Fotografie z poświęcenia cmentarza Obrońców Lwowa 24 czerwca 2005 r.
Film "Wszystko dla Orląt" w formacie MP4
PRZEWODNIK PO CMENTARZU OBROŃCÓW LWOWA
 
Lwów - 1939
Staraniem i nakładem Straży Mogił Polskich Bohaterów we Lwowie w dwudziestą rocznicę powstania Towarzystwa
SPIS TREŚCI |
Od bramy głównej cmentarza. Łyczakowskiego idę powoli szeroką, zaśnieżoną aleją na groby Obrońców Lwowa. Śnieg skrzypi pod nogami. Wczesny, zimowy poranek. Słońce, które nie grzeje. Nikogo nie spotykam. Na Cmentarzu Obrońców Lwowa jeszcze ciszej. Idę teraz między mogiłkami i czytam nazwiska. Tyle mi znanych! Nazwiska znajomych, przyjaciół, towarzyszów pracy, a nawet krewnych.... Zmęczyłem się brodzeniem w śniegu i przysiadam na kamieniu grobowczyka, zasłonięty sąsiednim, wyższym grobem. Wzrok mój bladzi między okazałymi, mniej wspaniałymi i całkiem niziutkimi mogiłkami, na których wyrastają skromne krzyżyki... Dla mnie - najbliższa przestrzeń, zaśnieżona i cicha, a myślę, że i dla wielu tysięcy w Polsce, jest dostojniejsza i świętsza, niż odwieczny, dumny Wawel. Jest ona bowiem księgą otwartą wycinka historii naszego miasta i najbliższej nam, małopolskiej Ojczyzny. Jest księgą, zapisaną krwią bohaterów, którym zawdzięczamy, że mogliśmy zostać tutaj wolnymi, gdzie urodziliśmy się, gdzie żyli nasi dziadowie, pradziadowie od czasu, gdy pierwszy, drewniany lemiesz zranił tę ziemię. Ta ziemia została nasza na wieki dzięki bohaterstwu naszych braci, sióstr, synów i córek. Przychodzimy tu często, gdyż czujemy się tu między swoimi. Nie, aby zadość uczynić banalnemu zwyczajowi. Ale, aby wypłakać się, wyżalić, że nas, starszych, może już zgrzybianych, pozostawili żywych, odchodząc nas prawie w dzieciństwie, aby ostatki naszego życia upłynęły nam na ziemi ojców. Pocieszamy się wprawdzie, ze zginęli za święta sprawę. Ale nikt nas chyba z żyjących nie potępi, gdy w pewnych chwilach wolelibyśmy mieć naszych, ukochanych zmarłych przy sobie - żywych, choć bez chwały męczeństwa, niż płakać za nimi, przedwczesnymi bohaterami. Sercu przecież ojca i matki nie łatwo się pocieszyć aureola bohaterstwa - nieżyjącego, drogiego dziecka... Gdy zaś się pytamy samych siebie, z czyjej winy i z czyjej ręki zginęli, krew kipiąca napływa nam do serca i mózgu... Myśl o tym odurza mnie siedzącego na krawędzi grobowej płyty, a jaskrawa biel śniegu oślepia. Nic już nie widzę... Nagle słyszę głosy z za sąsiedniej mogiły. Podnoszę głowę i widzę:
Młoda kobieta z chłopaczkiem. Dziecko w ciepłym płaszczyku ma na główce trykotową, pstrą czapeczkę. Na nóżkach, którymi drobi, gdyż widocznie zmarzło, śniegowce. Chłopak ma pięć albo sześć lat. Drobny, ale czerstwy i zarumieniony.
ar. KS. BISKUP BANDURSKI
POLEGŁYCH ZEW "Dla Ciebie, Polsko, trud i czyny moje
Od sennych mogił powiew życia płynie
Z powiewnym tchnieniem Męczenników głosy
Oni wzniecili skry Ducha w narodzie,
- "Ziemi Czerwieńskiej nie damy nikomu,
Oni wołali: Wzwyż! Nie gaście Ducha!
Potęga słowa,
I złotokręgi zdobyli wieczności
I ślą z tych wyżyn w ojczyste przestrzenie
My, którzy siejbę krwi Waszej zbieramy,
I że będziemy w bratniej miłości
Wtedy, w królestwie serc dobrej woli,
(Obrońcom Lwowa - do książki pamiątkowej 1919). Dr WŁADYSŁAW FILAR
PRZYCZYNY I PRZEBIEG BOJÓW O LWÓW I MAŁOPOLSKĘ WSCHODNIĄ W R. 1918-1919 W lutym w roku 1918 zawarli przedstawiciele Niemiec i Austrii z naddnieprzańskimi Ukraińcami, pokój w Brześciu Litewskim. Ze strony Austrii podpisał go austriacki minister spraw zagranicznych, pochodzący ze zniemczonej, czeskiej rodziny, Czernin. W warunkach tego pokoju Niemcy i Austria odstępowały Ukraińcom nie tylko odebrane Rosji Podlasie i Ziemię Chełmska, które przez wieki wchodziły w skład Państwa Polskiego, nawet gdy jego część była pod zaborem rosyjskim - ale ponadto tajnym traktatem, o którego treści sekretnej Polacy szybko przez Czechów zostali poinformowani, zobowiązała się Austria odłączyć wschodnią Galicję, jako autonomiczna jednostkę, od reszty kraju i oddać w niej rządy Rusinom galicyjskim. W odpowiedzi na traktat brzeski, dawna karpacka brygada legionów, pod dowództwem brygadiera Józefa Hallera, oderwała się od armii austriackiej i pod Rarańczą częściowo przebiła się przez front austriacki, aby przez Rosję, Murmańsk i Francję dojść kiedyś do wolnej już Polski. Równocześnie społeczeństwo polskie, bez różnicy przekonań politycznych, uznało pokój brzeski za krzywdę, za nowy, czwarty rozbiór swej ojczyzny, za austriacko-niemiecka prowokację. Mimo obostrzonego stanu wojennego w Galicji, fala protestu wypłynęła na ulice miast i wsi. Zaprzestały pracy biura urzędów, szkoły i sklepy. Pociągi kolejowe stanęły w polu lub nie wyruszyły z dworców aż do ukończenia manifestacji. Wojsko i policja wobec woli zdecydowane] na wszystko milionów Polaków galicyjskich okazały się bezsilne. Najuroczyściej i najtłumniej zamanifestował Lwów dnia 18 lutego 1918 roku. Traktat brzeski, który zresztą nie przyniósł Austriakom żadnego pożytku, gdyż Ukraina naddnieprzańska, sama do pewnego stopnia wygłodzona, nie dostarczyła im spodziewanych środków żywności, otworzył ostatecznie oczy nawet najupartszym, wśród Polaków, zwolennikom niemiecko-austriackiej orientacji. Równocześnie jednak przekonali się wszyscy, że upadek i rozkład Austrii jest nieuchronny i bliski i że Niemcy, jej więcej dyktator niż sprzymierzeniec, muszą niebawem załamać się gospodarczo i militarnie. Dlatego zawczasu poczęto myśleć o objęciu rządów w b. Galicji, zamierzając przy tym przyznać w niej Rusinom większe nawet prawa, niż je za rządów austriackich posiadali. Dla uregulowania spraw galicyjskich powstała z siedzibo na razie W Krakowie, "Polska Komisja Likwidacyjna", złożona z polskich posłów do sejmu galicyjskiego i parlamentu austriackiego i innych wybitnych Polaków. Już wtedy Polacy usiłowali z przedstawicielami Rusinów, przebywającymi w Wiedniu, ułożyć "modus vivendi". Rusini Jednak grali na zwłokę i poza plecami Polaków intrygowali z rządem austriackim. Nie mogąc się z nimi dogadać, "Polska Komisja Likwidacyjna'", oparta o polski rząd warszawski, objęła na razie rządy w Krakowie, z tym, że w najbliższej przyszłości miała się przenieść do Lwowa. Z wyjątkiem austriackich władz wojskowych, które usunięto, pozostało w zachodniej Galicji ta sama administracja, ci sami urzędnicy Polacy, to samo ustawodawstwo. Tylko komendę nad wojskiem, teraz już polskim, objął legionista płk Roja. Siła zbrojna jemu podległa była jednak więcej niż skromna. Miał pod sobą Roja zaledwie garść legionistów i tych byłych austriackich oficerów i żołnierzy, którzy w zrozumieniu powagi chwili, stanęli do dyspozycji i do obrony Państwa Polskiego, zagrożonego przez okupantów i anarchiczne jednostki. Na powszechny pobór wojskowy, nie można się było w ówczesnych warunkach odważyć. Pod koniec października 1918 roku "Polska Komisja Likwidacyjna", urzędująca tymczasowo w Krakowie, wysyłała właśnie swych przedstawicieli do Lwowa dla objęcia tam władzy, a nawet wyprawiła ich już w drogę, gdy doszła ja w pierwszej chwili nieprawdopodobna wiadomość, że Rusini w nocy z 31 października na 1 listopada opanowali niespodziewanie Lwów i niemal wszystkie miasta i miasteczka małopolskie, poczynając od leżącego nad Sanem Przemyśla. Wiadomość o tym wypadku zatrzymała wysłanników "Komisji" w Przemyślu, zajmowanym właśnie przez Rusinów. Gdy Polska w niewiele godzin później dowiedziała się o zamachu ruskim we Lwowie, wieść o tym przede wszystkim zdziwiła ludzi, w stosunkach małopolskich nie orientujących się. My nawet, znający je lepiej, argumentowaliśmy dość naiwnie; - Czegóż chcą od nas Rusini małopolscy? Jakie są ich prawa w tej odwiecznie polskiej ziemi? Przecież dawne Grody Czerwieńskie, a obecna Małopolska wschodnia, według najstarszego ruskiego kronikarza, Nestora, rzekomo mnicha kijowskiego, dopiero w roku 981 zostały odebrane Polsce, bo Mieszkowi I przez Włodzimierza, księcia kijowskiego. Te zaś Grody czyli Ziemia Czerwieńska, kiedy jeszcze nie istniał Lwów, ani Chełm, ani Trembowla, ani Włodzimierz Wołyński, a może tylko sąsiedni Chełmowi Czerwień, Przemyśl i Bełz, aż do czasów Włodzimierza, księcia kijowskiego, zamieszkałe były nie przez plemię ruskie, ale lechickie czyli polskie, spokrewnione z Wiślanami, Polanami, Ślęzanami i najbliższymi ich sąsiadami, Mazowszanami. Dopiero pod panowaniem książąt ruskich i to nie nieprzerwanym, polskie plemię Ziemi Czerwieńskiej do pewnego stopnia zruszczyło się. Przetkało się bowiem Rusinami naddnieprzańskimi, uciekającymi przed Tatarami no Zachód, na pogranicze Polski, a może nawet pod jej opiekę, w czasie gdy nieszczęśliwi książęta ruscy, wojujący między sobą, oślepiający się i mordujący wzajemnie, byli sługami chanów tatarskich. Przedostali się tu także z nad Dniepru Rusini przesiedleni przez Jarosława Mądrego, który znów Lachów znad Sanu i Bugu wysiedlił na Naddnieprze. Wreszcie nieszczęśliwą Ziemię Czerwieńską, co roku rabowaną, paloną i wyludnianą przez Tatarów, przyłączył przed 6OO laty do Polski, Kazimierz Wielki. Nie zdobył jej bynajmniej, ale posiadł jako najbliższy krewniak i spadkobierca ruskich książąt halicko-włodzimierskich, po wygaśnięciu ich linii, tz. Piastowiczo-Romanowiczów. Zająwszy ją jako prawowity następca bronił jej Kazimierz przed Tatarami, przed pogańskimi Litwinami i przed Węgrami. Wracając ze Lwowa do Polski zostawił Kazimierz w Ziemi Czerwieńskiej jako swego namiestnika Rusina, a przywiązawszy się do zniszczonej krainy i nieszczęśliwego ludu, uszanował jego wiarę, opiekując się obrządkiem wschodnim. Przez 500 niemal lat żyli w tej ziemi pod panowaniem polskim tak Polacy jak Rusini prawie zawsze zgodni, mimo swych różnych języków i wiary, tym bardziej, że kwestia narodowościowa wtedy nie istniała. Żenili się między sobą, polscy panowie ufundowali tutaj więcej cerkwi niż kościołów, a wielu z pośród ruskich wielmożów przyjmowało wiarę rzymskokatolicka. Natomiast żywioł polski nawet napływający z Mazowsza i z Nadwiśla, z braku kościołów i kapłanów ruszczył się. Nikt temu nie zapobiegał, ani nie gorszył się, gdyż jak wspomnieliśmy, kwestia narodowościowa nie istniała, a wyspy polskie zalewała fala ruska nie tyle celowo jak siłą bezwładnej masy, zasilanej od Wschodu. Zniszczone napadami tatarskimi i wojnami bratobójczymi książąt ruskich obszary, okalające Grody Czerwieńskie, zagospodarowały się dopiero i wzbogaciły za czasów polskich. Przez Polskę napłynęła tu kultura zachodnia, powstały miasta, które w przeciwieństwie do wschodnich grodów ruskich, będących zbiorowiskiem ludzi poddanych i niewolnych, uzyskiwały organizację miast zachodnich, cieszących się samorządem i wolnością. Przez pewien czas wrzały tutaj wprawdzie spory religijne między prawosławnymi, innowiercami, unitami i katolikami, ale lud ruski nie był nimi dotknięty. Swarzyła się bowiem tylko szlachta polsko-ruska i mieszczaństwo rozmaitego pochodzenia. Również po rozbiorze Polski, gdy tzw. Galicja przeszła pod panowanie austriackie, przez pół wieku nie było narodowościowego antagonizmu polsko-ruskiego. Językiem potocznym ludu wiejskiego, tak polskiego jak ruskiego pochodzenia, stał się język małoruski, odmienny od wielkoruskiego, białoruskiego, a do pewnego stopnia i od używanego na Naddnieprzu. Inteligencja tak polska jak ruska, mówiła po polsku, a nawet księża ruscy, jeszcze za pamięci naszych ojców, wygłaszali kazania w języku polskim. W tym samym języku uczyli Bazylianie w gimnazjum buczackim, tym bardziej, że między nimi nie brak było Polaków szlacheckiego pochodzenia. Rozbrat między dwoma narodami w Małopolsce Wschodniej wywołali dopiero około roku 1848 Austriacy, opierając się na doświadczeniu, że łatwiej rządzić skłóconymi niż zgodnymi poddanymi. Odtąd mimo wszelkich prób ze strony niektórych polskich mężów stanu, jak braci Badenich, Leona Sapiehy itp. rozbrat pogłębiał się, wzajemne niedowierzanie rosło. Tym bardziej, że i Prusacy, aby ułatwić sobie zgnębienie nas w Poznańskiem i na Pomorzu, podżegali przeciw nam Rusinów. Mimo wszystko, gdy w roku 1918 trup austriacki zaczął się rozkładać, a my na podstawie naszych wiekowych, historycznych i kulturalnych praw, zamierzaliśmy objąć rządy w całej Galicji, gotowiśmy byli do udzielenia nawet bardzo szerokiej autonomii galicyjskim Rusinom, stawiając im oczywiście jako warunek, że zobowiążą się do lojalności