Somerset  1984 - 1986
 

Kilka dni po Nowym Roku Ewa wrocila do Francji a Chris do szkoly i zostalismy sami. Po przeanalizowaniu sytuacji w Europie wschodniej minus Zwiazek Sowiecki gdzie i tak nie mialem wjazdu, doszedlem do wniosku ze w obecnej sytuacji wyjazd jest tylko strata czasu i pieniedzy.

To byl okres kiedy nasza firma dostarczyla do Japonii system do produkcji interferonu ktory wowczas stal sie bardzo modny jako srodek ktory miano nadzieje bedzie uzywany jako lek przeciwko rakowy. Nasze stosunki z odbiorca byly bardzo dobre a poniewaz widzialem mozliwosci sprzedazy podobnego systemu wlacznie z technologia, wiec zaczalem rozpracowywac ten projekt.

Jak sie pozniej okazalo zalozycielem japonskiej firmy byl oslawiony japonski naukowiec ktory w czasie wojny prowadzil doswiadczenia na wiezniach, mordujac wielu z nich w imie "nauki". Za swoje zbrodnie nigdy nie byl sadzony a jego dzialalnosc poczatkowo znana byla tylko waskiemu kregowi badaczy zbrodni wojennych a gdy to wyszlo na jaw, on juz nie zyl.

Nawiazalem kontakt z odpowiednimi mozliwymi klientami i zaczelismy wymieniac korespondencje i materialy naukowe z jednej strony, a z drugiej ustalalem z japonskim klientem mozliwosc wspolnej podrozy promocyjnej. Na koncu doszlismy do porozumienia i ustalilismy ze pojedziemy w koncu lata do Sofii i Warszawy.

W maju polecialem do Paryza gdzie spotkalem sie z Ewa i gdzie spedzilismy weekend na zwiedzaniu muzeow i dyskusjach. Ewa znowu miala spedzic wakacje w Polsce z czego nie bylem specjalnie zachwycony, ale nie oponowalem bo to by do niczego nie doprowadzilo. Po naszym spotkaniu Ewa pojechala do Matki a ja po spedzeniu kilku dni we Francji polecialem do Pragi gdzie niestety nie udalo mi sie zainteresowac naukowcow interferonem, ktorzy zaczeli go sami robic w minimalnych ilosciach i nie mieli zadnych rezultatow. Stamtad polecialem do Warszawy gdzie bylo duze zainteresowanie i umowilismy sie na pozniejsza wizyte z japonczykami.

Nastepnie polecialem do Zurichu dokad rowniez przyjechala Ewa i wynajetym samochodem zaczelismy objezdzac Szwajcarie. Ja ciagle szukalem agenta na tamtejszy teren a przy okazji zwiedzalismy kraj i odwiedzalismy przyjaciol ktorzy starali mi sie pomoc. W dalszym ciagu z powodu wysokiego kursu dolara nie bylo chetnych.

Lato spedzilismy spokojnie. Chris spedzal u nas weekendy i zaczal zarabiac na scinaniu trawy. Mial kilku klientow. Zaczal z nasza kosiarka i narzedzialmi ale powoli zaczal kupowac swoje i po kupnie polciezarowki stal sie prawdziwym "przesiebiorstwem". Poczatkow pracowal z kolega ze polkolonii, ale potem jakos sie nie mogli dogadac, nie mowiac o tym ze Chris byl dokladny i sumienny i chcial zeby jego praca byla dobrze oceniana. Jego wspolnik nie podzielal jego ambicji, wiec sie rozstali.

W drugiej polowie sierpnia polecialem do Bulgarii gdzie spotkalem swoich Japonczykow i mielismy spotkanie z duza grupa naukowcow i przedstawicieli przemyslu farmaceutycznego. Bulgaria miala wysoko rozwiniety przemysl farmaceutyczny i ciagle budowala nowe fabryki a glownym odbiorca ich produkcji byly Sowiety. Sowieci produkowali wlasny interferon i jak sie pozniej dowiedzialem jednym z glownych technologow byl Wiktor ktory pozniej pomagal sprzedac swoja technologie do Chin. Nie mniej wowczas o tym nie wiedzialem a moj kontakt z Wiktorem urwal sie w 1982 roku kiedy to ostatni raz bylem w Moskwie i w wiekszosci ograniczal sie wowczas do stosunkow towarzyskich, poniewaz jak wspomnialem nie dostawal zezwolenia do pracy na naszych stoiskach. Wyjechalismy z nadzieja ze beda sie starac o przydzial waluty na zakup.

