Copyright © 2001 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo - Wschodnich.
Oddział w Krakowie.
Wszystkie prawa zastrzeżone.


Fryderyk Papee

150. ROCZNICA
REWOLUCYJNE CZASY 1



W tym roku mija 150 lat od wielkich wydarzeń rewolucyjnych, które ogarnęły całą niemal Europę, a które znamy pod nazwą Wiosny Ludów. Ze wszystkich miast polskich, rok 1848 zaznaczył się w sposób najbardziej dramatyczny we Lwowie. Świadczyło to o nieustannie wtedy żywym w tym mieście poczuciu zniewolenia, deptania przez austriackiego zaborcę od 1772 roku tożsamości i godności narodowej oraz wyzysku ekonomicznego.

Do Lwowa dochodziły wiadomości o rewolucji, która ogarniała już od początku roku 1848 Francję, Niemcy, Włochy, a wreszcie monarchię austriacką: Wiedeń, Węgry. Władze wiedeńskie szły z konieczności na coraz dalej idące ustępstwa: uwolnienie więźniów, zniesienie cenzury, przyzwolenie na tworzenie gwardii narodowych. 25 kwietnia 1848 ogłoszono patent cesarski, który wszystkim ludom Austrii zapewniał swobodny rozwój narodowy i autonomiczne instytucje. W całej monarchii, w tym także we Lwowie, powitano te wiadomości z aplauzem.

Niemniej ambicje społeczeństwa lwowskiego szły dalej. Zabrakło być może poczucia realizmu i instynktu politycznego (postawy obywatelskie były wszak duszone od trzech ćwierci wieku. Czy i dziś, po pół wieku zniewolenia komunistycznego nie odczuwamy podobnych problemów?). Pamiętajmy jednak - na obronę ówczesnych przywódców polskiego ludu - że świeża jeszcze była pamięć dramatycznych wydarzeń poprzednich dwóch dziesięcioleci. Warto je przypomnieć.

Po upadku Napoleona, z którym Polacy wiązali tak wielkie nadzieje, do Europy - głównie do krajów-rozbiorców Polski, a zarazem pogromców cesarza Francuzów - powrócił absolutyzm. We wszystkich częściach podzielonej Polski zapanowało przygnębienie i otępienie, przerwane dopiero wybuchem powstania listopadowego (1830r.) w Warszawie. Lwów, jak i cała Galicja, ożywił się gwałtownie: gościniec żółkiewski wiosną roku 1831 zaroił się od młodzieży, dążącej do powstania w Kongresówce. We Lwowie nawet żołnierze armii austriackiej (!) w koszarach śpiewali nasze narodowe pieśni. Do ochotników przyłączali się synowie austriackich urzędników. Przypomnijmy autentyczną historię2:


Konsyliarz Reitzenheim wyśmiewał się z drugiego urzędnika-Austriaka, którego syn podążył do Królestwa, że nie umie wychowywać dzieci w duchu rządowym - aż tu w najbliższym czasie jego własny syn jedynak prosto z balu wymknął się do powstania.

Mimo klęski powstania3 umysły nie powróciły do dawnego zobojętnienia. Rozpoczęło się zawiązywanie spisków. Powstawały coraz to nowe konspiracyjne związki: "Węglarzy polskich", "Przyjaciół ludu polskiego", "Wzajemnej pomocy", potem "Stowarzyszenie ludu polskiego" i jeszce inne liczne, pozostające pod wpływem "Centralizacji towarzystwa demokratycznego polskiego" we Francji.

