SPIS TREŚCI


Część I.

Słowo wstępne bryg. Czesława Mączyńskiego
Słowo wstępne Autora

Odruch polski
Z rozwoju i przejść II. BAONU 240 PP. A.O.
Piechota M.O.A.O. 240 pp.A.O.


Część II.

Z przejść I. i III. BAONU 240 PP. A.O.
    Atak na Zadwórze
    Atak na Laszki Królewskie
    Detachement Abrahama
    U mogił bohaterów w Zadwórzu
Z dziejów 205 Pułku Artylerji M.O.A.O.
O 238. P.P.A.O.
Rzut oka na organizację, przebieg walk i likwidację Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej
    Likwidacja Armji Ochotniczej


Dr Jerzy Pogonowski

Bój o Lwów

(Z walk Armji Ochotniczej z 1920 roku)

(Pisowania oryginalna)

SŁOWEM WSTĘPNEM ZAOPATRZYŁ BRYG. CZESŁAW MĄCZYŃSKI REPRODUKCJE PORTRETÓW I ILUSTRACJE WYKONAŁA ART. MAL.WANDA ŻYGULSKA-POGONOWSKA

WYDAWNICTWO „LOTOS" W GDAŃSKU 1921.
REPREZENTACJA NA POLSKĘ: "LEKTOR" INSTYTUT LITERACKI (SP. Z OGR. ODPOW.) WE LWOWIE, UL. MIKOŁAJA 23 (DOM WŁASNY). W WARSZAWIE UL. SIENKIEWICZA 5.


Część II.


Z PRZEJŚĆ BAONU I. i III. 240 PP. A. O.

Organizacja postępowała tak, jak w II Baonie. Organizację obu tych baonów omówiono w rozdziale wstępnym, pt. „Odruch polski". Ze wszystkich trzech baonów najprędzej zorganizował się w energicznych rękach pierwszego Obrońcy Lwowa, niezapomnianego mjra Tatara-Trześniowskiego, wsławionego jeszcze z czasów legjonowjch, baon III, zasilony ludźmi z Baonu II. w pamiętnym dniu pierwszego „frontowego" alarmu. Było to 26. lipca — we Lwowie pod wpływem hiobowych wieści zaznaczyła się lekka panika. Dla uśmierzenia jej i dla wzmożenia otuchy ogólnej zapragnął gen. Lamezan wysłać któryś z baonów bryg. Mączyńskiego na front. Najlepiej się nadał do tego, ze względu na arcyszybkie swe wyćwiczenie, sprawny baon III, właśnie ów majora Trześniowskiego. Wyruszył więc stopniowo naprzód, do drugiej linji rezerwowej nad Bugiem, przez rejon obronny Lwowa. — Po mniej więcej tygodniowej komendzie kpt. Drobniewicza objął dtwo I. Baonu ppłk. dr. Domaszewicz, lekarz-neurolog, pragnący szerszego zakresu działania poza ściśle zawodowym widnokręgiem, zwłaszcza, że przez długoletni pobyt w sztabie, gruntownie poznał teorję. Nie jest to w Polsce pierwszy wypadek, że lekarz rezygnuje ze swego zawodu w polu i walczy jako oficer, czy żołnierz — dość wspomnieć śp. Żulińskiego lub generalnego adj. Wieniawa-Długoszowskiego. Ppłk. dr. Aleksander Domaszewicz zyskał jednak nieśmiertelną sławę, uzewnętrznioną w krzyżu Virtuti Militari i w wyszczególniającej go pochwale gen. Jędrzejewskiego.

Przy pomocy adj. por. Nowosielskiego zorganizował swój baon bardzo szybko, bacząc pilnie i na musztrę formalną, na ćwiczenia taktyczne, i na metodę walki. Cały baon strzelał, (każdy żołnierz po trzy razy ostrym nabojem), pod tym względem górował baon dra Domaszewicza nad baonami jego niemniej zresztą oddanych Sprawie i zasłużonych kolegów. Baon wyruszył do Malechowa na uciążliwe ćwiczenia już 8. sierpnia, a dnia ligo z pułkiem do IX. brygady piechoty. Liczył wtedy 680 bagnetów, a jego trzy kompanje miały zająć olbrzymi wprost teren, gdyż baonowi I. i wcześniej tam przybyłemu III. wyznaczono odcinki równo każdemu dziewiętnastokilometrowe. I. Baon Domaszewicza zajął i obsadził odcinek od Rakobut po Kamionkę Strumiłową, a na prawo od Rakobut po Busk rozciągał się odcinek baonu majora Trześniowskiego. Oba baony wciągnięto wkrótce w krwawe nader boje.

Lwowianie słyszeli coś o tej akcji, lecz przeważnie w reprodukcji famy conajmniej stugębnej. Dopiero dnia 3 września poinformował ich cokolwiek feljeton wojennego sprawozdawcy „Słowa Polskiego" (Nr. 410, 1920 r.) pt: „Chrzest ogniowy I. lwowskiego baonu M.O.A.O." Ponieważ podnosi on wiele cech istotnych, a charakterystycznych, streszczam go niżej pokrótce z dodatkiem pewnych uwag. Żołnierz polski wiedział dobrze, że te bardzo ważne walki od 15—27 sierpnia (a więc do rozwiązania 240 pp. jako takiego) były dalszem ogniwem walk poprzednich — o Lwów.

Dnia 15. sierpnia stał już baon na dużym odcinka iad Bugiem. Na prawem skrzydle wrzał bój. W artyleryjskim ogniu stała 4-a kompanja I. Baonu. Wtedy przegrupowano cofające się z pod Brodów wojska, lecz kawalerja bolszewicka przeszkadzała temu skutecznie i baon nie mógł iść na Kamionkę Strumiłową. Jeden bowiem z pułków linjowych, mających go zastąpić, nie mógł tego uczynić na skutek ataku bolszewickiego, który go w drodze powstrzymywał.

Wobec postępów bolszewickich na lewym brzegu Bugu podjęto polską kontrakcję. W dowództwie baonu samego pozostało wtedy li tylko — dwudziestu ludzi. W poniedziałek 16-ego, pierwsza dywizja „towariszcza" Budiennego rozpoczęła atak o świcie. Nad Bugiem walka z prawego przeniosła się na lewe skrzydło. Na lewem kozacy wdarli się w szczerbę, powstałą przez ustąpienie jednego pułku. Walcząc jak lwy, cofali się ochotnicy ku lasom na Zachód (tam się odznaczył ppor. Marchwiński, może najlepszy oficer Baonu; prócz niego Więckowski, i mężny sierżant Wróbel) Na siedzibę baonu napadło 150 kozaków. Męstwo oficerów rozstrzygnęło sytuację pomyślnie: oto kpt. Drobniewicz, por. Jabłoński i lekarz baonowy por. dr Kwiatkowski, inicjatywę, uchwycili na szczęście w swoje ręce. Strzelano z odległości 15 kroków, padło 20 kozaków z atamanem, zastrzelonym przez dra Kwiatkowskiego. Kozacy się cofali, a ochotnicy pod lasem wznieśli triumfalny, gorący okrzyk: „Niech żyje Polska!" Siedziby baonu musieli jednak opuścić! Ale niebawem grupa baonu, która atakowała poprzednio, odbiła siedzibę baonu (a więc grupa pod wodzą ppłk. Domaszewicza, i poruczników Starczewskiego i Malinowskiego.) Polacy zwyciężyli, pomimo szarż kawalerji, ale — ku ich smutkowi wielkiemu. — poległ na placówce śmiercią bohaterską abit. gimn. mężny plut. Jaksmanicki.

Nazajutrz walczono pod dworcem. Tyraljerę polską atakowała bolszewicka baterja i pancerka. Polska artylerja współdziałała dzielnie i sprawnie. Po cofnięciu oddziałów rozkazem na inne odcinki, nazajutrz popołudniu zapanowała cisza, ale to była cisza zdradziecka. Jakoż za chwilę zasypało Polaków mnóstwo „kuferków", szrapneli. Po naszej stronie odznaczył się wówczas chlubnie stary żołnierz, por. Jabłoński i sierż. Wróbel, który zaraz po powrocie z niewoli bolszewickiej zgłosił się do służby w linji. „Kuferki" polskiej artylerji wytłukły mnóstwo bolszewików, psując im odwrót. Poległ tam adjutant atakującego nas baonu. Nad ranem znów kontratak przeciwnika skierował się na nasze prawe skrzydło. Śmiały wypad polski oskrzydla jednak wroga. Walka zrazu była początkowo niepomyślna, ale później zwycięska. Żołnierz — rekrut nawet, po tym bojowym chrzcie krwi stał się prawdziwym frontowcem.

Tyle sprawozdawca wojenny. Zaglądnijmy jednak do pierwszorzędnego źródła, do informacyj z pierwszej ręki, tj. do meldunków baonu, do sprawozdań, spisanych z polecenia komendanta baonu ręką por. Malinowskiego. Trzymając się porządku, czytamy w nich mniej więcej, co następuje:

16/8. akcja I. Baonu celem odrzucenia wroga, który 15/8. o godzinie 22 przekroczył Bug w rejonie Rakobut. Sytuacja o godz. 22 dnia 15/8. Własna kompanja 4-a melduje: Wróg przekroczył oddziałami kawalerii (pierwsza czerwona armja Budiennego) Bug pod Rakobutami. Sytuacja własna. Kompanja 1-a i 4y pluton 1. KKM, w pogotowiu marszowem (po zluzowaniu przez II. Baon 20 pp. w Tadaniu); komp. 3. i 3-ci pl. 1. KKM. w podobnej sytuacji, jak 1 kompanja w Spasie. 4 kompanja i 2i pluton 1 KKM. z wyjątkiem placówki Nr. 1, która została również zluzowana przez II. Baon 20 pp. na odcinku na zachodnim brzegu Bugu od Derewlan do -o- 211 na wschód od A 234, Kompanja 2-a i 1-y pluton 1 KKM. w rezerwie przy dowództwie baonu w Streptowie. Decyzja dowództwa I Baonu 240 pp. A. O.: Ściągnąć 1 i 3 kompanie i wraz z 2-ą komp. uderzyć frontalnie od strony Rzepniowa. Czwarta kompanja, wzmocniona częścią 2-ej kompanji, uderzy równocześnie od północy, by odciąć nieprzyjacielowi odwrót. Dyslokacja sił: 2 komp, 40 ludzi piechoty z dwoma francuskimi ręcznymi karabinami maszynowymi pod dowództwem ppor. Petlary odeszło na o- 225 (koło dawnych okopów) i obsadziło je, wygiąwszy prawe skrzydło ku południu — 36 ludzi piechoty z jednym francuskim karabinem maszynowym ręcznym pod dowództwem pchor. Kuziowa wzmocniło cofnięte ku zachodowi prawe skrzydło 4-ej kompanji. Patrol oficerska, złożona z 17 ludzi piechoty, wyszła pod dowództwem ppor. Wojtycha przez Rzepniów, do Rakobut. celem stwierdzenia liczby, rodzaju i kierunku marszu nieprzyjaciela.

Jeden francuski ręczny karabin maszynowy (13 ludzi) pod dowództwem plutonowego Jaksmanickiego, obsadził drogę przy (?) na północny zachód od (-o- 235) (południowy wschód od Streptowa), celem osłony tyłów i prawej flanki. Reszta komp. 2-ej pod dowództwem ppor. Jabłońskiego została w Streptowie celem ochrony wsi i osłonv trenów. 1-a kompanja z pierwszym plutonem 1 KKM. wyruszyła (po przybyciu z Tadania do Streptowa) drogą ze Streptowa do Rzepniowa z kierunkiem na Rakobuty. Z tą kompanją odszedł dowódca baonu ppłk. dr. A. Domaszewicz i dowódca 1 KKM. por. Malinowski. Trzecia kompanja otrzymała rozkaz wyruszenia ze Spasa w kierunku na —o— (Pd. zach. od Derewlan), a następnie w połączeniu ze znajdującą się tam obsadą pod dowództwem kpt. Drobniewicza zaatakowania z flanków. Akcja: Komp. 1 znajdowała się na drodze w lesie na południe od Streptowa (pd wschód od -o- 227), gdy zauważono bitwę na Pn. Wkrótce przeniosła się walka na tyły. Wobec tej sytuacji zawróciła kompanja i, rozwinąwszy się w tyraljerę z kierunkiem na Pn. wsch., znalazła się wobec trzech sotni kozaków, które, przyjęte ogniem piechoty i maszynek, wobec zdecydowanej postawy grupy, cofnęły się po bezskutecznym ataku drogą ze Streptowa na Spas, ostrzeliwując z maszynek atakującą kompanję. Wspomniana wyż grupa (i komp. i 2 plutony 1 KKM) odbiła Streptów, a następnie nawiązała utraconą łączność.

Przebieg walki: 3 komp. została napadnięta w marszu przez 4 sotnie kozaków, z których 3 zaatakowały wspomnianą kompanję, a 4-a Streptów. 3-a komp. ustawiła się w czworobok i podjęła walkę. Otoczona jednak, uległa po bohaterskiej obronie, przemocy i w znacznej części dostała się do niewoli z oficerami. Obsada Streptowa podjęła też energiczną obronę (por. dr. Kwiatkowski zastrzelił atamana bolszewickiego, widać Niemca, gdyż krzyczał na swoich „Verdammte Kerle! Wpierod!"). Otóż sotnia wycofała się z trenem na widok zaciekłej obrony tej polskiej „zbieraniny", gdyż — istotnie, — tworzyła ją piechota, telefoniści, sanitariusze, furjerzy i ordynansi nie wyćwiczeni. Placówka polska przy krzyżu broniła się do ostatniego naboju, a ostatniego strzelającego zarąbało kozactwo.

ATAK NA ZADWÓRZE.

(Por. z II. Baonem; zob. rozkazy ppłk. Sendorka). Kontynuując marsz z Grzybowic z 21/8. wyruszył dnia 22/8. I. Baon z lasu na wsch. od Chałupek. Rozmieszczenie sił: 1 komp. i 4-ty pluton 1 KKM. w tyraljerze w pierwszej linji na wsch. od -o 256. 2 komp. i pluton 1 KKM. w rezerwie w tyraljerce. Lewe skrzydła tej komp., w sile jednego plutonu, zagięte było ku zachodowi, celem osłony lewej flanki ze względu na to, że wskutek opóźnienia oddziałów operacyjnych na lewo od I. Baonu, mógł nieprzyjaciel flankować od strony Podlisek.

Przebieg bitwy. Po kilkugodzinnym silnym ogniu artylerji poczęła piechota nieprzyjacielska podsuwać się ku naszym linjom. Pierwsza linja została wzmocniona pierwszym plutonem 1. KKM. i częścią drugiej komp. Tymczasem zaczęły podchodzić od lewego spóźnione dotychczas oddziały inne. Wtedy dowódca baonu zarządził kontratak. Wtem rozszalał się huraganowy ogień nieprzyjacielskiej artylerji na polską tyraljerę pod Wysoką przy zbliżeniu naszej linji do A 246. Ogień nieprzyjacielskich maszynek był iście morderczy. Padł szer. Piątkiewicz, ustąpił ciężko ranny w pierś ppor. Koliweszka (odłamkiem granatu, w chwili gdy kosił wrogów maszynką.) Poprzednio jeszcze, pod Streptowem, padł ppor. Hałaburda z rosyjskiej armji, a ppor. Petlaro, który się w Derewlanach dostał do niewoli, niedawno wrócił znowu. Tak, gorące to były dość boje. Nawet lekarz szedł z karabinem w pierwszej linji, a dzielnie go też naśladowały „łapiduchy". Męstwo wodza polskiego, heroicznego dra Domaszewicza. wywarło piorunujące wrażenie na bolszewikach, potwornego napędzając im stracha. Uciekali, a chłopcy żałowali mocno, że ich rozkaz na inny przeniósł odcinek, gdyż wymknęli się upatrzeni już dobrze bolszewicy. Dnia 23/8. między 14 ą a 15-a artylerja bolszewicka ostrzeliwała wieś Zuchorzyce, obsadzoną dwiema kompanjami i dwoma plutonami 1 KKM. Obsada zabezpieczyła się trzema placówkami, na których w chwili ognia znajdowała się komp. 2-a. Po 1/2 godz. spostrzegły placówki Nr 3 Z.O. na wschód od Zuchorzyc i Nr 2 odc. 274 Jezierna, posuwające się linje wrogie. Placówka Nr. 2 wycofuje się na wzgórze na Z. O. przed wsią. Plac. Nr. 3 (274) dołącza się do linji, biegnącej od plac. Nr. 3 (Z. O.) w kierunku skośnym do wsi. Do tej linji dołącza się rezerwa komp. 2 na lewem skrzydle i 1 pluton komp. 1 na prawem skrzydle. Reszta komp. zbiera się na zach. krańcu wsi jako rezerwa. Lewe skrzydło cofa się pod silnym naporem nieprzyjaciela do skraju wsi. A wróg coraz natarczywszy! Gdy się sytuacja zaostrzyła, i już wydała się straconą, zagrzmiał Domaszewicz „Rezerwa do kontrataku! Naprzód!" Szalonego natarcia impetu pełnych żołnierzy I. Baonu nie wytrzymali bolszewicy i uciekli na Laszki królewskie. Na placu bitwy został trup „batalionnawo instr. oficera", wiele amunicji artylerji i dwaj jeńcy. Z polskiej strony ranni : sierż. Stojanowski i Nowakowski, szer. Kmicik; zginął szer. Haniszewski. — Po odparciu kontrataku obsadzono wieś, jak przedtem.

ATAK NA LASZKI KRÓLEWSKIE.

Dnia 25/8. o godz. 15:30 wyruszył baon ze Zuchorzyc, celem zdobycia Laszek. Miała mu pomagać komp. techn. 20 p. p. Wśród dowcipów i drwin z przykrej słoty i bolszewików zajęto skraj lasu 1 km. na zachód od o- 263 — 1-sza komp. i 4-ty pluton 1 K. K. M. rozwinął się w tyraljerkę jako pierwsza linja, 2-ga komp. stanęła w rezerwie na skraju lasu, ukryta za drzewami. Po wydaniu rozkazów przez Domaszewicza komendantom kompanij, na umówiony gwizd, ruszyła tyraljera. Gęsto widziano żołnierza ze snopkiem w ręku na osłonę. Rezerwa szła zwolna naprzód. Wtem padły salwy, zagrały maszynki, zaświszczały i zajęczały granaty i szrapnele. To nocny atak. Triumfalnego dźwięku polskich sopranów (dla młodego wieku żołnierzyków), przeląkł się bolszewik i umknął, zostawiając zabitych, rannych i jeńca. Laszki więc polskie!

