67. rocznica pierwszej masowej deportacji Polakow w głąb Związku Sowieckiego

W obronie sybirskich krzyży

Źródłem największych od czasów zaborów nieszczęść, które spadły na Naród Polski i na obywateli Rzeczypospolitej w ogóle, były hitlerowsko-sowieckie porozumienie o IV rozbiorze Polski oraz późniejsza współpraca obu okupantów w dziele "oczyszczania" zajętych przez nich obszarów polskich. Hitlerowsko-sowiecką wojnę z Polską kończył "układ o przyjaźni i granicy" obu agresorów z 28 września 1939 r. Była to "korekta" paktu Ribbentrop - Mołotow, zawartego miesiąc wcześniej (23 sierpnia). Sowieci okupowali teraz blisko 52 procent obszaru Polski, na którym zamieszkiwało ponad 13 mln obywateli RP.

Konsumowanie zdobyczy rozpoczęli od "rewolucji". Polegała ona na tolerowaniu czy nawet inspirowaniu przez NKWD bestialskich rozpraw z właścicielami majątków ziemskich i innymi "krwiopijcami". Dokonywały tego dzikie bandy złożone z bolszewickiej hołoty różnych narodowości. Ci "rewolucjoniści" byli całkowicie bezkarni, ponieważ mieli uosabiać "słuszny gniew ludu". Chodziło też o to, by zastraszyć ludzi i zasiać lęk przed nieznaną przyszłością. By stali się posłuszni. Potem nastąpił terror NKWD, rabunki mienia dokonywane już nie przez bandytów, lecz przez państwo sowieckie, "wymiana waluty" rujnująca tysiące ludzi, rozwiązanie wszelkich partii i organizacji społecznych, kolektywizacja rolnictwa. Od początku trwały też aresztowania i przygotowania do zbrodni na oficerach Wojska Polskiego oraz na uczestnikach rodzącej się od samego początku konspiracji niepodległościowej. Przerażeni kresowiacy przechodzili kolejno przymusowy kurs marksizmu, leninizmu, stalinizmu. Nie teoretyczny, lecz praktyczny. Powiedziano im, że na prośbę ich "przedstawicieli" do Wierchsowietu okupowane Kresy zostały przyłączone do Związku Sowieckiego. Teraz nadawano im sowieckie obywatelstwo, nie pytając, czy tego chcą. Było to następstwem "wyborów" zorganizowanych pod nadzorem bezpieki na okupowanym obszarze 22 października 1939 roku. W okresie od lutego do kwietnia 1940 r. odbył się spis ludności i wydanie sowieckich dowodów osobistych.

Władze okupacyjne stosowały terror wobec wszystkich obywateli Rzeczypospolitej na zagarniętych obszarach, ale największych represji doznawali Polacy. Oni też w głównej mierze stali się ofiarami zbrodniczych deportacji, które rozpoczęły się w zimie 1940 roku. Okrucieństwo tego przedsięwzięcia wynikało z jego skali i warunków. Deportowano całe rodziny - z małymi dziećmi, chorymi i starcami. Najsłabsi umierali już w drodze. Na miejscu "osiedlenia" umierali z głodu i od ciężkiej pracy. Szybko zrozumieli sens słów, którymi ich witano: "Was tu zdzies priwiezli, sztob by podochli". Ci, którzy trafili do sowieckiego łagru, mogli przeczytać słowa kojarzone dziś tylko z niemieckim obozem koncentracyjnym: "Czierez trud k oswobożdieniu", czyli "Arbeit macht frei!". Zarówno Sowieci, jak i Niemcy wierzyli w znaczenie pracy. Niewolniczej...