Jako osoba szczególnie godna dał się wtedy poznać Franciszek Smolka4, odznaczający się umiarkowaniem i przezornością. Kiedy mu w r.1846 proponowano dowództwo powstania, które miało we Lwowie wybuchnąć, obiecując 60 tysięcy chłopów na zawołanie, odmówił, uważając, że chłopi staną raczej przeciw niż za powstaniem. Nie doszło więc do wybuchu, ale w innych częściach Galicji przewidywania Smolki sprawdziły się w zupełności. Na kraj spadła klęska chłopskich rzezi (znanych pod nazwą "rabacji galicyjskiej")5, pod wrażeniem których Kornel Ujejski napisał rozpaczliwy "Chorał". Na uczestników powstania 1846 r. spadły liczne wyroki. Dwóch ukarano śmiercią: Teofila Wiśniowskiego i Józefa Kapuścińskiego, powieszonych na - później tak nazwanej - Górze Stracenia na lwowskim Kleparowie6. Taki był więc "wstęp" do wydarzeń 1848 roku we Lwowie. A oto szczegółowy opis wypadków, podany przez lwowsko-krakowskiego historyka, Fryderyka Papee:


Było to dnia 1 listopada r.18487, w sam dzień Wszystkich Świętych. [...] Wiedeń cały był w rękach rewolucji. Od Pragi zbliżał się na czele wojsk cesarskich jenerał Windischgratz, a od Pesztu ciągnął na pomoc Wiedeńczykom wódz węgierskiej armii powstańczej Moga. We Lwowie rozchodziły się wieści, że zwyciężył Moga. To dodawało ducha lwowskim skrajnym żywiołom. Pragnęły doprowadzić do zbrojnego starcia. Wśród tego zdarzył się wypadek, o jaki nie trudno było przy rozdrażnieniu między gwardią a wojskiem, a który ostatecznie spowodował wybuch.

Wieczorem w ów dzień WW. Świętych artylerzyści wśród kłótni porąbali gwardzistę. [...] W całym mieście zaczęły się zbierać tłumy w najwyższym rozdrażnieniu. W takich razach gwardia narodowa obowiązana była stawić się dla przywrócenia porządku w mieście. I rzeczywiście, już się tłumy zaczęły rozchodzić, uspokojone obietnicą ukarania zabójcy, gdy wtem trzy wystrzały działowe od strony koszar artylerii sypnęły gradem kulek kartaczowych po dachach Rynku.

Były to strzały alarmowe. Komenderujący generał austriacki Hammerstein uzasadniał je tym, że jedna kompania gwardii na placu Franciszkańskim broń nabijała. Według jego poglądu zachodziło niebezpieczeństwo, aby gwardie nie zajęły arsenału przy dominikańskim kościele, celem uzbrojenia ludu. Na znak alarmu cała załoga w pośpiechu zajęła wyznaczone miejsca. Wojsko stanęło na wałach i na szkarpach, na placu Strzeleckim, Mariackim i Bernardyńskim, a opuściło odwach na Rynku. Wyloty dział od strony Zamku i seminaryjnej góry, od wszystkich placów między wałami a szkarpami, skierowały się ku ulicom miasta. Słowem, jakby za czasów dawnych oblężeń, śródmieście znalazło się osaczone od strony przedmieść.

Od strony placu Halickiego, gdzie był także odwach wojskowy, padły strzały na jakiegoś uzbrojonego drągiem chłopaka szewskiego, który nie odpowiedział na okrzyk warty. To stało się hasłem do budowy barykad. Między pospólstwem snuły się jakieś nieznajome, a groźne postacie, które wzywały do obrony. Za ich przewodem rzucono się do zrywania bruków i do wywlekania beczek ze sklepów i sprzętów z mieszkań. Koło Dominikanów, na Ruskiej i Serbskiej ulicy, na ulicy Sobieskiego i przy ujściu Halickiej do Rynku, na Trybunalskiej, Krakowskiej, Ormiańskiej, a nawet na Teatralnej ulicy stanęły barykady. Z wyjątkiem tej ostatniej, obsadzonej przez akademików, wszystkie były nadzwyczaj liche i do żadnego odporu nie zdatne. Uzbrojenie ludu polegało na drągach i kosach sznurkami przymocowanych; tu i ówdzie snuli się tylko owi przywódcy z dubeltówkami w ręku.