Nastepnie polecielismy do Warszawy gdzie bylo duzo wieksze zainteresowanie technologia. Znali sowieckie wyniki, ale woleli zachodnia technologie, bo mieli sporo smutnych doswiadczen w korzystaniu ze wschodniej "pomocy" ktora w koncu byla bardziej kosztowna a wyniki slabe. Wyniki japonskich prac byly w Polsce dobrze znane bo jak sie okazalo pozniej Polska miala dobry wywiad gospodarczy i szukali nowosci i to nie oficjalna droga, zeby potem miec problemy naturu prawnej jak to bylo z Tetracyklina wiele lat wczesniej i ktora po kompromisach pozniej dostarczali do wlasciciela patentu, gdyz ich produkcja byla najwyzszej jakosci i znacznie tansza jak ich wlasna produkcja w Stanach.

Strona polska poprosila nas i Japonczykow o oferty. Zapomnialem wspomniec ze jak sie wybieralem do Europy w maju i wstawilem w swoj plan Polske, Ezra byl bardzo temu przeciwny bo slyszal w TV jak to Jaruzelski sie wowczas odgrazal za amerykanskie sankcje ze nigdy wiecej nic nie kupi ze Stanow. Nie bylo juz wowczas Steve'a ktory by sie za mna wstawil, ale poniewaz chcial zobaczyc jakie beda mozliwosci sprzedazy japonskiej technologii z nasza apartura, wiec dal sie przekonac - Japonczycy zawsze byli jego faworytami, bo jak jeden ze zlosliwych kolegow powiedzial ze sa jeszcze nizsi od niego, wiec przy nich moze czuc sie "wielki". Z kolei Prezesa fraworytami byli i sa Chinczycy ktorzy maja specjalne przywileje i do ktorych nigdy nie bylem dopuszczany, bo moje poglady na te sprawy byly szeroko znane. Tak jak widac kazdy z nas mial swoich "pupili", ale ze wzgledu na moja pozycje moi byli na ostatnim miejscu niestety, choc i ja mialem swoje momenty "triumfu".

Poniewaz polskie zainteresowanie systemem bylo "zywe" i byla stala korespondencja na ten temat, przed swietami zorganizowalem w Amerykanskim Osrodku Rozwoju Handlu wystawe  aparatury polaczona z pokazem filmow. Bylo nia troche zainteresowania i pozwalalo na kontynuowanie naszych aktywnych rozmow. Zostalem zaproszony na odwiedznenie fabryki ktora interesowala sie zakupem linii fermentorow produkcyjnych i chciala ustalic co by potrzebowali dokupic. Jadac tam Leszek poprosil zebym korzystajac z okazji wstapil do znajomego ksiedza i powiedzial mu o jakiejs antycznej klodce jaka Leszek dal do remontu. Nazwiska nie zapisalem, tylko zapamietalem okolice gdzie ta parafia sie znajduje.

Mialem tam byc kilka dni wiec musialem sie zarejestrowac w gminie co bylo obowiazkiem kazdego cudzoziemca w owczesnej Polsce. Rano jak wstalem po nocnym deszczu byl mroz i doslowna "szklanka" ze nawet nie mozna bylo przejsc kilka krokow. Musialem jednak dopelnic rejestracji i pojechalem. Zeby sie nie rozbic jechalem na poboczu, gdzie bylo mmniej slisko z szybkoscia pewnie 5 km/godz. Zamiast kilku minut jechalem prawie 2 godziny. Po rejestracji wracajac musialem w pewnym momencie zahamowac i zatrzymalem sie jakies 5 cm od glebokiego rowu. Oszczedzilem sobie wolania pomocy i wyciagania z rowu, wiec postanowilem pojechac do owego ksiedza i  oprocz przekazania wiadomosci o klodce dac mu datek na kosciol. Znajomi doszli do wniosku ze pewnie to jest ten ksiadz co odbudowal drewniany kosciolek za co dostal nagrode panstwowa. Poniewaz lod sie stopil i mozna bylo jechac, wiec pojechalismy do owego ksiedza.

Ksiadz przyjal nas bardzo serdecznie, wysluchal historii o klodce nie dajac mi do zrozumienia ze nie ma pojecia o czym mowie, wzial datek, zaprosil na wodke i tak zaczela sie nasza przyjazn. Okazalo sie ze to nie byl ten ksiadz do jakiego mialem wstapic, nie mniej przez przypadek zostalismy przyjaciolmi.