wobec wspólnego Państwa Polskiego. Takim duchem była ożywiona większość stronnictw polskich. Pertraktując w Wiedniu z przedstawicielami galicyjskich Rusinów, nie spodziewaliśmy się zamachu ruskiego w noc listopadową. Na odparcie jego nie byliśmy przygotowani ani militarnie oni moralnie. Byliśmy dosłownie bezbronni. Inaczej po przeciwnej stronie. Austriacka najwyższa komenda za sprawą Rusinów zawczasu ściągnęła do Lwowa i do Małopolski wschodniej pułki, w których większość stanowili Rusini, a do Lwowa kadry pułkowe, złożone również przeważnie z Rusinów. Zamach więc ruski udał się, jeżeli nie przy współdziałaniu, to w każdym razie dzięki życzliwości dla Rusinów centralnego rządu austriackiego, który od zajęcia przez wojska niemiecko-austriackie naddnieprzańskiej Ukrainy łudził się, że jej władca zostanie jeden z habsburskich arcyksiążąt. Ta bańka mydlona nie prysła mimo klęski mocarstw centralnych. Ona była jedna z przyczyn dalszego protegowania Rusinów galicyjskich przez sfery wiedeńskie. Dziś jeszcze nie jest jasne, kto kogo wprowadzał w błąd. Raczej Rusini, którzy trzeźwiej no to niż Wiedeń patrzyli. Trochę inaczej miała się sprawa z austriackimi, wojskowymi władzami we Lwowie. Ówczesny namiestnik galicyjski, hrabia Huyn, wysoki dygnitarz wojskowy, Niemiec, który chlubił się, że ród jego jest starszy od habsburskiego, był człowiekiem o wysokiej kulturze i poczuciu honoru. Mówił niewątpliwie prawdę przed swa śmiercią w Grazu, iż zamach ukraiński w dniu 1 listopada był dla niego niespodzianką. Z tego jednak nie wynika, że nie oddałby był Rusinom rządów, gdyby był z Wiednia otrzymał odpowiednią instrukcję. Nie otrzymał jej jednak, gdyż przyszła do Lwowa dopiero po zamachu. Innego pokroju był ówczesny komendant wojskowy Lwowa gen. Pfeffer. Ten był więcej niż życzliwy Rusinom i pozostawał z nimi w kontakcie, ale także do ostatniej chwili, tj. do nocy z 31 października na 1 listopada nie zdawał sobie sprawy o bliskości zamachu. Zamach ten - jak dziś wiadomo - miał nastąpić dopiero 15 listopada. Przyśpieszyli go zaś Rusini, dowiedziawszy się, że dnia 1 listopada mają przybyć do Lwowa delegaci "Polskiej Komisji Likwidacyjnej". To przyśpieszenie akcji zaskoczyło nawet wielu polityków ruskich, a zdecydowane zostało przez działających od kilku miesięcy spiskowców wojskowych, którzy uznali, że są dostatecznie przygotowani. W dniu 31 października mieli Rusini we Lwowie do dyspozycji kilka tysięcy żołnierzy narodowości ruskiej. Formacje te były zakwaterowane w koszarach przy ulicy Kurkowej, przy ul. św. Piotra i Pawła, przy ul. Jabłonowskich i przy ul. Zyblikiewicza. Polaków, służących w tych oddziałach, austriacka komenda, za sprawą Rusinów, zawczasu przynajmniej częściowo, usunęła. Zwłaszcza oficerów. Dodać też należy, że w ówczesnej policji wojskowej, choć podległej w pełnieniu służby lwowskiej dyrekcji policji, która kierował dobry Polak, dr Reinlender, oficerami byli prawie wyłącznie nie-Polacy; szeregowcy zaś i podoficerowie w 90% Rusinami. Podobnie było z żandarmerią. W ręku też Rusinów, dzięki wyżej wykazanym okolicznościom, w chwili zamachu były wszystkie i to znaczne w całej Małopolsce wschodniej zapasy karabinów i amunicji. Tymczasem Polacy mogli liczyć we Lwowie na zaledwie kilkuset mniej lub więcej zorganizowanych, albo nawet całkiem luzem idących wojskowych. Polscy wojskowi, którzy przebywali wtedy we Lwowie, skupiali się mniej więcej w następujących grupach: Najliczniej w "Polskiej Organizacji Wojskowej", do której należeli przede wszystkim legioniści I i III Brygady, a której komendantem dopiero mniej więcej od października 1918 był por. de Laveaux. Poza tym istniała we Lwowie od niedawna jakby ekspozytura "Polskiego Korpusu Posiłkowego", (dawna II Bryg.), utworzona z rozkazu Komisji Wojskowej Rady Regencyjnej w Warszawie. Komendantem lwowskiego obwodu był kpt. Kamiński, a dowódcą batalionu, liczącego na razie kilkudziesięciu ludzi, był kpt. Zdzisław Tatar-Trześniowski. Ten to właśnie ze swoją garstką zuchów usadowił się wieczorem 31 października w Szkole Sienkiewicza, wyznaczonej im na kwaterę przez przedstawiciela Magistratu. Z "Polską Organizacją Wojskową" łączył się tajnie związek Młodzieży Niepodległościowej i do pewnego stopnia współdziałała z nią "Wolność", tj. organizacja pracująca wśród oficerów Polaków, służących w wojsku austriackim. W pierwszej połowie października powstała też Straż Akademicka, która miała w chwili zajmowania przez Polaków Lwowa pełnić służbę bezpieczeństwa. Poważną, gdyż grupującą niektóre pierwszorzędne jednostki, choć złożoną zaledwie z niewielu oficerów, była organizacja "Polskie Kadry Wojskowe". Na jej czele stał profesor gimn. a kapitan austriacki, późniejszy komendant obrony Lwowa, kpt. Czesław Maczyński. Tutaj należał także por. Abraham i chorąży Mazanowski. Przedstawiciele tych organizacyj jeszcze w przeddzień zamachu ruskiego nie byli zgodni, ani co do sposobu działania, ani co do osoby przyszłego, wspólnego komendanta, - mimo że od połowy października krążyły pogłoski o przegrupowaniu austriackich oddziałów wojskowych i przeniesieniu do Lwowa kadr o większości ruskiej. Od 28 października wiadomości te powtarzały się coraz uporczywiej. Dnia 30 października przybyło do redakcji "Kuriera Lwowskiego" kilku austriackich żandarmów, Polaków, donosząc, że z gmachu żandarmerii przy ul. Sapiehy 1, przeniesiono do zachodniej Małopolski 17 polskich żandarmów, pozostawiajcie we Lwowie tylko Rusinów. Dnia 31 października oficer legionowy por. Beaurain dostał w swoje ręce oryginalne wezwanie oficerów Rusinów, na zbiórkę o godzinie 2-giej w nocy. Nie bardzo wierząc w te wszystkie doniesienia, dnia 31 października, o godzinie 6-tej wieczorem, zebrali się przedstawiciele polskich, wymienionych wyżej organizacyj wojskowych, w mieszkaniu majora legionów Śniadowskiego, jako najstarszego rangą, oficera Polaka. Na zebranie przybyli między innymi: kpt. Czesław Mączyński, kpt. Kamiński, por. de Laveaux i chor. Aleksander Kron. Zjawił się również kpt. Pieracki, późniejszy minister, zamordowany przez ruskich terrorystów. Na zebraniu tym wniosek kpt. Pierackiego, proponujący wybranie wspólnego komendanta Lwowa dla obrony miasta, nie został uchwalony. Nie śpieszono się z konsolidacją, gdyż jak wspomnieliśmy, nie wierzono w bliskość zamachu ruskiego w mieście, którego większość i to przeważająca ludności, była polska i gorąco patriotyczna. Tymczasem zaledwie zebrani w mieszkaniu majora Śniadowskiego rozeszli się, udając się przeważnie do swych mieszkań, z kwatery "atamana" Witowskiego, już niemal od dwóch tygodni konspiracyjnie urzędującego w "Domu Narodnym", przy ulicy Rutowskiego, wyszedł rozkaz do spiskowców, rozrzuconych w koszarach, jako też w mieście, do zbrojnego wystąpienia i opanowania Lwowa. Już zaś przedtem podobny rozkaz specjalni kurierzy przewieźli do miast i miasteczek prowincjonalnych, gdzie od kilku chyba tygodni istniały już ruskie, konspiracyjne komórki. Polski Lwów zasypiał tej nocy spokojnie, nie przeczuwając nawet, że oddziały ruskie, choć początkowo trwożliwie i niepewnie, już rozpełzły się po Lwowie. Jednym tylko z niewielu, który nie spał i nie chciał czekać na wyjaśnienie niepewnej sytuacji był młodziutki Andrzej Battaglia, zwolniony swego czasu dla nadwątlonego zdrowia z legionów, a zmuszony do służby austriackiej na włoskim froncie. Zebrawszy kilku śmiałków postanowił jeszcze W nocy przeprowadzić wywiad, ewentualnie opanować koszary przy ul. Kurkowej. Zostawiwszy towarzyszy na ulicy wszedł śmiało do koszar. Zastał je jednak już opanowane przez Rusinów, Postrzelony przez nich śmiertelnie, zmarł w szpitalu Łyczakowskim dnia 5 listopada. Andrzej Battaglia, potomek włoskich baronów, był pierwszym Obrońcą Lwowa, ciężko rannym w walce z Rusinami. W chwili śmierci miał lat 23. Pierwszym budynkiem publicznym, opanowanym tej nocy przez Rusinów, była główna poczta, z centralą telegraficzno-telefoniczną. Wskutek tego prowincja, a tym bardziej Małopolska zachodnia, nie od razu dowiedziała się o wypadkach lwowskich. Miasto bowiem było zupełnie i dokładnie odcięte. Równocześnie wojsko obsadziło Namiestnictwo, Wydział Krajowy, Dyrekcję Policji, dworce kolejowe, a przede wszystkim Bank Austro-Węgierski, Bank Krajowy i wszystkie kasy rządowe. Znaleziono w nich sumy, idące w miliony. Były więc pieniądze na prowadzenie wojny, była broń, amunicja i dość znaczne zapasy żywności w wojskowych magazynach. Gdy polski Lwów obudził się 1 listopada i zobaczył na budynkach publicznych, a przede wszystkim na ratuszu ruskie, niebiesko-żółte sztandary, popadł w rozpacz i zawstydzenie. Dopiero teraz obudziło się sumienie polskiego grodu. Ostatecznie też dnia 1 listopada utworzono Polską Komendę Naczelną, której odtąd głową, a duszą obrony miasto stał się kapitan Mączyński, koło którego skupili się karnie od pierwszej chwili przeważnie byli legioniści i peowiacy wraz z młodzieżą akademicką. Szczegółowego opisu walk lwowskich tu nie podajemy wobec licznych i źródłowych opracowań, ograniczając się do niektórych zagadnień i epizodów. Jakie tego dnia, tj. 1 listopada 1918 roku były nosze szansę w walce o ukochane miasto? Prawie żadne: nie było wojska, nie mieliśmy broni ani amunicji. A jednak podjęliśmy walkę, w której z czasem wzięły udział wszystkie warstwy polskiego, lwowskiego społeczeństwa, ludzie różnego wieku i obojga płci. Ale największymi bohaterami jej były "lwowskie orlęta'", młodzież i prawie dzieci. Nieletni chłopcy i nieletnie dziewczęta. Ich zapał pociągnął starszych i podtrzymywał w zwątpieniu. Inicjatywa walk lwowskich wyszła w pierwszym rzędzie od legionistów. Jeszcze w nocy z 31 października na l listopada, po tłumnym zebraniu Peowiaków w Domu Akademickim, przy ul. Łozińskiego, zapadła uchwała wyczekiwania na wypadki i wskutek tego około 400 Peowiaków i ich sympatyków, rozeszło się do domów. 40 z obecnych na sali, przeważnie akademików, z pchor. Wasilewskim na czele odmaszerowało w porządku, choć bez broni, do Domu Techników, przy ulicy Issakowicza, na nocleg. Kilka godzin przed nimi, bo około godziny 20-tej, odszedł kpt. Tatar-Trześniowski z oddziałem, liczącym do 40 ludzi do Szkoły Sienkiewicza, stojącej na peryferii miasta, a Ludwik Kopeć, ("kpt. Wiktor"), udał się do Rzęsny Polskiej, aby tam zająć baterię austriacką. Pierwszy, wyraźnie szalony opór przeciw Rusinom, rozpoczął się o świcie l listopada ze Szkoły Sienkiewicza. Wiadomość, która rychło rozeszła się po mieście, że bronimy się w Szkole Sienkiewicza, poruszyła Lwów i dodała otuchy przygnębionym i niezdecydowanym. Skąd wzięli broń dotychczas nie uzbrojeni chłopcy? Jeszcze wczesnym rankiem l listopada udał się porucznik Felsztyn w mundurze oficerskim i przy szabli ze Szkoły Sienkiewicza, z 12 chłopakami w cywilnych ubraniach, do koszar policji przy rogatce Gródeckiej. Wyprawa dysponowała tylko jednym rewolwerem. Poza tym nie posiadała żadnej broni, oprócz scyzoryków skautowskich. Wachmistrz austriackiej policji, Rusin, na wezwanie Felsztyna, by oddał broń, odpowiada strzałem i rani jednego z towarzyszów Felsztyna, Romana Jarosza. Teraz dopiero strzela Jarosz z rewolweru do jednego z policjantów i kładzie trupem wachmistrza. Inni policjanci, przeważnie Rusini, poddają się i oddają kilkanaście karabinów i nieco amunicji. Ze zdobyta bronią wracają zuchy do Szkoły Sienkiewicza. Najwyższy czas: już od godziny bowiem jedenastej atakują Rusini Szkołę. Jest ich około 60 i na samochodzie mają karabin maszynowy. Odparci ze stratami, zostawiają pod Szkołą "maszynkę". Jest ona pierwszą, niebawem użytą skutecznie przez Polaków. "Dom Techników" także Już zdołał zaopatrzyć się w karabiny. Zabrał je przemocą z Politechniki, gdzie złożone były w szpitalu wojskowym. Także 1 listopada wdzierają się obrońcy Szkoły Sienkiewicza' na Dworzec Czerniowiecki, a przepędzając stad Rusinów, wyładowujących właśnie z wagonów broń i amunicję, wracają ze zdobyczą do Szkoły. Od rano tego dnia broni się śmiało ,,Dom Techników". Przepędziwszy przeciwników łączy się z załoga Szkoły i oczyszcza dzielnicę z Rusinów. W łączności z ta akcją por- Mond, mając pod sobą kilkunastu ludzi zajmuje remizę tramwajowa i sadowi się pod Cytadelą, w której stoi załogo kilkuset Rusinów, wiążąc ich w wólce. W początkach walki o Lwów komendant obrony Lwowa, Mączyński