Na ten widok struchlał gen. Wybranowski, stary żołnierz z Powstania Listopadowego, a wówczas dowódca naczelny gwardii, i nie chcąc narazić ludu i miasta na okropną klęskę, udał się z petycją do Hammersteina. Prosił, aby wojsko ustąpiło do koszar, a wówczas barykady natychmiast będą rozebrane i gwardia rozejdzie się do domów. Komenderujący oświadczył, że wojsko pierwsze ustąpić nie może; nie zgodził się nawet na równoczesne ustępowanie obu stron. Na pytanie, którędy właściwie gwardie rozejść się mają, gdy wszystkie wyjścia ze śródmieścia są zamknięte, odpowiedział, że po zniesieniu barykad każe wojsku otworzyć luki, którymi się gwardie przeprawić będą mogły. Według umowy miało to nastąpić 2 listopada o godzinie 6 rano.

Rzeczywiście, o oznaczonym czasie były barykady rozebrane, a gwardie zaczęły się przeprawiać przez owe luki. Jednakże wojsko wyszydzało gwardzistów, a na placu św. Ducha obalili nawet żołnierze jednego z nich na ziemię i bili go kolbami. Wówczas z kamienicy Andriollego padły strzały na wojsko, które je zmusiły do opuszczenia placu i obsadzenia gmachu gubernialnego. W mieście rozległ się znowu okrzyk: "do barykad! do broni!" Wtedy już żadne usiłowania gwardii nie powstrzymały ludu od powtórnego wystawienia barykad. Wybranowski udał się znowu do generalnej komendy, a wróciwszy stamtąd w towarzystwie generała Bordolo, wezwał stojących przy barykadzie na ulicy Sobieskiego do ustąpienia. Daremne usiłowania! Obrońcy barykad odpowiedzieli, że już teraz niczemu nie wierzą i że muszą się bronić przed wojskiem. Od strony gmachu dominikańskiego padły nawet strzały na stojącą w pogotowiu artylerię.

Gdy te wiadomości generał Bordolo przyniósł komenderującemu (po godz. 9-tej), zagrały działa na wszystkich punktach. Barykady rozlatywały się w puch, tu i ówdzie zabłysły już ogniste języki na dachach; ludzie chronili się po domach. Na wieży ratuszowej podniesiono białą chorągiew, a kilku zacnych mężów z wydziału miejskiego z Michałem Gnoińskim na czele, nie zważając na grad kul, udało się na Wysoki Zamek do Hammersteina, aby go prosić o oszczędzenie miasta. Komenderujący zezwolił na krótką przerwę do godziny 11-tej. Jednakże nawet teraz tłumy nie usłuchały głosu poważnych obywateli, kilku zapaleńców strzeliło nawet znowu do wojska.

Wówczas działa ciężkiego kalibru rzuciły bomby na miasto. Huk okropny wstrząsał domami, w powietrzu krzyżowały się race, w kilku miejscach naraz wybuchł pożar. Akademia, stary teatr, technika ówczesna8 i ratusz stanęły w ogniu. Straszliwy był widok ratusza: cały dach kłębił się ognistym morzem, z którego wysterczała wieża jakby w koronie z płomienistych języków. Powtórna deputacja miejska uprosiła Hammersteina, że po godzinie zaprzestał ognia. Pełnomocnicy miejscy podpisali kapitulację, która zastrzegła sprowadzenie gwardii na stopę prawem przepisaną, zupełne rozwiązanie legionu akademickiego i wydalenie w przeciągu 3 dni wszystkich nie należących do gminy osób, zwłaszcza emigrantów. [...]

Nieszczęśliwe miasto jednak smutny przedstawiało widok. Ogień, spustoszenie od kul i barykad; po wałach trupy ludzkie bez różnicy płci i wieku. Rozjątrzone żołnierstwo strzelało bowiem przy końcu do każdego, kto się nawinął. Zginęło wskutek wydarzeń tego dnia 55 osób cywilnych, a 75 było ranionych. Z wojska polec miało 3 ludzi, a 13 odnieść rany. Wielką stratą dla miasta było spalenie świeżo wystawionego ratusza, a nieocenioną klęską dla nauki zniszczenie ogniem zbiorów naukowych i biblioteki uniwersytetu9. Zaledwie szóstą część uratowano z dawnej liczby 48.000 dzieł. Ogień byłby jeszcze większe poczynił spustoszenie, gdyby nie zabiegi inspektora budownictwa miejskiego Salzmana, który ratował miasto z narażeniem życia. W następnych dniach po owym nieszczęsnym bombardowaniu zawieszono stan oblężenia.

