał. 1929 w ramach Ukraińskiego Lekarskiego Towarzystwa) oraz Towarzystwo Szerzenia Higieny wśród Żydów (zał. 1919). Towarzystw lekarskich działało we Lwowie i Galicji przed 1939 r. znacznie więcej. Niektóre z nich autorka wymienia, ale nie poświęca im miejsca, jak Związek Lekarzy Dentystów, Związek Lekarzy Rządowych we Lwowie, Związek Lekarzy Okręgowych Galicyjskich, Sekcja Wschodnio-Galicyjska Związku Lekarzy Kolejowych. Szkoda, że w tym aspekcie nie wykonała Autorka szerszej kwerendy bibliotecznej w Polsce. Pozwoliłoby to uniknąć błędów i odkrywać rzeczy, które zostały już opisane np. w Słowniku polskich towarzystw naukowych. Zabrakło np. założonego we Lwowie w 1906 r. Towarzystwa Internistów Polskich (w 1923 r. siedzibę przeniesiono do Warszawy). Punkt 11 to posłowie książki, w którym Autorka napisała o okupacji Lwowa i tragicznym losie lekarzy, w tym mordzie na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie 4 lipca 1941 r. W punkcie 12 Autorka przedstawiła biogramy prezesów TLG. Są to biogramy oparte na publikacjach z okresu, w tym wspomnieniach pośmiertnych opublikowanych w prasie oraz - w niewielkiej części -na źródłach archiwalnych. Po przedstawieniu sylwetek prezesów TLG z lat 1867-1939, zamieszczono biogramy prezesów sekcji lwowskiej TLG z lat 1877-1900, a następnie życiorysy prezesów Lwowskiego Towarzystwa Lekarskiego z lat 1900-1939. Kolejne biogramy uświadamiają, że na czele najważniejszego stowarzyszenia polskich lekarzy we Lwowie stali niemal wszyscy wybitni lekarze lwowscy, w tym większość profesorów Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, jak Adolf Beck, Adam Sołowij, Emanuel Machek, Ludwik Rydygier, Włodzimierz Sieradzki, Roman Rencki, Witold Nowicki, Marian Franke, Teofil Zalewski, Stanisław Ruff, Tadeusz Ostrowski. Jak już wspomniano, niezwykle cenna w książce jest szata graficzna i część ilustracyjna. Autorka zebrała liczne fotografie znane z publikacji na przykład profesor Wandy Wojtkiewicz-Rok, ale też nieznane bliżej. Pochodzą one z archiwów lub z czasopism z epoki, czyli z końca XLX i początku XX wieku. Część ilustracji to fotografie wykonane przez samą autorkę, tu przede wszystkim fotografie budynków szpitali miejskich, klinik Uniwersytetu Lwowskiego a także obiektów związanych z działalnością towarzystw lekarskich we Lwowie. Na uwagę zasługuje również pokazanie statystyk oraz sprawozdań (czasami jest to kilkustronicowy przedruk sprawozdań, np. na stronach 35-37 znajdziemy sprawozdanie Rady Zwiadowczej Towarzystwa Lekarzy Polskich we Lwowie za rok 1937, które opublikowane było w „Polskiej Gazecie Lekarskiej". W rozdziale o działalności naukowej znajdziemy informacje oraz fotografie czasopism takich, jak „Dwutygodnik Medycyny Publicznej", „Przegląd Lekarski" (był organem Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego, ale publikowali w nim też lekarze lwowscy), czy „Polska Gazeta Lekarska" (wydawana wcześniej pod nazwami „Gazeta Lekarska", „Przegląd Lekarski", „Czasopismo Lekarskie" i „Lwowski Tygodnik Lekarski". Na koniec należy podkreślić, że warto aby książka ukazała się też po polsku, jednak zanim to nastąpi Autorka powinna podjąć szersze konsultacje naukowe, sprostować nieco błędów oraz uzupełnić materiał. Będzie to z pożytkiem dla wiedzy o historii nauki medycznej we Lwowie i lwowskiego środowiska lekarskiego. Adam Redzik Warszawa Wszystkie prawa zastrzeżone. Materiały opublikowano za zgodą Redakcji. |