przeniósłszy się z ul. Fredry, mioł wraz ze swym sztabem kwaterę przy ulicy Grunwaldzkiej, nawet gdy ta była jeszcze do pewnego stopnia w ręku Rusinów. Szefami jego sztabu byli por. legionów Lapiński-Nilski i por. leg. dr Jokubski. Głównym zaś ośrodkiem skupienia sił polskich była Szkoło Sienkiewicza, w której po Trześniowskim i Pierackim sprawował dowództwo kpt. Baczyński, a po nim wielce zasłużony w Obronie Lwowa kpt. Boruta-Spiechowicz. Doniosłe znaczenie dla Polaków miało odebranie Rusinom gmachu Głównego Dworca Kolejowego. Zajmując przestrzeń kilku kilometrów kwadratowych, był dworzec ważnym punktem strategicznym. Panował bowiem nad miastem i stąd biegły szyny kolejowe we wszystkich kierunkach, a przede wszystkim na zachód. Nadto magazyny jego pełne były broni, amunicji, mundurów, a przede wszystkim środków żywności. Ciemną nocą, przedzierając się i potykając wśród labiryntu budynków i składów kolejowych, wdarli się nasi od warsztatów kolejowych na dworzec. Rusini pierzchnęli, ale następnego dnia, tj. 3 listopada, otrzymawszy silne posiłki jak bat, siczowników, zaatakowali dworzec. Tymczasem nasi zostali wzmocnieni przez Szkołę Sienkiewicza. W zaciętym boju padło kilku Polaków, jak pchor. Kolbuszowski, u samego wejścia do głównego westybulu. Kilku odniosło rany, między nimi, dowódca plutonu, ppor. Zygmuntowicz, jako też ppor. Jankowski, który ciężko ranny, stracił nogę. Ostatecznie dworzec główny pozostał w naszych rękach, co ułatwiło po kilkunastu dniach odsiecz miasta. Ważnym wypadkiem w walce o Lwów było również zdobycie Góry Stracenia przez oddział por., obecnie generała dra Romana Abrahama. Góra Stracenia jest dla Lwowian miejscem uświęconym straceniem tutaj Teofila Wiśniowskiego i Józefa Kapuścińskiego przez Austriaków w roku 1847. Zajęcie tego wzgórza, które panuje nad całą dzielnicą, nastąpiło 3 listopada. O wzgórze i przyległe mu ulice, jako też budynki; trwała kilkudniowa walka, prowadzona z niesłychana zaciekłością z obydwóch stron walczących. Nie pomogła jednak Rusinom nawet artyleria. Abraham ze swymi junakami, między którymi było sporo tzw. lwowskich "batiarów", bronił się skutecznie i nie pozwolił sobie wyrwać tego, co raz uchwycił. Mniej więcej w dniu 3 listopada byliśmy już panami poważnej części Lwowa. Umocniliśmy się w niej, a luźne dotychczas i nieraz na własna rękę działające oddziały, utworzyły teraz spoistą jedność, posłuszną najwyższej komendzie i jej podwładnym oficerom. Wtedy już nasze oddziały rozdzielone na pięć odcinków, łączą się w dwie grupy, dowodzone przez kpt. Tatar-Trześniowskiego i kpt. Borutę-Spiechowicza. Odcinkami dowodzą: Dr Bujalski, Świeżawski, Łodziński, Cieński, Majewski, Pieracki, Boczyński i Sikorski Wal. Walcząc na odcinkach, zmagamy się o grkat. duchowne seminarium, przyległe do poczty głównej, o sam gmach poczty, atakujemy wśród ciężkich ofiar gmach Sejmu (obecny Uniwersytet J. K.). Ciężkie walki toczą się o szkołę kadecką, usiłujemy osaczyć miasto od północy, prąc na dworzec Podzamcze; krwawi się przez długie dni i noce ul. Bema. Walczą obok siebie doświadczeni żołnierze i dzieci, studenci szkół wyższych i gimnazjaliści, młodzież rzemieślnicza i kupiecka, kobiety i osiwiali ojcowie młodych bohaterów. Trudno wyliczyć ich nazwiska. Tych, co padli, wyryte będą na tablicach w odpowiednim miejscu, na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Od dnia 3 listopada oddziały nasze prą w kierunku centrum miasta i rynku. Im bliżej jednak jego jesteśmy, choć z dniem każdym jest nas więcej, opór Rusinów staje się coraz więcej zacięty. Minęły już dnie, kiedy nasze studenciki, zupełnie bezbronne, rozbrajały patrole ruskie. Teraz chłop ruski, zresztą żołnierz dobry, korny i śmiały, który początkowo czuł się niepewnie w mieście sobie nie znanym i wrogim, z każda chwilą nabiera otuchy i śmiałości. Młodzi, ruscy oficerowie idą w bój również z zapałem, w przeświadczeniu, że walczą o szlachetne ideały. Polacy walczący z nimi bynajmniej ich nie lekceważą, ale uważają za godnych przeciwników. Walczą więc Rusini coraz pewniej, gdyż zasilają ich posiłki, napływające z najbliższej okolicy i prowincji. Spodziewają się też "Wasyla Wyszywanego" tj. Wilhelma Habsburga ze strzelcami siczowymi, zakwaterowanymi dotychczas na Bukowinie. My rośniemy wprawdzie liczbowo, ale ruskie szeregi pomnażają się w porównaniu z naszymi niewspółmiernie, tak że w połowie listopada zagraża nam utonięcie w napływających falach ruskich. Wiemy o tym. Wytężając ostatnie siły, wystrzeliwując prawie ostatnie ładunki, wołamy o pomoc naszych ziomków w Warszawie, Krakowie i Poznaniu. Wołania nasze nie od razu znajdują oddźwięk. Nie wszyscy nas rozumieją. Uważają za zapaleńców, zapominają, że nie ma Polski bez Lwowa. Nieraz ogarnia nas rozpacz. Gotujemy się już nie do zwycięstwa, ale do chlubnej śmierci na wschodnim bastionie Rzeczypospolitej. Nadchodzą wreszcie pomyślniejsze wiadomości. Nie bardzo w nie wierzymy. Tyle przecież razy alarmowano nas, że od Przemyśla śpieszą nasi, świetnie wyekwipowani, wypoczęci, zdrowi. Odsiecz jednak nadeszło. Przyprowadził ją z Krakowa przez Przemyśl, ppłk. Michał Karaszewicz-Tokarzewski. Niewielkie były jego siły, ale pierwszorzędne. Wyłącznie prawie stary, ostrzelany w wielu bojach żołnierz. Nadciągająca grupa Tokarzewskiego liczyła 140 oficerów, 1228 żołnierzy, 8 armat, 79 wozów i 507 koni. Odsiecz zorganizowano z inicjatywy "Polskiej Komisji Likwidacyjnej", najpierw z rozkazu gen. Rozwadowskiego i według jego plenów jeszcze podczas ostatnich dni pobytu Piłsudskiego w Magdeburgu. Piłsudski, objąwszy władzę jako Naczelnik Państwa, rozkazem z dnia 16 listopada polecił przygotować odsiecz w Krakowie i w Przemyślu. Przemyśl znalazł się z powrotem w rękach polskich dnia l1 listopada. Z Przemyśla odsiecz pod dowództwem ppłk. Karaszewicza-Tokarzewskiego wyruszyła dnia 19 listopada, nad ranem, ale dotarła do Lwowa dopiero 20 listopada, gdyż po drodze musiano naprawiać tor i stoczyć z Rusinami potyczkę pod Sądową Wisznią. Z Gródka Jagiellońskiego ustąpił nieprzyjaciel, zagrożony przez polski pociąg pancerny. Czoło odsieczy znalazło się na głównym dworcu we Lwowie 20 listopada po południu. Na razie w mieście panował spokój, gdyż trwał jeszcze rozejm rozpoczęty 18-tego, a który miał upłynąć dnia 21 listopada, o godzinie 6-tej rano. Rozejm zaproponowali Rusini, spodziewając się w najbliższych dniach znacznego wzmocnienia posiłkami, mającymi nadejść z prowincji. Zgodzili się nań Polacy, upadając z sił i majcie już prawie autentyczna wiadomość o wymarszu w najbliższych godzinach odsieczy z Przemyśla. Rozejm zakończył się decyzją Rusinów: "Niech rozstrzygnie krew i żelazo"' Już podczas rozejmu komendant Mączyński, wraz ze swym sztabem, opracował plan zaatakowania Rusinów przy współudziale oddziałów Tokarzewskiego. Ten ostatni znalazłszy się we Lwowie, zaaprobował i uzupełnił plan Maczyńskiego i ustaliwszy go ostatecznie w porozumieniu ze swym szefem sztabu por. Ferek-Błeszyńskim, objął dowództwo wszystkich oddziałów operacyjnych. Atak ze strony polskiej, mimo zmęczenia kilkudniowa podróżą oddziałów Tokarzewskiego, rozpoczął się dnia 21 listopada, o godzinie 6-tej rano, a więc w chwili upływu rozejmu. Plan polski przewidywał obejście Lwowa od południa, aby odciąć nieprzyjacielowi odwrót. Połączone siły Tokarzewskiego i Mączyńskiego, a więc odsieczy i lwowskie, podzielone zostały na cztery grupy: dwie skrzydłowe, mogące wykonać atak i okrążenie i dwie środkowe w śródmieściu, które miały ograniczyć się tylko do demonstracji, oraz rezerwę. Z akcją napadową miały współdziałać 3 pociągi pancerne. Przybycie odsieczy nie było tajemnicą dla Rusinów. Byli zdecydowani do walki, gdyż dnia 20 listopada mieli przewagę liczebną piechoty, jako też więcej karabinów maszynowych i miotaczy min. Słabszą natomiast od polskiej, była ich artyleria. Gdy więc dwie grupy polskie, kpt. Boruty-Spiechowicza i por. Wal. Sikorskiego, okrążyły wśród ciężkich walk i forsownych marszów Lwów, grupy środkowe nie zadawalniając się tylko demonstracją, rozpoczęły atak na śródmieście. Wynikiem całej akcji było częściowe przedostanie się oddziałów polskich na tyły ruskie. Wobec tego komenda ukraińska, obawiając się zupełnego zamknięcia we Lwowie i odcięcia także od wschodu i północy, w nocy z 21 na 22 listopada nakazała odwrót, zasłaniając go i maskując broniącymi się posterunkami. Tymczasem nic nie wiedząc o rozpoczętym, ruskim odwrocie, kpt. Trześniowski osaczał wyniosłą i położeniem obronną Cytadelę. Od głównego dworca ruszyła jego załoga, jako też Szkoły Kotlarskiego, 50 ludzi grupy przemyskiej i Abraham ze swymi "Straceńcami". Ten mając przy sobie chór. Mazanowskiego wtargnął ze swymi ludźmi na rynek i pod ratusz. Nie licząc się już z Rusinami, ostrzeliwującymi ich zza węgłów domów, Abraham i Mazanowski wydostali się no wieżę ratuszową i zrzucili z niej ruską chorągiew, która od trzech tygodni do rozpaczy pobudzała lwowska, polską ludność. Około godziny 8-mej rano 22 listopada cały Lwów był w ręku polskim. Z ustąpieniem Rusinów ze Lwowa nie skończyła się jeszcze udręka miasta, gdyż było ono nadal przez miesiące okrążone przez nieprzyjaciela, który tutaj ściągnął co najlepsze swe oddziały. Przerwali tam także Rusini połączenie kolejowe z zachodem, zniszczyli wodociągi, nie dopuszczali dowozu żywności i opału, doprowadzili do wybuchu zapasy amunicji, ostrzeliwali bez przerwy miasto i jego bezbronnych mieszkańców. Lwów marzł i głodował i pił wodę z doraźnych studzien. Wołki o Lwów i Małopolskę Wschodnią trwały jeszcze przez zimę roku 1918 i wiosnę 1919. Po generale Rozwadowskim, którego szczególna zasługa była inicjatywa udzielenia odsieczy miastu, a który wyjechał do Paryża na kongres pokojowy, objął komendę na froncie małopolskim gen. Iwaszkiewicz. Ten przywiódł ze sobą, dzielne pułki wielkopolskie, i odepchnął od miasta ciasny pierścień oblegających. W tym też czasie dzięki Paderewskiemu, prezesowi Rady Ministrów, udało się uzyskać, nie bez wielkich trudności, zgodę Koalicji na powrót Hallera, wraz z armią polska, do kraju. Powstała ona we Francji przeważnie z Polaków, służących w armii austriackiej i niemieckiej, a przebywających w niewoli bądź to francuskiej bądź włoskiej. Armia ta początkowo uważana jako część armii koalicyjnej, uznana została z czasem jako polska. Ośrodkiem jej były resztki dawnej II Brygady legionów, które pod Rarańczą oderwały się od armii austriackiej i po rozproszeniu i tułaczce znalazły się we Francji. Mimo intryg niemieckich Haller ze swym wojskiem przez Niemcy przybył do Polski, znakomicie zaopatrzony w broń i mundury. Przybycie jego wzmocniło znacznie nasze siły. Pod naczelna komendą gen. Hallera rozpoczęła się ofenzywa, uwieńczona odbiciem borysławskiego okręgu naftowego, opanowaniem Stryja, Tarnopola i Stanisławowa, podczas gdy sprzymierzeni z nami Rumuni wkroczyli do Kołomyi. Los wojska ruskiego zdawał się być już przesadzony. Tymczasem koalicja zaprotestowała przeciw użyciu wojsk Hallera przeciw Rusinom. Nagłe wycofanie tych wojsk spowodowało krytyczna sytuację na froncie. Dopiero zebrane dowody o barbarzyńskim postępowaniu ruskiej soldateski wobec ludności zniechęciło Koalicję do tzw. "Zachodnio-Ukraińskiej Republiki" i przekonało ją o konieczności użycia ponownego armii Hallera. Wróciła więc część jego formacyj do Małopolski, a z nimi wielkopolskie pułki. Siły te pod komendą gen. Iwaszkiewicza, jako dowódcy frontu galilcyjsko-wołyńskiego, ostatecznie zlikwidowały wojnę, spychając Rusinów za Zbrucz. Znaczna część ruskich rozbitków przedarła się przez Karpaty do Czechosłowacji, znajdując tu nie tylko gościnne przyjęcie, ale i ułatwienie w spiskowaniu przeciw Polsce. Przełamanie frontu ruskiego nastąpiło 28 czerwca 1919 roku. Teraz wreszcie najwyższa Rada Koalicyjna w Paryżu, na podstawie relacji mieszonej Komisji wojskowej, badającej stosunki w Małopolsce wschodniej upoważniła Polskę do zajęcia kraju po Zbrucz. Prawnopolityczne uznanie naszych granic wschodnich przez Radę Ambasadorów głównych mocarstw zachodnio-europejskich, nastąpiło dopiero w roku 1923. Stało się więc zgodnie z wola; Rusinów. - Rozstrzygnęły: "Krew i żelazo"! W walkach o Lwów, ze względu na ich charakter uliczny, bardzo krwawych, zginęło w czasie od 1-22 listopada 1918. 