Nastepnego dnia korzystajac ze bylem nie daleko Krynicy, postanowilem tam pojechac i zobaczyc jak ona wyglada w porownanu do tego jaka mialem w pamieci. To bylo w okresie stanu wojennego, choc juz "rozwodnionego" i nie bardzo sie o tym pamietalo. Jadac przez Gorlice zaczalem filmowac moim nowym Camcorder'em. W pewnym momencie zobaczylem w tylnym lusterku jadacy za mna samochod milicyjny. Wiedzialem ze bedzie problem. Jak sie zatrzymalem przed skretem, milicjant wyszedl ze swego wozu i poprosil o dokumenty. Pokazalem mu paszport i moja rejestracje w gminie, co dobrze ze mialem jak i papiery samochodu. Poprosil zebym za nim pojechal do komendy. Pytalem sie poco. Na to nie dostalem odpowiedzi. W komendzie bylem mozna powiedziec przesluchiwany przez dwuch oficerow bezpieczenstwa. Nie mialem tajemnic, nawet w ich pojeciu nie robilem niczego nielegalnego, ale zapytani o powod zatrzymania wykrecali sie od odpowiedzi, bo jej chyba inie mieli za wyjatkiem "czujnosci".

To wszystko trwalo kilka minut, ale stracilem cala ochote na Krynice, wizyte w Polsce i chcialem wracac do domu. Nie wypadalo ulegac psychozie i pojechalem do Krynicy, ktora wygladala taka nie pozorna w stosunku zarowno tego co pamietalem jak niemieckich kurortow w jakich bywalem ostatnio. Hotel Patria, w pamieci jak Waldorf Astoria, okazal sie nie duzym Hotelem z lat trzydziestych.

W raczej minorowym nastroju wrocilem do Warszawy skad nastepnego dnia odlecialem do domu. Po przesiadce w Zurich'u stewardesa zapytala czy mowie po polsku, bo ma polskich pasazerow z ktorymi sie nie moze porozumiec i czy bym nie chcial siasc kolo nich zeby im pomoc, szczegolnie przy wypelnianiu formularzy dla imigracji. Nie bylem tym zachwycony, ale sie zgodzilem. Siadlem kolo starszej kobiety w nowym plaszczu i kapeluszu z ktorymi nie chiala sie rozstac mimo ze w kabinie bylo cieplo. Obok niej siedziala ladna dziewczyna w czerwonym plaszczu, troche przerazona i bardzo niepewna siebie. Zaczelismy rozmawiac jak sie film skonczyl i dowiedzialem sie owa kobieta jechala do rodziny. Pochodzila ze wsi z rejonu Bialegostoku i wszystko bylo dla niej nowoscia i ja przerazalo. Nie byla zbyt rozmowna, natomiast ladna dziewczyna powoli nabrala pewnosci siebie i chciala sie dowiedziec o Ameryce i zasiegnac rad jak ma postepowac. Jechala do znajomego ksiedza, ktory byl jej katecheta, ale potem sie ozenil i przeszedl do kosciola narodowego i pomagal swoim licznym "duszyczkom". Nie bede wspominal spraw osobistych jakimi sie ze mna podzielila, ale tylko to ze miala ze soba sloik z pijawkami ktore wcisnal jej jeden z nieznajomych na lotnisku w Warszawie zeby ktos tez nieznajomy odebral je w New York'u. Niewiem czy ten dajacy rozumial na co ja narazal. W kazdym razie ona nie rozumiala ze w razie zlapania tego sloika grozilo jej natychmiastowa deportacja i moje rady na ten temat nie brala powaznie. Musialem uzyc sporo perswazji zeby na koniec poszla do toalety i wylala tam zawartosc sloika i pusty wyrzucila do smieci. Dalem jej swoj telefon wlacznie z bezplatnym sluzbowym. Po wyladowaniu  przeszedlem szybko przez kontrole paszportowa i clo a ona stala w dlugim ogonku, wraz z jej sasiadka z samolotu, dla cudzoziemcow.

Kilka dni pozniej zadzwonila do mnie i od tej pory czesto rozmawialismy. Nasza przyjazn przeszla zmienne koleje losu i trwa do dzis kiedy to stale ze soba rozmawiamy na internecie.

Na lotnisku czekala na mnie albo Jul, albo Ewa a moze obie, tego juz nie pamietam. Kilka dni pozniej byly swieta ktore spedzilsimy w czworke. To byly moje ostatnie swieta z Ewa na wiele lat.