Ustawiono placówki przed wsią, idąc na spoczynek. Baon III. z majorem Trześniowskim też miał liczne przejścia bojowe. Dziewiątą jego kompanją dowodził porucznik Huńka, dziesiątą por. Ratusiński, jedenastą por. Chmielewski, potem zaś Piasecki a dwunastą poległy por. Hawlat. Kompanją 3-cią K. M. dowodził zacny żyd-Polak. ppor. Seweryn Jeschiwe, znany z walk jeszcze w sprawie cieszyńskiej. Oprócz niego byli też tam porucznik Podgórecki i ppor. Lichtenberg. Podobnie, jak to miało miejsce w I-szym i II-gim Baonie, brała w walkach żywy udział i kancelarja: walczyli np. porucznik (dziś kapitan) Pilch i Kruszelnjcki z prowiantury, obaj profesorowie gimnazjalni. Olbrzymi napór nieprzyjacielski zmusił baon w onym pamiętnym czasie (bolszewicki atak na Busk-Krasne, gdzie baon stał stosunkowo dawno już jako zabezpieczenie do cofnięcia się) po wielkich polskich stratach, poniesionych pod Kozłowem i Buskiem, gdzie padli m. i. ppor. dr. Tobiczyk, lekarz i medyk, nazwiskiem Chorąży. Dwie sanitarjuszki wzięto do niewoli. Były to Helena Kujmyszyn z Kopyczyniec i Helena Przysiężna z Czortkowa. Zraniono też ciężko adjutanta Baonu pchor. Wilhelma Mikę. Jedna sanitarjuszka strzelała do bolszewików, kolega zaś pewien niosąc rannego sierżanta, napadnięty przez dziesięciu bolszewików, pięciu z nich trupem położył, skutkiem czego pięciu pozostałych uciekło i bohater sierżanta mógł ponieść dalej.

Co do dowódcy 3 KKM., ppor. Seweryna Jeschiwego, wieści są sprzeczne. Wedle jednych poległ, wedle drugich, wzięty do niewoli bolszewickiej i ranny, gdy pragnął wyrwać z rąk krasnoarmiejca zrabowaną sobie kurtkę, został zarąbany. Wedle trzeciej wersji żyje w obozie jeńców w Moskwie.

Chcąc przedstawić fakty w kolejnem ich następstwie cofnąć się trzeba do 14-go. Otóż w sobotę 14. zaatakowali bolszewicy Stronibaby i tam ranny został ciężko bohaterski porucznik Chmielowski, który, przewieziony do szpitala załogi we Lwowie, zmarł tamże w ciężkich cierpieniach. W niedzielę III. Baon osłaniał odwrót VI. Armji, lecz nie mógł się skomunikować przyłączyć w Kamionce do I. i II. Baonu," jak tego pragnął, a to z braku jakiejkolwiek łączności. Między 15—16 nad ranem były walki koło Rakobut — Kozłowa — koło Milatyna 17-go koło godziny 7-ej — 8-ej wieczorem reszty kompanij przyszły do Kozłowa. Koło godz. 10-ej wyszedł rozkaz wyrzucenia bolszewików za Bug.
Wobec tego kapelan baonu, ksiądz Franciszek Bardel, dał na pozycji generalną absolucję (podobnie jak i w II-im Baonie kapelan ksiądz Szmid, zawsze spokojny i pełen słów otuchy w bojowej linji). Atak polski wykonany koło północy w rejonie Rakohut, udał się bardzo dobrze, ale bolszewicy urządzili koło godz. 3-ej kontratak ze wszystkich stron, zagrażający otoczeniem, częściowo już dokonanem. Wróg liczył mniej więcej 5.0G0 bagnetów, a raport poranny majora Trześniowskiego z 19. sierpnia podaje 13 oficerów, 24 podoficerów, 187 karabinów i tyleż bagnetów itd.

Zestawienie to niech świadczy o męstwie Ochotników i ich wodza tak zaszczytnie, jak na to zasługują. Nie pierwszyzna to, co prawda, dla majora Trześniowskiego, bohatera ze Szkoły Sienkiewicza.

Po atakach kompanji 10-ej, wspomaganej przez 9-ą, nastąpiło połączenie się kompanij i wycofanie konieczne już, wprost w ostateczności — na Laszki Królewskie.

Dnia 19-go we Lwowie nasz oddziałek nadbużański z por. Rączym, spotkał się we Lwowie z odpoczywającymi tam żołnierzami Baonu II-go, a sierżant Łopuch, przybyły stamtąd, opowiadał nam z przygnębieniem o naszych świętych stratach. Przez Grzybowice, podobnie jak i II. Baon, poszedł również i baon III. na Zadwórze i wspaniale współdziałał tam w akcji aż do pamiętnego, niespodzianie nagłego rozwiązania pułku i przejścia żołnierzy z oficerami do 20 pp. Ziemi Krakowskiej, gdzie po ppłk. Kruku-Schusterze objął komendę mjr. Trześniowski.

Żołnierze jego odznaczyli się głównie w bojach 20 pp., co nie należy już do dziejów Armji Ochotniczej. Dnia 27/8. poległ pod Połonicami bohaterską śmiercią oficer III. Baonu podporucznik Pariser, niezwykle mężny i opromieniony wielką sławą. Chwilowy triumf bolszewicki zmienił się w ponury odwrót wojsk czerwonych, partych przez trzy baony 240 pp. Trzeci baon zapisał się niezwykle chlubnie nie tylko w dziejach organizacji lecz i bojów MOAO.
Rahobuty, Busk, Kozłów, Laszki Królewskie, Chałupki a nadewszystko Zadwórze dość wiele świetnych jego Czynów widziały.

Za wzór był nieraz stawiany kolegom por. Huńka Stanisław (znany jeszcze ze Szk. Sienkiewicza, gdy zawieszał na wieży z ppor. Stan. Ssolinem sztandar, potem jeden z pierwszych organizatorów „Wilków") Jako dca komp. 9 ej trzymał mężnie przez 2 godz. atak huraganowego ognia boisz, armat, karabinów i KM, każąc grać na harmonijce ręcznej mężnemu inwalidzie plut Laipfricowi. Było to p. Buskiem. P. Rakobutami poniesiono straszne straty mimo męstwa wodza i podoficerów, sierż. służb, i linj. Tomasa, plut. Łesia, drużynowego II. plutonu, szer. Rybickiego, Kostiuka, Siedleckiego Zbigniewa musiano wśród licznych strat się wycofać. Odznaczył się pchor. Rudkowski z magazynu broni. Otoczony por. Huńka, waleczny i czynny w boju i organizator Sprawy, mimo ciężkich ran i chorób — 4-ech bolszewików niszczy granatem ręcznym, około sześciu celnemi strzałami.

Żołnierze III. Baonu z rozrzewnieniem wspominają lekarza Jana Tobiczyka, zarąbanego szablami bolszewików pod Kozłowem, który do ostatniej chwili wytrwał na posterunku, dzielny tak w opatrywaniu rannych, jak i w bitwie. Miłością szczerą ku sobie przejął żołnierzy mjr. Trześniowski, nieoceniony dowódca, o wielkiej sile ducha, stałym charakterze i dobrem sercu, sprawiedliwy, odważny a nadewszystko spokojny w bitwie, stanowczy rozsądny, a zwany tak przez żołnierzy, jak i oficerów „dziadkiem".

Wielką sympatją cieszyli się też ppor. Ludw. Hradel, ppor. Jesziwe, którego straty (jako komendanta) żołnierze odżałować nie mogą, tudzież podp. Engielkrajs który się nadzwyczajnie spisywał w każdej bitwie.

Wspomniani już sierż. Tomas Henryk i Laipfritz, należeli do ulubieńców Baonu III; Tomas wraz z szer. Laszkiewiczem Adamem zdobył pod Buskiem maszynkę ręczną. Odznaczyli się p. Buskiem i Rakobutami. Kapr. Szczerbjan Franciszek bronił się z obsługą 3-go plutonu do chwili ostatniej, poczem (po zagwożdżeniu maszynki) miał utonąć w Bugu wraz z obsługą. Szer. Czuchraj Jan z KKM., gdy bolszewicy co okrążali, wziął na ramię KM., i odbiegał kilkadziesiąt kroków i strzelał nadal po kilka razy tak, że wstrzymał całą falę wroga.

Wreszcie pni Huńkowa Helena, zwana przez cały baon „mamusią" lub „p. pułkownikiem", wytrwała do ostatniej chwili, gotując żołnierzom ciepłe jedzenie.

DETACHEMENT ABRAHAMA I KONNICA MOAO.

Wspomniane w „Odruchu polskim" dwa pułki konnicy, były to 214 i 209. Dowódcą pierwszego z nich był płk. Żółkiewski, a drugiego płk. Belina-Prażmowski. Pułk 214 odznaczył się przy zwycięskiej ofensywie polskiej pod Kowlem; komenderowany na pomoc Warszawie, współdziałał wybitnie przy zdobyciu Tużysk, Łucka, Równego i zwłaszcza Pińska (a więc już po odparciu bolszewików z pod Lwowa), a potem, zbuntowawszy się, przyłączył się do Żeligowskiego (we Wilnie). Oprócz tego bohaterskiego pułku ułanów był jeszcze jak najlepiej organizowany pułk 209 kawalerji, rekrutujący się z Nowosielec, z okolic Sanoka, stacjonowany w Przemyślu. Uzyskał swą gotowość bojową dopiero pod koniec października 1920 r. Oprócz tych pułków, konnicę organizował w swojem Detachement dr. Abraham (zrazu jako rotmistrz, potem jako major) wraz z rtm. Korab Krynickim, sławnym z obrony Lwowa dowódcą „Wilków", tak nazwanych od nocnej metody walki — zrazu bardzo nieliczni, mogli atakować tylko w nocy i wtedy też się cieszyli pełnem powodzeniem). W detachement Abrahama była piechota na wozach, cały baon piechoty i baon K. M. Na podstawie ustnych informacyj Bryg. Mączyńskiego i mjr. dra Abrahama, oraz jego rozkazów organizacyjnych, likwidacyjnych, nadzwyczajnych, oficerskich i operacyjnych przedstawiają się dzieje „Detachement" następująco: Dnia 9-go lipca 1920 r. we Lwowie wydał mjr. (podówczas jeszcze rotmistrz) dr. Abraham rozkaz pierwszy, który donosił, że z rozkazu Dtwa Małopolskich oddziałów armji ochotniczej, upoważniony przez D. O. G. Lwów, powołuje wszystkich swoich byłych oficerów i żołnierzy do „Detachement". Dobrowolni ochotnicy mogą się zgłaszać wprost lub przez Dtwo MOAO.

Detachement składa się z oddziałów piechoty, konnicy i artylerji, zapowiada się w tej mierze poufne rozkazy organizacyjne i taktyczne. Pierwszy baon piechoty obejmują kpt. Zajączkowski, porucznik Obertyński i por. Demeter. Baon karabinów maszynowych obejmuje poruczn. Dawidowicz, do którego przydziela się ppor. Lischkę, ppor. Łuczkiewicza oraz sierżanta Barana. Komisję kasową tworzą: kpt. Zajączkowski, por. Kempner, ppor. Ługowski i ochotnik Longchamps. Ppor. Ługowski odbiera z IV. oddziału taborów kuchnię polową i wóz prowiantowy z parą koni. Ppor. Śliwa, prof. gimn. podpisuje za zgodność, i prowadzi adjutanturę i kancelarję „Detachement."

Ppor. Jakliński organizuje oddział sanitarny. Dowództwo koszar objął ppor. Adam Łuczkiewicz. Rozkazy oficerskie dra Abrahama odznaczają się wielka sumiennością i dokładnością, pozatem zrozumieniem potrzeby kształcenia żołnierza i informowania go o sprawach polskich, jak tego dowodzą wyraźnie poniżej cytowane rozkazy. Oficerowie, którym polecił dca detachement funkcje organizowania oddziałów, mieli przedkładać mu krótkie sprawozdania pisemne o stanie prac organizacyjnych — a w przyszłości przedkładać codziennie krótkie sprawozdania swych czynności — pisemnie lub ustnie, załączając raport o stanie wyszkolenia żołnierza. W raporcie wykazać trzeba było osobno : a) stan ludzi wyszkolonych, mogących być użytymi natychmiast do akcji bojowej, b) których wyszkolenie wykazuje niewielkie braki i ź konieczności mogliby być użyci, c) zupełnie niewyszkolonych. Już 13/VII. oddziały piechoty, kawalerji, artylerji, karabinów maszynowych wystawiły po 10 ludzi uzbrojonych, z amunicją i 1 karabinem maszynowym, gotowych do odmarszu pod Dtwem 2 oficerów.

Jednego oficera miał wyznaczyć por. Winkler, 2-go kpt. Zajączkowski. Organizację 2-go szwadronu karabinów maszynowych zolecono rtm. Święcickiemu. Dnia 15/VII. ostrzeżono dców oddziałów przed samowolnem przyjmowaniem żołnierzy z innych oddziałów, a w szczególności z formacji zapasowych. W zasadzie przyjmowani być mogli tylko ochotnicy, nie objęci poborem, a żołnierze, należący do formacyj zapasowych, mogli być przydzielani przez formacje zapasowe za zgodą D. O. Gen. winni byli ze sobą przynieść swe dokumenty osobiste i karty zaopatrzenia. Żołnierze, znajdujący się w oddziałach, którzy nie przynieśli dokumentów ze swych formacyj, mieli być oddani odnośnym formacjom, względnie stacji zbornej celem dalszego odesłania.

Za ścisłość w wykonaniu byli odpowiedzialni osobiście Dcy Oddziałów. Tajny rozkaz oficerski Nr. 3. przypominał, iż nie wolno bić żołnierzy. Dnia 28. lipca widzimy detachement w marszu. Podczas marszu przedkładają oddziały raport poranny, dokładnie wypełniony na najbliższym postoju lub małym odpoczynku po godz. 7-ej ppor. Śliwie. — Rtm. Krynickiemu, dcy djonu jazdy, ppor. Sapieże, dcy szwadronu jazdy, jego wszystkim oficerom i żołnierzom za ich niezmordowaną pracę i trud przy organizacji szwadronów w tak trudnych warunkach złożono w imieniu służby narodowej wyrazy jak największego uznania i podziękowania.

Por. Gulbiński Mirosław objął funkcję oficera broni przy Dowództwie. Oddziały Abrahama widzimy najczęściej zajęte na froncie i to odrazu w charakterystyczny sposób. Wyprzedzając jednak fakty bojowe stroną organizacyjną, podaję w całości rozkaz Nr. 5 z dnia 14|VII. 1920 r., jako mający dla organizacji znaczenie stanowczo pierwszorzędne.

Treść tego aktu jest następująca :
1. Służba: Oficer insp. podch. Marynowski. Podof. plut. Walter.
2. Program zajęć: o godz. 5-tej pobudka.
5—6 ubieranie się, czyszczenie koszar itd. 6—6:30 gimnastyka,
6:30-7 śniadanie,
7—10 ćwiczenie.
10—11 szkoła,
11—15-ej obiad i spoczynek,
15—16-ej szkoła lub spoczynek,
16— 18-ej ćwiczenia,
o godz. 18-ej rozkaz,
od godz. 18-ej kolacja, czyszczenie broni itd.
o godz. 22-ej udanie się na spoczynek.

3. Raporty i odprawy: Raport w Dotwie Detachement będzie się odbywał o godz. 10-tej, odprawa o godz 18-ej. Odprawa w Dotwie MOAO. odbywa się o godz. 19-ej, jawić się mają Dcy oddziałów w Adjutanrurze Dotwa MOAO.
4. Przydział: Ppor. Śledzińskiego Fryderyka, pch. Marynowskiego Władysława, przydzielono do I. komp. Baonu piechoty
5. Wyciąg rozkazu Generalnego Insp. Armji ochotniczej: Żołnierze Armji ochotniczej, jak powstańcy 63. roku, którzy z nami stają w szeregach, nosić będą zaszczytną kokardę powstańczą. Każdy ochotnik, formalnie zaciągnięty w szeregi Armji ochotniczej, otrzyma czerwono-białą kokardę ze stemplem Generalnego lub Okręgowego Inspektora na odwrotnej stronie. Kokarda ta winna być noszoną na furażerce pod orłem oraz na bluzie — na klapie lewej górnej kieszeni — przy równoczesnem posiadaniu legitymacji zaciągowej.

Organizacje Czerwonego i Białego Krzyża podjęły się już dostarczenia furażerek i kokard. Hasło ochotnika „w bój", odezw „na zwycięstwo". Tak się pozdrawiać będziemy: Bóg z wami.

Za zgodność: Generalny Inspektor A. O. Józef Haller Generał broni mp.
Szef sztabu Malinowski, Ppłk. Sztabu Gener. mp.

6. Przedkładanie raportów porannych: Oddziały podejmą w Adjutanturze formularze raportów porannych i przedkładać je będą codziennie najdalej do godziny 8-ej rano. Termin musi być zachowany.
7. Wykaz podoficerów rachunkowych: Oddziały przedłożą wykazy podoficerów rachunkowych. Zaznaczyć, jaką szkołę rachunkowości ukończyli — gdzie spełniali funkcje rachunkowego.
8. Spis rzemieślników: Oddziały podadzą natychmiast nazwiska specjalistów rzemieślników.
9. Przedkładanie raportów stanu zaprowiantowania: Oddziały będą przedkładać oficerowi kasowemu najdalej do godz. 18-ej stan zaprowiantowania na dzień następny.
10. Organizacya Detachement: Dotwu Detachement podlegają: Baon piechoty kpt. Zajączkowski, Dyw. kawalerji rtm. Krynicki, Dyw K. M. por. Nittmann, Bat. zap. por. Karpowicz.
11. Urządzenie kancelarji: Polecam Oddziałom natychmiastowe urządzenie kancelarji. Kancelarja bataljonowa kompanji piechoty i K. M. mieści się w sali Nr. 23.

Za zgodność: Rotm. Abraham, mp.
Śliwa, ppor.
Awizo itd.

Interesująca jest w wysokim stopniu dbałość dcy, dra Abrahama, o uświadomienie żołnierzy w sprawach narodowo politycznych. Poszczególne rozkazy jego wykazują istotnie cluże zrozumienie ważności tego uświadomienia. Do takich — par excellence — należy rozkaz wewnętrzny Nr. 5. w miejscu postoju 3/8. 1920, pkt. I. ,Dnia 28. lipca zapadła definitywna decyzja Rady ambasadorów w sprawie podziału księstwa cieszyńskiego.
Rząd czeski otrzymuje : karwińskie rewiry węglowe całą kolej bogumińsko-koszycką, miasta: Bogumin, Karwinę, Frysztat, przedmieście Cieszyna, Trzciniec, Jabłonków!
Niesprawiedliwy — potworny wyrok. Rdzennie polskie ziemie z przeważającą większością polską przechodzą do Czech. Dcy pododdziałów wytłumaczą podoficerom i szeregowcom znaczenie tego w niebywałym stopniu krzywdzącego nas wyroku. Podniosą, że prawe spełnienie swych obowiązków, bitność i karność żołnierzy, mogą w niedalekiej przyszłości zakończyć obronnie sprawę wschodnią, a następnie wymusić zmianę niesłusznego rozstrzygnięcia cieszyńskiego."