439 Bohaterów, między którymi 12 kobiet. Z ówczesnych Obrońców Lwowa jeden miał lat zaledwie 9, siedmiu po 10, o dwóch weteranów z r. 1863 po 75. Może komuś przy tym tytule i podobiźnie pęku białych róż, przypomni się tęskna wojskowa, niepodległościowa piosenka: "Rozkwitały pęki białych róż". Może istotnie ta popularna pieśń miała jakiś związek z godłem, umieszczonym na jednym z projektów rozbudowy Cmentarza Obrońców Lwowa i Pomnika Chwały. Ale obecnie już nic autentycznego powiedzieć nie możemy. Ten bowiem, który takim godłem oznaczył swój projekt - nie żyje już i spoczął na cmentarzu, zbudowanym według swego pomysłu. Z tym zaś projektem było jak następuje: Na ogłoszony konkurs w roku 1921 przez Koło Architektów, na życzenie Straży Mogił Polskich Bohaterów, wpłynęło 5 projektów, których autorowie, jak to jest zwyczajem, przed otwarciem kopert z nazwiskami, nie byli znani sędziom konkursowym. Dodać najeży, że jeszcze przed ogłoszeniem konkursu słuchacze Wydziału Architektury Politechniki Lwowskiej zwiedzili pierwotny, a skromny cmentarz Obrońców Lwowa, a prof. Witold Minkiewicz zachęcił ich do wzięcia udziału w zapowiedzianym konkursie. W gronie tych studentów znajdował się śp. Rudolf Indruch, jeden z obrońców Lwowa. Gdy zaś już wpłynęły projekty, okazało się, że najwięcej z nich podobał się sędziom konkursowym ten, który był zaznaczony godłem "Białe Róże", a który był dziełem Rudolfa Indrucha. Zorientowanie się, że laureatem konkursu był nie znany jakiś wybitny architekt, ale student politechniki, wywołało wśród fachowców pewne zakłopotanie i sceptycyzm. Zarzucono projektowi zbytnią śmiałość. Mówiono, że wykonanie jego będzie zbyt kosztowne i że dopiero wnuki doczekają się realizacji projektu. Dziwiono się nawet poniekąd, gdy niezamożny student swój projekt ofiarował bezinteresownie pamięci zmarłych bohaterów, swoich kolegów i polskiemu społeczeństwu. Tymczasem zapowiadane trudności rozwiązano. Pieniądze, dzięki zabiegom Straży Mogił Polskich Bohaterów i ofiarności Rodaków znalazły się, a wykonanie projektu ułatwiła bezinteresowna praca wykonawcy planów sp. Indrucha. Był nim zaś i jest ojciec zamordowanego przez Rusinów ucznia VI-tej klasy gimn. "starszego żołnierza", Adama Karola, architekt Antoni Nestarowski. On to projekt, zatwierdzony przez Zarząd Miasta Lwowa, przez Lwowskie Województwo i Ministerstwo, urzeczywistnił. Dzieło swoje uzupełnia dalej, upiększa cmentarz, na którym spoczął jego ukochany syn, który poniósł śmierć w obronie Lwowa, dnia 29 grudnia 1918 roku. Stanowi on część cmentarza Łyczakowskiego i leży w jego południowo-wschodniej stronie, na terenie znacznie pochylonym w kierunku południowym. Naprzeciw niego pagórki dawniej lesistej Pohulanki, obecnie częściowo zabudowanej. Dostęp do cmentarza Łyczakowskiego, a na razie i do Cmentarza Obrońców Lwowa, jest z lwowskiego śródmieścia najbliższy przez ulicę Piekarską, o ile się idzie piechotą lub jedzie dorożką. Tramwaj bowiem (Nr 3) dochodzi do cmentarza Łyczakowskiego przez ul. Rozwadowskiego i Kochanowskiego, a więc drogą nieco dalszą, ale zatrzymuje się wprost przed bramą cmentarza. Gdy wejdzie się przez nią na tzw. "I Rondo", trzeba zwrócić się na prawo, potem no lewo wprost, kierując się napisami: "Do cmentarza Obrońców Lwowa", aby dość szeroką i wygodną, choć lekko wznoszącą się aleją dojść do Cmentarza Obrońców Lwowa. Cmentarz Obrońców Lwowa stanowi dla siebie całość, w części zamkniętą murem, a pozostaje pod opieką Towarzystwa Straży Mogił Polskich Bohaterów we Lwowie. Najważniejszymi częściami Cmentarza Obrońców Lwowa są: stojąca na najwyższym wzniesieniu Kaplica, poniżej jej rozłożone katakumby, a wreszcie monumentalny Pomnik Chwały. Między wymienionymi groby i mogiły, tysiące mogił. Nie wszyscy jednak, którzy polegli w obronie Lwowa i Wschodniej Małopolski, tutaj spoczywają. "Straży Mogił" nie udało się jeszcze przenieść na to miejsce świętych szczątków wszystkich naszych bohaterów. Wielu zresztą jeszcze żyje i tu ma prawo po śmierci do spoczynku. Akcja ekshumacyjna trwa nadal, p także sam Cmentarz nie został ostatecznie wykończony i upiększony. A teraz bardziej szczegółowy, choć z konieczności nie wyczerpujący opis niektórych części Cmentarza, jego pomników, oraz niektóre dane, odnoszące się do spoczywających na nim: Kaplica Obrońców Lwowa, stojąca na szczycie wzniesienia Cmentarza Obrońców Lwowa, zastąpiła pierwotną drewnianą, wzniesiona na miejscu obecnego Pomnika Chwały, jeszcze podczas walk o Lwów. Obecna kaplica ma kształt rotundy. Wybudował ją inż. K. Weiss, a poświęcił 28/9 1924 r. arcybiskup Twardowski. Na ołtarzu figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus - rzeźba artystki rzeźb. Luny Drexlerówny. Przepiękny, własnoręcznie wykonany obrus do kaplicy ofiarowała p. Janina Kraftówna dla uczczenia 20-tej rocznicy oswobodzenia Lwowa. Katakumby leżą niżej kaplicy i schodzi się do nich szerokimi, kamiennymi schodami. W ośmiu ich kryptach spoczywa 72 bohaterów, których ekshumowano z różnych odcinków frontu polsko-ruskiego. W projekcie śp. inż. Rudolfa Indrucha, zatwierdzonym przez władze, znalazły się katakumby jako środkową część Cmentarza Obrońców Lwowa. Według projektodawcy były one konieczne jako mur oporowy, ze względu na nierówny, pagórkowaty teren. Ich zadaniem było powstrzymanie naporu wód na niżej położone mogiły w razie deszczów i nawałnicy, a nadto miały być łącznikiem Cmentarza z kaplicą. Gdy przyszło do budowy katakumb, Między katakumbami znajduje się studnia z basenem. POMNIK AMERYKAŃSKICH LOTNIKÓW Oparty o lewe skrzydło katakumb stoi pomnik amerykańskich lotników. Historia spoczywających pod nim jest następujoca: W lipcu 1919 roku amerykański kapitan lotnik Cooper zgłosił się wraz ze swym kolega, majorem Faunt Le Roy, do przebywających w Paryżu dla pertraktacyj pokojowych premiera Paderewskiego i gen. Rozwadowskiego z prośbą, aby im i ich kolegom amerykańskim wolno było jako lotnikom w mundurach polskich walczyć w armii polskiej. Za zgodą wymienionych przedstawicieli Polski, przybył w październiku do Warszawy mjr Faunt Le Roy wraz z kilkoma amerykańskimi lotnikami i zameldował się u Naczelnika Państwa. Ten przyjąwszy ich zgłoszenie, żegnając się z nimi, powiedział: "Pokażcie, co umiecie"! Niebawem też "pokazali" więcej niż się po nich spodziewano. Otrzymawszy odpowiedni przydział i rozkazy, mjr Fount Le Roy wraz z siedmioma amerykańskimi lotnikami pośpieszyli do Lwowa, gdzie powierzono im eskadrę, odtąd zwaną "Siódmą eskadrą bojową im. Tad. Kościuszki". Wymienieni Amerykanie wraz ze swoimi kolegami, którzy uszli śmierci, mimo, że jej nie unikali, oddali wielkie usługi naszej armii, przede wszystkim w walce z konnicą Budiennego. Atakowali ją, opuszczając się tak nisko, że niemal skrzydłami mogli druzgotać głowy jeźdźców i koni. Z szesnastu przybyłych do Polski w międzyczasie amerykańskich lotników, trzynastu wróciło żywych do swej ojczyzny. Trzech pochowanych zostało na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Pomnik lotników amerykańskich, przedstawiający lotnika ze skrzydłami, z głową wzniesioną w górę, jest dziełem art. rzeźb. Inż. Józefa Starzyńskiego. Tło w kształcie piramidy projektował art. rzeźb. Inż. Józef Różyski. Projekt ten wybrał sąd konkursowy. U góry napisy w języku polskim i angielskim: "Amerykanom Poległym w Obronie Polski w latach 1919-1920". Na płycie grobowej widnieje napis następujący: "Oficerowie Lotnicy z Eskadry myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki". - "Edmund P. Graves porucznik W. P. * 1891 Boston Mass † 22 XI 1919 we Lwowie"; - Arthur H. Kelly kapitan W. P. * 1890 Virginia Richmond † 16 VII 1920 pod Łuckiem; - "G. Mac Callum porucznik W. P. * 1890 Detroit † 31 VIII 1920 pod Lwowem". Pomnik Lotników amerykańskich ufundował Związek Narodowy Polski w Chicago Ill, a odsłonięto go uroczyście 30 V 1925 r. Przed pomnikiem tym rok rocznie, w dniu 30 maja, odbywa się uroczystość amerykańska, "Memorial Day", przy współudziale przedstawiciela ambasady amerykańskiej w Warszawie, składającego pod pomnikiem wieniec i rozwijającego amerykański sztandar. Przy prawym skrzydle katakumb wznosi się pomnik ku czci Francuzów poległych i zmarłych w obronie Polski. Początkowo na Cmentarzu Obrońców Lwowa spoczywało 17 Francuzów, między nimi 9 oficerów, dwóch kaprali i sześciu szeregowców. Z czasem ich zwłoki - na prośbę rodzin - przewieziono do Francji, tak że na cmentarzu lwowskim pozostały tylko szczątki szeregowca śp. Jana. Lorquet, złożone pod płytą grobową pomnika. Nad nią napis: "Szeregowiec 57 Pułku P. Jean Larguet ur. w Sigolens-Gironde 1899 r. † 14 stycznia 1920". - Po bokach kamiennej figury nazwiska 16 Francuzów. Pomnik, przedstawiający w kamieniu piechura francuskiego, opartego o karabin, z gałązką wawrzynu, tworzy odpowiednik do pomnika lotników amerykańskich. Sąd konkursowy, zebrany dnia 18/11 1936 r. uznał jednomyślnie za najpiękniejszy i najbardziej odpowiadający celowi, projekt prof. inż. J. Różyskiego i według tego projektu, pod kierownictwem autora, przy pomocy rzeźbiarza Kazimierza Sokolskiego, pomnik został wzniesiony. Mur oporowy wykonano według planu sporządzonego na Politechnice lwowskiej pod kierownictwem prof. Bartoszewicza. Na płycie grobowej umieszczono napis w języku polskim i francuskim: "Bohaterskim Francuzom Poległym i Zmarłym w obronie Rzeczypospolitej Polskiej". - W środku tarcza z brązu z herbem Francji i napisem w języku polskim i francuskim "Pod tą tarczą złożono urnę z ziemią przywiezioną z Francji".
Odsłonięcie pomnika odbyło się 26 maja 1938 r., w obecności P. Marszałka Śmigłego Rydza i francuskiego "attache" wojskowego w Warszawie, gen. Musse, który odpowiadał tutaj na przemówienie przewodniczącej Towarzystwa Straży Mogił P. B,, p. Wandy Mazanowskiej. Wmurowany pod płytą grobową, akt erekcyjny, spisany w języku polskim i francuskim brzmi: "Działo się w król. stołecznym m. Lwowie, dnia 26 maja R. P. 1938, kiedy Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej był Prof. Dr Ignacy Mościcki, Naczelnym Wodzem Sił Zbrojnych Marszałek Edward Śmigły Rydz, wojewodą lwowskim Dr Alfred Biłyk, a prezydentem miasta Dr Stanisław Ostrowski.
Podpisani i obecni stwierdzamy tym faktem, że w dniu dzisiejszym ukończono budowę pomnika, postawionego dla uczczenia bohaterskiej pamięci 17 obywateli Rzeczypospolitej Francuskiej, poległych i zmarłych w obronie granic Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1919 -1920, o mianowicie:
Inicjatywę do budowy pomnika dał w roku 1921 śp. inż. Rudolf Indruch, a wykonanie jego planu spowodowała w roku 1934 Wanda Mazanowska, prezeska Towarzystwa "Straży Mogił Polskich Bohaterów" we Lwowie, ofiarując na ten cel 6.000 zł. Sprawą budowy zajęło się gorliwie to towarzystwo, w Zarządzie którego zasiadali: Prezeska Wanda Mazanowska, wiceprezeska i skarbniczka Olga z Truszkowskich Zakrejs, wiceprezes generał Walerian Czuma, zastępca skarbniczki Czesław Nechay i sekretarka Zofia Nędzowska. Znaczne ofiary na budowę złożyli: Rada Ministrów 4000 zł, Ministerstwo Spraw Wojskowych 2000 zł, Ministerstwo Spraw Zagranicznych 3000 zł, i Ministerstwo Opieki Społecznej 2000 zł. Resztę pokryto ze składek i zbiórek członków Towarzystwa i całego społeczeństwa lwowskiego. Projekt pomnika wykonał prof. inż. Józef Różyski, przy współpracy art. rzeźbiarza Kazimierza Sokolskiego, budową kierował arch. Antoni Nestarowski, o roboty kamieniarskie wykonała firma Aleksandra Króla. Poświęcenia pomnika dokonał ks. proboszcz wojskowy, major Albin Mydlarz, po czym pomnik oddano pod opiekę miasta w ręce prezydenta Dra St. Ostrowskiego. Niechaj ten pomnik przetrwa wieki, jako widomy znak wdzięczności Narodu Polskiego dla bohaterskich synów Francji!". Poważna pomoc w zrealizowaniu tego dzieła okazał m. in. Zarząd miasta Lwowa, oraz szereg firm budowlanych, które dostarczyły częściowo bezinteresownie potrzebnych materiałów. GROBY DOWÓDCÓW I DZIAŁACZY
Znajdują się one przeważnie poniżej i w bliskości katakumb. Na niektóre z nich zwracamy uwagę. Spoczywają w nich ludzie, którzy bądź to dla Polski życie oddali, wolcząc dla Niej orężnie, albo pracowali dla Niej ofiarnie niejednokrotnie w niebezpiecznych warunkach i sytuacjach:
Bastyr Stefan, kpt., organizator i dowódca lotnictwa polskiego, podczas wojny polsko-ruskiej i jego koledzy. Mjr inż. Stefan Stec i ppłk Władysław Toruń.