W jesieni zaplanowalismy zimowe wakacje spedzic w Peru, ale poniewaz tam rozpoczela sie rewolucja, wiec lepiej bylo nie ryzykowac i zmienilismy to na Ixtapa w Meksyku - na polnoc od Accapulco. Jak odlatywalismy byly silne mrozy do tego stopnia ze byly problemy z uzywaniem naszych diesli. Jedynie benzynowiec  byl na chodzie. Nie pamietam dlaczego nas nikt nie odwozil, tylko sami pojechalismy na lotnisko i tam zosawilismy  nasz samochod. Odwiozlem Jul do dworca, sam wrocilem na parking gdzie zostawilem samochod a sam pojechalem  autobusem na dworzec gdzie Jul czekala na mnie z rzeczami. Bylem lekko ubrany jadac do Meksyku a jadac do dworca byl duzy mroz tak ze solidnie zmarzlem i po przyjezdzie na dworzec staralem sie rozegrzac. Lecielismy charterem Tower Air ktorego jeden z samolotow kilka lat pozniej sie rozbil i mial wiele ofiar.

Do samolotu wsiedlismy planowo, ale potem nas trzymano w samolocie bardzo dlugo i kilka razy nas odlodzano i znowu czekalismy zeby na koniec odleciec do Accapulco. Po przylocie zamiast mrozu byl ponad 30 stopniowy upal i 100% wilgotnosci. Czekal na nas klimatyzowany autobus ktory najpierw zawiozl nas do restauracji na obiad, a potem do Ixtapy. Tam dojechalismy poznym wieczorem i ulokowani w duzym hotelu, ktorego czesc byla prywatna wlasnoscia poszczegolnych wlascicieli pokoi czy mieszkan , ktore w czasie ich nieobecnosci wynajmowano jak  pokoje hotelowe. Mielismy ladny duzy pokoj z lazienka i balkonem z widokiem na morze.

Nastepnego ranka po sniadaniu zwiedzilismy tereny hotelu ktore byly imponujace. Przewdewszystkiem basen wielkosci kilku kortow tenisowych z barem i restauracja. Sliczna plaza z bialutkim piaskiem. Sam hotel otoczony malym parkiem pelnym tropikalnej roslinosci. Sam hotel byl przy glownej drodze ciagnacej sie wzdluz wybrzeza meksykanskiej Riwiery. Po drugiej stronie drogi sklepy i restauracje a na widnokregu gory pokryte tropikalna roslisnnoscia. Sama miejscoiwowsc to pas wielkich luksusowych hoteli i wlasciwie nic wiecej. Jakies 20 kilometrow na poludnie byla mala miejscowosc rybacka ktora ulegla niewielkiej zmianie w ciagu ostatniego stulecia. Tam mozna bylo pojechac albo taksowka albo wynajetym samochodem i "targowac" sie do syta bo wszystkie ceny byly "do dyskusji" jak za czasow mego dziecinstwa na lwowskich "Krakidalach".

Pogoda bajkowa jak kto lubi upaly z duza wilgotnoscia. Hotele klimatyzowane. W przeciwienstwie do Accapulco niewiele atrakcji i wycieczek za wyjatkiem zwiedzania okolicznych hoteli i restauracji. Idealne do wypoczynku zimowego jak sie nie lubi chlodu. Mozna bylo tez ogladac amerykanska TV kablowa i byc na biezaco z wiadomosciami ze Stanow. Jul musiala bardzo uwazac na slonce, bo dostac tam porazenia slonecznego nie bylo trudno. Jedno co bylo przyjemne w porownaniu do Accapulco to brak wszedzie prywatnej policji z gotowymi do strzalu karabinami. Nic nie slyszelismy o niebezpieczenstwie, wiec chyba hotele tym sie zajmowaly, bo inaczej by zbankrutowaly.  Jak wspomnialem tam nie bylo niczego oprocz hoteli i restauracji.Kilka lat pozniej ten okreg nawiedzilo trzesienie ziemi ktore uszkodzilo sporo hoteli, ale zostaly szybko naprawione zeby nie tracic gosci i szans na przetrwanie.

Powrot do Accapulco byl mniej luksusowy od przyjazdu. Zamiast klimatyzowanego autobusu, z powodu malej ilosci podroznych byly dwa stare mikrobusy  Volkswagena, bez klimatyzacji. Poniewaz jechalismy w ciagu dnia kiedy byl upal, to nie bylo przyjemne i dopiero na lotnisku moglismy sie ochlodzic. Nie pamietam detali lotu i musze sie przyznac ze troche mi sie pomieszaly te loty do Accapulco. Wiem ze jeden z nich byl na National Airline, tez charter i ze nie dawali nam jesc za wyjatkiem jakichs orzechow. Pamietam ze wyladowalismy w Huston niewiem z jakiego powodu i z daleka widac bylo MacDonald'a. Zaczelismy wolac zeby podkolowali blizej bysmy mogli pojsc cos zjesc. Oczywisice to byl tylko zart i potem dali nam jakies mizerne kanapki.