Dnia 22. lipca o godz. 18-ej odszedł plut. II. szwadronu z Dyw. rotm. Krynickiego w pole. Z dumą stwierdził Abraham, że dzięki wspaniałej pracy organizacyjnej rotm. Krynickiego i jego oficerów udało się w nieprawdopodobnie szybkim czasie sformować i wysłać w pole I-szy Oddział Armji Ochotniczej. Ufny, iż w najbliższej przyszłości połączy się reszta z tym oddziałem, żegna go dca serdecznem „Szczęść Boże!" W dniu 23. przydzielono por. Stracha-Zaljeńskiego Stanisława do Baonu piechoty.

Dnia 25-go w odpowiedzi na życzenia przesłane w imieniu oficerów i żołnierzy, szef sztabu N. D.W. P. przesłał słowa podzięki wiary w przyszłe zasługi Detachement, nawiązując do tradycji współpracy z przed dwu lat (gen. por. Rozwadowski).

Do-two plutonu telegraf, dtwa MOAO. obejmuje j. och. dr. Bogusław Longchamps, który od pierwszych zawiązków istnienia Detachement rozwinął szczerą i owocną pracę około jego rozwoju, za co mu wyrażono w rozkazie serdeczne podziękowanie. Odtąd mniej więcej, prawie z wszystkich punktów rozkazów późniejszych wieje duch ostatecznego przygotowania się do wyjścia w pole, odpowiednich pouczeń co do awansu w niem, czy też ostatecznych zapotrzebowań.

W zastępstwie Abrahama, który wyjeżdżał do grupy operacyjnej „Bug" oraz do Dtwa 6 armji, na czas jego nieobecności obejmowali dowództwo rtm. Krynicki i mjr. dr. Hr. Konstanty Dzieduszycki.

Przed podaniem dziejów walk streszczam krótko szczegóły późniejszej likwidacji Detachement Abrahama: W myśl rozkazu Dow. MOAO. L. org. 205 z dnia 3. października 1920 r. Baon piechoty w dotychczasowej Grupie Lwowskiej i komp. szturm, i aut pancernych przeszły po rozkazie brzuchowickim pod rozkazodawstwo 238 pp. AO., przyczem Baon otrzymał liczbę III/238. Oddział sztabowy oddał wszystkich ludzi poborowych, zdolnych do służby frontowej, do I. Baonu lwowskiego (b. 240 pp.) Innych poborowych o klasyfikacji „B" oddał w drodze przez Dow. MOAO. do kadry zapas, dla Baonu wart. Cytadela. Z dniem 6. października rozwiązano wszystkie oddziały w łonie dowództwa Grupy i stworzono pierwszy oddział likwidacyjny z referatami :
1) adjutantura,
2) jazda,
3) piechota,
4) kom. gospod.
Oddział likwidacyjny przeniósł się do Lwowa. Oddział marszowy szwadronu zapasowego, utworzony rozkazem Dow. Grupy L. 116t-org. z 27/IX. 1920, pod dowództwem por. Wójcickiego pozostał nadal w Brzuchowicach, oczekując dalszych rozkazów z DOG. Lwów. Aż do czasu odejścia w pole jako osobna jednostka gospodarcza pobierał zaprowiantowanie w prowianturze Dow. Grupy.
Oddział sanitarny por. Jaklińskiego przeszedł do Lwowa, a zbędny personal sanitarny oddano Nacz. lekarzowi MOAO.

Kwatery oddali komisyjnie por. Roznoiński, ppor. Śliwa i chor. Herzinek. Przy ostatecznym rozdziale sił, w myśl rozkazu organizacyjnego, sformowano jeszcze z tych poborowych i ochotników, którzy zobowiązali się do ochotniczej służby w WP. na zasadach przewidzianych rozkaz. M. S. Wojsk. Oddział osobny, kompletnie połowo umundurowany i uzbrojony wraz znajdującymi się przy oddziale końmi i zgłoszono jego pogotowie marszowe. Oddział ten na mocy rozkazu M. S. Wojsk. O. Z. Nr. 18060 Mob., odszedł jako uzupełnienie do III. Djonu 4. pułku strzelców konnych na froncie. Resztę pozostałych po powyższem wydzieleniu kawalerzystów i ochotników odesłano do Nowosielca-Gniewosza ad Sanok celem wcielenia do 209. płku ułanów, formowanego przez płk. Belinę-Prażmowskiego.
Taka była organizacja i likwidacja szeroko po Polsce całej rozsławionego, nieśmiertelną chwałą okrytego Detachement Abrahama. Do dawnych laurów chwały żołnierskiej z bojów polsko-ukraińskich dodali wiązankę promieni, refleksów z walk zadwórzańskich Termopil, a zbrojni w męstwo i fantazją kawalerską Abrahamczycy, śpiewający słusznie starą bojową pieśń „na stos rzuciliśmy swój życia los", rekrutujący się ze sfer skombinowanych literacko - zawadjackich, trwale się zapisali nie tylko w imponująco przepięknej obronie kresów, ale i ukochanie pozyskali serc lwowskich, które i im samym bynajmniej nie obojętne są, lecz drogie. Spójrzmy więc na ich boje! Uprzytomnijmy sobie rozpaczliwą sytuację strategiczną w pierwszych chwilach współdziałania Abrahama z armją stałą!

Cokolwiek wspomniemy, Brody, czy — o czem jako o świętości mówić należy — Zadwórze, czy też inne walki, wiemy w jak jasnem świetle przedstawia się nam młodzieńcza postać bohaterskiego wodza i jego niemniej mężnej drużyny! Już około 29. lipca dzielne ich czyny dają znać o sobie.

Dnia 23. lipca odesłano bowiem z „Wilków" Krynickiego dwudziestu pięciu jeźdźców do kpt. Lewickiego, do Kamionki Strumiłowej. (Szwadron, liczący 140 ludzi, wyruszył z całym Detachement). Przyjrzyjmy się wodzom wyprawy Detachement: Rtm. Korab-Krynicki Tadeusz, wyśmienity organizator, pracujący dniem i nocą (dosłownie!) nad ładem i szybką sprawnością Detachement, i później w polu nie zaznał spoczynku, w polu wychudł, i do dnia dzisiejszego znać na nim ślady przebytych trudów. Ppor. Andrzej Sapieha, organizator wybitny i dowódca szwadronu pierwszorzędny, zarówno świetny w przednich strażach (Zasław, Stojanów, Radziechów, Lasy Toporowskie) jak i w zabezpieczaniu straży tylnych.) Z Toporowa miało iść Detachement na Podhajce, odwołano je jednak pod Tarnopol, zmieniwszy rozkaz. (Na Podhajce miało przedtem iść marszem pieszym). Otrzymało ono teraz rozkaz zajęcia Radziechowa i otoczenia wroga.

Dnia 1, 2, 3 go sierpnia w walkach pod Dmytrowem, Krzywem i Witkowem odznaczył się szwadron Sapiehy, karabiny maszynowe ppor. Romana Hanaka i kompanja Obertyńskiego, niszczące sprawnie bolszewików.

Dnia 6, 7 i 8-go sierpnia przydzielono Detachement do dywizji bohaterskiego płkown. Januszajtisa. Kpt. Zajączkowski wziął szturmem Horodyszcze, przyczem odznaczył się niezwykle plut. Rożański; wsławia się wypad w Płotyczach. Aby dać dywizji możność przegrupowania i odpoczynku, wydano Detachement rozkaz marszu na Chodaczków.

W nocnym ataku na Chodaczków rozbija Detachement 26-ty i 27-y pułk sowiecki, bierze licznych, bo aż 480 jeńców, kilkanaście karabinów maszynowych, tabory, amunicję, a przedewszystkiem aż dziewięciu oficerów. Od strony Poczapiniec nastąpił atak bolszewicki z nowemi rezerwami. W ciężkich walkach poległ wtedy niestety por. Śledziński. Kryjąc skrzydło południowe i prawe własnego oddziału, został ciężko ranny por. Nittmann, znany młody poeta, a w zamieszaniu dostał się do niewoli, z której go później w Płoskirowie ododbili Petlurowcy. Zaniedbanie rany doprowadziło nieszczęśliwego do amputacji nogi we Lwowie. Ranny również mjr. dr. Abraham komenderuje dalej z noszy! Z innych oficerów na wyróżnienie zasługują z I. szw. ppor. Heydel i podch. Bączkowski, dcy plutonów w szwadronie Sapiehy: z II. szw. rotm. Dittrich i ppor. Romanowski, z III. por. Jakubowski, który się odznaczył pod Żórawnem, .pchor. Kostecki, znany z góry Stracenia, a podany ostatnio po mężnych, z wielkiem narażeniem się dokonanych, czynach, przez rtm. Krynickiego pod Zadwórzem do awansu na porucznika, wreszcie waleczny wachmistrz Fjałkowski. Djon lotny karabinów maszynowych objął po ciężkich walkach pod Chodaczkowem po por. Tadeuszu Nittmanie ppor. Kazimierz Krzywda Bogucki, który od listopada, kilkakrotnie ranny, przebył na froncie całą ukraińską kampanię, a dowodził dwoma szwadronami. W oddz. Nittmana służył i sześć ran otrzymał pchor. red. Artur Schröder mimo ran i chorób, dziś przychodzi do siebie. Podkreślić należy też wybitną pracę w baterji armat por. Karpowicza, gdzie też zasłużył się pchor. Czartoryski, a w oddziale technicznym konnym inżynier Wehklug. Niezrównany był oddział sanitarny z ppor. drem Lechem Jaklińskim, który nawet pod Chodaczkowem, po zgonie por. Śledzińskiego, objął dtwo plutonu i krył odwrót tylnych straży własnego oddziału. Dcą baonu karabinów maszynowych był ppor. Antoni Dawidowicz. Kompanję I-szą prowadził ppor. Liszka, który mimo rany w rękę pod Chodaczkowem, pełnił dalej frontową służbę (pod Chodaczkowem też był ranny w rękę kapr. Władysław Horeszczuk). Komp. zaś ligą wiódł ppor. Roman Hanak, a trzecią śp. pchor. Piniński.

Po Chodaczkowie idzie Detachement (ustawicznie więc przerzucane, każdorazowo tam, gdzie trzeba było zapełnić lukę!) ku Kamionce Strumiłowej na Zadwórze-Krasne. Front szedł jeszcze wtedy oryginalnie. Podkamień-Tarnopol-Brody. Na północy, była Armja III., na południu Armja VI. W środku przerwa! Budiennyj bił w tę przerwę, a idąc naprzód, dotarł do Rakobut. Wkrótce musiano zluzować III. baon majora Trześniowskiego z powodu kontrofensywy na Busk. Pod Rakobutami stał 9 pp. strzelców granicznych i baon wartowniczy kpt. Majewskiego. Z I-go baonu 240 pp. 1-sza kompanja z por. Jabłońskim i III-cia z Marchwińskim wróciły do Streptowa, a stamtąd do Kamionki Strumiłowej. Baon III-ci, jak wiadomo, był w Busku, na południe od Rakobut; pod Kozłowem mieliśmy wtedy niezwykle przykre straty. Dnia 6 go zameldowano, że Busk jest w kontakcie z nieprzyjacielem, a Rakobuty zajęte. Wtedy jedną komp. z III-go baonu mjra Trześniowskiego osłaniał i wycofał pchor. Bączkowski, z I-ym szwadronem rtm. Krynickiego. Musiano się cofnąć na Zadwórze-Krasne. W poniedziałek w nocy Abraham z pod Kamionki Strumiłowej poszedł pod Zadwórze z pierwszorzędnym oficerem por. Kruszyńskim Stanisławem, sławnym bardzo z bojów ukraińskich, b. adjtem II go baonu 240pp. naturą „szeroką aż hej", komendantem „Bukowskiego", „Lwowskiego Dziecka", który później zajął też Kozłów, Tworząc dalsze zabezpieczenie, dodało d-two frontu 54 pp. w Zadwórzu z XII-ej dywizji (w sile podobno 2400-600 bagnetów).

Pamiętajmy, że wojska Armji regularnej, wycofywały się wtedy na południe od Złoczowa i na zachód od Tarnopola. Nieśmiertelne Zadwórze nie tylko obroniło Lwów wtenczas, ale i ułatwiło wycofanie się tej Armji, tworząc świetną dywersję dla zaawansowanych już dobrze pod Lwowem bolszewików. Był to kontratak na Budiennego, na który ten musiał odpowiedzieć ściągnięciem swoich sił z pod Lwowa.

Było to tak: 54 pp. stał od Zadwórza na północ, na prawem zaś jego skrzydle major Abraham (szedł on był przez Kutkorz na Kozłów). Dowódcą komenderującej wówczas XI-tej brygady był pułkownik Szemiot. Abraham wykonał zadania, zlecone mu przez Szemiota, w całości. W nocy, po zaciekłej walce, cofnął się na Kutkorz, tę świetną naturalną twierdzę, zasłaniając swe „w powietrzu wiszące" skrzydło. (Współdziałali też wtedy w akcji artylerzyści 205 płk. przez całe rano we wtorek, 9 lekkich armat i 1 ciężka bat). W południe między godz. 12-tą a 2-gą, idzie kpt. Zajączkowski na rozkaz płk. Szemiota na wzgórze 222. (miał bowiem pójść na Zadwórze). 54 pp. otrzymał rozkaz cofnięcia się z nad kanału jaryczowskiego na Laszki Królewskie do Winnik. Zajączkowski zajął wzgórze 222, a Budiennyj musiał wobec tego wrócić na Zadwórze, gdzie wywiązała się jedenastogodzinna walka, która ocaliła Lwów i wojska stojące pod Złoczowem, mogące wskutek tego pójść bardziej na Zachód, niż Budiennyj, który na odgłos walk zadwórzańskich tamże pośpieszył.

Baon piechoty śp. majora (wówczas jeszcze kapitana) Zajączkowskiego to — wedle słów dra Abrahama — świętość! Tzw. „Kerntruppe”. Dcą był major Zajączkowski, dcą komp. I-ej kpt. Krzysztof Obertyński, komp. 2-ej Jan Demeter, 3-ej pchr. Władysław Gettmann, wszyscy kawalerowie orderu Virtuti Militari.
Dnia 17-go, właśnie, kiedy 54 pp. otrzymał rozkaz cofnięcia się na Winniki, baon Zajączkowskiego i baon KM., którego dcą był ppor. Ant. Dawidowicz, otrzymały rozkaz ataku na Nowosiółki, na płn. wschodzie. Zajączkowski zajął Nowosiółki (rtm. Krynicki podaje inną relację, którą po uwzględnieniu obecnej, abrahamowskiej, podam poniżej), rozbił pod Zadwórze cztery szwadrony jazdy i dwa oddziały nieprzyjacielskich karabinów maszynowych, zajął wieś i stację.

Wtedy nadeszły fatalne wojska Budiennego z pod Lwowa.
W ciągu walk i naporów Budiennego i Jakira, krył baon Zajączkowskiego z Sapiehą linję Bugu od Tadania, na odcinku zwyż 30 km. Dnia poprzedniego w nocy (z 16 go na 17-go) nadszedł rozkaz nocnego ataku na Rakobuty - Kozłów. Kompanja por. Demetra zdobyła Kozłów i Rakobuty (walczono więc z 16-go na 17-go, od pół do ósmej wieczorem do pół do pierwszej rano), tabory, konie, 80 kozaków i trzy karabiny maszynowe. Tegoż dnia szwadron Sapiehy zatrzymuje Kędzierzawek, mimo czterokrotnych ataków przeważających sił nieprzyjacielskich. Podałem te szczegóły za mjrem drem Abrahamem: wedle relacji rotmistrza Krynickiego bowiem Nowosiółki zajęły trzy szwadrony razem z rtm. Grocholskim z 6 pp. idącym od Zadwórza na Milatyn Nowy. Środek trzymał linję Biała-Zazdrość - Bezbrudy, a z prawej strony był atak z linji Ostrów-Busk na Kozłów.

Przedstawiając sytuację, wymienia rtm. Krynicki skład sił następująco: Dywizjon karabinów maszynowych i jazdy z por. Boguckim, który dowodził wraz z ppor. Sołeckim. O godz. 4-ej popołudniu (16-go), karabiny maszynowe zatłukły ośmnastu bolszewików. 1-y i 2 gi szwadron jazdy rtm. Dittricha, pół baterji, jedno auto pancerne i jeden szwadron 6 pp. z rtm. Grocholskim.

Dnia 17-go artylerja bolszewicka biła na tabory tak silnie, że o utrzymaniu stanowisk trudno było myśleć. Dowodzący jazdą Krynicki, nie mógł iść torem kolejowym, ale z Zajączkowskim było inaczej — miał szansę dojścia wzdłuż nasypu kolejowego aż do Lwowa! Krynicki dodał mu oddziałek jazdy. — Do lasu pozostawało Zajączkowskiemu dwa kilometry tylko; gdyby jeszcze nie fatalne wydarzenie, rozbicie wózków z amunicją celnemi strzałami bolszewickiemi, mógł się był Zajączkowski bronić tak długo, ażby dotarł do lasu barszczowickiego.
Fata jednak zrządziły inaczej; wojsko polskie nie umiało niestety urządzić walki czworobokiem — i to było jego klęską, gdyż bolszewiki zagięli jego flanki. Godzina tragedji wybiła mimo nadzwyczajnego męstwa (rtm. Krynicki ze swoich ludzi rozkazem z 17-go najbardziej chwali rtm. Dittricha, adjutanta por. Poznańskiego, Sapiehę, pchor. Łukowskiego i Kosteckiego,. plutonowego Gaja i kaprala Gromnickiego, a z poległych pod Zadwórzem śp. pchor. Zbroję Reychana i śp. pchor. Pietruskiego). Mjr. Zajączkowski zastrzelił się sam.
Bohaterską śmiercią, nie przyjmując oferty niewoli bolszewickiej, ginie bataljon śp. majora Zajączkowskiego. Padł on sam, Obertyński, Demeter, Gettman, Hanak, pchor. Marynowski i nieustraszony rycerz por. Kazimierz Bogucki. O nastrojach baonu niech świadczy cudny, symbolizujący je fakt: oto prosty chłop, sierżant Jan Filipów, strzela sobie w łeb, aby przez to samobójstwo uniknąć hańby niewoli.
Ś. p. poległym złożono w dani order Virtuti militari. Odznaczeni: śp. major Zajączkowski i jego koledzy, towarzysze broni, uzyskali podwójnie świętą pamięć! Są chlubą detachement. chlubą MOAO, chlubą Armji i duszy polskiej wreszcie.