Cieński Pomian Michał, płk, komendant III odcinka Lwowskiego, a potym aż do końca wojny polsko-ruskiej dowódca I p. Strzelców Lwowskich.
Cieński Tadeusz ur. 1856, zmarły 1925 r. Senator Rzeczypospolitej Polskiej. Jeden z najbardziej już przed wojną, zasłużonych działaczów i patriotów w Małopolsce Wschodniej. Życie swe całe i część znacznego majątku oddał Ojczyźnie. Nie mając zaufania do Austrii i nie kryjąc się z tym, był przez jej rząd i sfery wojskowe podczas wojny prześladowany. Internowanego wraz z żoną i nieletnimi dziećmi przerzucano z miejsca na miejsce w zachodnich prowincjach austriackich. Dobra jego i pałac w Pieniakach celowo zniszczyły wojska austriackie. W listopadzie 1918 roku stonął na czele Lwowskiego Komitetu Obrony Narodowej.
Czarnik Kazimierz dr, prezes Sokolstwa Polskiego w Małopolsce.
Gen. Hausner Ryszard, od 22 XI 1918 do końca wojny polsko-ruskiej był dowódcq 2 p. Strzelców Lwowskich.
Iwaszkiewicz Wacław, gen. dyw. wojsk polskich. Syn powstańca z roku 1863/4. Początkowo oficer rosyjski, po wybuchu rewolucji organizuje 1. Korpus Polski, na terenie Rosji. Dnia 20 III 1919 obejmuje naczelne dowództwo na froncie polsko-ruskim i wypiera Rusinów za Zbrucz. W czasie najazdu bolszewickiego stanął Iwaszkiewicz no czele wojsk polskich, operujących w Małopolsce Wschodniej.
Kessler Edmund, gen. W.P. od 19. III. 1919 szef sztabu dowództwa "Wschód" gen. Iwaszkiewicza.
Kopeć Ludwik (Wiktor), kpt, obrońca radiostacji w Kozielnikach 2-3 XI 1918 ("Lwowskie Termopile"), po czym dowódca odcinka w Rzęsnie Polskiej.
Kułakowski Wojciech por., zdobywca i l dowódca Sektora Bema.
Łapiński-Nilski Stanisław, Wielkopolanin, legionista, obrońca Lwowa, l. szef sztabu Obrony Lwowa 1-22 XI 1918 i zastępca komendanta Mączyńskiego, zdolny strategik, uczestnik wszystkich walk l. Brygady Legionów.
Mączyński Czesław, brygadier wojsk polskich, naczelny komendant obrony Lwowa od dnia 1-22 listopada 1918 r.
Urodził się 9 lipca 1881 r. w Kaszycoch, w powiecie Jarosławskim, jako syn nauczyciela szkoły powszechnej. Szkołę średnią skończył w Jarosławiu, a uniwersytet we Lwowie, po czym otrzymał posadę nauczyciela
gimnazjalnego.
Wojnę światowq rozpoczqł jako austriacki podporucznik rezerwy i komendant baterii. Ranny przebywa przez pewien czas w szpitalu, a po powrocie no front zostaje porucznikiem, a potem kapitanem. Przebywając we Lwowie, organizuje wraz z innymi kolegami, oficerami Polakami, służącymi w armii austriackiej, tajny związek pod nazwą "Polskie Kadry Wojskowe". Do organizacji tej należało wprawdzie niewielu oficerów, były jednak między nimi wybitne jednostki, które niebawem odznaczyły się w walce o Lwów, jak: Abraham Roman, Mazanowski Józef Marian, dr Csala Paweł, dr Januszewski Kazimierz, Kułakowski Wojciech, Kamieński Wiktor, Świeżawski Adam, Baczewski Stefan i inni.
Zamiarem organizacji, według wspomnień gen. Abrahama, było "usunięcie na terenie Lwowa rządów austriackich, objęcie przez rząd polski władzy nad miastem i krajem, oraz niedopuszczenie do jakiegokolwiek zamachu ruskiego".
Przez 22 dni, w listopadzie 1818 r. jest Mączyński "komendantem polskich sił zbrojnych we Lwowie", od 22 listopada komendantem miasta i powiatu lwowskiego wraz z oddziałami bojowymi. Od 12 grudnia 1918 jest komendantem "Brygady Lwowskiej".
Pod koniec kwietnia 1919 r. idzie na czele Brygady Lwowskiej z ofenzywa nad Zbrucz. Pozostaje tu do jesieni. W roku 1920, podczas inwazji bolszewickiej, organizuje i dowodzi "Małopolskimi Oddziałami Armii Ochotniczej".
Po wojnie wybrany zostaje posłem do Sejmu, a po jego zamknięciu wraca do wojska w stopniu pułkownika. Przez krótki czas jest komendantem PKU w Wołkowysku i stąd na podstawie orzeczenia lekarskiego przechodzi w stan spoczynku.
Pod koniec życia gospodaruje na przyznanej mu działce w Wierzbo-wie, pod Narajowem.
Umiera po długotrwałej i bolesnej chorobie 15 lipca. 1935 r. Majateczek swój przekazuje na cele filontropijno-społeczne.
Rozwadowski Jordan Tadeusz, gen. broni, l Szef Sztabu Gen. Armii Polskiej. Jeden z najbardziej zasłużonych w wojnie ruskiej i bolszewickiej.
Urodzony w roku 1866, w Małopolsce Wschodniej, w rodzinie ziemiańskiej, w której przedtem wielu członków służyło wojskowo, już jako oficer sztabowy armii austriackiej odznaczał się niezwykłymi zdolnościami i wykształceniem wojskowym. Podczas wojny uzyskał order Marii Teresy, a więc najwyższe austriackie odznaczenie wojenne.
Od 22 listopada 1918 r, do 19 marca 1919, tj. do swego wyjazdu na kongres pokojowy w Wersalu, był dowódcą "Nacz. Kom. Wschód" w wojnie polsko-ruskiej. Później, podczas kompanii rosyjskiej, był szefem Sztabu Generalnego, gen. inspektorem kawalerii i jednym z najbardziej twórczych współpracowników Naczelnego Wodza. Zmarł w roku 1928.
Popowicz Kornel Bolesław, początkowo nauczyciel szkoły wiejskiej w powiecie trembowelskim, od najmłodszych lat gorliwy zwolennik ruchu niepodległościowego, legionista, generał, dowódca O. K. we Lwowie, gdzie zmarł żałowany przez wszystkich, dla swej prawości i dobrego serca.
Skarbek Aleksander, hr. dr. Współpracownik Tadeusza Cieńskiego, równie jak on, zasłużony obywatel, patriota i organizator w Krakowie odsieczy Lwowa. Stahl Leonard, dr wiceprezydent Lwowa, zasłużony działacz w jego obronie.
Starek Wilhelm Jan kpt., zdobywca Szkoły Konarskiego, obrońca Domu
Techników i Wulki, dowódca odcinka Zamarstynów-Żółkiewskie.
Śniadowski-Jastrzębiec Marceli, płk, legionista l Brygady. Orgonizator i dowódca artylerii we Lwowie w listopadzie 1918 r., po czym dowódca lwowskiej bryg. art.
Trześniowski-Tatar Zdzisław mjr legionista l Brygady i bohaterski dowódca l. załogi obrony Lwowa w Szkole Sienkiewicza i dowódca 1. Grupy W. P. w Szkole św. M. Magdaleny.
Thullie Jan, Lwowianin, gen. dywizji.
Todt Wilhelm kpt., adiutant płk. Śniadowskiego.
Zajączkowski Bolesław major, dowódca k. m. z Góry Stracenia i dowódca baonu Zadwórzaków w r. 1920.
Zborzyl-Mirecki Aleksander por., dowódca komp. k. m,
MOGIŁA NIEZNANEGO ŻOŁNIERZA
Za przykładem przede wszystkim Francji, a częściowo i innych państw, biorqcych udział w wojnie światowej, powstał także u nas, choć później, kult Nieznanego Żołnierza.
W Polsce postanowiono pochować go w Warszawie, pod arkadami gmachu Sztabu Głównego Wojska Polskiego. W tym celu postanowiono z 15 najważniejszych pobojowisk, na których żołnierz polski przelewał krew, wydostać z ziemi szczątki jednego nieznanego bohatera i uroczyście przenieść je do Warszawy.
Los miał oznaczyć to pobojowisko. Los też padł" na Lwów. Dnia 29 października 1925 roku, nastąpiło w godzinach popołudniowych rozkopanie trzech mogił no Cmentarzu Obrońców Lwowa, oznaczonych napisem: "Nieznany Żołnierz".
Trzy trumny wydobyte na wierzch dziwnym trafem zawierały zwłoki szeregowca, kaprala i sierżanta. Stwierdzono, że wszyscy trzej byli żołnierzami liniowymi, że zginęli wskutek ran i że pochowano ich w mundurach postrzępionych i pokrwawionych.
Z tych trzech trumien padł wybór na zwłoki szeregowca, które jako godne pochowania na miejscu czci całego Narodu wybrała p. Zarugiewiczowa, matka jednego z bohaterów, zabitych pod Zadwórzem, a którego zwłok również nie można było zidentyfikować. Gdy odkryto trumnę, oznaczoną przez p. Zarugiewiczową, widać w niej było żołnierzyka z przedziurawioną od kuli czaszką i złamaną pociskiem nogą. Pod bokiem miał przegniła maciejówkę z białym orzełkiem. Mundur cały w zakrzepłej krwi i w strzępach.
Zwłoki tego Nieznanego Żołnierza przewieziono do Warszawy.
W miejscu, gdzie spoczywał we Lwowie, położono płytę projektu Kazimierza Sokalskiego, której fotografię zamieszczamy.
Płyta wykuta jest z czarnego polerowanego granitu. Górna powierzchnia ozdobiona wypukłymi sylwetami orderu Virtuti Militari i Krzyża Niepodległości, oraz następującym napisem:
"Zwłoki zabrano dnia 29 października 1925 r. i uroczyście przewieziono w dniach 30-31 października i 1 listopada do Warszawy, gdzie pochowano w mogile na placu Marsz. Józefa Piłsudskiego, dawniej Saskim, jako zwłoki Nieznanego Żołnierza".
W czasie uroczystości poświęcenia tej płyty 2/XI 1937 prezeska Straży Mogił Polskich Bohaterów, p. Wanda Mazanowska wygłosiła przemówienie, kreśląc historię ekshumacji zwłok, ich wyboru i ceremoniału pogrzebu Nieznanego Żołnierza.
Zakończyła wierszem Janiny Królińskiej, który podajemy w przedruku:
JANINA KRÓLIŃSKA
NIEZNANY ŻOŁNIERZ POLSKI
żołnierzu nieznany, szary - Grają Ci wszystkie dzwony, Szumią Ci wszystkie sztandary I ludu wyległy miliony Uczcić Twą śmierć i rany Żołnierzu szary, nieznany... Niech u Twej trumny naród stanie W wielkim milczeniu... w ciszy. A może wówczas -usłyszy Husarskich skrzydeł granie I wielki szum choragwiany... Idą, rycerze-bohatery Z pod Grunwaldu, Wiednia, Samosiery Na Twoje powitanie, żołnierzu wielki, nieznany... A chociaż płyną za Tobą Żałobne kwiaty i pienia, I dzwonów pogrzebnych bicie - Nie idziesz z czarną żałoba, Lecz blask Cię opromienia! Idziesz dostojnie i dumnie, Bo Polski poczęło się życie W tej trumnie. MOGIŁA "PIĘCIU NIEZNANYCH Z PERSENKÓWKI"
znajduje się tuż przed Pomnikiem Chwały. Kryje ona zwłoki pięciu nieznanych żołnierzy, którzy w obronie Lwowa zginęli na Persenkówce.
Przy poświęceniu płyty, dnia 2/XI 1937 w imieniu Straży M. P. B., wyjaśniła jej prezeska p. Wanda Mazanowska szczególne zasługi spoczywających w tej mogile, mniej więcej tymi słowy:
"Stoimy przed mogiłą, pokrywająca zwłoki pięciu nieznanych obrońców Lwowa, poległych w bitwie na Persenkówce, skąd staraniem Związku Obrońców Lwowa zostały ekshumowane i pochowane we wspólnej mogile. Mogiłę tę odznaczamy piękną płytą, a na to wyróżnienie zasługuje ona z następujących powodów:
Najpierw, ponieważ kryje szczątki ofiar bitwy, w której hasło: "Do ostatniej kropli krwi za wolność i Ojczyznę", zrealizowane zostało do granic nieprowdopodobieństwa, a po wtóre. ponieważ położenie Persenkówki, otwierającej dostęp do Szkoły Kodeckiej i parku Kilińskiego, sprzyjało decydujqcym uderzeniom ze strony nieprzyjaciela, a liczba poległych obejmuje jedenastu oficerów i przeszło stu szeregowych, prócz wielu ciężko i lekko rannych. Słusznie o tej bitwie, odbierając raport wyraził się bryg. Czesław Mączynski;
- Zginęli najdzielniejsi oficerowie i żołnierze, ale uratowali miasto.
Drugim ważnym znamieniem mogiły pięciu "Nieznanych" jest fakt, że nie ma może w całej Polsce cmentarza, który by zawierał tak wielką liczbę nieznanych polskich bohaterów, jak Cmentarz Obrońców Lwowa.
Równocześnie jest to zrozumiate i usprawiedliwione, jeżeli się zważy, że na Persenkówce walczyły oddziały ochotników, dorywczo zorganizowane, z których wielu nie posiadało dowodów pochodzenia i nie podlegali ścisłej kontroli.
Tę mogiłę, jako osobliwość Cmentarza, zajmującą czołowe miejsce na osi Pomnika Chwały, staraliśmy się uczcić przez ozdobienie jej płytą z pięknego, czerwonego, polerowanego marmuru. Na górnej jej powierzchni wyobrażony jest miecz, oraz daty 1918-1920, wykonane z brązu.
Od strony Pohulanki widnieje na pionowej ścianie płyty napis: "Mogiła zbiorowa", czoło zaś płyty opatrzone jest napisem: "Nieznanym bohaterom, poległym w obronie Lwowa i Ziem Południowo-Wschodnich".
Płyta robi poważne wrażenie. Niechże ta mogiła, nią ozdobiona, budzi u młodzieży i żołnierzy, u obywateli polskich i obcych uczucia wzniosłe, potężne. Niech przypomina po wszystkie wieki, że nasze pokolenie niczego nie zaniedbało, aby zdobyć wolność...