"Dziesiąty luty będziem pamiętali"...
To słowa z ballady anonimowego autora (autorów?), która powstała w lutym i marcu 1940 r. jako świadectwo ekstremalnego doświadczenia zgotowanego naszym rodakom przez nieludzki system. 10 lutego 1940 r. nastąpiła pierwsza z czterech masowych deportacji obywateli Rzeczypospolitej w głąb Związku Sowieckiego. Według szacunkowych danych rządu polskiego na uchodźstwie, tylko podczas tej lutowej deportacji wywieziono około 220 tysięcy ludzi! Byli tam osadnicy wojskowi, osiedleni na Kresach po wojnie z bolszewikami, urzędnicy państwowi i samorządowi, ludzie uznani za niebezpiecznych dla Sowietów. Do kategorii niebezpiecznych zaliczono także ich dzieci. Dziś 10 lutego należy nie tylko do kalendarza historii Polski. To data-symbol odnosząca się do całej Golgoty Wschodu naszych rodaków.

13 kwietnia 1940 r.
nastąpiła druga masowa deportacja. Szacuje się, że największa ze wszystkich, bo obejmująca około 320 tysięcy ludzi, wśród nich szczególnie dużo kobiet i dzieci, często rodzin tych, których zesłano 10 lutego. Bardzo często powtarza się w kwietniu 1940 r. ta sama sytuacja: gdy ojca mordują w Katyniu lub w innym miejscu kaźni polskich oficerów, matka z dziećmi wyrusza na zatracenie - na Sybir lub do Kazachstanu. Wielu polskich sybiraków należy dziś jednocześnie do Rodziny Katyńskiej.

Pułkownik Leon Jarosławski z Buczacza (woj. tarnopolskie) został aresztowany 29 września 1939 r. przez NKWD. Zginął później w Katyniu. Dwa dni po aresztowaniu jego żonę Kazimierę z dziećmi wyrzucono z domu. Znaleźli schronienie u przyjaciół rodziny. W nocy z 12 na 13 kwietnia rodzina trafiła do transportu na Sybir. Jechali 17 dni bez jedzenia i bez wody w przepełnionych wagonach. Mogli liczyć tylko na to, co zabrali z domu. Było zimno. Wysadzili ich w Nowosybirsku, a potem rozwozili grupami w różnych kierunkach. Kazimiera z dziećmi trafiła do północnego Kazachstanu. Najpierw byli u jakiejś biednej rodziny kołchoźniczej. Później trafili do kołchozu "Czerwony Kazachstan". Przymierali głodem. Po umowie Sikorski - Stalin 14-letni Jerzyk Jarosławski został kadetem w armii generała Władysława Andersa. Jego siostra Wanda pozostała wraz z matką na zesłaniu aż do 1946 roku. Nie rozpamiętywały swoich sybirskich ran, uważały bowiem, że los był dla nich łaskawy. Matka ze zgrozą wspominała rodzinę swego męża. Michał Jarosławski został wywieziony przez NKWD razem z żoną i sześciorgiem dzieci, z których najstarsze miało dziewięć lat. Wszyscy umarli z głodu...

Bieżeńcy,
czyli uciekający przed Niemcami Polacy z zachodnich i centralnych województw, też byli deportowani. Przede wszystkim w czasie trzeciej masowej deportacji pod koniec czerwca i w lipcu 1940 roku. Szacuje się, że wywieziono wtedy około 240 tysięcy ludzi. Wśród ocalonych młodych Polaków, późniejszych żołnierzy gen. Władysława Andersa, byli nie tylko chłopcy z Kresów noszący legitymacje z napisem: "Bez Wilna i Lwowa nie ma Polski", lecz także ci z Pomorza, Wielkopolski czy ze Śląska. Ich rodziny szukały schronienia przed Niemcami na wschodzie kraju. Trafiły do sowieckiego piekła.

Także podczas czwartej masowej deportacji w czerwcu 1941 r. wywożono uciekinierów z niemieckiej zony okupacyjnej. Ta deportacja była charakterystyczna dla sowieckiej ideologii i wyrastającego z niej terroryzmu państwowego. Do "elementów reakcyjnych", obcych ideologicznie, zaliczono już nie tylko inteligentów i ich rodziny, ale również wykwalifikowanych robotników! Czwartą deportację szacuje się na około 300 tysięcy ludzi.