Dopóki takich synów ma Matka nasza, nie zginie nigdy — a mieć ich będzie zawsze, co na krew tych bohaterów dusza młodej Polski przysięgła.
Ilekroć, od najrańszych czasów istnienia Ojczyzny naszej, zaborczy wroga pazur szarpnąć śmiał Jej ziemicę, potomstwo ochocze Orła białego umiało mu zawsze dać należną odprawę. Wysiłek narodowy Polski w takich razach stale dorastał do wyżyny ataku — przerastał ją nawet, ażeby móc wziąć ją z góry.
Zgodnie z rotą przysięgi, na której składanie z poza chmur złote patrzyło słońce, umiały orlęta, które stanęły w potrzebie, słuchać rozkazów, umiały żyć i umierać, jak prawy żołnierz polski, i o to tylko Boga prosić, ażeby tak im dopomógł.

Że nastał dzień krwi i chwały, że łzę rozstania ma zwiać i osuszyć polowy wicher, że świstom kul wrażych odpowie niezłomność, wiedziałaś, o duszo polska.
Że szary Jaś — to chłopak Piastowego szczepu, nikt w to nie wątpił.
Że szlachcic polski ocknie się zawsze, gdy mu życie przybliży tradycję, to prawda stara.
Ze wschodu napierały, krwawą poprzedzane chmurą, złowrogie zastępy najeźdźcy.
Lęk padał na Europę, iż się w zwęglone szczątki, iż w gruzy rozpadnie się dzieło pokoju.
Orężny czyn młodej Polski unicestwił zaborcze zamiary i nie przeszedł w spoczynek, aż po zwycięskim pochodzie nad kresów polskich rubieże.
I mimo niedomagań i bólów i strat, czujemy to mocno, siew padł w nas dobry. Wiemy, że jeśli horyzont ojczysty ponurem zatli się zarzewiem, zebrane szyki, ochotnie idące, potrafią go w zorzę wiktorji przemienić.
A do zemsty zagrzewać zawsze będzie Zadwórze, a do wspomnień wdzięcznych i wiernych nie będzie potrzeba zachęcać. Zadwórze opłakane szlachetnie, gorzko i krwawo, Zadwórze, jaśniejące swą glorją, spełniło swą misję dziejową zaszczytnie.
Co się stało tymczasem z Budiennym i jego groźną tak Armją?
Poznała się z Armją Ochotniczą i o wał jej piersi skruszyła swe zęby. Acz Armja stała niespożyte oddała zasługi, pomoc ochotników była jej niezbędną. Trocki przysłał rozkaz Budiennemu, który mu ze Lwowem zwłóczył, by zmienił kierunek i szedł na Zamość.

Przyszła bowiem właśnie z XIII. dywizji podzłoczowskiej jedna brygada, którą Budienny zaatakował. Pod Barszczowicami ukazała się druga brygada. Po stoczonej walce zwycięstwo było — polskie. Trocki naglił. Wszakże gdyby od Zamościa uderzyły potężne siły bolszewickie, z legendarnym Budiennym na czele, toż droga na Lublin stanęłaby otworem, toż znów podjąćby ofensywę na Syreni gród można. Ale Budiennyj rozkazu nie usłuchał, tłumacząc się niemożnością wycofania rozentuzjazmowanych żołnierzy z pod Lwowa. W istocie sam chciał się koniecznie poszczycić zdobyciem Lwowa. Tylko że teraz, t.j. po Zadwórzu i pomyślnym odwrocie Armji nadzbruczańskiej, nie było ono możebne. Budienny wydał rozkaz drugiego ataku na Lwów i tu go też sprawnie powitała artylerja MOAO. Ale sytuacja jego pod Lwowem była już wogóle stracona. To też poszedł jak niepyszny pod Zamość z opóźnieniem, gdyż pertraktacje iskrowe z Trockim trwały przez dwa dni.

Korzystając zaś z czasu, poszła X. dywizja polska również pod Zamość, a za nią XIII. dywizja, idąca na Rawę ruską; ta ostatnia znalazła się wkrótce na tyłach Budiennego. Spóźnienie Budiennego osłabiło zupełnie pierwotne b. groźne i dobrze skombinowane plany wodzów sowieckich, gdyż polskie wojska skoncentrowały się już w tym rejonie niezgorzej. Współdziałał tu też chlubnie i nasz 214 pułk uł. MOAO, zdobywając Tużyska, pomagając zdobywać wiele ważnych punktów (jak Pińsk) i wsławiając się różnemi szarżami, podobnemi do szarży pod Zasławiem, gdzie, tak świetnie się spisał cały szwadron Sapiehy i dwa szwadrony karabinów maszynowych. Jak przedstawione fakty świadczą, rola wojsk MOAO. dla Polski chlubną była, dla Budiennego zaś zgubną.

Przepiękny obraz uroczystości u mogił bohaterów w Zadwórzu podaje „Słowo Polskie" z 4 listopada 1920, str. 2. Załączam ów opis bez zmian, podając do publicznej pamięci ten wyraz uznania ze strony społeczeństwa, utrwalony aktem uroczystym najwyższego hołdu dla największych bohaterów.

U MOGIŁ BOHATERÓW W ZADWÓRZU.

Na wysokim szkarpie kolejowym w odległości 2 kilometrów od dworca w Zadwórzu legły zdała widoczne kopce bohaterstwa ochotników lwowskich, którzy nurtem krwi, przepojonej głęboką miłością Ojczyzny, grodzili drogę do umiłowanego miasta dzikim hordom krwawego bolszewickiego siepacza. Widzieliśmy owe kopce w chwili, gdy w obszerne mogilne doły nazajutrz po odpływie bolszewickiego najazdu składano zmasakrowane zwłoki ochotników lwowskich, — dziś w Zaduszny dzień . ku tym mogiłom spieszyła spora gromadka ojców, matek, sióstr i braci, by nad masowym grobem uronić łzę serdecznego żalu po stracie tych, co pod nakazem chwili poszli w ochotnicze szeregi i padli na posterunku.

W uroczystości poświęcenia mogił wziął dalej udział pułk. Cz. Mączyński wraz ze swym sztabem, mjr. Abraham, dalej towarzysze broni z jego detachement, przyszedł tłum włościaństwa z Zadwórza i z okolicznych gmin, jawili się również w sporym zastępie i Rusini ze swym parochem zadwórzeckim, który również odprawił nad mogiłami żałobne modły.

U grobów ceremonię odprawił i do zebranych przemówił ks. kan. dr. Szydelski, który oddał mogiły w opiekę ludności polskiej w Zadwórzu, poczem zabrał głos mj. dr. R. Abraham i poległym towarzyszom broni poświęcił rzewne a gorące słowa żołnierskiego wspomnienia.

Z kolei odczytano akt pamiątkowy, który na wieczną pamiątkę zakopany został w mogile. Fragment owego aktu opiewał:

.....Na wezwanie dowódcy Armji Ochotniczej Generała Broni Józefa Hallera, przybył do Lwowa w pierwszych dniach lipca 1920 r., pułkownik-brygadjer Czesław Mączyński, pierwszy zwycięski Dowódca „Pierwszej Obrony Lwowa" i zajął się zorganizowaniem Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej. A zadanie, które Jemu i tworzonej przez Niego Armji przypadło, było bardzo trudne, ponad siły nawet według zwykłego ludzkiego rachunku.

Przeważną część regularnych wojsk wycofano z naszego frontu na ratunek Warszawy, to co pozostało zaś, było i za szczupłe, by stawić skuteczny opór: znajdowało się po większej części w różnych miejscach frontu, uwikłane w walkę z nieprzyjacielem. W pierwszych i najgroźniejszych zatem chwilach, największa część ciężaru walki spoczęła na barkach Małopolskiej Armji Ochotniczej.

Jak zaś wywiązała się ona z tego zadania, niech przyświadczy poniższy opis, iście bezprzykładnie bohaterskiej walki i śmierci jednego z Jej Oddziałów.

W skład Małopolskiej Armji Ochotniczej wchodziła Grupa majora Abrahama, w przeważnej części składająca się z uczestników „Pierwszej Obrony Lwowa". Jednym z oddziałów tegoż, był batalion pieszy pod dowództwem wówczas kapitana, po zgonie Majorem mianowanego i odznaczonego krzyżem Virtuti Militari, Bolesława Zajączkowskiego.

Gdy pierwsza konna armja sowiecka pod dowództwem Budiennego przerwawszy nasz front pod Brodami, parła w szybkim marszu pod Lwów. bataljon ten znajdował się w lasach wsi Kutkorza. Tu utrzymał on dnia 17 sierpnia rozkaz uderzenia i zajęcia wzgórza 222, położonego na północny wschód od Zadwórza. W wykonaniu tego rozkazu, mimo zaciekłego oporu nieprzyjaciela, broniącego się także ogniem artylerji bataljon w brawurowym ataku zdobywa to wzgórze. Gdy jednak w Zadwórzu nie było już nowych wojsk, z któremi miał się połączyć, przeciwnie, zostało ono zajęte przez nieprzyjaciela, dalsze jego pozostanie w wyżej oznaczonem miejscu było i niemożliwe i bezcelowe.

Dążąc więc do połączenia się z własnemi wojskami, w domniemanym tylko przez siebie kierunku, uderza Bataljon na stację kolejową Zadwórze i znowu mimo zaciętego oporu, wielokrotnie przeważającego nieprzyjaciela, zdobywają a przerżnąwszy się przez otaczające go szeregi wroga i dążąc dalej na zachód, dochodzi do miejsca, na którem dziś stoimy.

Lecz tu kres już nadszedł Jego siłom a zarazem i kres życia Jego. Na odgłos toczącej się walki, ściągają się zewsząd oddziały nieprzyjacielskie. Niektóre z nich były już daleko na przedzie, by zawładnąć szosą Kurowice — Lwów i w ten sposób odciąć odwrót cofającej się od Złoczowa naszej XIII dywizji, lecz i te zawracają z drogi i wkrótce naokoło bataljonu koncentruje się znaczna część armji Budiennego w sile 5—6 tysięcy ludzi.

A siły Bohaterskiego Oddziału znacznie już stopniały. Jedenaście godzin bezustannej walki, wyżarły w Nim wielkie szczerby i tylko 300 żołnierzy już liczył. Lecz nie koniec na tem. I amunicji poczęło im braknąć.. Lecz nie zabrakło im Ducha ! „Strzelać do ostatniego ładunku!" — Taki był rozkaz ostatni Dowódcy bataljonu, Bolesława Zajączkowskiego. A posłuszni temu rozkazowi żołnierze, mimo, iż nieprzyjacielski komendant trzykrotnie wzywał ich do poddania się, ofiarowując im życie, walczyli do ostatniego ładunku, do ostatniego tchu życia! Niektórzy z nich, między nimi sam major Bolesław Zajączkowski, ostatnią kulą pozbawili się życia, aby nie dostać się do niewoli.

Rozbestwiony przewrotnemi zasadami bolszewizmu sowiecki żołnierz, nie potrafił uczcić tego, co jest najszczytniejsze w każdym żołnierzu, tj. osobistej odwagi i pogardy śmierci, lecz pastwił się nad rannymi i nad poległymi nawet, masakrując ich do niepoznania.

Tak poległ bataljon pieszy Grupy majora Abrahama wraz z dowódcą majorem Bolesławem Zajączkówskim i wszystkimi prawie oficerami.

Lecz śmierć Jego nie była daremna. Skoncentrowawszy na sobie przeważającą część sił nieprzyjaciela, odciążył On temsamem napór jego na rodzime wojska, ochronił je od zagrażającego im odcięcia drogi odwrotu, a umożliwiwszy cofnięcie się ich pod Lwów, w decydujący sposób przyczynił się do ocalenia tego miasta przed bolszewickim najazdem.

W dniu dzisiejszym, drugim dniu Święta Zmarłych, zgromadziliśmy się tu przy tej wspólnej Mogile Poległych Bohaterów, a to: Rodzina Ich, Przedstawicielstwo miasta Lwowa, Obywatele Polacy z różnych stron kraju i my, którzy mieliśmy zaszczyt być Ich kolegami po broni, by złożyć Im hołd i oddać cześć Ich „Cnocie żołnierskiej"! Aby zaś pamięć tego Bohaterskiego Ich czynu uczcić widomym znakiem, któryby po wieczne czasy świadczył potomnym pokoleniom, jak kochał i ginął za Polskę Polski Żołnierz-Ochotnik, postanowiliśmy miejsce ich ostatniego spoczynku ozdobić pomnikiem, pod którego fundamentem składamy niniejsze pismo."

W kościółku zadwórzeckim, który nosi na sobie ślady bolszewickiego najazdu, odprawione zostało następnie nabożeństwo za poległych bohaterów. I miejscowy paroch też żałobne odprawił modły.
Mogiła wzniesiona została z rozkazu Dowództwa Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej przez pluton saperski tej Armji, według projektu inż. ppor. Wawrzyńca Dajczaka.

Pieczę nad mogiłą objęła Straż Mogił Polskich Bohaterów, tudzież Dyrekcja lwowskiego węzła kolejowego. Nastrój całej uroczystości był nadzwyczaj podniosły i poważny. Tajemnica masowego grobu, bezbrzeżna ofiara poległych, ich miłość bezgraniczna dla Polski — rozpacz rodzin — to wszystko na wysoki ton nastrajało tych, którzy przybyli do mogił zadwórzeckich uczcić poległych bohaterów Ochotniczej Armji.

Z DZIEJÓW 205 PUŁKU ARTYLERJI M. O. A. O.

W ciężkich, niezapomnianych dniach sierpniowych noczął organizować niestrudzony pułkownik Marceli Śniadowski swój sławny później 205 pułk artylerji. Już w lipcu dał był Abrahamowi do jego Detachement por. Karpowicza baterje pierwsza, przygotowaną do boju w przeciągu dwu tygodni tak, że 9. sierpnia z pierwszego dywizjonu 1-a i 2-a baterja już były w polu (o a wyjechała 12. sierpnia). Ambicją dowódców było niesłychanie szybkie wysyłanie bateryj, bo co dwa tygodnie. Pułkownik Marceli Jastrzębiec Śniadowski zasłużył się sprawie polskiej podwójnie: jako wyśmienity organizator i jako dowódca. Już dawno wiedziano o nim. że w polu jest spokojnym, wytrawnym, a przez to bardziej jeszcze dla wroga groźnym oficerem. Walczył wiele, zwyciężał nierzadko — a najbardziej się wsławił za austryjackich czasów jeszcze, kiedy to pod Budką Mireńską wystrzelał półtora pułku turkiestańskiego, przez co uratował Kowel, a za co mu dowódca Armji niemieckiej, Bernhardi, wyraził pochwałę. Ze swoich dawnych żołnierzy miał obecnie tylko ppor. Pycha w 4-ej baterji.

Ale niepomiernie dalej i dawniej sięgają zasługi organizacyjne pułkownika Śniadowskiego. W czasach bowiem przedwojennych, kiedy mało kto wierzył w rychłe powstanie niepodległej Polski, Śniadowski sądził, że już wtedy dla dobra Jej sprawy należy czynnie pracować. Mierząc — rozmaicie, jak wypadło, przed wojną zamiary na siły, czasu zaś początków wojny siły na zamiary, — organizował zaczyn wojska polskiego i ulepszał system organizacyjny. Przed wojną bowiem Śniadowski chciał stworzyć i usystemizować konny oddział Sokoła w kadrowy szwadron, opracowując pierwszy regulamin dla kawalerji. Ponieważ się wielu ludzi zeń śmiało, że się z motyką porywa na słońce, nie mając przy arcyszczupłych siłach i środkach widoków powodzenia, coraz bardziej się wyodrębniał, uważając, iż najlepszego, wprost jedynego materjału ludzkiego dostarcza przedmieście. Ćwiczył swoich chłopców w konnej jeździe, wystarawszy się dla nich o konie, ba, nawet i czternaście nazbierał wozów, na których leżące karabiny— po nocnych musztrach, prawie, że manewrach sianem i słomą przykrywać musiał, by ich na rodnikach nie zatrzymano.

Bezpośrednio przed wojną zgłasza się u Piłsudskiego i Sosnkowskiego w Krakowie ze swymi zaprzysiężonymi (w cokolwiek stopniałej już liczbie) chłopcami, a choć z pewnem niedowierzaniem przyjęty dla braku koni, obiecuje je w drodze rekwizycji — „a la guerre comme a la guerre" — zyskać! Przekracza jeszcze przed wypowiedzeniem wojny austro-rosyjskiej granicę, a — doczekawszy się wypowiedzenia — uzbraja swój oddział kompletnie i otrzymuje prawie wszędzie z ochotą dla zawiązków polskiej armji przez obywatelstwo dawane konie. Potem w Legjonach pracuje twórczo i obcy nawet nie szczędzą mu pochwał za talent organizatorski i strategiczny. W okresie zajęcia Lwowa przez Ukraińców zaproponowano mu naczelną komendę: nie mając jednak jednomyślności, nie przyjął tego stanowiska.

Nad organizacją artylerji małopolskich oddziałów armji ochotniczej pracuje niezmordowanie i nadzwyczaj skutecznie. Już 19.VIII. brały baterje II. djonu udział w akcji obronnej Lwowa, w szczególności zaś baterje 4 a i 5-a na południowym wschodzie z pozycji za Sichowem, baterja 6-a z pozycji w Sokolnikach. Z pozycji tych baterje strzelały po raz pierwszy; ponieważ sytuacja była nader krytyczna, gen. Jędrzejewski kazał jeszcze nawet niezorganizowanemu i niekompletnemu dywizjonowi, wyruszyć w nocy do Zubrzy i Sichowa w cywilnych ubraniach (wrobec czego byli — rzecz zrozumiała — zagrożeni powieszeniem). Gen. Jędrzejewski był jednak przed przybyciem informowany, że polskie wojska trzymają linję Bugu, a zastał już bolszewików koło Zubrzy. Pośpiech naglił. Kawaleryjski marsz do Lwowa w przeciągu pięciu godzin mógłby się już z Zadwórza był odbyć! — Nie była to rzecz łatwa, gdyż ministerjum wojny nie pozwoliło zrazu na tworzenie artylerji ochotniczej. Pułk. Śniadowski jednak, zrozumiawszy odrazu, że przy obronie Lwowa artylerja może i musi odegrać wybitną rolę, za porozumieniem się z Bryg. Mączyńskim, zabrał się na własną rękę do tworzenia artylerji MOAO. Zaraz pierwszego dnia zgłosił się do niego kpt., później ppłk. Lewicki i razem zabrali się do trudnego i wielkiego dzieła. Ppłk. Lewicki sprowadził ze swego majątku 17 koni, wozy, uprząż i siodła, tak, że z miejsca powstał sztab Dowództwa artylerji o własnych siłach. Dla lepszej ewidencji i ujęcia całokształtu organizacji utworzono baterję zapasową, której dowództwo znowu objął ppłk. Lewicki.