Płytę projektował Stanisław Konieczny.
NAJMŁODSI NA CMENTARZU OBROŃCÓW LWOWA Zacznę od Ciebie Antosiu, jednego z najmłodszych pacholąt między
lwowskimi bohaterami.
Pełne Twoje nazwisko i imię: Petrykiewicz Antoni.
Miałeś lat 13 i byłeś uczniem drugiej kłosy gimnazjalnej. Wtedy w tej klasie nie uczono jeszcze oficjalnie historii polskiej, tylko mówiono Ci o bohaterach greckich i rzymskich. Ale o polskich bohaterach także wiedziałeś. Nawet dużo! Wiedziałeś o naszych walkach o niepodległość i jak wszyscy Twoi koledzy, zapewne marzyłeś o powstaniu, aby w nim wziąć udział. Tak bowiem jakoś dziwnie ta "austriacka" szkoła wychowywała, że nie potrafiła wychować dobrego, lojalnego austriaka, tylko buntownika. Taka już była atmosfera, z której nawet Twoi nauczyciele nie mogli się otrzqsnąć... Albo nie chcieli...
Gdy więc padły pierwsze strzały ruskie we Lwowie, a odpowiedziały im jazgotliwie polskie, chwyciłeś, malcze, za karabin i stanąłeś u boku "straceńca" Abrahama, na Górze Stracenia. Kąsali was Rusini pociskami
karabinów, odgryzaliście się zjadliwie.
Gdy Abraham spełniwszy swoje zadanie otrzymał chlubny, ale prawie niewykonalny rozkaz obrony Persenkówki, poszedłeś za stwoim dowódcą. Jakżeż Ci było nie iść. Tobie sztubakowi, kiedy szedł także wasz chorąży, który już "chodził no prawo", zanim go Austriacy "zaasenterowali"?
Na Persenkówce raniono Cię ciężko, podobnie jak chorążego, akademika. Dopiero wtedy wypuściłeś z ręki karabin i bryznąłeś gorącą krwią na zlodowaciały śnieg. Męczyłeś się jeszcze trzy tygodnie w szpitalu w strasznych cierpieniach, zanim od nich nie uwolniła Cię śmierć.
Gdy patrzę no Twą twarzyczkę, wyglądającą z kołnierza mundurka gimnazjalnego, prawie razi mnie na Twej głowie wojskowa furażerka. Gdybyś śmiercią swa nie wykazał był, że byłeś nie gorszym żołnierzem od setek którzy walczyli i umierali na Persenkówce, podejrzewałbym, że sfotografowano Cię w parku Stryjskim bawiacego się w żołnierza z innymi
dziećmi.
Bitschan Jurek. Miał lat 14 i zginął od dwóch eksplodujących, ruskich pocisków, dnia 21 listopada na cmentarzu Łyczakowskim, przy odsieczy Lwowa. Jego ówczesny dowódca, por. Petry, zapewnia, że Jurek począwszy od wieczora 20 listopada aż do rana 21 listopada i jeszcze później stał bez przerwy na posterunku, a ostatnie godziny swego życia strzelał, ostrzeliwany przez nieprzyjaciela. Gdy padł, matka jego, Aleksandra Zagórska, nie mogła mu zamknąć powiek, gdyż jako komendantka Ochot. Legii Kobiet walczyła na innym odcinku.
Jabłoński Tadzik, lat 14, uczeń trzeciej klasy gimnazjalnej, wykradł się z domu i oby dostać się do polskich szeregów, przemknął się przez linię bojową. Dobiwszy się do swoich, szedł zawsze w pierwszym szeregu, nawet bez rozkazu, gdyż - jak mówił swoim towarzyszom, "chciałby być jak najbliżej mamy", która pozostała w części miasta, zajętej przez Rusinów.
Ale nigdy już nie zobaczył Mamy i nie dobił się do jej domu, gdyż padł w ataku na Szkołę Kadecką 18 listopada 1918.
Dufrat Jaś (lat 12), był w wieku trzech poprzednich i był uczniem szkoły wydziałowej, a więc wyższej klasy obecnej szkoły powszechnej. Poległ 9 listopada 1918 roku.
Loewenstamm Tadeusz, Wąsowicz Ksawery (ur. w r. 1905). Kłosowski Jan, Skawiński Antoni, Wiesner Tadeusz (ur. w r. 1904), Baczyński Janusz, Badzyński Stefan, Brojanowski Marian, Doleżal Adolf, Haluza Wilhelm, Manowarda de Jana Franciszek, Szczepański Józef, Walawski Józef, Welser Franciszek (ur. w r. 1903).
Michalewski Adaś, lat 14, uczeń IV klasy gimn. Nie leży na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Nie walczył wprawdzie w obronie Lwowa z bronią w ręku, ale poniósł śmierć dlatego, że był Polakiem. Znalazłszy stary, zepsuty rewolwer, bawił się nim z innymi kolegami. Ktoś go zadenuncjował. Patrol ruski wyrwał go z rąk matki i jak psiaka zastrzelił pod murem kamienicy, przy ul. Zyblikiewicza l. 7. Gdyby nie był Polakiem, byłby chyba żył do dzisiaj.
JADWIGA GAMSKA-ŁEMPICKA
DWA MIASTA W mieście Umarłym, w zmierzch i rano
Ten szereg mogił, co w mgłach drzemie,
Masz polski mundur dziś, kadecie?
Czytasz, kolego, w starych kartach,
Patrzysz w zachwycie, na kolanach,
Grzmią pieśni wasze, huczy mowa,
Z grud mogił naszych wasze domy,
W mieście Umarłym, w skwar i w chłody,
KOBIETY BOHATERKI SPOCZYWAJĄCE NA CMENTARZU OBROŃCÓW LWOWA W obronie Lwowa i Małopolski Wschodniej walczył ich spory zastęp. Istniała nawet specjalna ich Legia. Na Cmentarzu Obrońców Lwowa jednak spoczywa na razie stosunkowo niewiele kobiet.
W katakumbach pochowane są:
Bieganówna Antonina , lat 23, urzędniczka Namiestnictwo, sanitariuszka.
Poza katakumbami leżą;
STANISŁAW OBRZUD
"POGRZEB LEGIONISTKI" Dwa koniki, wóz chłopski, a na nim trumienka
Legia Akademicka Warszawska, składająca się niemal wyłącznie z warszawskie] młodzieży akademickiej, wchodziła w skład grupy operacyjnej gen. Romera (4 tys. żołn.). Oddział ten przybył na rozkaz Naczelnika J. Piłsudskiego w styczniu 1919 z Lublina i był najliczniejszy.
14 Legionistów. Skutkiem wybuchu miny w Mariówce zginęło 14 żołnierzy 5 p. p. Legionów z 13 kompanii kapitana Dechu. Dowodził nimi podchorąży, któremu wybuch oderwał nogi.
Lotnicy Polscy. Kpt. Bastyr Stefan, mjr inż. Stec Stefan i ppłk Toruń Władysław
Miechońskich rodzina: Jan (ojciec), Antonina (matka), Leopold (syn legionista), Józef (syn), Maria (córka), wymordowani przez Rusinów dnia 7. XI. 1918 dla tego, że byli Polakami.
Poznańczycy, groby poległych w samodzielnej kompanii tzw. Poznańsko-Lwowskiej pod wodzą por. Ciaciucha.
Rarańcza, Karpacka II. Brygada Legionistów, którzy od 1914 r. walczyli z Rosją, a w krwawym proteście przeciw pokojowi w Brześciu zerwali się pod wodza płk. Józefa Hallera dnia 15 II 1918 do boju z Austrią i polegli pod Rarańczą.
Śp. Husakowscy Konstanty i Władysław dwaj bracia z Legii Akadem. Warszawskie; polegli dnia 13/1 1919 na Persenkówce, o tej samej godzinie.
Zadwórzacy. Obok mogiły brygadiera Mączyńskiego jest pięć innych, pod którymi spoczywają oficerowie, polegli pod Zadwórzem 17 sierpnia 1920 r., gdy osłaniali Lwów przed bolszewikami.
DUCHOWNI SPOCZYWAJĄCY NA CMENTARZU OBROŃCÓW LWOWA Żaden z nich oczywiście nie stawał z bronią w ręku, gdyż nie pozwalał na to ich charakter kapłański. Ale wszyscy spoczywający wśród obrońców Lwowa, choć im nie wolno było walczyć bronią, wykuwali ducha Narodu a szczególnie młodzieży, ucząc ją miłości i poświęcenia dla Ojczyzny. Podtrzymywali nosze serca wzniosłymi zaletami serc swoich.
Ks. Teodorowicz Józef arcybiskup, metropolita lwowski obrz. orm., choć ze starej rodziny ormiańskiej, która przed wiekami przywędrowała do nas z dalekiego Wschodu, jak więc o nim mówiono "gente Armenus, natione Polonus", był jednym z najwybitniejszych polskich patriotów i obrońców naszych praw narodowych w b. monarchii austriackiej. Znakomity mówca, niepośledni teolog, szczególnie w ostatnich latach niewoli był nieustraszonym szermierzem naszych praw narodowych. Nawet w epoce szubienic austriackich, ich groza nie potrafiła zmusić go do milczenia.
Ks. Lucaąiu Antoni, prof., dr teol. kapelan 37 p. p., zginął w Równem, w r. 1919.
Ks. Cyprian Stanisław Rozumkiewicz poległ jako kapelan 36 p. p. pod Lidą, w wojnie z bolszewikami.
Ks. dr Szmyd Gerard i ks. dr Józef Paluch, obydwaj synowie chłopscy, kapłani bez skazy, pracowali przede wszystkim wśród młodzieży lwowskiej jako opiekunowie harcerstwa. Stąd ich prawo do wiecznego spoczynku wśród młodocianych, lwowskich bohaterów.
Na cmentarzu Obrońców Lwowa spoczywają w znacznej liczbie Piątacy. Czwartacy, Strzelcy Lwowscy z l, 2 i 3 pułku piechoty, żołnierze 19 p.p. "Odsieczy Lwowa", 5 i 6 pułku artylerii lwowskiej, ułani lwowscy, i wielu Bohaterów z innych formacji Armii Polskiej.
Nieznanych 194 Żołnierzy spoczywających w mogiłach zbiorowych i pojedynczych w części wojennej cmentarza. Przeważna ilość nazwisk Bohaterów jest znana, a tylko położenie ich grobu nieznane. Nazwiska tych Bohaterów uwidoczniono w Przewodniku, w wykazie ewidencyjnym i oznaczono *).
Poniżej Kaplicy Obrońców Lwowa i Katakumb stoi monumentalny, z kamienia polańskiego wzniesiony, a jednak lekki i wytworny Pomnik Chwały. Ma on kształt wielkiej, łukowej kolumnady, (12 kolumn), wypukłej w kierunku pagórkowatej Pohulanki.
U wejścia do niego od południa strzegą go dwa kamienne lwy, z których jeden ma na tarczy napis: "Zawsze wierny", drugi zaś: " Tobie Polsko".
Nad sklepioną bramą środkową, ku której zbiegają się obydwa skrzydła kolumnady, jest wyryte: "Mortui sunt ut liberi vivamus", ("Polegli, abyśmy wolni żyli"). Po przeciwnej stronie pomnika płaskorzeźba, przedstawiająca miecz na tle pięknej ornamentacji.
Skrzydła pomnika zamknięte są potężnymi pylonami. Na jednym z nich wyliczone są miejsca bitew z czasów obrony Lwowa, jak: Wólka, Szkoła Kadecka, Kozielniki, Persenkówka, Cytadela, Poczta, Ogród Kościuszki, Dyrekcja Kolejowa, Góra Stracenia, Żółkiewskie, Zamarstynów, Kleparów, Koszary Bema, Dworzec Główny, Szkoła Sienkiewicza, Kulparków, Sokolniki, Zimna Woda, Rzęsna.
Odsłonięcie "Pomnika Chwały" nastąpiło 11 XI 1934 r.
Przepiękna pogoda tego dnia była. Przy lekkim przymrozku dużo, dużo słońca.
Jako w dzień "Święta Niepodległości", po nabożeństwach w świątyniach lwowskich, zaczęła się o godzinie 10-tej wojskowa defilada na placu Bernardyńskim. W jasnych promieniach słonecznych chwiały się proporczyki ułanów Jazłowieckich, dudniły ciężkie, miarowe kroki piechoty, łoskotały koła ciężkiej i lekkiej artylerii. W tym samym, uroczystym i radosnym dniu odsłonięto "Pomnik Chwały" na cmentarzu "Obrońców Lwowa".
Okazała budowla, według pro|ektu przedwcześnie zmarłego obrońcy Lwowa śp. inż. Rud. Indrucha, stanęła dzięki upartej zapobiegliwości Towarzystwa "Straży Mogił Polskich Bohaterów". W uroczystości odsłonięcia monumentalnego pomnika wzięli udział przedstawiciele władz cywilnych i wojskowych we Lwowie z wicewoj. Sochańskim, insp. armii Rómlem i gen. Czumą na czele, Związek Obrońców Lwowa, drużyny sokole, honorowa kompania wojskowa z orkiestrą, członkowie Towarzystwa Strzeleckiego i wiele publiczności. Wśród niej dużo krewnych i przyjaciół, spoczywających na cmentarzu bohaterów.
Po odegraniu przez orkiestrę wojskową hymnu państwowego i odśpiewaniu przez kadetów pieśni "Boga Rodzica", przemówiła do zebranych długoletnia przewodnicząca "Straży Mogił", p. Wanda Mazanowska. Treść jej przemówienia, była następująca:
- "Gdy przed piętnastu laty architekt śp. inż. Rudolf Indruch, obrońca Lwowa, zwyciężył w konkursie na plan urządzenia Cmentarza Obrońców Lwowa, składali mu życzenia koledzy i profesorowie, ale tylko warunkowo, tj, jeżeli Towarzystwo "Straży Mogił Polskich Bohaterów" będzie miało dość wytrwałości, a społeczeństwo będzie odpowiednio ofiarne w wykonaniu pięknego zamierzenia. Dzisiaj dumni jesteśmy i szczęśliwi, gdyż chwila ta nadeszła i to właśnie w roku naszego jubileuszu, tj. piętnastolecia naszego istnienia i pracy.
Wytrwałość i ofiarność znalazły się, a nasze przedsięwzięcie zostało poparte przede wszystkim przez całe społeczeństwo. Miedzy innymi poparło nas ofiarnie kilka osób z wydziału Towarzystwa "Straży Mogił" nie tylko bezinteresowna praca, ale ponadto poważnymi funduszami. Wydatnej udzieliła nam pomocy Gmina miasta Lwowa, fundując jedną kolumnę. Drugą ufundowało miasto Poznań, na trzecią i czwartą złożyły się Związek Nar. Polsk. w Stanach Zjednoczonych Półn. Ameryki i Mieszczańskie Tow. Strzeleckie KróL Stoł. m. Lwowa. Reszta kolumn, w liczbie 8 czeka na swych fundatorów.