Hammerstein stał się we Lwowie przedmiotem nienawiści. Nawet w sferach rządowych wzięto mu za złe jego postępowanie i wkrótce go z Galicji odwołano. [...]

Bitwa została więc przegrana, ale te i podobne wydarzenia w krajach całej monarchii zmusiły Austrię do radykalnej zmiany polityki wobec narodów podbitych i okupowanych, nie mających wszak z samą Austrią nic wspólnego. Po innych jeszcze klęskach, w latach 1860-tych Austria przemianowała się na Austro-Węgry, a podległe kraje - w tym Galicja - uzyskały autonomię. Od tego czasu, aż do I wojny światowej, Galicja miała własny sejm i władzę wykonawczą, namiestnikiem był zawsze Polak, językiem urzędowym stał się polski.

---------------------------

1 Jest to rozdział z Historii Lwowa w zarysie. Wyd.II, Książnica Polska, Lwów-Warszawa 1924.

2 Wg S. Mękarskiego: Lwów. Karta z dziejów Polski. Londyn 1982.

3 Pamiątką Powstania Listopadowego we Lwowie jest kwatera na Cmentarzu Łyczakowskim uczestników powstania, którzy do Lwowa powrócili lub w nim się przed rosyjskimi represjami schronili. Niestety obecne władze czynią wszystko, by tę kwaterę zlikwidować. Konieczne jest ogrodzenie pozostałych jeszcze kilkunastu mogił i nagrobków.

4ur.1810 w Kałuszu, zm.1899 we Lwowie. W dobie autonomii galicyjskiej był marszałkiem austriackiej Rady Państwa.

5 Krwawe rozruchy chłopskie przeciw szlachcie w r.1846. Miały miejsce głównie w Tarnowskiem, Bocheńskiem, Sanockiem i na Sądecczyźnie. Z wypadkami tymi była związana postać Jakuba Szeli.

6 Pomnik Wiśniowskiego i Kapuścińskiego na Górze Stracenia, zdewastowany, lecz ocalały, jest obecnie odnawiany staraniem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

7 Ciekawy zbieg dat: Obrona Lwowa 1918 r. rozpoczęła się w tym samym dniu, 70 lat później.

8 Chodzi o ówczesną Akademię Techniczną, która mieściła się wtedy w dwóch kamienicach przy ul. Teatralnej (późniejsza nazwa ulicy: Rutowskiego). Akademia Techniczna (a w skrócie: technika) to późniejsza Politechnika.

9 Patrz artykuł w "Semper Fidelis", nr 2-3/95: Andrzej Chlipalski, Trzy wcielenia zapomnianego lwowskiego kościoła.


FRYDERYK PAPEE (1856-1940), ur. w Złoczowie. Ukończył gimnazjum we Lwowie, studia historyczne we Lwowie i Wiedniu. W latach 1880-1905 pracował we Lwowie w Ossolineum i Bibliotece Uniwersyteckiej (był jej wicedyrektorem, dzięki niemu powstał nowy gmach). Należał do założycieli Polskiego Towarzystwa Historycznego (1886). W r. 1905 powołano go na stanowisko dyrektora Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie (przygotował grunt pod budowę nowego gmachu). W r.1920 został profesorem UJ, wykładał historię Polski i Litwy w czasach Jagiellonów. Ogłosił wiele prac naukowych, w tym kilkanaście książek. Pisał m.in. felietony do Gazety Lwowskiej. Zmarł w Krakowie, pochowany na Cmentarzu Salwatorskim.
Copyright © 2001 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich.
Oddział w Krakowie.
Wszystkie prawa zastrzeżone.

Powrót

Powrót