Dow. Art. M. O. A O. za pomocą bat. zap. opracowało odrazu plan pułku artylerji polowej o 3 dywizjonach i o 3 baterjach i jednego djonu ciężkiego specjalnie do obrony m. Lwowa.

Szczegółowo opracowany „Ordre de Bataille" wysłano zaraz do zatwierdzenia do ministerjum do Warszawy. W myśl jednak tego „Ordre de Butaille" zabrano się szybko do organizacji, przy której wykazał niezwykły swój talent organizacyjny, sprawność i znajomość rzeczy ppłk. Lewicki, powołując do pomocy Magistrat m. Lwowa i wszystkie Zakłady miejskie, które za zezwoleniem Prezydenta miasta, Józefa Neumana, dawały wszystko co mogły, aby tylko miasto Lwów miało jak najprędzej swoją dobrą i silną artylerję, gdyż wiedziano o tem dobrze, że 5 Dywizja, która na pomoc Lwowu spieszy, będzie bez artylerji, bowiem zatrzymano ją początkowo dla wzmocnienia Warszawy. I właściwie Lwów miał pozostać bez artylerji. Wprawdzie DOG. powołał swoje Bat. zapasowe do wystawiania poszczególnych baterji, ale to wszystko było mało do obrony miasta. Dlatego praca tych dwóch ludzi, pułk. Śniadowskiego i ppłk. Lewickiego, w tym właśnie momencie na szczególne uznanie zasługuje, a pracować musieli ze zdwojoną energią, gdyż niebezpieczeństwo nagliło, a oddział mjr. Abrahama dzień w dzień o artylerję się dopominał. Pod rozmaitymi sposobami wypożyczano sobie z DOG. armaty i ćwiczono przy nich nowo przybyłego ochotnika, dzieląc go na trzy baterje odrazu, a przygotowując 1 Bat. pod Dow. por. Karpowicza do odmarszu. Była to piękna chwila w lipcu, kiedy rankiem miała już odejść 1 Baterja z grupą mjr. Abrahama.

Ustawiono cały I. Djon w czworobok z Baterją pierwszą na przedzie. Wezwano do przysięgi ochotników i kapelan pułku ks. dr. Figura odczytał rotę tejże. Pułkownik Śniadowski ogłosił, że Dow. Art. M. O. O. organizuje pułk artyl. pod nazwą 1 Pułk Art. M. O. A. O. i dowództwo Pułku oddaje ppłk Lewickiemu, zaś Dowództwo I. Djonu znanemu mjr. Kwakowi, podziękował w ciepłych słowach wszystkim za współpracę Bat. i wezwał do dzielnego sprawowania się w polu. Na tę tak wczesną, ranną, pięknu a skromną uroczystość przybył Prez. Neuman z gronem radnych i reprezentantami Magistratu, wkroczył na środek czworoboku i przemówił pięknie i ciepło do ochotnika, który decydował się bronić m. Lwowa do ostatniej kropli krwi. Mowa prezydenta była wprost wspaniałą, a po licach młodych ludzi nie jedna łza spłynęła, tak wielkie wrażenie sprawiały na ochotniku słowa Prezydenta.

W południe umajona wyruszyła Bat. 1. w pole, żegnana owacyjnie przez mieszkańców m. Lwowa, którzy darzyli odchodzącego żołnierza kwiatami, papierosami i cukrami. Gdy już trzy Baterje t. j. cały dywizjon był gotów do odmarszu, przyszedł dopiero rozkaz z Ministerstwa wojny zezwalający na tworzenie Pułku art. polowej o 3 Djonach i o 9 Baterjach, pod nazwa 205 O. P. A. P.

Skład pułku był następujący: Dowódca pułku ppłk Lewicki Aleksander, adiutant pułku kpt. inż. Tadeusz Lang, tegoż zastępca por. Hohenauer. Dowódcą I. Dywizjonu był z początku mjr. Kwak, potem por. Wójcicki, w końcu kpt. inż. Lang.
Baterją 1. dowodził por. Karpowicz, baterją 2. z początku por. Dyszkiewicz, później gdy został ranny pod Bełzem, ppor. Mitlener, baterją 3. por. Stefczyk, potem śp. Pietruski, w końcu kpt. Machowski.
Dowódcą II. Dywizjonu był bardzo czynny i zasłużony w organizacji i w boju rnjr. Arnold. Dowódcą baterji 4-tej por. Abłamowicz, baterji 5-tej por. Szymkiewicz, bat. 6-tej kpt. dr. Matkowski, w końcu por. Borowic. Dowódcą III. Djonu był dobrze znany z I-ej obrony Lwowa kpt. Latawiec, który zorganizował bat. 7, 8, 9. — Dywizjon ten jednak dopiero w połowie października wyruszył w pole i to pod nową nazwą jako czwarty dywizjon 12 pap., przedtem trzeci Djon 205 O. P: A". P. Pozatem zamiast obiecanych dywizyj, zostawały kompanje. Rozumie się, że w takiej warunkach, wobec szalenie szybkiego toku wypadków, musiał gen. Jędrzejewski działać jak najspieszniej, zwłaszcza, ze, jak się później okazało, miał rację, używając już tak prędko nawet ochotniczych artylerzystów. Nie zawiedli oni zaufania, zasługując nań w pełni i wywiązując się wcale należycie z powierzonych sobie zadań. Na Wulce stała baterja pod dowództwem por. Rutowskiego, syna zmarłego prezydenta. Dowódcą zaś 5-tej baterji był wtedy jeszcze (przed Szymkiewiczem, który był potem w polu) por. Winkler: Szymkiewicz zaś był wtedy pierwszym oficerem baterji. Pod Sichowem strzelano pół godziny, pod Chreniowem pół dnia, jedynie tylko 6-ta baterja strzelała do wieczora. 5-ta baterja złożyła później klasyczne dowody męstwa polskiego, które też potwierdzają komunikaty i chwalą je szczególnie.

I tak por. Szymkiewicz, (którego zastępował w kompanji ppor. Czerniachowski), wyjechał raz z jednym plutonem (dwoma działami) otwarcie na skraj lasu i wziął bolszewicką tyraljerę z boku. Pod Kutkorzem 3-ego, znów się odznaczył Szymkiewicz. Bolszewicy byli wtedy w ścisłym kontakcie bojowym z WP. Polacy strzelali za Kutkorz, za tor kolejowv (tzn. 5-a baterja ; 6-a baterja była na lewem skrzydle koło Buska, a 4-a w Rusiłowie).
W Duniowie Armja stała miała trzy piętnastki francuskie, które biły zrazu za Kutkorz, później zaś na Krasne. Bój trwał cały dzień; bolszewicy chcieli bowiem zająć las na górze za torem i umocnić tor. by się połączyć z oddziałami, operującymi od strony Rusiłowa. Po odpędzeniu bolszewików za tor przez 39 pp. WP., wyjechał mężny Szymkiewicz z maszynką (Maximem) i z dwiema armatami ośmiocalowemi rosyjskiemi za tor. Niespodzianie ukazali się kozacy w ataku. Były to siły konne i piesze, znacznie przeważające i 39 pp. i Szymkiewicz musieli się cofnąć przed okrążeniem. Porucznik 39 pp. został w bestjalski sposób przez bolszewików porąbany, Szymkiewicz zaś musiał zostawić armatę, gdyż dyszel się złamał, strzelał jednak kartaczami z drugiej armaty, cofając się z konieczności.
W bitwie tej odznaczyli się następujący żołnierze: szer. Tutak, mianowany kapralem, kapral Dutkiewicz, mianowany plutonowym, szer. Barg, mianowany kapralem i szer. Wierzbiański, który później został mianowany bombardjerem.

205 pułk artylerji bronił Lwowa na szerokim pierścieniu nadbużańskim od Kamionki Strumiłowej do Firlejówki —Olszanki (Pod Rusiłowem, również otwarcie wyjechawszy, wraz z czołgami, dali Polacy strzały na Firlejówkę). Pod Buskiem w odwrocie, pod Kozłowem, Rzepniowem, Kamionką, Zadwórzem, Olszanką, Firlejówką, Rakobutami, Polonicami dali się poznać nasi dziarscy ochotnicy z zaszczytnej bardzo strony.

Pod Kurowicami i Wyżmianami — cytuję za sprawozdaniem „Słowa Polskiego" — w owej twardej chwili, gdy I-y dywizjon w gradzie granatów bolszewickich zajeżdżał na otwarte pozycje i swą brawurową odwagą walnie się przyczynił do odparcia naporu sowieckiego, gen. Jędrzejewski, naoczny świadek tej brawury, nie szczędził pochwał lwowskim ochotnikom, mówiąc do nich w rozlewnym ogniu armat nieprzyjacielskich „z was każdy bohater!"

Przez Brody, Radziwiłłów, Krzemieniec, Stary Konstantynów szła wielka, rosnąca stale sława bojowa 205 3. art. MOAO. Dnia 17-go października pod Nowokonstantynowem strzelano tak energicznie, że sama 5-a 3aterja rozbiła jedną baterję bolszewicką. Piechota polska — 40 pp. i 19 pp. wzięły wtedy działo bolszewickie. Bohaterskim nad wyraz dywizjonem pierwszym dowodził już wtedy ppor. Czesław Wójcicki. Pierwszą baterja jego kierował por. Karpowicz, mężny bardzo, przydzielony odrazu do Detachement abrahamowskiego (Chodaczków, Milatyn stary, przy rotm. Dittrichu w walce tracić musi 2 działa, 17/VIII. w Zadwórzu, pod Nowokonstantynowem, odłączona, ma baterja udział w akcji); drugą ppor. Mitlener, prowadząc je pomyślnie. Bat. II. zrazu w grupie mjr. Łukawskiego brała udział w bitwach pod Sokalem, Krystynopolem, Kamionką strum., Mostami Wielkimi i Bełzem, tudzież w wypadzie na Głuchów.

Dowództwo trzeciej baterji spoczywało w rękach por. Stefczyka, ten jednak w sierpniu jeszcze został p. Polonicami przy zakładaniu binokli, 22/VIII. ranny w rękę; po nim nastąpił bohaterski śp. ppor. Potencki (Hniłów — Bałuczyn — Firlejówka — Olszanka). Został on pod pamiętnym w dziejach walk Polski Skniłowem i Bahiczynem razem z poświęcenia pełnym plutonowym Isnkiewiczem na armacie przez bolszewików zarąbany. Bat. I. i III. brały udział w bitwie pod Połonicami; 21 sierpnia zajęto Połonice, strzelając celnie z otwartych pozycji. Z otrzymanej rany umarł 16-letni syn inż. Pannenki, Aleksander, — śmiertelnie ranny, pytał tęsknie w szpitalu por. Wójcickiego, czy może jeszcze wrócić do baterji.

W marszu z Połonic do Horodysławic droga prowadziła lasami, po terenie nieprzyjacielskim, zawalonym mostem na Pełtwi, więc bramami z chat przykryto dziury w moście, i iść trzeba było po wybojach i to z nachyleniem czterdziestopięciostopniowem. Potem pod Wyżmianami trzy dni toczyły się bitwy na odległość strzału nieprzyjacielskiego.

Słynny wypad na Rakobuty miał miejsce 12. września. Oba dywizjony walczyły potem dalej jeszcze: pierwszy dywizjon w dywizji szóstej, drugi dywizjon w dywizji piątej (gen. Szymańskiego i pułkownika Rosnowskiego).

Dnia 2-go września zaś oba dywizjony przeszły do piątej dywizji, pod dowództwem pułku mężnego i niestrudzonego, ponad wyraz wszelki w organizacji i boju zasłużonego ppłk. Aleksandra Lewickiego. Piątą brygadą artylerji dowodził, wsławiony walkami o Lwów, bohaterski podpułkownik Łodziński. Do ośmnastego wytrwały dywizjony w ofensywie.

Drugim dywizjonem, jak wspomniano, dowodził mjr. dr. Arnold. Oto dzieje tego dywizjonu : Po szczegółowo opisanym 19/VI1L, cofnięte zostały baterje celem uzupełnienia ekwipunku do wewnętrznego rejonu obronnego Lwowa, — i zajęły następnie tutaj pozycje bojowe.

Dnia 29/VIII. wyruszył drugi dywizjon ze Lwowa, przydzielony do piątej brygady artylerji pod wodzą ppłk. Łodzińskiego.

Dnia 30/VIII. rano zajęły baterje pozycje w rejonie Chreniowa i brały udział przy 40. pułku piech. w akcji zwycięskiej na Ubinie, Nowosiółki Liskie i Lisko. Sprawność bojową już w pierwszym dniu tym okazały baterje dobrą.

Dnia 1/X. współdziałała baterja 5-a w akcji 39 pp. przez Kutkorz na Winną i Rusiłów. — Dca baterji 5-ej ppor. Szymkiewicz, zajął w czasie akcji polnym plutonem pozycje za torem kolejowym koło Kutkorza. Pod naporem jazdy i piechoty nieprzyjacielskiej cofnął się atakujący baon 39 pp. Ppor. Szymkiewicz chciał wycofać swój pluton, przy jednem jednak dziale złamał się dyszel, przy drugiem konie w ogniu zerwały popręgi. Ppor. Szymkiewicz zabrawszy z pierwszego działa zamek i panoramę, pozostał z trzema żołnierzami przy drugiem dziale, mimo, że piechota cała już się była cofnęła i ogniem kartaczowym ostrzeliwał atakującą go jazdę nieprzyjacielską.

Dopiero gdy piechota bolszewicka z pobliskiego lasu wzięła go pod ogień karabinów maszynowych, zmuszony był opuścić działa; zabrał jednak ze sobą zamki i przedostał się, po zastrzeleniu z karabinu jednego kawalerzysty nieprzyjacielskiego, szczęśliwie przez opuszczony już zupełnie przez piechotę naszą Kutkorz.

W międzyczasie ostrzeliwał dowódca dywizjonu, major dr. Arnold, drugim plutonem baterji piątej (po wycofaniu go z Kutkorza) Kutkorz, celem utrudnienia nieprzyjacielowi zajęcia miejscowości i zasłonięcia chwilowego odwrotu piechoty. Dnia 3/IX. baterja czwarta, która współdziałała w akcji 17 pp., stała w Bałuczynie, zwalczając nieprzyjacielską baterję — pod silnem. działaniem nieprzyjacielskiego ognia.

Dnia 6/IX. współdziałała baterja 6-a w akcji wypadowej 40 pp. na Jabłonówkę i folwark Jabłonówka (koło Buska). Wybitne współdziałanie w tej akcji baterji 6-ej podniósł dowódca 40 pp., podpułk. Weiss. Współdziałała również baterja 5 a ze stanowiska koło Repniowa (na płd. zach. od Buska).

W czasie od 6/IX.—16/IX. trwały walki w rejonie Buska. Sprawnie współdziałały z piechotą (19 pp., i 40 pp.) wszystkie trzy baterje.

Dnia 9/IX. przerwał nieprzyjaciel przedpołudniem linję frontową koło Rakobut i wkrótce jazda dostała się na gościniec Busk-Kozłów. — Koło gościńca tego stała baterja 6 a, postawiona tam na rozkaz dowódcy dywizjonu. Zaatakowana przez kawalerję nieprzyjacielską, wycofywała baterja jedno działo za drugiem, kryjąc odwrót jednego działa ogniem kartaczowym drugiego. — W ten sposób wśród walk na białą broń. nawet bezpośrednio przy samych działach, zdołał ppor. Borowiec, pierwszy oficer baterji, wycofać trzy działa. Czwarte, po zabraniu trzech koni z zaprzęgu, zostało na miejscu (później odbite przy kontrataku, który miał miejsce tego samego dnia). Zginął w walce tej 1 podoficer, kapral Hamala, dostało się zaś do niewoli sześciu żołnierzy, z których później czterej wrócili.

Dnia 17/IX. rozpoczęła się nasza akcja ofensywna. Rozkazano marsz w kierunku Oleska. Baterja szósta przy 39 pp. działała bardzo dobrze pod Sokołówką, gdzie zachodziła jeszcze potrzeba przełamania dość silnego miejscowego oporu nieprzyjacielskiego. Pluton jeden baterji zwalczał atakującą piechotę nieprzyjaciela z otwartego stanowiska i przyczynił się w ten sposób przedewszystkiem do szybkiego odparcia tego ataku.

W dniach 17—25/IX.odbywały się marsze pościgowe przez Brody, Radziwiłłów, potem Krzemieniec i Solej nad Ilszyń. Następnie na południe do. Michnówki koło Teofipola.

Od 25/IX.—8/X. zarządzono postój odpoczynkowy przy 39 pp. w Michnówce. Dnia 8/X. odmarsz do Starego Konstantynowa.

Dnia 10/X. odmaszerowała baterja 6a z jednym baonem 40 pp. w kierunku Nowego Konstantynowa i brała udział w bitwie pod Nowym Konstantynowem dnia 12/X

Dnia 14/X. odmarsz reszty Dywizjonu w kierunku Nowego Konstantynowa.

Dnia 17/X. wziął cały Dywizjon udział w bitwie pod Nowym Konstantynowem, zakończonej zajęciem Nowego Konstantynowa i szeregu miejscowości na lewym brzegu Bohu. Skutek ognia baterji był tutaj bardzo dobry.