Wszystkim tym, którzy w jakikolwiek sposób, choćby najmniejszym datkiem, przyczynili się do tego monumentalnego dzieła, składam na tym miejscu wyrazy szczerej, serdecznej podzięki.
Urządzamy cmentarz i wznieśliśmy pomnik nie tyle dla poległych, gdyż tym oprócz modlitwy niczego nie trzeba, lecz dla żywych, dla młodzieży, dla żołnierza, dla ich nauki i przykładu.
Cmentarz ten nie jest i nie ma być miejscem smutku i rozpaczy, lecz raczej otuchy i zadowolenia wewnętrznego, że w chwiii grozy i kataklizmu światowego, nie tylko ci, którzy polegli, a!e żywi, którzy wraz z poległymi patrzyli śmierci w oczy, wypełnili to, czego wymagały honor, Ojczyzna i obowiązek Polaka.
Niechże te kolumny uczą teraźniejsze i przyszłe pokolenie, że naszą wolność zdobyliśmy ciężkim trudem i krwią ofiarną, a pamięć o tym i wdzięczność za to niech opanuje serce i dusze Polaka i trwa wieki całe".
Po przemówieniu p. Mazanowskiej i zdjęciu zasłony z fragmentu "Pomnika Chwały", prezydent miasta p. Drojanowski przejął w imieniu miasto opiekę nad pomnikiem.
W następnych latach dwie dalsze kolumny ufundowali: miasto Warszawa i XVII Sejm Związku Polek w Ameryce. Jeszcze 6 kolumn czeka na swych fundatorów.
Polegli w wielkim i krwawym boju, który toczyło miasto Lwów o polskość swą i ich murów i swojej ziemi, bo duszę miało zawsze polską.
A działa się ta walka w roku 1918, 1919, 1920 w pierwszych latach nowego żywota Odrodzone) Ojczyzny, gdy wolny orzeł Polski rozprostował skrzydła do lotu. Padli na polu chwały z bronią w ręku, lub umarli w szpitalach z ran, lub, doczekawszy zwycięstwa, później złożyli głowę na spoczynek wśród dawnych towarzyszów.
Leżą w tym grobie pospólnym Obrońcy Lwowa; małe orlę nasze, młodzieniec, mąż dojrzały, starzec i niewiasta, jako że wszyscy piersiami swemi zastawiali gród ukochany. W mundurach jedni, a w zwykłym tużurku drudzy, ale wszyscy żołnierze prawi i wierni z pod sztandaru Ojczyzny. Opłakali ich współrodacy, o na ich trumnach złożyli wieńce sławy i wdzięczności, która nie przeminie nigdy.
W dniu 28 kwietnia 1929 roku za rządów w Rzeczypospolitej Prezydenta Ignacego Mościckiego, gdy urząd Ministra Spraw Wojskowych dzierżył Pierwszy Marszałek Polski Józef Piłsudski, o Prezesem Rady Ministrów był Kazimierz Świtalski, gdy Województwem lwowskiem władał Wojciech hr. Gołuchowski, arcypasterzami Diecezji lwowskiej byli ks. Bolesław Twardowski i ks. Józef Teodorowicz, a włodarzem miasta Otto Nodolski,
W dniu dzisiejszym o godzinie 10 rano Najprzewielebniejszy ks. Biskup Franciszek Lisowski uroczyście poświęcił kamień węgielny, który staraniem Stowarzyszenia Straży Mogił Polskich Bohaterów został złożony w ziemię Cmentarza Obrońców Lwowa. Stanie no nim
POMNIK CHWAŁY OBROŃCÓW LWOWA co mówić będzie potomnym o najwyższej ofierze tych, którzy tu spoczywają: iż, jako żołnierze Leonidasa pod Termopilami położyli się tutaj na świadectwo swej gorejącej miłości Polski i na świadectwo niewzruszonej wierności Lwowa względsm Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Spisano we Lwowie, dnia 28 kwietnia 1929 roku i podpisami niżej opatrzono.
KORNEL MAKUSZYNSKI
PURPUROWA KSIĘGA W bibliotece mojej stoją długie szeregi książek, są wśród nich pyszne, złotem grzbietów błyskające, są ciche i słodkie, co, oczy niebieskie przymknąwszy, gadają przez sen wierszami, są takie, które się miłuje jak serce wiernego przyjaciela i są inne, zatrwożone, ułomne, ukochane cała duszą, jak brzydkie dzieci - to moje własne. Od niedawna zaś znalazła się w tym tłumie książka dziwna, do żadnej na świecie niepodobna, w dzień swoim purpurowym kolorem się krwawiąca, a w nocnym mroku błyskająca, jakoby była żywa, pełna krwi i potęgi. Kiedy się zjawiła wśród jaskrawej czeredy, pstrej i wielojęzycznej dziwne stały się rzeczy: ucichły z nagła książki wrzaskiem tytułu się zachwalające, zgasły wszystkie, pyszniące się złoceniami, a drżeć poczęły w słodkim sercu swoim wszystkie księgi ubogich, zaś wiersze w nich dźwięknęły cichutko. Tę księgę purpurową wezmę dziś w ręce i będę się z niej modlił przeczytam z niej litanię nieskończoną nazwisk, o ile razy jedno z niej nazwisko wypowiem, tyle razy z tej książki purpurowej kropelka ciepłej, najdroższej krwi na duszę upadnie.
Któż to napisał taką książkę dziwną, co żywą krwią ocieka? Jakież w niej zapisano historie, że temu, co ją w rękę bierze, ręce te ze wzruszenia drżą, a oczy błyszcza jakby ujrzały sprawy wielkie i tak podniosłe, jak duch ludzki, kiedy skrzydła aż pod niebo rozwinie i gwiazdy nimi trąca?
Książkę tę napisała Śmierć. Nie ta straszna i przeraźliwa, pokutne zawodząca psalmy, lecz ta najpiękniejsza, do młodzieńca greckiego podobna, dumna i radosna Śmierć, hymn swój śpiewająca w upojeniu, oznajmiająca się zwycięskim krzykiem. A że Śmierć czasu na mizerne słowo nie trwoni, wiele w tej książce nie ma słów, tylko jakby same meldunki żołnierskie, krótkie, jak gruchnięcie karabinów, szybkie jak błysk szabli i wymowne, jak ostatnie "Jezus Maria"! Mało kto ja czytał, bo to nie jest książka oni o Tarzanie, ani o potworze Heu Heu ani o córce Wielkiego Księcia. To jest książka o umarłych. Nie drżyj spokojny człowieku! To jest książka o umarłych, lecz tak radosna, jak śpiew, tak wspaniała, jak hymn, a tak serce zgniłe krzepiąca, jak dobra nowina. Oto ją ukazuję wszystkim szlachetnym i tym wszystkim, którzy wierzą w ofiarę nojszczytniejszg i w ducha ludzkiego.
Nazywa się ona: "W obronie Lwowa i Kresów Wschodnich polegli od 1 listopada 1918 do 30 czerwca 1919 roku". Wydana we Lwowie nakładem Straży Mogił Polskich Bohaterów po to, aby za uciułane z tego grosze urządzić tym bohaterom cmentarzysko.
Posłaliśmy tom temu skąpanemu we krwi Lwowowi piękne wiersze i słowa zachęty dla umierającego; teraz Lwów posyła nam swój suchy bilans tego czasu, straszliwy rachunek zysków i strat, okropne sprawozdanie i znowu niczego nie chce, oni pragnie, ani żąda, lecz chmurny wspomnieniem dostojny zwycięzca świadczy się przed całą Polską, że obowiązek swój spełnił do ostatniego tchnienia i krew z siebie wytoczył do ostatniej kropli. A że nie ma za co urządzać cmentarza dla mogił niepoliczonych, to chyba nie wstyd; trup Leonidasa też był nagi. I powiada: "kup, bracie Polaku, książkę tę, jeśli taka twoja wola, lecz jeśli nie kupisz, żalu o to nie będzie... myśmy nie żałowali naszych dzieci..."
A ja myślę, że gdyby tej książki, wśród cudownych najcudowniejszej w mig nie rozchwytano, to trzeba pójść na lwowski cmentarz, głową tam tłuc o darń ubogich grobów i wyć z serdecznego rozżalenia i rzec: "Cicho, cicho tam, chłopaki najdroższe... Nie należy płakać z żalu, bo pomyśli kto, żeście doprawdy tylko dzieci. Wy! - najwspanialsi żołnierze Rzeczypospolitej... Masz, smyku, jeden z drugim moje serce, bom taki sam nędzarz jak i ty... Zasadź sobie na grobie, niech ci rośnie... Tylko nie płacz, bekso z siedmioma kulami w piersi, bo przecież jeszcze się ktoś w Polsce taki znajdzie, kto tę twoją ksiażczynę kupi i grób ci za to przystroi i kwiatki posadzi niebieskie, jak twoje oczy"!...
Bo to w tym przeklętym Lwowie nigdy nie znają miary. Do diabła wreszcie z tym miastem, które wszystkim, jak sęp żarłoczny serce wyjada, jak i mnie wyjadło. Ni mniej, ni więcej tylko dwa tysiące grobów wydęło się w tej mieścinie psiakrewskiej, a wśród nich sto trzydzieści cztery, nie wiadomo nawet do kogo należy? Właściwie to wiadomo, stu trzydziestu czterech smyków, bosych i tak odartych, że nawet odartych z nazwiska, porwało karabiny i poszło na śmierć. Znam cię jeden z drugim! Tyś sprzedawał gazety pod hotelem George'a, a tyś uśmiechał się do mnie pędraku słodki, prosząc o niedopałek papierosa; tyś kradł jabłko w cudzym ogrodzie, a ty tak cichutko śpiący z rana od kuli w czole, nadaremnie udajesz niewiniątko i robisz miny, że mnie nie znasz. A któż to mi wytłukł kamieniem szybę, kiedyś się bawił w wojnę przy ulicy Mołeckiego? O, chłopaki wy moje, o cudne chłopaki, dzieci królewskie! - nie macie nazwisk, pewnie dlatego, że każde, choćby najwspanialsze, jest dla was za małe.
Gdzie indziej, w każdym innym mieście, na takim cmentarzu leżeliby w koleżeństwie złotym przynajmniej chłopcy. We Lwowie jest inaczej. Oczywiscie... oczywiście... Tu leżą i panienki słodkie i kobiety serdeczne, pomordowane, na pozycji poległe, albo tyfusem pobite; lwice i wilczyce, a z pozoru anioły modrookie, co obłędem niezmiernej miłości dotknięte,
"Polską obłąkane", serca swoje, różom purpurowym podobne w serca bohaterów największych zmieniły. Miasto to straszliwe, ten Rzeczypospolitej pies wierny i czujny, nie tylko swoich uwiodło czarodziejskim urokiem, wszakże na tym cmentarzu leży czterech szlachetnych Francuzów i trzech Amerykanów szlachetnych w najserdeczniejszej komitywie ze sztubakami, z których jeden był nawet w siódmej klasie. O, Boże miłosierny! W tej książce jedynej są obrazki. Nikt ich nie oglądnie jak należy, bo jakżeż patrzeć przez łzy? ...Widać tylko twarzyczki młodziutkie, rozweselone oczy, rozmierzwione czupryny, studenckie mundurki, lecz się to wszystko zlewa i wszystko się majaczy. Jakżeż można potrzeć no setki pomordowanych dzieci? Ja znam już kilku chłopaków dobrze, bo wciąż tę książkę przeglądom i gadam z nimi, bo takie to młode i niewinne i samotne z obrazka patrzy jakby chudziątko najmilsze, matki szukał i wypatrywał, więc, kłamiąc niezręcznie gadam mu, że zaraz przyjdzie, bo tylko na chwilę wyszła po łakocie dla niego. A on, chłopak najdroższy, wierzy i do mnie się uśmiecha, lwowskie dziecko najdroższe.
Oto z tej książki złotej kilku przyjaciół moich, z którymi sobie gadam o naszym Lwowie: Bitschan Jerzy, nazywa się np. jeden. To mój ulubieniec, moje oczko w głowie. W niebie kochają wszyscy tego chłopaczka ślicznego, a Pan Bóg przechodząc, zawsze go po głowie pogładzi. Któż nie zna jego historii? Miał czternaście lat, kiedy napisał do ojca taki list:
"Kochany Tatusiu! Idę dzisiaj zameldować się do wojska. Chcę okazać, że znajdę tyle sił, by służyć i wytrzymać. Obowiązkiem moim Jest iść, i gdy mam dość sił, bo braknie ciągle ludzi do wyswobodzenia Lwowa. .
Raport mówi, że walczył w pierwszym szeregu. Padł od dwóch kul ekrazytowych.
O Jureczku, Jureczku! Wszyscyśmy załamali ręce, a "twoim obowiązkiem" była śmierć. Chłopczyku jedyny. Niech najbardziej złocisty promyczek słońca padnie dzisiaj na twoją mogiłę, a twojej Mamusi niech anioł otrze z oczów łzy. Niech cię Matka Boska przygarnie do siebie jak Matka i niech całuje twoje oczęta.
A obok patrzy na mnie z obrazka Miecio Ateński, poważny i smutny.
Służył w karabinach maszynowych i poległ pod Dublanomi. Miał szesnaście lat. Stefek Fok, Jan Grabski, Zygmunt Gliński, Stefan Haraszkiewicz, Tadeusz Jaszcz - razem mają coś sześćdziesiąt parę lat. Śmierć wzięła ich w ramiona, płacząc.
A cóż ty robisz na tym wielkim cmentarzu, mały chłopczyku, który się zowiesz Wilhelm Haluza? A ileż ty masz lat? Już piętnaście? Dziecino, dziecino. Twoje serce, kulami karabinów maszynowych podziurawione, ma tyle lat, co największe bohaterstwo. O, jakiś ty śliczny na obrazku, jaki dobry. Twój kolega, Tadzio Jabłoński, wiesz co uczynił? Miał czternaście
lat i tak jak ty też uciekł z domu. Walczył jak bohater, bo mówił, że chce, aby się linia bojowa "prędzej do mamy zbliżyła", l zginął tak jak ty, tak ty... I Kornella Ludwiczek zginął i Włodek Krysakowski i Stach Lorenz. A Franka Manowardę de Jana, co miał piętnaście lat, zamordowali Ukraincy w Dawidowie. A Edward Mikołajski padł pod pocztą.
Zaraz ... Zaraz... wzsystko opowiem, ale nie mogę jednym tchem, bo mię coś w gardle ściska... Antoś Petrykiewicz miał trzynaście lat i był w drugiej klasie. Walczył na straszliwej reducie, na Górze Stracenia. Kiedy zginął, to jak ptaszę nikomu niewinne. A Józio Walawski miał 15 lat...