"Wyzwoliciele"?
Trzeba tu wyjaśnić młodszemu Czytelnikowi tragiczny paradoks naszej historii. Niemiecki atak na Związek Sowiecki uratował życie setkom tysięcy Polaków dogorywających w łagrach, więzieniach, na robotach przymusowych, nawet tym, których nazywano "wolnymi osiedleńcami" (wolnymi od domu i pożywienia...). W miastach kresowych wejście Niemców, mimo ich licznych zbrodni popełnionych wcześniej na Polakach, witano z ulgą... Niech to sobie przemyślą ci, którzy mówią dziś, że Związek Sowiecki zniewolił po wojnie Polskę, ale było to jednak wyzwolenie. To jest opinia rusofila. Germanofil może mu odpowiedzieć, że dzięki atakowi niemieckiemu tysiące Polaków opuściło więzienia i łagry, że możliwa była ewakuacja ponad stu tysięcy Polaków, w tym tysięcy dzieci, z nieludzkiej ziemi na Bliski Wschód; że zostały pokrzyżowane plany piątej wielkiej deportacji, która miała nastąpić 26 czerwca 1941 r. i obejmować Wileńszczyznę i Litwę. Polak powinien mieć własny punkt widzenia na zagadnienie "wyzwolenia". Dobrze to obrazuje tużpowojenny dowcip: "Bodajby cię Niemcy okupowali, a Sowieci wyzwalali!". Jeszcze lepiej słynny początek wiersza Józefa "Ziutka" Szczepańskiego: "Czekamy ciebie czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci. Byś kraj nam przedtem rozdarłszy na części, była zbawieniem witanym z odrazą". W lecie 1941 r., po podpisaniu wymuszonej na Sowietach przez aliantów umowy Sikorski - Stalin, można było powiedzieć, że czarna zaraza wybawiła tysiące naszych rodaków od czerwonej śmierci. Jedni warci drugich. Lepiej, by nas już nigdy więcej nie "wyzwalali".

Statystyka Golgoty Wschodu
Ilu obywateli Rzeczypospolitej Polskiej wywieziono na Sybir w okresie od września 1939 r. do czasów PRL? Ilu z nich straciło tam życie? Jest rzeczą oczywistą, że dokładnych danych nigdy już nie poznamy. Trudno, by było inaczej, skoro nie wiemy nawet dokładnie, ilu obywateli RP straciło życie w czasie wojny w ogóle. Podawana przez całe lata liczba 6 milionów jest w ostatnich latach kwestionowana. Na przykład profesor Paweł Wieczorkiewicz, wybitny znawca wojennej historii Polski, uważa, że zamordowano nam w czasie wojny osiem i pół miliona współobywateli. Usankcjonowana przez aliantów sowiecka aneksja części terytorium Polski zaciemniła obraz sytuacji i uniemożliwiła przeprowadzenie dokładnego rachunku strat. Ogłoszone 14 lutego 1946 r. wyniki pierwszego po wojnie spisu powszechnego były szokujące - tylko 23 miliony 900 tysięcy obywateli w stosunku do ponad 36 milionów przed wojną! Ilu zginęło, ilu pozostało na utraconych Kresach, ilu wybrało emigrację zamiast życia w państwie komunistycznym?

W przypadku ofiar Sybiru musimy się opierać na szacunkach oraz na danych przekazywanych władzom RP na uchodźstwie na gorąco, w okresie wojny i tuż po niej. Szacowano, że podczas zbrodniczych deportacji w latach 1940-1953 wywieziono w głąb Sowietów kilka milionów obywateli Polski.