Najpiękniejszą swoją kartę zapisały oba dywizjony dnia 17. października, kiedy cały Pułk 205 O. P. O. P. pod dowództwem ppłk. Lewickiego przeprowadził atak na Nowy Konstantynów. Stali wówczas na kocie 318 pod Rożanami dowódca piątej Dywizji pułk. Rosnowski i ppłk. Łodziński, dowódca V. Lwowskiej Brygady artylerji. Z miejsca zatem swego postoju mogli dobrze obserwować działalność każdej baterji i specjalnie zwrócili swoją uwagę na sprawność 205 O. P. A. P. Pułk, dobrze wiedział, że nań patrzą przełożeni, że chwila krytyczna nastała, gdyż nieprzyjaciel właśnie w tym miejscu zlokalizował całą swoją mtylerję i stnrał się nią atak wojsk polskich osłabić. Ochotnicy jednak nie dali za. wygraną, opracowany nocą atak artylerji przez ppłk. |, Łodzińskiego, wykonał dowódca pułku ppłk. Lewicki., przy pomocy swoich dzielnych dowódców dywizjonów i baterji. Jedna po drugiej baterja nieprzyjacielska zaniemiała, zbierając rozbite cząstki celnymi strzałami ochotników artylerzystów, którzy czując, że to już ostatnie godziny walki przed zawieszeniem broni, chcieli pokazać co umieją i jak strzelają. Chociaż już było 18. października zawieszenie broni i wyszedł był rozkaz DOG. demobilizacji pułku 205 OPAP., to jednak szósta armia rozkaz ten uchyliła i zatrzymała pułk w całym składzie do 4. listopada 1920. na froncie. Tegoż dnia jeszcze powrotnym marszem udał się pułk cały do Podwołoczysk, gdzie został zawagonowany a następnie przewieziony do Lwowa. Tu na polach Zboisk odbyło się dziękczynne nabożeństwo celebrowane z kazaniem przez ks. biskupa Bandurskiego, który z wozu mówił i witał bohaterów, powracających po ciężkich trudach i znojach do domu.

Przemówił również imieniem miasta wiceprezydent dr. Stahl, a imieniem DOG. Lwów pułkownik Jasieński, który ciepły rozkaz pochwalny dla pułku 205 OPAP. ogłosić kazał. Witał także swoich ochotników Bryg. Mączyński i płk. Śniadowski, którzy nie szczędzili pochwał dla bohaterskiego pułku.

Następnie odbyła się wśród licznie zebranej publiczności defilada pułku pod dowództwem ppłk. Lewickiego, przed pomnikiem Mickiewicza, gdzie owacyjnie dzielnych obrońców Lwowa witano.

W listopadzie i grudniu przeprowadzili ppłk. Lewicki, mjr. Arnold i kpt. Lang, likwidację pułku 205 OPAP., zwolniono oficerów i żołnierzy a DOG. odebrało cały materjał wydany z powrotem, nie był on jednak mniejszy, jak go pułk we Lwowie otrzymał, ale owszem znacznie powiększony zdobyczami na Ukrainie.

Z dniem zatem 1. stycznia 1921 przestał 205 OPAP. istnieć, ale organizacja pułku pozostała nadal i w razie potrzeby stanie pułk w całym swoim składzie z powrotem. Dla pamięci swych chlubnych czynów wydał pułk odznakę pamiątkową: „Krzyż zasługi", dla dzielnych swoich członków którzy go z dyplomem otrzymują. A oto rozkazy Władz przełożonych Armji stałej, rozkazy pożegnalne pochwalne, pełne słów zasłużonego uznania :

Ochotniczy Pułk Artyl. Polowej Nr. 205. Dowództwo.

ODPIS. Dowództwo 5. Dywizji piech. Poczta polowa, dnia 2!/X. 1926

ROZKAZ DZIENNY NR. 146.
Pochwalne uznanie ad. rozk. dzień. Dtwa 5. Dyw. piech. Nr. 146.

Żegnając ze smutkiem 205. Och. p. a. p. z którego oddziałami przebyłem najkrytyczniejsze chwile inwazji bolszewickiej pod murami Lwowa, poczuwam się do obowiązku oświadczyć, że pułk. 205 artylerji ochot, od pierwszego dnia 30/8. 1920. do dnia rozwiązania pułku, jak w akcjach bojowych tak w marszach pościgowych, na każdem miejscu wywiązywał się chlubnie z zadania i zasługuje na najwyższe uznanie i podziękowanie.

Walki pod Kutkorzem, Rakobutami, Sokołówką, Swiecznoje, Nowo Konstantynowem, Susłowcami i Rozanami, marsze na Brody, Staro Konstantynów i Pilczę, zawsze nas będą łączyć nierozerwalnymi węzłami braterstwa żołnierskiego i obywatelskiego.

Ofiarną pracą, gotowością do walki, odwagą i chęcią przyjścia 2 pomocą Armji w najcięższej chwili jej istnienia, tak bohaterski Lwów, jak i cała Małopolska jeszcze raz zamanifestowały, że inteligencja kresowa nie cofnęła się przed najcięższą ofiarą i nie zawahała się ani na chwilę przyjść z pomocą zagrożonej Ojczyźnie, niosąc ofiarne swe życie i mienie w obronie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i porywając przykładem swego patrjotyzmu całą Polskę. Bohaterski Lwów, rozpoczynając przed dwoma laty walkę o swoją i całej Małopolski polskość, stworzył najjaśniejszą stronę w historji nie tylko swojej, ale w historji całej więzy niewoli zrzucającej Polski- 205. o. p. a. p. to ciąg dalszy tej jasnej karty, tej ofiarności i gotowości do odparcia najeźdźcy, która przed całym światem zadokumentowała nasz patrjotyzm i głęboko zakorzenione zamiłowanie wolności.

Za poniesione trudy, za krew hojnie przelaną składam w Imieniu Służby najwyższe uznanie i gorące podziękowanie tak Dowódcom jak też i szeregowym 205 o. p. a. p

Rosnowski, m. p.

Za zgodność odpisu: Pułkownik i Dow. Dyw. Lachowicz, w r. Kpt. Szef Adj.

Dowództwo 5. Lw. Brygady artyl. Poczta pol. 12, 3/XI. 1920.

ODPIS. ROZKAZ DZIENNY NR. 33.

I. 205 p. a p AO. odejście: Z dniem dzisiejszym odchodzi z frontu 205. pap. A. O. — W chwili gdy nieprzyjaciel niósł śmierć i pożogę w głąb kraju, a wyczerpana nierówną walką armja broniła się już ostatniemi siłami, stanęła ochotnicza armja do czynu.

Gdy o mury Lwowa odbijał się powtórnie złowrogi huk dział, stanęły formacje 205. pap. A. O. do walki w związku z 5. Lw. Brygadą artylerji. — W szeregach tego pułku widzimy przeważnie dawnych żołnierzy Lwowskiej artylerji, co mi szczególniej podnieść wypada. Powstały z niczego prawie dzięki niezmordowanej, żelaznej energji, opartej na głębokiem doświadczeniu, przynosi pułk ten chlubę Jego organizatorom, zwłaszcza zaś Dowódcy ppłk. Aleksandrowi Lewickiemu, którego inicjatywa i trudy tak świetnym uwieńćzone zostały rezultatem. Okres wspólnie przebytych walk, bohatersko przelanej krwi, znojów i trudów, wziętych na dziecięce nieraz barki, dał ponownie świadectwo gorącej miłości Ojczyzny i zapału W chwili zwycięstwa nad wrogiem, odchodzi dziś 205. pap. A. O. spełniwszy Szczytnie swe zadanie Ppłk. Aleksandrowi Lewickiemu. wszystkim oficerom i żołnierzom dziękuję w Imieniu Najwyższej Służby.

II. Przedkłada się Dtwu 5. Dyw piech. Otrzymują: Dow. 205. p. a. p. I. i II./205. pap. bat. 1. do 3, po 2 egz. Dow. 5 p. a. p. I., II.. III 5 pap. I./5. pac, bat. 9/9. pap po 1 egz.

Za zgodność: Łodzinski. m: p., Podpułk. i wz. Dca Brygady
Adam Kopań, m. p. Kapt. i adjut. sztab.

O 238. P. P. A. O.

Dowódcą pułku był ppłk. Stefan Galli, dowódcą zaś tego baonu 238 pp. ppłk. Filip Brzezicki. Za zgodność rozkazów podpisywali por. Bieńkowski, Piwoński i Ostrowski. Praca administracyjna w pułku była wzorowa, rozkazy, skontra i działalność komisji gospodarczej bardzo dokładne. Oficerami pułku tego byli: kpt. J. Longardt, zast. dcy i instruktor Baonu, były komendant baonu i Marcinek pchor. oficer kasowy; lekarzem był por. dr. Stefko; przydzielony z 240 pp.; por. Rączy został już reklamowany, ks. Jerzy Czartoryski, kpt kapelan Baonu, kpt. Stan. Bernatowicz, dca II. komp., por. dr. Zygmunt Settenreich, adjutant pułku, ppor. Karol Pieniążek, przydzielony do Dtwa pułku, dalej por. Bolesław Piwoński, adjutant baonu, por. Zdzisław Ostrowski, dca KKM., por. Jan Ogiński, dca I. kompanji, por. Józef Bieńkowski, zast. dcy II. kompanji, por. dr. Stanisław Kruczkowski, dca taboru, Adam Veit, urzędnik wojskowy XI. rangi, ppor. Symforjon Szydłowski w II. komp., ppor. Stefan Azarewicz w I. komp., Wacław Niezabitowski, ppor. I. komp., wreszcie ppor; Józef Marcinowski, oficer prowiantowy i inni. Na miejsce referenta oświatowego Zdeka przybył ' ref. ośw. plut. Gajewski; miał on z okazji rocznicy dla żołnierzy wykład o Żółkiewskim. Z sierżantów b. często pełnią służbę Filasiewicz Roman i Jan Kizyma; ten ostatni, jako ochotnik przybyły z armji ukraińskiej, zgłasza się naprzód w 240 pp. i zostaje przydzielony do 240 pułku, II. Baonu, 5-ej komp., ćwiczy żołnierzy i dobrze zastępuje Bezkorowajnego w Dublanach; zachorowawszy w Kamionce, idzie do szpitala we Lwowie, a po pewnym czasie przydziela się go do 238 pp. AO. Pułk formuje wszystkie trzy baony. Raporty poranne przedkładane były o 8-ej rano, oprócz tego, co 5 i co 10 dni raporty stanu, a to wedle formatu. Podobnie zresztą, jak w 240 pp. we wszystkich trzech baonach.

Dnia 10/VIII. został przydzielony do Dtwo Okr. Obr. Lwowa, francuski podpułkownik arlylerji Marechal Renę z upoważnieniem do inspekcji odcinków w zastępstwie Dowódcy okręgu obronnego i do udzielania wszelkich rad i wskazówek, połączonych z wybudowaniem, umocnieniem i obroną odcinka. Baon 238 pp. zaprzysiężono.

Nadszedł też rozkaz Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa, w którym przepięknie wskazano oficerom ich rolę: „Oficer godzien swych szlif, świeci zawsze przykładem, nie szerzy nieuzasadnionego pesymizmu, lecz krzepi duszę żołnierza, zwłaszcza wtedy, gdy jedynie od spokoju i silnej woli zwycięstwa zależy rozegranie tej walki w jej ostatnich fazach. Józef Piłsudski.

Zapowiedziało się już w ogóle jakieś ożywienie. Dnia 20/8. o 20 godz. wyszedł rozkaz nadzwyczajny na podstawie rozkazu Dowództwa Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej, że o godz. 18. dnia następnego ma już być ostre pogotowie I. Baonu 238, pp. (po 80 nabojów) Baon wyrusza na wypadek alarmu pod dowództwem kpt. Longardta w dwu kompanjach: pierwszą pod dowództwem por. Ogińskiego (składała się z trzech plutonów), druga zaś (z dwu plutonów) pod dowództwem ppor. Szydłowskiego, z przydzielonym ppor. Załuskim.

Dowództwo nad oddziałem karabinów maszynowych objął podchorąży Domnicki i przydzielił po dwa karabiny maszynowe każdej kompanji. Każda otrzymała również po dwa wozy amunicji i na prowiant, a KKM. aż trzy wozy. Co niosły tymczasem rozkazy? Dnia 23. sierpnia Dtwo VI Armji doniosło, że brak czucia z Budiennym, który się wycofał na wschód.

Dnia 24. sierpnia zameldowano pojawienie się kawalerji bolszewickiej. Wykonanie obrony zarządzono nast. rozkazem:

I. Nie ostrzeliwać przedwcześnie małych oddziałów nieprzyjaciela i zakazać ognia bezplanowego. Nieprzyjaciela nie odpędzać, lecz niszczyć i wystrzeliwać.

II. Wiedze oddziały przyjmować spokojnym i dobrze celowanym ogniem : Karabiny maszynowe nieprzyjacielskie niszczyć ogniem wysuniętych w tym celu do linji piechoty pojedynczych dział na baterje nieprzyjacielskie systematycznie zwalczać kombinowanym ogniem dział lekkich i ciężkich przy dobrej obserwacji i użyciu w tym celu wszelkich środków pomocniczych. Strzelać na rezerwy dopiero wtedy, gdy wróg ze sfery ognia nie będzie mógł uciec, ni obliczać dalekosiężności naszych strzałów.

III. Przy bliskim większym ataku nieprzyjacielskim użyć miotaczy min, karabinów maszynowych, karabinów ręcznych i dział wszystkich kalibrów, lecz, celem zupełnego zniszczenia wroga.

IV. w fazach decydujących artylerja ma krzyżowy ogień koncentrować na zaatakowane przedpole a jednocześnie ciężkim ogniem zaporowym na tylne linje nieprzyjacielskie spędzać go w ogień dział polowych i karabinów maszynowych.

Rozkaz ten dostaje między innymi i rtm. Augustynowicz.

Pogotowie nakazano wszędzie, nawet w koszarach oddziałów kobiet. Rozkaz operacyjny z dnia 25. sierpnia donosi: Nieprzyjaciel stawia zacięty opór w rejonie Zadwórze — Hanaczów, obecność sił jego stwierdzono w obszarze na połud. wschód od Bóbrki — Chlebowic — Turczyna. Ze względu na niejasną sytuację na południu (Mikołajów nad Dniestrem) pogotowie trwa nadal w II./238, kompanji telegraficznej i kompanji saperskiej.

Otrzymują ten rozkaz: Dowództwo artylerji, 238 p. p. A. O., Baon zapasowy 240 p. p. A. O., Baon II. 238 p. p., Komp. saperska i telegraficzna, Grupa mjr. Abrahama i Oddział aut pancernych. Z 238 p. p. A. O. tegoż samego dnia, 25. sierpnia, odeszła 1-sza komp. 1. Baonu pod wodzą kapitana Jana Longardta na odcinek IV. na dworcu głównym, gdzie dowódcą był mjr. Muszyński. Pod względem taktycznym podlegała ta kompania pułkownikowi Romanowi Jasieńskiemu, pod względem zaś gospodarczym i organizacynym I. Baonowi 238 p. p. M. O. A O.

Aby naprawić choć w części szwankującą z natury rzeczy służbę łączności, nakazano wszędzie dostarczać żołnierzy, celem wyszkolenia ich w tej służbie. I tak rozkaz z dnia 30. sierpnia każe 1-szej kompanji wybrać 10 szeregowców na telefonistów, 2-giej 14, a kompanji karabinów maszynowych 4. Rozkaz dzienny Nr. 38 z 8. września, ad rozkaz nadzw. pułku Nr. 1 z 7 września, każe poczynić baonowi przygotowania, by 10 go o godz. 12-stej osiągnąć pogotowie marszowe. A 238 p. p. A. O. odznaczał się również stale starannem wykonywaniem rozkazów i takim też pozostał w akcji polowej.

Toteż na chlubne walk zakończenie powiedziano w rozkazie 11-tym Dtwa VI. Armji (L. 329/111), że stwierdza się zwycięstwo VI. Armji, uzupełnionej ochotnikami. „Wyrażam — mówi rozkaz — imieniem Najwyższej Służby i własnem. pochwalne uznanie i podziękowanie Dowódcom i Organizatorom Oddziałów Ochotniczych, a więc w pierwszym rzędzie pułkownikom: Mączyńskiemu, Jasieńskiemu, Śniadowskiemu, Kowalskiemu, majorowi Abrahamowi, kapitanowi Lewickiemu, jakoteż Oddziałom O. L. O., M. S. 0., Związkowi Strzeleckiemu, oraz całemu bohaterskiemu Społeczeństwu lwowskiemu. Cześć Wam!"

Podpisano: Jędrzejewski, m. p., gen. por. i dca VI. Armji.


RZUT OKA NA ORGANIZACJĘ, PRZEBIEG WALK I LIKWIDACJĘ MAŁOPOLSKICH ODDZIAŁÓW ARMJI OCHOTNICZEJ.

Powołani zaszczytnem hasłem obrony granic, ba, więcej nawet — obrony Państwa Polskiego, pośpieszyli bez różnicy wieku ochotni żołnierze i chwycili za broń. Krwawe ofiary ponieśli bez wrzawy, — wynoszą zaś one na 12.000 ochotników półtrzecia tysiąca, czyli cyfrę bardzo wielką i bardzo wymowną.

W Armji Ochotniczej, którą jej przeciwnicy (a byli w społeczeństwie tacy niestety!) za jakąś „białą gwardję panów" uważać chcieli, służył najdosłowniej arystokrata, szlachcic, inteligent pracujący, robotnik i chłop. Dowodzą tego choćby same autentycznie cytowane w tej książce wspomnień z boju o Lwów nazwiska walczących.

Nie poruszajmy jednak zgrzytów partyjnych. Niech się harmonijna praca linjowa towarzyszy broni w harmonijną pracę pokoju zamieni. Niech ten pokój będzie wewnętrzny. Winniśmy to tak pomieszanym mogiłom. Pod Zasławiem szarże Sapiehy, śmierć Pinińskiego, ciężkie rany ppor. Koliweszki, a obok tego zgon Bezkorowajnego i Filipowa, niech plon wydadzą w życiu pokojowem.

Wytrwali też w ogniu Sprawy i ci, którzy, niepolskiego pochodzenia będąc, dobrowolnie się zaciągnęli pod ochotniczy sztandar.

Dokładnie obraz organizacji MOAO. podał już rozdział „Odruch polski". Przy ogólnym rzucie oka nie-niepodobna ominąć nie zaakcentowanej tam tak silnie, jak na to zasługuje, pracy kobiet w Armji ochotniczej.

Niesłychanie ofiarną była praca pani Bocheńskiej, br. Heydlowej i Prezydentowej Neumannowej, które ekwipowały ze szwalń w bieliznę i mundury cały oddziały. Poetka, pani Marja Kazecka, ochotniczka polowa i założycielka oraz komendantka wszystkich gospod Armji Ochotniczej, które prowadziła wzorowo, dożywiając Armję Ochotniczą, np. przez kuchnie amerykańskie dla nieletnich żołnierzy (a było ich mnóstwo!) dojeżdżała też w czasie walk najgorętszych na front, dowożąc żołnierzom jedzenie i bieliznę. Wraz z nią brał w tych pracach udział długi szereg pań, że wspomnę tylko p. Dittrichówną, Helenę i Jadwigę Dzieduszycką, Dąbrowską, Hohenkelówną, Fiałkiewiczówną, Kobiżkówną, Kobritzówną, Pawłowską, Szmidówną, Szpindlerówną, Żmudzińską i wiele, wiele innych. Jako sanitarjuszka odznaczyła się na froncie Halina Paszkowska.