Samochod na lotnisku nie chcial zastartowac po tygodniowym postoju w mrozie, dopiero przy pomocy serwisu zastartowal i wrocilismy do domu.

Miesiac pozniej bylem spowrotem w Europie na rozmowach. W Polsce byla reorganizacja przemyslu farmaceutycznego i moj stary klient zostawal dyrektorem nowego Instytutu Biotechnologii tak ze moglem sie spodziewac powaznych zamowien. Przy okazji wstapilem do Budapesztu i Pragi gdzie sytuacja zaczynala sie poprawiac i szczegolnie w Pradze byly nadzieje na zamowienia.

Po powrocie Ewa dostawala list od Pawla ze z nia zrywa. Okazalo sie ze w czasie jej nieobecnosci zrobil dziecko innej dziewczynie i sie musi zenic. Dla Ewy to byl wielki cios. Zeby ja pocieszsyc poslalismy ja na wakacje do Kaliforni. Po powrocie szybko zmieniala swoje plany studiow i postawila sie przestawic na romanistyke. Na jej urodziny przylecial brat ktory akurat wracal z Basia z Afryki gdzie bedac na safari spotkal sie na planie zdjec z Meryl Streep i Robertem Redfordem. Byli na jakiejs party i oboje byli dumni ze z nimi tanczyli a na dodatek brat prawil komplementy Meryl Streep jak ladnie mowila po polsku na filmie Sophie Choice.

Na urodzinach Ewa miala sporo gosci i trwaly do rana. Mysmy poszli spac, brat tez, ale poniewaz mial problemy ze zmiana czasu, wiec zbudzil sie w ciagu nocy i poszedl do mlodziezy ich "zabawiac" swoimi opowiadaniami, ktore zreszra robil doskonale.

Na odebranie dyplomu Ewy Jul zaprosila Lulu i jej Matke. To byl jej wylaczny pomysl. Napewno jest niewiele zon ktore zapraszaja do swego domu swoje poprzedniczki w dodatku z matka. Od tego czasu zawiazala sie przyjazn pomiedzy obu paniami ktora trwa do dzis.

Ewa zdala dyplom jako prymuska, dostala kilka nagrod i dostala prace jako nauczycielka angielskiego w gimnazjum w Tours gdzie byla na wymianie studenckiej. Nie bylem tym zachwycony, ale chciala wracac do Europy gdzie lepiej sie czula i gdzie spedzila wiekszosc swego zycia. Babka odleciala po dwuch tygodniach a Lulu jeszce zostala i odwiedzila swgo dawnego szefa, hindusa, ktory w miedzyczasie sie rozszedl z zona z ktora Lulu pracowala i nigdy nie lubila.Tak zaczal sie ich romans i rok pozniej sie pobrali i Lulu zamieszkala w Stanach.

Zaraz po otrzymaniu dyplomu Ewa odleciala do Francji, choc jeszcze daleko bylo do rozpoczecia roku szkolnego. Zostalismy z Chrys'em ktory w czasie wakacji zajmowal sie swoimi klientami i wolny czas spedzal z kolegami. Nie pamietam dokladnie kiedy Chris zaczal pracowac w banku. Za czasow Steve'a czesto bralem udzial w spotkaniach z bankiem ktory finansowal nasz handel zagraniczny. Zaprzyjaznilem sie z Pania ktora zajmowala sie naszym kontem i ktora potem awansowala na Vice Prezydenta banku. Poprosilem ja o pomoc w znalezieniu dla Chris'a posady na czesc etatu, tak zeby sobie mogl dorobic. Powiedziala zeby jej poslal podanie z zyciorysem. Pozniej byla cisza, nasze stosunki sie rozluznily, ale od czasu do czasu sie jej przypominalem. Ktoregos dnia Chris dostal telefon z zaproszeniem do spotkania w dziale personalnym banku. Chrisa zaczalem ubierac w Polsce, mial doskonale skrojone i zrobione na miare ubrania, choc nigdy tam nie byl. Czeladnik mego krawca byl w Stanach i Chris'a zmierzyl.

Kierownikiem peronalnym byla pani w srednim wieku i Chris jej sie dobrze zaprezentowal i niedlugo potem dostal tam prace, pracujac w okresie weekendow i w czasie wakacji i powoli wyrabial sobie opinie i dostawal kolejne promocje.