Sowieci deportowali

  • 1 milion 114 tysięcy obywateli RP zamieszkujących sowiecką strefę okupacyjną,
  • 336 tysięcy, obywateli RP z centralnej i zachodniej Polski (uciekinierów),
  • 250 tysięcy poza wielkimi deportacjami aresztowanych indywidualnie,
  • 140 tysięcy skierowanych do pracy przymusowej,
  • 180 tysięcy oficerów i żołnierzy,
  • pod koniec wojny i po wojnie co najmniej 50 tysięcy żołnierzy AK,
  • 10 tysięcy górników ze Śląska.
  • Wcielili przymusowo do Armii Czerwonej blisko ćwierć miliona młodych Polaków.
    Razem stanowi to około 2 milionów 300 tysięcy ludzi. Liczbę unicestwionych w Sowietach Polaków - na skutek deportacji - szacuje się na ponad milion.

    Protest Stanisława Rymaszewskiego
    Przed kilkoma laty ukazała się książeczka "W obronie zaginionych krzyży", napisana przez sybiraka, autora dobrze udokumentowanych wspomnień sybirskich - Stanisława Rymaszewskiego. Była ona reakcją na publikację warszawskiego Ośrodka Karta "Represje sowieckie wobec Polaków i obywateli polskich" (2002). Według Indeksu represjonowanych Karty, odwołującego się do archiwów NKWD oraz do badań historyków rosyjskich, białoruskich i litewskich, w latach 1939-1941 deportowano w głąb Związku Sowieckiego tylko około 330 tysięcy obywateli RP, w tym około 200 tysięcy Polaków. Zastrzeżenia budzą nie tylko liczby, ale i pośmiertne przebieranie w ofiarach, klasyfikowanie pod względem narodowości, traktowanie Rzeczypospolitej Polskiej jako miejsca tymczasowego pobytu ludzi różnych narodowości, a nie jako państwa, które poniosło wyliczalne straty - przede wszystkim pod względem liczby obywateli, ofiar zbrodniczych działań okupantów. Stanisław Rymaszewski pisze: "Na podstawie 'bazy źródłowej' sowieckiego archiwum, przyjętej dla weryfikacji liczby polskich zesłańców, z przykrością stwierdzam, że dane zawarte w raporcie 'Represje sowieckie wobec Polaków i obywateli polskich' stanowią zakłamanie jednego z większych rozdziałów historii martyrologii Narodu Polskiego; martyrologii polskiej ludności kresowej z zesłań w latach 1940-1941 do ZSRS. W sytuacji, kiedy brak danych uniemożliwia uściślenie prawdy, to niech w historii pozostanie ta dostępna prawda, która została ustalona przez ofiary 'na żywo' - w przedziale wielkości, a nie precyzyjnie udokumentowane kłamstwo oprawcy". Protest polskiego sybiraka nie wzbudził w kraju zainteresowania. Kiedy pojechałem do Berlina na wystawę Eriki Steinbach, przeczytałem tam, że Sowieci deportowali w głąb Związku Sowieckiego 300 tysięcy Polaków. "Kłamstwo oprawcy", o którym mówi pan Stanisław, bardzo szybko znalazło chętnych do upowszechniania. Ponad 60 lat po wojnie nie mamy w kraju poważnych, kompleksowych badań naukowych - ani na temat liczby poległych, zmarłych lub zamordowanych w czasie wojny obywateli polskich, ani na temat liczby ofiar wojennego i powojennego Sybiru. To wszystko jeszcze przed nami, bo historia nie znosi niechlujstwa. Sybirskie krzyże apelują do nas, byśmy nie utracili pamięci.

    Piotr Szubarczyk, IPN Gdańsk

    Ballada zesłańców
    Słowa i muzyka anonimowe, powstały
    w roku 1940 podczas deportacji. Balladę można śpiewać tak jak "Boże, coś Polskę",
    ma też ona jednak swą oryginalną melodię.