A nie brak i pań walczących: czoła należy uchylić przed śp. panią Strojnowską, bohaterską niewiastą, ofiarą swego męstwa. Walczyły też pna Roma Tuszkiewiczówna, dzielna i młodziutka poetka, pna Maryla Dekańska; ta ostatnia z Domaszewiczem w tyraljerze, podziwiana ogólnie pod Zadwórzem, pielęgnowała rannych pod Kamionką, i wymogła energiczną groźbą rewolweru dla nich podwody. Okryła się też sławą niezmierną dr. Prokopowiczówna.

Podaję w całości pożegnalny rozkaz Dowództwa MOAO., jako doskonałe ujęcie ich powstania i walk oraz chlubnej roli.

POŻEGNALNY ROZKAZ DOWÓDZTWA MAŁOP. ODDZ. ARMJI OCHOTNICZEJ.

W groźnych dla niepodległego bytu Rzeczypospolitej Polskiej chwilach, kiedy wróg falą przemożną wdzierał się w głąb Państwa, wezwano nas w szeregi, oficerowie i żołnierze M. O. A. O. odzewem, budzącym trwogę w sercach polskich: „Ojczyzna w niebezpieczeństwie" ! Zrozumieliście zew ten odrazu, bez wahań pośpieszyliście tłumnie w karne szeregi Wy, weterani wojenni, ozdobieni krzyżami z czasów pierwszej obrony Lwowa i Wy, liczniejsi młodzi i starzy, którzy chcieliście pójść w ślady tamtych i razem z Nimi w nowe pójść boje.

Bohaterski Lwów, okupiony drogo przeobficie przelaną krwią najserdeczniejszą własnych dzieci i całe wysoce narodowo i państwowo czujące społeczeństwo wschodniej Małopolski, stanęło w szeregach A. O., lub poparło ją najgoręcej bez względu na stany i warstwy społeczne, bez względu na wiek, zdrowie i zdolność fizyczną. Stawszy się szybko — w mgnieniu oka niejako — żołnierzami świętej sprawy, jedno żywiliście jeno pragnienie, walczyć jak najśpieszniej w obronie ziemi drogiej, bronić miasta, nazywanego perłą Rzeczypospolitej i obronić je, choćby wszystkim polec przyszło. Młodzieńczym zapałem, owiani świętem uczuciem miłości Ojczyzny, dokonaliście wszyscy cudu tak w szybkości tworzenia oddziałów, jak bohaterskim w boju wytrwaniem. W dwa tygodnie staliście się żołnierzami, którym surmy bojowe wygrywały przedziwną pieśń wytrwania i walki do ostatniego tchu za każdą piędź ziemi polskiej do wolnej, Najjaśniejszej Rzeczypospolitej polskiej należącej,

Bohaterski Lwów i święte jego w ciężkich uprzednich bojach wytrwanie, poświęcenie jego bezgraniczne i całopalenie na ołtarzu bojowym dla wspólnej Ojczyzny, stał się przykładem i hasłem, pod którym wzywano na obronę ziem polskich i w polskim Wilnie, prastarym Toruniu i w sercu Państwa naszego, stołecznej Warszawie. Na obronę stolicy naszej wezwano jeden z pułków ochotniczych wschodniej Małopolski. Z radością, nieugiętą wolą zwycięstwa, w poczuciu wysokiej odpowiedzialności — poszliście rozkaz wypełnić, choć wróg przebywał już w zagrodach waszych i kołatał do bram drogiego nam miasta. Tu zaś, na terenie wam najbliższym, ruszyliście w bój z pieśnią na ustach i radością w sercach. Chołojów, Chodaczków, Kamionka i Streptów, Busk i Rakobuty a wreszcie nieśmiertelne, heroizmem starożytnych przewyższające Zadwórze, oto świetne karty bohaterskiego oporu Waszego. Tam to z młodych piersi Waszych tworzyliście mur silny i żywy, tam to zmagaliście się długo z całą barbarzyńską armją konną, brocząc obficie krwią własną i nader licznie pieczętując śmiercią bohaterską swój krótki żywot żołnierski.

Nic to, że wysoko i bujnie rosły nieprzeliczone mogiły, że opodal o kilometrów kilkanaście zaledwie gięły się i łamały się w rozpaczliwej męce i trwodze serca matek, żon, ojców, sióstr, nic to, że rozdzierano Waszą żywą i spoiną całość ni cząstki. Przed wrogiem, czy na jego tyłach, do ostatniego strzału trwaliście. A gdy opór stawał się beznadziejny, gdy oszczędziła kula nieprzyjacielska, umieli lwowscy ochotnicy ostatnią własną kulę dla siebie zachować u wrogowi się nie poddać. Spełniliście chlubnie i zaszczytnie bojowy wasz trud.

Licznym ofiarom Waszym położyły kres niebiosa. Budienny, skierowany na północ, przestał zagrażać miastu naszemu. Igraszką było teraz odepchnięcie odeń pozostałych sił wrażych.

Zwycięskie zabrzmiały w Rzeczypospolitej surmy a Wasze grały na polach Chodorowa i Mostów i Kowla i hen aż pod Znsławiem i Teofilpolem, widziano Wasze ataki, husarskim podobne, w których znaczyliście na nowo krwią polską wydeptane przez praojców szlaki. Waszą w znacznej mierze zasługą, że wróg nie ruszył pierwszym impetom na Lwów bezbronny. Wy stawialiście mu czoło tam u fal Bugu i tu, przed bramami miasta.

Dziś wróg odepchnięty zwycięsko, pierzchnął na wschód daleki. Nasze zadanie na dzisiaj skończone. Rzeczywista potrzeba szczęśliwie dla nas minęła. Dziś możecie wracać do Waszych ognisk domowych, zajęć normalnych. Żegnam Was z dumą ofiarni żołnierze Rzeczypospolitej Dziękuje Wam z duszy całej w imieniu służby dla Ojczyzny. Wszystkim ,Wam oficerom, dowódcom, podoficerom i szeregowcom, którzy obowiązek szczytny do końca wypełnili, należy się dank i cześć.

Przez dwa miesiące uczyniliście ze Lwowa twierdzę niezwyciężoną. Byliście jego tarczą i ramieniem zbrojnym. A wola Wasza do przetrwania i zwycięstwa była tak wielka, że każdy próg stałby się dla Was twierdzą niezwyciężoną.

Tym zaś, którzy w walce legli, którym losy poszczęściły chlubnie zakończyć swe dzieje żołnierskie, osobne gorące należy się wspomnienie. Niech pamięć o Nich żywa i potężna wśród nas na zawsze zamieszka, niech wdzięczność nas wszystkich przy życiu pozostałych do snu wiecznego a nieśmiertelnego Ich kołysze, niech żal po Nich bezmierny, boleść i rozpacz rodzin Ich złagodzi, niech Ich mogiły rękoma kolegów sypane trwałym się staną dla potomności przykładem najczystszego poświęcenia i z pokolenia w pokolenie niech żar miłości i ofiary dla wielkiej i potężnej Polski idzie, a dla nas będą pobudką do zwołania się i stawania w szeregach we wszystkich groźnych dla Rzeczypospolitej terminach. Czesław Mączyński, pułk. m. p. Proste, swobodne, a silne, jak moc, słowa brygadjera wryły się napewno w serca jego podkomendnych żołnierzy głęboko.

I wie się, że Polska to wielka rzecz i że walczyć o Nią i całość Jej, czystość myśli i pracy polskiej, należy, i że wspaniałe boje lwowskie we wieniec się splotły przedziwny.

Wie się, że we Lwowie jest patryjotyzm najgorętszy, do zapamiętania się skory. Że hufce polskie spełniły śliczną swą rolę i odparły wojska rosyjskiej republiki rad, by polski na rubieżach Ojczyzny ustanowić porządek.

A jednak bezpretensjonalnie szczere, pożegnalne słowa zasłużonego niezmiernie Brygadjera, trafiają do serca, chwytają za nie, gdyż prawda w tych słowach jest wielka, gdyż to nieprzelotne, lecz potężne wspomnienie bojów przeróżnych jest też nieprzelotnem, lecz potężnem wspomnieniem krwawień się ofiarnych żołnierza polskiego i jego oficera, poświęconych bez oznak pychy i zaszczytu łaknień ochotnie, jak ochotnikom przystało.

I czuje się, wie się, że Brygadjer ten i bohaterska drużyna jego nie tylko są uzewnętrznieniem obowiązku wołań, ale i odrębną, wyrazistą częścią świetlanego cudu, któremu na imię: DUSZA POLSKA.
A jako, że jej są częścią, dlatego tak nieziemską glorję mają ich czyny, temu trud ich orężny spowiła aureola, temu czyn ich żyje prawdziwie jak żył i umierał prawdziwie, śniący o niej pan możny, szlachcic, pracownik umysłu, robotnik i chłop, jeden zbiorowy
ŻOŁNIERZ POLSKI,
którego znojom, mękom, śmierciom i odrodzeniom cześć nieśmiertelna.

LIKWIDACJA ARMJI OCHOTNICZEJ.

„Z ogłoszonego onegdaj rozkazu pożegnalnego bryg. Mączyńskiego — pisało wówczas „Słowo Polskie" — dowiedzieliśmy się, że Małopolskie Oddziały ochotnicze zostały rozwiązane a ochotnicy zwolnieni ze służby wojskowej. Z rozkazu tego dowiedzieliśmy się również w ogólnych zarysach o czynach bojowych ochotników naszych w groźnych dla Rzeczypospolitej miesiącach.

Jest — zdaniem naszem — naturalnym i prostym obowiązkiem serca i poczucia obywatelskiego społeczeństwa we Wchodniej Małopolsce odpowiedzieć temu pożegnalnemu rozkazowi silnem i z głębi duszy płynącem echem zbiorowej wdzięczności i uznania.

Że objawy tego uznania i wdzięcznej pamięci nie mogą być jedynie oficjalnem i suchem dziękczynieniem, złożonem z okazji likwidacji Armji Ochotniczej, że — przeciwnie — muszą być wykładnikiem szczerych i prawdziwych uczuć, nurtujących w duszy każdego prawego obywatela kresowej stolicy państwa — wystarczy przypomnieć pokrótce okoliczności i warunki, w jakich oddziały ochotnicze na terenie Wschodniej Małopolski powstały i krwią żywych, miłujących serc istnienie swe znaczyły.

Front nasz pod naporem bolszewickiego najazdu pękał i zarysowywał się coraz wyraźniej, żołnierz armji regularnej pod wpływem wytężających, olbrzymich marszów ustępował znużony i zniechęcony. Po zwycięskich, triumfalnych marszach, dla cudzej, ukraińskiej sprawy przedsiębranych — zapoznać się musiał z goryczą i różnórodnem złem klęskowego odwrotu. Psychologja odwrotu i klęski coraz silniej poczęła wyciskać swe piętno na szeregach naszej armji. państwu zdawał się niechybnie grozić zalew barbarzyństwa. Działać trzeba było bez namysłu, „piorunem”.

Jasnem było dla wszystkich, że aby podnieść ducha szeregów frontowych, wzmocnić je i skupić moralnie i liczebnie— należało w nie rzucić elementy nowe, niezmęczone, pod względem idealnym nieugięte i przejęte entuzjazmem „świętej wojny". Tych zaś dostarczyć mogli przedewszystkiem ochotnicy, a więc ci, którzy z poczucia wewnętrznej potrzeby, parci ogniem narodowego gniewu i obywatelskiej trwogi o zagrożoną niepodległość Ojczyzny, - śpieszyli złożyć Jej dań z swego patrjotyzmu i życia.

Nikt z nas tu we Lwowie nic zapomni chyba dni lipcowych, dni narodowej trwogi i narodowej mobilizacji wszystkich twórczych sił społeczeństwa. Zabrakło na ulicach „cywilnego człowieka", szczezło gdzieściś partyjne urągowisko, Lwów po raz wtóry - jak ongiś w listopadzie 1918 r, — stężał w „posąg z jednej bryły" i obwarował się niby twierdzą niezdobytą z serc żywych, z piersi nieulękłych. Zabrali się do dzieła organizacji Oddziałów Ochotniczych ci sami niemal ludzie, którzy listopadowego dziełu byli twórcami. Z odległych krańców Rzeczypospolitej zbiegli się starzy towarzysze walk o Lwów, ci z ulicy Grunwaldzkiej, ci z Domu techników, ci ze szkoły Sienkiewicza, ci wreszcie z Góry Stracenia, „Bemacy" i „Kadeciarze," „Abrahamczycy". „Wilki" i „pocztarze" zbiegli się tłumem wielkim i groźnym na pierwsze skinienie swych ukochanych dowódców i miasto to uczynili wielkiem obozowiskiem wojennem.

Jest rzeczą znamienną — jak wielką rolę odegrała w lipcowem pogotowiu Lwowa tradycja walk listopadowych, wspomnienia wspólnie przecierpianej mizerji, legenda nieomal nazwisk i środowisk. Rzec można śmiało, że ta tradycja właśnie była bodaj, że najsilniejszą gwarancją zwycięstwa, i ona to sprawiała, że we Lwowie poza garstką „urodzonych" tchórzów i drapichrustów nieodczuwało się na ogół nerwowego lęku i zwątpienia we własne siły. „Było już gorzej" — mówiono — „a przecież nie dali rady"...

Ci, którzy mieli sposobność i możność osobistej obserwacji i współudziału w tworzeniu oddziałów ochotniczych, niezapomną chyba nigdy tej bezprzykładnej, energji i szybkości, z jaką na stopie bojowej stawały oddziały po oddziałach. Wczoraj jeszcze „obmierzły cywil" — dziś już frontowiec jak się patrzy, z karabinem zżyty jakby od dziecka, choć niejednokrotnie tygodniami bez butów i bez munduru. Lekarz w braku lepszych staje na czele frontowej formacji, profesor uniwersytetu pręży się^ przed „takim z Zamarstynowa", nacjonalista „z obozu reakcji" zmawia się do wspólnej i jedynie polskiej konspiracji z reprezentantem „ludu pracującego."

W przeciągu trzech tygodni postawiono — jak mówi sprawozdanie Okręgowego Inspektoratu Armji Ochotniczej — 2 pełne pułki piechoty, 3 dywizjony artylerji, 2 pułki jazdy, oddział pościgowy pod nazwą „Detachement rotm. Abrahama", kompanję szturmową i aut pancernych, skonstruowanych w warsztatach lwowskich, oddział granatników, kompanję saperską, telegraficzną, sanitarną i kolumnę taborową.

W całości liczba ochotników Małopolskich oddziałów dosięgła prawie 12.000, poza ochotnikami w regularnych formacjach zapasowych. Powyższe pozycje i cyfry same mówią za siebie a mówią tem więcej, im silniej sobie uprzytomnimy wyczerpanie nerwowe i ekonomiczną ruinę kraju w ciągu lat ostatnich, im lepiej sobie przypomnimy, że wskutek coraz bliższego najazdu wschodnie powiaty Małopolski ochotników w poważniejszej ilości dostarczyć nie mogły.

Był to nowy, wspaniały, imponujący wysiłek narodowej tężyzny i wierności Lwowa dla Rzeczypospolitej, nowy „aere perennms” dowód jego woli przynależności do Państwa Polskiego. Potem przyszedł krwawy chrzest ochotników. Wróg stanął opodal bram miasta. Ochotnicy bronić ich mieli. I obronili. Kamionka Slrumiłowa, linja Bugu — oto żywy wał piersi ochotników, o który strzaskał łeb wschodni barbarzyńca. A nadewszystko Zadwórze — nieśmiertelne pobojowisko zmagań kultury i człowieczeństwa z dziczą.

„Czas rzeczywistej potrzeby" — na który ochotników pod broń powołano — „minął" - mówi rozkaz bryg. Mączyńskiego. „Możecie odejść do waszych ognisk rodzinnych i zajęć normalnych w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku". „Istotnie — poczucie dobrze spełnionego obowiązku, to najwyższa nagroda dla tej ofiarnej młodzieży i obywateli państwa. A — zdaje się — także — jedyna. Trzeba bowiem stwierdzić z głębokiem uczuciem przykrości, iż niejednokrotnie znaczenia i zasług Armji Ochotniczej dla państwa będącego w niebezpieczeństwie, niedoceniano, co więcej, organizacji jej przeszkadzano i to ze strony tych czynników, których obowiązkiem było nieść jej pomoc i utrwalać jej powagę." „Armja ochotnicza czynami swojemi stwierdziła, że niskie zarzuty były płodem mętnych i niesprawiedliwych umysłów, niezdolnych do wzniesienia się ponad własne podwórko partyjne.

Stwierdziła, że dobrze zasłużyła się Ojczyźnie w dniach niebezpieczeństwa. Społeczeństwo z dumą i miłością wspominać będzie — póki serce polskie na tej ziemi bić będzie — dzieło lwowskich ochotników, jego twórców i współpracowników". A ochotnicy oficerowie i żołnierze, kochali się wzajem. Widać to było niedawno, jakto wracający z kresów żołnierze Nittmana uczcili swego bohaterskiego wodza-inwalidę, wspartego ze wzruszeniem na ramionach Mączyńskiego i Abrahama. Kto te chwile łączności serc bratnich przeżywał, czuje dowodnie, że Polska zginąć nie może i żyć będzie zawsze! Przy omówieniu jednak przebiegu walk nie sposób nie wspomnieć i o tym, który, aż w Warszawie miał zadanie wykonać, na najcięższą kreślone miarę a nie zapomniał i o Lwowie. Naczelnik Państwa i Wódz Naczelny zarazem, Józef Piłsudski, nie uwzględnił mianowicie strategicznie bardzo korzystnych planów gen. Weyganda, szefa sztabu wielkiego Focha, którym przy wyśmienitych radach skoncentrowania wojska w jak największej ilości w jednem miejscu, by zeń uderzyć, i mniej miłą dla Lwowa podawał, a tą była rada wycofania się wojsk polskich za San. Naczelnik jej nie przyjął i opracował plan własny, za co Mu cześć! Nie można też przemilczeć, ani zapomnieć wodzów głównych, dowódców frontu na terenie walk Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej: Nazwiska generałów Iwaszkiewicza, hr. Lamęzana i Stan. Hallera, Jędrzejewskiego splotły się stale z wdzięczną Lwowa pamięcią.