W poczatku czerwca pojechalem do Frankfurtu na Achema'e gdzie mialem sie spotkac miedzy innymi z dyrektorem nowego instytutu i jego promotorem pelnomocnikiem ministra. Wowczas juz mielismy w Niemczech swoje biuro i sprzedawcow, tak ze to oni urzadzili wstawe. Nowe  biuro podlegalo prezesowi bezposrednio, co bylo raczej dziwne, ale jak dla firmy typowe. Zalatwili nam hotel na przedmiesciu skad mozna bylo dojechac tramwajem, ale jak sie mialo gosci. to do czasu kolacji trzeba bylo sie "petac" po miescie. Zapraszanie na kolacje jak sie nie mieszkalo w hotelu tez bylo utrudnione bo trzeba bylo zalatwiac telefonicznie z wystawy, potem dojezdzac, wracac do swego hotelu. To wszystko moze sie wydawac drobnostka, ale jak sie jest od rana na chodzie na wystawie to wieczorem jest sie zmeczonym a trzeba  do poznej nocy przyjmowac gosci, potem wracac w nocy do swego hotelu zeby rano znowu byc na wystawie. Mialem juz swoje 57 lat a prezes byl o 6 lat starszy. Nadrabial mina, niedawno sie ozenil  po owdowieniu, ale wiek ma swoje prawa. Mieszkalismyn w jednym pokoju, wiec mozna bylo sobie wieczorem i rano porozmawiac. Mial problemy z nowa rodzina i lubil sie "wygadac", a ja widocznie bylem dobrym sluchaczem.

Zaprosilem polskich gosci do jednej z najelegantszych restauracji. Nastroj byl oficjalny. Widac ze pelnomocnik nie bardzo chce sie spoulfalac  "z ludem", ale chyba zrobilem dobre wrazenie. Z przestrzeni lat jak sie na to patrze, po tym jak jak przez szereg lat bylismy wspolnikami, to chce mi sie smiac na nasza "oficjalnosc". No ale takie byly prawa gry. Moj nowy znajomy byl w Polsce duza figura z odpowiednim autorytetem od ktorego bylem daleki. W naszej firmi, jak to bylo w amerykanskim zwyczaju wszyscy bylismy po imieniu, bez pompy i ceremonii. Wiekszosc spraw zalatwialo sie na "twarz". W Polsce mimo komuny zachowaly sie formy i pozatem zawsze tam byly duze roznice pomiedzy "naczalstwem" a "ludem" wpost przeciwnie jak u nas gdzie chocby z pozoru byla "demokracja". Edek - dyrektor instytutu mial zawsze dystans do pelnomocnika i przez wiele lat nie byli po imieniu, chyba dopiero uppadku komuny i za moim posrednictwem to sie zmienilo.

Nie spodziewalem sie ze to spotkanie tak wiele zmieni w moim zyciu do czasu  jak przeszedlem na emeryture.

Z Frankfurtu polecialem do Warszawy na rozmowy z centralami handlu zagranicznego zeby sobie przygotowac przez ktora centrale powinny isc zamowienia jak do nich dojdzie. Chcialem uniknac centrali ktora by byla zwiazana finansowo z konkurencja, bo wowczas moze by chcieli nas ominac. Wolalem te sprawy zalatwic ugodowo, bo idac "na przeboj" nigdy nie wiadomo jak to sie skonczy. Wybralem centrale z ktora mi sie zawsze dobrze pracowalo i w ktorej dyrektorem handlowym zostal znajomy ktory przez szereg lat mieszkal w Stanach, zawsze byl mily i ukladny i ktory nie byl w moim pojeciu zwiazany z europejska konkurencja. Zakladalem ze wolal kupowac w Stanach ktore dobrze znal.

W czasie tej bytnosci spotkalem sie z Jurkiem Michotkiem, ktory byl kolega brata i ktorego bardzo lubilem. Spotkalismy sie u mnie  w hotelu w kilka osob i nikt za wyjatkiem mnie nie wiedzial jaki jest dzien tygodnia. Mozna to bylo sfilmowac, bo bylo takie smieszne. Poniewaz spotkanie bylo w hotelu, wiec nie bylo sposobu do namowienia Jurka zeby zaspiewal. Jak sie widzielismy poprzedniej zimy, zaraz po jego zawale kiedy odpoczywal w domu, to mozna go bylo namowic, szczegolnie ze mialem ze soba camcorder. Wowczas w ciagu kilku minut przebral sie z pidzamy na ubranie, wzial gitare i zaczal spiewac, a ja filmowalem. Zalowalem, bo zawsze lubilem jak zaspiewal. Jedyna pociecha bylo ze jak wyjezdzalem kilka dni pozniej w TV szedl jego film "Wyjscie awaryjne" na ktorego video musialem czekac wiele lat.