    Ojczyzno nasza, ziemio ukochana,
    w trzydziestym dziewiątym cała krwią zalana.
    Nie dość, że Polskę na pół rozebrali,
    to jeszcze Polaków na Sybir wygnali.

    Dziesiąty luty będziem pamiętali,
    gdy przyszli Sowieci, myśmy jeszcze spali,
    i nasze dzieci na sanie wsadzili,
    na główną stację wszystkich dowozili.

    O, straszna chwila, o, straszna godzina,
    rodząca swoich bólów zapomina,
    ale Wam powiem, nie zapomnę chwili,
    gdy nas w ciemny wagon jak w trumnę wsadzili.

    O, żegnaj, Polsko, żegnaj, chato miła,
    o, żegnaj, ziemio, któraś nas karmiła,
    żegnaj, słoneczko i gwiazdy złociste,
    my odjeżdżamy z tej ziemi ojczystej.

    Cztery dni polską ziemią my jechali,
    lecz żeśmy ją tylko przez szpary żegnali.
    W piąty dzień sowiecka maszyna ryknęła,
    jakby każdego sztyletem przeszyła.

    Mijają doby, tygodnie mijają,
    raz na dzień chleba i wody nam dają,
    mijamy Rosję i góry Uralu
    i tak jedziemy wciąż dalej i dalej.

    Czwartego marca stanęła maszyna
    i tak już transport z nami się zatrzymał,
    jedziemy autem, a potem saniami,
    przez śnieżną tajgę, rzekami, lasami.

    Oj, smutna była nasza karawana,
    "kipiatku" z chlebem dali nam co rana,
    dzieci zmarznięte z sani wypadają,
    a na noclegach umarli zostają.

    O, Polsko piękna, ziemio nasza święta,
    gdzie Twoje syny, gdzie Twoje orlęta?
    Dzisiaj w sybirską tajgę przyjechali.
    Czy będziem Ciebie kiedy oglądali?!

    Słoneczko złote smutno nas witało,
    gdy do baraku rano zaglądało.
    Dwie białe trumny sosnami ubrane,
    nad nimi matki klęczą zapłakane.

    Jesteśmy sami, straż nas zostawiła,
    bo cóż tu będzie koło nas robiła?
    Świat nam zamknęli, wszędzie lasy, drzewa,
    nawet ptaszyna nam tu nie zaśpiewa.

    Zima, śniegi straszne, w lesie ciężka praca,
    głód i tęsknota bardzo nas przygniata,
    tyfus okrutny wśród ludzi się szerzy,
    co dzień to więcej pod sosnami leży.

    I przyszła wiosna, słońce zajaśniało,
    lecz u nas wcale nie poweselało,
    tylko po lesie słychać głos płaczący:
    "O, Jezu Chryste, w Ogrójcu mdlejący!".

    Polska Królowo, zlituj się nad nami,
    nad polską ziemią i nad Polakami,
    powróć nas, powróć do ziemi ojczystej,
    Królowo Polski! Panienko Przeczysta!

    W sobotę, 10 lutego, po godzinie 21.40 Telewizja Trwam wyemituje pierwszą część relacji sybiraków nagranych w Szymbarku na Kaszubach, w drewnianym domu zbudowanym w XVIII wieku pod Irkuckiem, przewiezionym do Polski i tu ponownie złożonym. Relacje będą wzbogacone fragmentami filmów dokumentalnych poświęconych sybirskiej odysei Polaków w okresie wojny. Zapraszamy do obejrzenia tego programu oraz do refleksji i modlitwy w intencji tych rodaków, którzy nigdy nie powrócili z "nieludzkiej ziemi".


    Tekst pochodzi z gazety "Nasz Dziennik"

    Materiał umieszczono za zgodą Redakcji. Wszystkie prawa zastrzeżone dla Redakcji gazety „Nasz Dziennik”

  • Powrót
    Licznik

      Licznik