Nazwiska dzielnych szefów sztabu płk. Kesslera, Thulliego i Stachiewicza przejść muszą też do potomności, jako tych, którzy napór nieprzyjacielski pierwsi niby za bary schwyciwszy, osadzili na miejscu, by go potem wysiłkiem narodowym pobić i precz odrzucić.

Bezpośrednio po ustąpieniu gen. Romera, który jako reprezentant wojskowości jechał na mińskie układy, przybył gen. Iwaszkiewicz jako dowódca małopolskiego frontu wraz ze swym szefem sztabu, świetnym znawcą tych terenów jeszcze z ukraińsko-polskich walk, pułkownikiem Kesslerem. Sprawowali oni dowództwo frontu do 21. sierpnia, od którego to czasu aż po dzień 16. września ster dowództwa trzymał w ręku umiejętnie gen. por. hr. Lamezan-Salins.

Gen. Lamezan uznał, że ochotnicy za prędko musieli pójść na front, skarży się więc na to nieszczęsne przedwczesne wysłanie, acz dobrze zna jego smutną konieczność! Z darów pochodzące rzeczy, a zwłaszcza uzbrojenie (karabiny), rzadko kiedy mogłyby wystarczyć! Toteż było sporo bosych ochotników, karabiny ręczne często bardzo nie strzelały lub eksplodowały, w czem i młodzi żołnierze nie byli bez winv, niedbale zbyt obchodząc się z bronią. — Ale, cóż robić ! — Za krótko, choć bardzo, może i zanadto intensywnie ich uczono i ćwiczono. Do pewnych tak zrozumiałych braków, jak powyższe, przyłączała się jeszcze ta fatalna łączność, która ma swe usprawiedliwienie w niebywale wprost i potwornie pomieszanych sytuacjach, niemniej jednak nieszczęściem była wielkiem, MOAO. musiała się ustawicznie prawie zbyt śmiałych chwytać często, jak sie potem niestety okazywało, wysiłków i pomysłów własnej inicjatywy.

Gen. Lamezan-Salins był bardzo czynny; doglądał gorliwie i pilnował toku akcji, pod osobistem kierownictwem sprawy przeprowadził Petlurowców gen. Pawlenki przez Niżniów i Jezupol, a w nocy z 13-tego na 14 tego była już VIII. dywizja na lewym brzegu. Już poniekąd czwartego lub piątego września był Lamezan gotów do ofensywy. Oddając szesnastego dowództwo w ręce przybyłego właśnie gen. Stanisława Hallera, byłego szefa sztabu generalnego z szefem sztabu pułkownikiem Juljanem Stachiewiczem, zaznaczył, że wojsko rozpocznie nareszcie to, za czem tak tęskniło, tj. ofensywę we Wschodniej Małopolsce na wielką skalę.

Razem z gen. Hallerem przyszedł sławny, popularny ogromnie w Cieszynie, gen. Latinik, któremu dano grupę obok III. płk. Pawlenki, (a potem na północ był gen. por. Jędrzejewski, z grupą I-ą z 5, 6, 12 dywizją). Dcą dyw. 6 był gen. Linde z armji austrj. W środku 4. dyw. i jedna bryg. kaw.

Nie zapomni się nazwisk generałów Lindego i Lindy.

Bardzo zasłużonymi mężami w sprawie Małopolski Wsch. i Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej byli ppułkownik Kunisz, pułkownik Marjański i Roman Jasieński, któremu powierzono dowództwo Okręgu obronnego Lwowa, co wiele niepotrzebnie miesza z rejonem obronnym Lwowa, tak, iż już niema stałego rozgraniczenia tych pojęć! Pułkownik Jasieński, bywał za dowództwa gen. Romera jeszcze, na wschodnich, najbardziej eksponowanych odcinkach frontu. Teraz po Busk rozciągał swą uwagę nad Oddziałami Ochotniczemi, otaczając je swą opieka. Znakomity to nie tylko organizator, ale i wojownik, jeszcze z czasów wojny rosyjsko chińskiej, pogromca Chunchuzów, zwycięską niósł też pomoc Mongołom, przeszedłszy pustynię Gobi. Do ostatnich chwil bronił portu Artura przeciw japońskim wojskom, a w Wielkiej Wojnie walczy o Ungwar, co jest wesołe, ze swoim obecnym przełożonym, gen. Lamezanem, jako wodzem austryjackim. Ppłk. Kunisz, drugi szef sztabu, organizator pierwszorzędny, byłv szef sztabu generała Latinika w Cieszynie, gdy Lamezan z Thulliem, przygotowywali ofensywę, dzielił się pracą z płk. Thulliem który obrał dla siebie pracę operacyjną, przydzielając Kuniszowi organizacyjną.

W sprawie tej organizacji właśnie, zwłaszcza Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej, codzień stykał się ppłk. Kunisz z Bryg. Mączyńskim, a gdy akcja bojowa się zaostrzała, tempo akcji podwajano, potrajano, spieszono się do upadłego po prostu.

W dowództwie operacyjnem współpracował wybitnie i gen. Linda z armji rosyjskiej Dzięki wspomnianym już poprzednio w „Odruchu polskim" osobistościom, i ich wytężonej, niezmordowanej pracy, stanęły niby mur stalowy, szeregi MOAO, które tak Szczytnie pojęły i wypełniły swą misję.

Wszystkim budowniczym całości z cząstek, wszystkim twórcom Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej i jej oficerom, podoficerom i żołnierzom miłość, sława i cześć!

Armje ochotnicze różnią się zasadniczo od armji stałych. Mają już to do siebie, że jedną z podstawowych ich cech jest faktycznie służba dobrowolna. Mogą to być armje, służące dla idei (A. O., M. O. A. O.) lub dla zysku (Bermonta-Awałowa), nawet gdy oficerowie mają jakiś podkład ideowy.

Żołnierz, który służy dla tego, by się utrzymać,, może być jeszcze nawet wcale dobrym żołnierzem — żołnierz— rabuś jest jednak tylko do lekkiej ofensywy dobry. Źle znosi on zbyt uciążliwe trudy.

Polska ma piękne tradycje armji ochotniczych. Legjony Dąbrowskiego, wojska powstańcze, legjony Wielkiej Wojny, wojska hallerowskie.

Toteż i teraz Armja Ochotnicza Hallera wykazała znaczną wyższość ponad wojskami rdobrowolczeskimi" bardzo zdolnych zresztą wodzów Kołczaka, Judienicza, Dienikina i Wrangla.

A małopolskie oddziały tej najnowszej hallerowskiej armji nie dały jej powodu do wstydu Nasza armja ochotnicza miała — rozumie się samo przez się — bardzo istotne wady, a to złe zaopatrzenie, które nie jej zresztą było wina. brak idealnej koordynacji oficerów, rzeczywiście jak najdziwniej pozbieranych (wprost z cywila starszych), z armji rosyjskiej, austryjackiej i z Legjonów, nie znających wspólnej, polskiej musztry, krótkie zresztą wyćwiczenie. Oto czynniki, które nie odrazu pozwoliły jej się zorjentować w zgiełku bitwy, a natomiast wymagały pewnej akomodacji, po której już wszystko szło dobrze. (Zadwórze, Zuchorzyce, Laszki Królewskie). Niechybnie ci jednak, którzy się zgłaszają właśnie wtedy, gdy jest źle, mają większe szansę wytrwania od tych, którzy się cofają.

Armja Ochotnicza miała swe szczytne cele, zużytkowane też praktycznie, gdyż na miejsce znużonych żołnierzy użyto dziarskich i rześkich ochotników, którzy ułatwili kolegom odpoczynek, a sami wkrótce zaprawili się do boju niegorzej od nich.

Armji polskiej stałej, rozsławionej po świecie całym przez męstwo, macierzy wojsk ochotniczych i wiernej broni towarzyszce, tylko serdeczne uczucia niosą w dani ochotnicy.

Niesumienna jednak agitacja potrafiła rozjątrzyć stosunki, wyzyskać niezadowolenie żołnierzy regularnych z „uprzywilejowanych praw" ochotników i doprowadzić do tego, że sam minister wojny gen. Sosnkowski tłumaczyć musiał armji, iż „ochotnicy zgłosili się do wojska, by się bić, a nie, by być bitymi". Smutne to, ale prawdziwe.

A Ministerstwo S. W. wyraźnym stwierdziło rozkazem, że cokolwiek bezprawnie postąpiono, rozwiązując MOAO. wbrew przyrzeczeniom. (Rozwiązanie nie nastąpiło też bynajmniej na rozkaz Ministerstwa S. W. — rozkaz rozdzielający wydało Dowództwo Frontu w porozumieniu z Naczelnem Dowództwem.) Więc, gdy się zważy wszystko, bardzo wielką winno mieć wdzięczność społeczeństwo polskie, przedewszystkiem zaś lwowskie, „lwów, lwic i lwiątek", jak pięknie powiedział swego czasu na powitanie generał Józef Haller, ochotnikom Mączyńskiego.

Zasłużyli się bowiem wybornie. Resztki ich gromiły najeźdźcę dzielnie aż po rozejm pod świetnem kierownictwem gen. Stanisława Hallera.

Wieczna, historyczna zasługa, kołacze u bram historii o wieczną, historyczną ocenę. Tej dzieje nie odmówią!

Zaszczytny znak kokardy biało-czerwonej wyróżniał ochotników z pośród innych żołnierzy i łączył zastępy hallerowskie specjalną sympatją. Do nas we Lwowie nie tylko z Przemyśla, lecz nawet z Mielca zgłaszali się tłumnie ochotnicy, by w tej tak zaszczytnej armji móc służyć. Kogo przydzielono do służby lżejszej, zgłaszał się na front, choćby i poza wiekiem poborowym (np. sierż. A. Krzeczunowicz, z mojej kompanjii prof. kpr. Mendrala z 240) pp. i wielu, wielu innych.

A między poszczególnymi oddziałami MOAO. istniała szlachetna emulacja. W 240 pp. wszystkie (jak i później w 238) baony współzawodniczyły w sprawności pomiędzy sobą, w dokładnej akuratności, w patriotycznym zapale, a tosamo i do artylerji i do konnicy się odnosi.
Gotowość ich bojowa była piękna.
Drobnemi siłami uderzali na przemoc i niszczyli ją często.
I pamięć wierna łączy się z temi dziejami.
Jaką zaszczytną odegrali w nich rolę nasi ochotnicy, pochodzący z wszystkich stanów!
Bryg. Mączyński zaprosił przez ppor. dra Tomanka na zgromadzeniu T. N. S. W. (Towarzystwa Nauczycieli Szkół Wyższych) byłych swoich kolegów (przed wojną był Brygadjer profesorem gimnazjalnym) pod swoją broń i swój sztandar. Odpowiedziano mu z ochotą — liczni profesorowie stawili się na nowych posterunkach, często w zmienionej roli w stosunku do uczniów swoich.
Zbratanie się serdeczne było zupełne, jedna sprawa, jedne cele, zjednoczyły wszystkich. A młodzież szkolna tradycję swoją z walk pierwszych dni polskich w świeżą przyoblekła aureolę..
Aż miło wspomnieć!
Dokoła głuchy zgiełk dział — w mieście ryk przeciągły spędzanego do Lwowa bydła.
Nastroje wieczorne bajeczne.
Całkiem nowe, choć tylko odświeżone z dawnej; pamięci nastaje życie, gorączkowej pracy era.
A w koszarach praca wrzała!
Baony pracują, ćwiczą, tworzą się liczne marszówki.
Z pola walk dochodzą różne, przeważnie hiobowe wieści.
Ale swoją drogą, i dobrych nie brakło. Osobno otwarte rubryki „pod nakazem chwili" ogłaszały pobór ochotników. Był to fakt, co podały dzienniki, że we wojsku radość nastała na wieść o tak wspaniałym zaciągu ochotników. Niech i to będzie łącznikiem między armjami obiema, stałą i ochotniczą, że oni tak się wtedy, po bezpośredniem dowiedzeniu się o nas, nami ucieszyli, kiedy u nas równocześnie pobudzała gorąca, szczera chęć niesienia im pomocy. Poza formacjami ochotniczemi szedł też dobrze i pobór; by wszyscy stanęli w potrzebie, były egzekutywy prawie najzupełniej zbędne.

Pierwszemu temu postulatowi z pod znaku chwili prędko uczyniono zadosyć. Chodziło teraz o to, by prawdziwie zasłużyć na dyplomy symboliczne odznak za dzielność!

Armja Ochotnicza zasłużenie całe mnóstwo rozdała owych dyplomów. Szeregi ochotnicze Abrahama i Wilków rwały się do boju co rychlej; jak najprędzej się zgłaszał do walki bataljon Trześniowskiego, Śniadowski zbierał zapasy amunicji, by nią potem miażdżyć, jak miażdżył. Kapitan Zagórski, stary kresowiec-zagończyk, podpułkownik Domaszewicz, bohater-lekarz-oficer, to dowódcy na schwał.

Poprowadzony przez nich ochotnik szedł wichru pędem na straszną Rudę Sielecką, Kamionkę Strumiłową1, Śtreptów, Zuchorzyce, Za dworze i Laszki.
Dwukrotne boje pod Zadwórzem, a zwłaszcza śmierć bohaterska Leonidasa -Zajączkowskiego i jego spartańskiego rycerstwa, nieśmiertelną jaśnieją glorją.
Gdzie szedł bolszewik, tam gryzły go wilki, zabiegał mu drogę Barski, zastępował kawalerzysta Żółkiewskiego, a w rezerwie gotował się do śmiertelnego ciosu Galli z Prażmowskim. Wyszczerbiony, obdarty, cofał się inwadent do Rosji. Zziajan, strudzon, męstwem i odwetem dyszący, strzałą śmigał za nim ochotnik.
Na mężne czyny tych hufców lwich spoglądali z łzą rozrzewnienia w oku starzy wodzowie, prześcigając się w wyborze zaszczytnych uznania słów dla Tego, który nas w imię Naczelnego wodza i Hallera prowadził.
Niech żyje Brygadjer Czesław Mączyński! Ze wszystkich polskich piersi wyrywa się okrzyk umiło wania gorącego, bo ten wódz, taki wszechstronny, taki dzielny i mądry — jest taki nasz!
I w odpowiedzi na pożegnalny rozkaz Brygadjera - do Małopolskich Oddziałów Armji Ochotniczej, Jemu, temu wzniosłemu symbolowi polskości na kresach, niestrudzonej wiary pełnemu herosowi o niezłomność przekonań i uczuć walk, z grona szeregowców jego szarych istotnie wierna popłynęła przysięga. Słuszna, iż wspomniał o potężnej pamięci wśród żywych o umarłych. Należy się im ona! Ale i ci, którzy polegli, nie zapomnieli o swoich kolegach, o swych przełożonych, a nadewszystko o Wodzu jasnym.

Mączyński, szczery, wylany, naturalny — to był wzór ochotniczej braci i ukochany ideał. Miłość gorąca Twoich, Brygadjerze Wielki, niech Ci będzie rekompensatą za wielokrotnie nie wypełnione wobec Ciebie długi wdzięczności.

Nazwałem Cię Wielkim, bo ten, który w chwili zwątpień, który w chwili gromów i złomów nie czuje w sobie śmiertelnego dreszczu, który w czarną noc zasunięty, jak matematyk, z uśmiechem czeka rumianego niemylnie poranku światła, wśród częściowego zapomnienia pogodną się szczerze śmieje wesołością, jest wielki, jak wielkim jest i gród przesławny, którego on bronił, a który W dniu uroczystości-nadania „Virtuti militari" pogodnie na swą minioną, lecz nie przemijającą, patrzvł zasługę.

Za małoś kart miała, drobna książko, byś to mogła oddać, co te szlachetne serca w czas on burzliwy przeżyły. Ale, jak wszystko prawie, co mówimy, niedociągnionym jest skrótem, tak i lepiej, sadzę, acz słowami niewielu, próbować zawrzeć okres tych niedługich, ale na wagę złota idących wyników zapaśnych zmagań się międzynarodowej i narodowej idei Gwałtem odcisnął się gwałt, bolszewik pluć w twarz nam nie mógł.

Ulgę po ustąpieniu żołnierzy czerwonej armji nie sami tylko uczuli Polacy. Dlatego teraz, w wykowanym w znacznej mierze pracą Armji Ochotniczej pokoju, powinna się zaznaczyć chęć szczerej zgody narodowo-społecznej i porozumienie wśród obywateli Państwa Polskiego.

Oręż wyszczerbiony i skrwawiony zawieszono, ale pola pracy nie zbraknie, a wiele jeszcze koniecznie zrobić się musi. Wątpić w to nie można, iż idea zbożnej zgody weźmie kiedyś przewagę i wpływem swym orężna coraz nowsze, piękniejsze zataczać pocznie widnokręgi.

Zasłużyły na to w pełni bardzo krwawe trudy Regularnej i Ochotniczej Armji naszej, nad wyraz bohaterskich.

Zasługi A. O. bezstronnie podniósł Prezydent Ministrów Wincenty Witos, podczas swych odwiedzin w koszarach Zamarstynowskich we Lwowie.

WÓDZ DAŁ ZEW!

Piechota małopolskich oddziałów Armji Ochotniczej odznaczyła się pod Rudą Sielecką, Kamionką Strumiłową, Krasnem, Buskiem, Zadwórzem — tem zwłaszcza najbardziej — pod Rakobutami, Streptowem, Zuchorzycami i Laszkami Królewskiemi oraz w Okręgu Obrony Lwowa.

Opłacił się więc trud jej dowódców. Abraham w okolicach Brodów się odznaczył, stale na tyłach bolszewików postrach szerząc, famą groźną Detachement swego, a Krynicki Wilkami zębatymi.

Sapieha pod Zasławiem staroussarskie wznowił tradycje, Zajączkowski swym zgonem między gwiazdy się uniósł. Śniadowski, jak pięknie wojnę zaczął, z tą samą też wiarą, która cuda stwarza, zamknął łańcuch dotychczasowych triumfów żelaznych swych prac.

Jak dzielnie mu sekundował ppłk. Aleksander Lewicki, wiadomo ogólnie. A teraz, jak przystało, jak świetna Francja naśladowania godny przykład nam dała, uczcijmy pamięć NIEZNANEGO ŻOŁNIERZA. Ten szary, krwią tylko obficie zbryzgany, krwią własną serdeczną — Żołnierz, to symbol. Za taki symbol oddanego Polsce syna ludu przyjmijmy postać bohaterską Ś. P. STEFANA BEZKOROWAJNEGO.

Jak zacząłem, tak kończę wspomnieniem o Tobie.
Śpij, Kolego, śniąc o Polsce.
Zwycięstwem naszej Armji zakończyły się te ciężkie boje.
Śpij, — o Polsce śnij.


Data utworzenia strony: 2006-12-07


Powrót
Licznik