Z Warszawy pojechalem do Katowic a stamtad wyskoczylem na dzien pociagiem do Pragi podpisac kontrakty. Wracajac popoludniowym pociagiem pelnym Polakow wracajacych na weekend z pracy w Czechoslowacji bylem swiadkiem niemilych kontroli celnych. Ja nic nie mialem za wyjatkiem rzeczy do spania, golenia i papierow. Natomiast reszta podroznych miala wielkie toboly - wowczas juz byly duze trudnosci w zaopatrzeniu w Polsce, podczas gdy Czechoslowacja nie miala tych trudnosci - i celnicy obu krajow sobie uzywali.

W przeddzien powrotu zostalem zaproszony przez pelnomocnika na obiad do nowo otwartej prywatnej restauracji i hotelu. Atmosfera byla calkiem inna jak za pierwszym razem. Jeszce daleko bylo do "brudzia", ale juz nie bylo tak sztywno. To bylo mile. Dowiedzialem sie o planach jaki ma nowy instytut i co moge sie spodziewac, oczywiscie jak nasze ceny beda konkurencyjne, co bylo stale podkreslane.

Niedlugo po moim powrocie dostalem zapytania ofertowe i pod koniec wrzesnia pojechalem na negocjacje i podpisanie kontraktu. To byl bardzo powazny kontrakt na wytrzasawki, moze najwiekszy jaki kiedykolwiek firma dostala jednorazowo. Instytut przygotowywal sie do produkcji i to byl tylko poczatek.

Powinienem wyjasnic ze Polska byla jednym z najwiekszych producentow farmaceutykow w Europie. Miala juz najwieksza europejska fabryke penicyliny na amerykanskiej technologii kupionej wczesniej. Teraz szykowano sie na inne produkty. Prawie cala produkcja szlo albo do sowietow, albo do kraji trzeciego swiata ze ktore wiekszosc platnosci byla w miekkiej walucie. Natomiast surowce byly z zachodu w twardej walucie. To moglo Polske wczesniej czy pozniej polozyc na lopatlki. Taka sama sytuacja byla w przemysle okretowym.

Dlatego starano sie ograniczyc import surowcow i starac sie go produkowac w kraju, co by oszczedzilo wydatki walutowe. Do tego byla potrzebna nasza aparatura. To tak w skrocie i bardzo ogolnie opisane. Oczywiscie nikt nie przypuszczal ze sytuacja polityczna i gospodarcza zmieni sie diametralnie i wiele starych zalozen bedzie nieaktualna. Ale nie uprzedzajmy faktow.

W drodze powrotnej zatrzymalem sie we Francji zeby spotkac sie z Ewa ktora pracowala i studiowala w Tours. Odebrala mnie z lotniska i pojechalismy pociagiem do Tours, gdzie jej przyjaciel odebral nas z dworca. Nastepnych kilka dni bylem jej gosciem i sluchalem opowiadan i ogladalem sporo ciekawych zabytkow. Miasteczko bylo bardzo historyczne i znane z tego ze tam mowiono najczystszym jezykiem. Dlatego tez byl on osrodkiem nauki jezyka. Ewa byla zadowolona, miala mile stosunki a wolny czas poswiecala na dodatkowe studia. Na zakonczenie wizyty odwiezli mnie do Paryza samochodem, tak ze nie musialem jechac koleja i przesiadac sie na autobus. To byla mila wizyta.

Po powrocie dostalem zapytanie ofertowe na caly system fermentacyjny dla instytutu. Poniewaz to byl dosc duzy projekt wiec musialem popedzac swoich zeby jak najpredzej to przygotowali, bo chcialem zamowienie jak najwczesniej dostac wiedzac ze jak kupia z tegorocznych funduszy, to mozna liczyc na nastepne z funduszy na nastepny rok. Oferte poslalem poczta dyplomatyczna jaka od czasu do czasu uzywalem przez znajomosci w osrodku handlowym gdzie bywalem stalym goscie. Osrodek ktory mial pomagac w handlu ze Stanami rzeczywiscie to doskonale robil i dzieki nim mialem duzo ulatwien i oszczednosci, nie mowiac o tym ze zawsze byl radca handlowy z ktorym mozna bylo porozmawiac, uzyskac rady i poprosic o pomoc w razie potrzeby. Mimo ze oficjalnie byl ciagle  stan wojenny jednak stosunki handlowe sie stale polepszaly i ja to w pelni wykorzystywalem.