Któż spamięta, ile was tam było i w jakim wieku? Wszak i taki był, który miał zaledwie ponad dziesięć lat, lwiątko płowe. Iluż was tam było mniejszych od karabinu, to tylko Bóg jeden wie, który was przygarnął z miłością niezmierną, was i tych wszystkich towarzyszów waszych wąsatych i na wojnie bywałych, szewców, krawców, ślusarzy i te panienki, których nikt nie ucałował jeszcze tylko matka śmierć. Oto Bentschówna Irena - z ojca Niemca - kiedy się oddział cofa, chwyta za karabin i z wołaniem: "Bracia za mną naprzód!" - ginie, ugodzona kulą; Cholewianka Zofia - "szeregowiec legii kobiet" - ginie śmiercią nojcudowniejszą, Grabska Helena - uczenica, panienka słodka, poległa z bratem swoim Janem; Janina Prus-Niewiadomsko oczyma niewinnymi z wieczności patrząca, padła od kuli, ratując rannego żołnierza; Sulimirska Felicja, taka śliczna, że się jasno czyni od spojrzenia jej na obrazku, padła od kuli; Zofia Kościesza Wrońska walczyła w pierwszym szeregu jako "żołnierz l baonu 2 kompanii szturmowej" i kule ją posiekły, dziewczynę słodką.
Zdumiona była Śmierć i przerażona, nie nawykła, aby na pobojowisku zbierać dziewczęta. Lecz, że się to działo we Lwowie, nie było się czemu dziwić. Raczej co inne zdumieć ją powinno: oto czasem padali żołnierze, co bez głosu szli w bój i bez głosu umierali, śmiercią zacięci niemą. Takich żołnierzy nie widziała nawet ona - Śmierć. To byli lwowscy - głuchoniemi.
Oto jest krótka historia tego, co się znajduje w tej książce dostojnej. Jak z książki nabożnej, należy z niej czytać modlitwy. Lecz nie te napisane, lecz najserdeczniejsze modlitwy bez słów za dzieci nasze umęczone, za dziewczątka śmiercią pobite, za pomordowanych księży, za tysiące żołnierzy czystych i bez zmazy. A wy, cudowne Matki lwowskie, wspaniałe w bólu swoim i dumne ze swej męki, szepnijcie dziś najdroższym swoim grobom i synaczkom swoim, że sterana dusza moja i serce, zgryzotami pomięte, napełniło się dziś jasnością i niezmierną miłością tych grobów radosnych i promienistych; a niejedno w nich chłopię uśmiechnie się i szepnie: "nie płacz, mateczko moja... patrz jak nas wielbi i kocha ten człowiek!"
EMILIA SZCZERBAŃSKA
DZIAŁALNOŚĆ TOWARZYSTWA
STRAŻY MOGIŁ POLSKICH BOHATERÓW Cmentarz Obrońców Lwowa pozostaje od początku pod opieką Towarzystwa Straży Mogił Polskich Bohaterów, które go buduje i urządza. Torzystwo składa się w przeważnej części z członków rodzin poległych i zmarłych Obrońców Lwowa i powstało wyłącznie dla tego cmentarza. W bieżącym roku obchodzi S. M. P. B. 20-lecie swego istnienia. Aby zrozumieć i ocenić działalność Straży Mogił Polskich Bohaterów, wystarczy zwiedzić cmentarz Obrońców Lwowa i objąć całokształt 20-letniej pracy.
Stojacemu na wzgórzu cudny przedstawia się widok. Oto u stóp jego wznosi się majestatyczny Pomnik Chwały w kształcie łukowej kolumnady. W łuku pomnika ułożono dużą płytę z czerwonego granitu na grobie 5 Nieznanych Bohaterów, poległych w walkach no Persenkówce. Na najwyższej części cmentarza kaplica, u jej podnóża kotakumby, pomnik Amerykanów i pomnik Francuzów. Między grobami na miejscu skąd ekshumowano zwłoki Nieznanego Żołnierza położono piękną płytę z czarnego granitu. Cmentarz otoczony murem, po prawej stronie kaplicy portierka. Na grobach krzyżyki drewniane, z metalowymi tabliczkami. W najbliższym czasie zamienione zostaną krzyżyki drewniane, trwałymi, kamiennymi, - wszystkie groby będą podmurowane i ułożone na nich będą kamienne płyty z małymi ogródkami kwiatowymi.
Naprawdę trzeba było wielkiego nakładu pracy, zespołu gorliwych i ofiarnych ludzi, wytrwałości i pomysłowości, oby ten cmentarz urządzić i zdobyć potrzebne sumy na tego rodzaju budowle.
Mówiąc o początkach i założeniu cmentarza Obrońców Lwowa, należy się cofnąć do tych ponurych dni listopadowych, gdy miasto pozbawione było światła, wody, chleba, gdy po ulicach gęsto padały trupy, które zbierano i chowano, gdzie się najbliżej dało, często na podwórzach domostw. Najwięcej pochowanych było w ogrodzie Politechniki, w której mieścił się szpital wojskowy. Już wówczas zdawano sobie sprawę, że tu na ulicach Lwowa pisza^ się karty historii niezwykłej, która do bohaterskich czynów mieszkańców Lwowa doda przecudny-rapsod, niespotykany nigdzie - Obrony Lwowa. Ponieważ liczba ofiar zwiększała się z dnia na dzień. Zarząd miasta pod przewodnictwem śp. Prezydenta miasta Józefa Neumanna, ofiorował na prośbę dowódcy Obrony Lwowa śp. Bryg. Czesława Mączyńskiego, część gruntów w przedłużeniu cmentarza Łyczakowskiego na pochowanie poległych z pierwszych dni listopada 1918 r. W miarę postępu walk, cmentarz zapełniał się i wymagał troskliwej opieki.
Wówczas to, w lipcu 1919 r,, matka jednego z poległych, żona lekarza p. Maria Ciszkowa, zwróciła się do ówczesnego dziekana wojskowego ks. Józefa Panasia i prosiła go o wzięcie cmentarza w opiekę. Ks. Panaś wraz z p. Ciszkową i śp. Julią baronową Jorkaschową szczerze oddoną sprawie, utworzył w tym celu specjalny Komitet. P. Olgę z Truszkowskich Zakrejsowa, żonę lekarza, zaproszono na skarbniczkę, p. Lenę Robakowską (obecnie Jorkaschową) na sekretarkę, a gdy statut, ułożony przez ks. Panasia był gotowy, zarejestrowano Towarzystwo pod nazwą "Straż Mogił Polskich Bohaterów we Lwowie".
Przy udziale przedstawicieli miasta dnia 1 XI 1919, poświęcił śp. Ks. Arcybiskup dr Józef Bilczewski skrawek ziemi, przeznaczony na cmentarz Obrońców Lwowa, i wygłosił niezapomniane kazanie. Takie są początki założenia cmentarza Obrońców Lwowa, a wraz z nim powstania Towarzystwa Straży Mogił Polskich Bohaterów, do dziś dnia istniejącego pod tą samą nazwą.
Pozyskawszy więcej osób ofiarnych i pracowitych zabrano się energicznie do pracy. Zarząd miasta Lwowa udzielał wydatnych subwencji i przeprowadzał potrzebne inwestycje. Prezydent miasto śp. Józef Neumann przez cały czas swojej prezydentury życzliwą opieką cmentarz i Straż Mogił Polskich Bohaterów otaczał.
Podług planu, sporządzonego przez śp. prof. dr Władysławo Kubika, obsadzono cmentarz krzewami i kwiatami, nad stroną architektoniczną czuwała komisja znawców, do której należeli pp. inż. Witold Minkiewicz, inż. Witold Doliński, inż. Klimczok, inż. Michał Łużecki, prof. Bełtowski, prof. art. rzeźbiarz Nalborczyk, oraz prof. inż. Zygmunt Harland.
Rozpisano konkurs na urządzenie cmentarza i wybrano pracę oznaczona pseudonimem "Białe róże", śp. inż. Rudolfa Indrucha. Wybudowano kaplicę, której budową kierował bezinteresownie inż. Kazimierz Weiss. Zamierzone budowle obliczono na wielkie kwoty. Zdobycie tak znacznych sum nie było rzeczą łatwą, jakkolwiek społeczeństwo polskie, pozostające jeszcze pod wrażeniem krwawych walk o Lwów, chętnie śpieszyło z ofiarną pomocą. Firmy "Budulec" Wimner-Radziwiłł i Żeleński darowały cegłę no budowę, inż. Hintzinger granity, pochodzące z wieży Bismarka w Świeciu nad Wisłą, Ministerstwo Spraw Wojskowych 500 kg brązu, okucia i drzwi do kaplicy dała firma Gustawa Pammera we Lwowie.
W r. 1924 ukończono budowę kaplicy, którą przy udziale licznej rzeszy społeczeństwa i dostojników miasta poświęcił Ks. arcybiskup Metropolita Lwowski Dr Bolesław Twardowski, dnia 28 września, tego samego roku.
Równocześnie z tworzeniem cmentarza Obrońców Lwowa powstaje projekt budowy pomnika na Persenkówce, gdzie stoczono bardzo zacięte boje. Ofiarność obywateli przyczyniła się do powstania pamiątki i uczczenia zmarłych. Płk Władysław Śniadowski ofiarował grunt pod pomnik, rodziny poległych na Persenkówce złożyły potrzebne pieniądze, projekt pomnika opracował bezinteresownie śp. inż. Rudolf Indruch, budowa kierował bezinteresownie architekt Antoni Nestarowski. Na czele Komitetu budowy tego pomnika stanęła obecna prezeska, a matka poległego tam oficera Wanda Mazanowska, i doprowadziła do tego, że już we wrześniu 1924 roku stanął pomnik, który przy udziale wielkiej liczby publiczności i dziatwy szkolnej poświecił śp. Ks. dr infułat Józef Zajchowski, dnia 29 września 1924 roku.
Już wówczas cmentarz Obrońców Lwowa nabierał rozgłosu w całej Polsce, a nawet poza granicami Europy. Związek Narodowy Polski w Ameryce przy współudziale miejscowego Komitetu, na czele którego stanął śp. Hr. Leon Piniński i p. Janina Ebenbergerowa, ufundował pomnik lotnikom amerykańskim, którzy samorzutnie pośpieszyli na pomoc miastu i tu zginęli. Pomnik ten odsłonięto uroczyście 30 maja 1925 r. Od tego czasu, rok rocznie dnia 30 maja, jako w dzień amerykańskiego święta zmarłych odbywa się przed pomnikiem Lotników no cmentarzu Obrońców Lwowa podniosła uroczystość amerykańska "Memorial Day", podczas której przedstawiciel ambasady amerykańskiej w Warszawie zjeżdża do Lwowa, aby na grobie swych współbraci złożyć wieniec i rozwinąć sztandar Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Całą uroczystość przygotowuje z pietyzmem Towarzystwo
Straży Mogił Polskich Bohaterów i ofiarowuje od siebie wieniec. Na grobie Lotników składa się też 3 chorągiewki amerykańskie ofiarowane przez "Wielką Armię Rzeczypospolitej, Stowarzyszenie pamiątkowe Powiatu Cook, Chicago Illinois". Składa się też wieńce od Związku Narodowego Polskiego w Stanach Zjedn. Ameryki Półn. i od Posterunku Kapitana Arthura H. Kelly Nr 339 Legion amerykański Chicago Ill.
W roku 1925 dostępuje bohaterski gród kresowy niezmiernego zaszczytu. Oto dnia 4 kwietnia tegoż roku odbyło się w Warszawie losowanie 15 pobojowisk, z których miały być ekshumowane zwłoki Nieznanego Żołnierza. Los pada na Lwów. Dnia 29 października zebrała się na cmentarzu Obrońców Lwowa komisja, złożona z ks. arcybisk. Twordowskiego, ks. dziekana majora Truszkowskiego, gen. dowódcy O. K. Malczewskiego, śp. gen. Thulliego, wojewody Garapicha, śp. prez. J. Neumanna, Prezydium Straży Mogił Polskich Bohaterów, płk. Boruty Spiechowicza, przedstawiciela Min. Soraw Wojsk., p. Jana Lisickiego, przedstawiciela Min. Robót Publ. i wielu innych. W obecności tej Komisji i na podstawie planu cmentarza, sporządzonego przez Straż Mogił P. B., ekshumowano zwłoki Nieznanego Żołnierza.
Zgodnie z planem śp. inż. Indrucha zbudowano katakumby i poświęcono je i zamknięto dnia 9 października 1932 r.
Równocześnie z budową katakumb przystąpiono do budowy Pomnika Chwały. Zabrano się do tego wielkiego dzieła z głęboką wiarą, że społeczeństwo polskie poprze wysiłki Straży Mogił Polskich Bohaterów. Dnia 28 kwietnia 1929 r. poświęcił kamień węgielny ks. biskup sufragan lwowski Dr Franciszek Lisowski. W fundament wmurowano akt erekcyjny, ułożony przez prof. Uniwersytetu Jana Kazimierza, dra Stanisława Łempickiego. Trzeba było zabiegać o fundusze, aby robota nie stanęła. Nie zawiodło ofiarne społeczeństwo. Pośpieszyły z doraźna pomocą banki i instytucje finansowe. Użyczyło subwencji Ministerstwo Robót Publ., Minist. Spraw Wojsk., Zarząd miasta ofiarował znaczna kwotę na ten cel, już to w pieniądzach, już to w materiale. Ponadto Zarząd Miasta Lwowa ufundował jedna kolumnę Pomnika Chwały, kosztem 7.019 zł. Za przykładem miasta Lwowa pośpieszyli dalsi fundatorzy.
Coraz liczniejsze wycieczki z całej Polski i z zagranicy zwiedzają cmentarz i wyrażają uznanie dla pracy Straży Mogił P. B.
W roku 1936 rozpisano konkurs na 2 płyty, a mianowicie na miejsce, skąd wzięto do Warszawy zwłoki Nieznanego Żołnierza i na grób 5 Nieznanych Żołnierzy z Persenkówki. Obie płyty są wyciosane z granitu i opatrzone odpowiednimi napisami. Dnia 2 listopada 1937 odbyło się uroczyste poświęcenie obu płyt i przekazanie ich opiece miasta. Są one atrakcją dla zwiedzających, a dla wycieczek miejscem składania wieńców, gdyż stanowią symbol bezinteresownej ofiary nieznanych Bohaterów, których cmentarz liczy stukilkudziesięciu.
Prócz tych prac dokonanych przez Straż Mogił P. B. należy podkreślić zbudowanie pięknego, a tak wymownego w swej strukturze pomnika Francuzów. Poświęcenie tego pomnika odbyło się 26 maja 1938 w obecności Marszałka Śmigłego Rydza, gen. Góreckiego, Min. Ulrycha, Attache francuskiej Ambasady, gen. Musse, wojewody Biłyka, starosty grodzkiego Porembalskiego i wielu innych przedstawicieli władz i licznej rzeszy publiczności. Pan Marszałek wpisał swe nazwisko do Księgi Pamiątkowej, którą Towarzystwo od lat kilku prowadzi.
CDN
Lata 90-te - pierwsze prace porządkowe wykonane przez pracowników Energopolu |