Na poczatku grudnia zostalym zaproszony do Warszawy na negocjacje oferty jaka zlozylem. Po poprzednich doswiadczeniach, Ezra sam mnie zaraz wyslal. Jak przylecialem do Zurichu samolot do Warszawy byl odwolany z powodu zlej pogody, wiec musialem na noc tam zostac zeby polecic nastepnego dnia co byla niedziela. W poniedzialek zaczely sie rozmowy, bylo sporo zapytan i musialem sporo casu spedzic na telexie zeby dostac odpowiedzi. Pozniej bylo sprawdzanie cen i znowu pytania i dopiero w nastepny poniedzialek czy wtorek bylismy gotowi do podpisania kontraktu. W tym czasie mieszkalem przewaznie w Hotelu Victoria skad bylo blisko na piechote do centrali handlu zagranicznego a hotelowe restauracje byly dobre i lubiane przez klientow.

Podpisanie kontraktu odbylo sie w restauracji Canaletto na parterze hotelu, w szerokim gronie zainteresowanych. To byl duzy kontrakt zarowno dla mnie jak i dla owej centrali ktora nomalne nie skladala takich duzych zamowien, tak ze to bylo "nasze swieto". Nastepnego dnia po podpisaniu kontraktu odlecialem do domu zeby zdazyc na swieta, ktore spedzilismy tylko z Chris'em.

W koncu lutego znowu bylem w Europie, zaczynajac od Szwajcarii. Nie moglismy nikogo znalezc a to bylo konieczne chocby ze wzgledow prestizowych. Niestety niewiele wskoralem. Stamtad polecialem do Wiednia gdzie tez mielismy zmienic agenta. Johannes sie rozszedl z zona, jeszcze pracowal u niej,ale wyniki byly minimalne. Planowal sie zwiazac z kims innym, wiec pojechalem ogladnac jego nowego wspolnika. Byl juz w wieku emerytalnym nie bardzo mozna bylo na nim budowac przyszlosci. Jego przyszly wspolnik byl w podobnej sytuacji i nie mial zaplecza finansowego ani technicznego niestety. Potem polecialem na kilka dni do Budapesztu zeby podpisac male kontrakty, ktore mowiac szczerze nie bardzo oplacaly tam nawet mego pobytu. Zostalem natomiast namowiony na wziecie udzialu w kongresie mikrobiologii europejskiej jaki mial byc w sierpniu w Budapeszcie. Nastepny przystanek to Warszawa.

Pogoda byla fatalna. Snieg z deszczem i zimno. Wychodzac z lotniska skrecilem sobie noge w kolanie. Bol i duze trudnosci w  chodzeniu. Zalatwili mi specjaliste, rentgen i znowu specjaliste. To wszystko wymagalo czekania w kolejkach i chodzenia, a to ostatnie bylo bardzo bolesne. Klienci na szczescie przychodzili do hotelu i pomagali mi w zalatwieniu formalnosci. Koszt groszowy, a strata czasu ogromna. Po powrocie zlozylem raport lekarski. Oczywiscie cala dokumentacja byla po polsku, ale bylo zdjecie rentgenowskie. Mimo to nikt tego nie wzial powaznie co mnie zloscilo. Zawsze cudzy bol, to nie wlasny.

W drodze powrotnej zatrzymalem sie w Paryzu gdzie spotkalem sie z Ewa. Nasze plany zwiedzania trzeba bylo anulowac, bo kazdy krok byl bolesny i staralem sie jak najmniej chodzic. Nie mniej mielismy mily weekend.

Po powrocie zastalem mila niespodzianke. Byla nia bezplatny bilet SwissAir na inauguracyjny lot do Helsinek. Polaczylem piekne z nadobnym i polecialem odwiedzic naszych agentow w Finlandii i Szwecji i w drodze powrotnej wstapilem do Ueberlingen zobaczyc sie z Lulu i ex-Tesciowa ktora widzialem poraz ostatni.

To byla moja pierwsza wizyta w obu miastach. Co prawda to byl koniec zimy, ale mozna bylo narzekac. Sprawa byla skomplikowana i tyle ze lotnisko w Helsinkach strajkowalo. Polecielismu do Turku, ktore bylo malym lotniskiem i stamtad autobusem do Helsinek. Poniewaz sie specjalnie nie spieszylem, wiec nie bylo problemu. Mialem caly wolny dzien w Zurich'u, jednak po calonocnym locie nie mialem wielkiej ochoty jechac do miasta, wiec wynajalem mala kabine z lozkiem na lotnisku i tam przespalem dzien i wieczorem odlecialem. Do hotelu w Helsinkach dotarlem pozna noca i dzieki temu ze przespalem dzien nie bylem skonany. Koszt iednej nocy  w hotelu byl tez czescia inauguracyjnego lotu, ale za nastepne noce fima zaplacila, co bylo i tak dla nich wielka oszczednoscia. Agent przyjal mnie bardzo goscinnie, pokazal swoja firme, ktora byla wielkim miejscowym konglomeratem. Najsmieszniejsze bylo to ze dawniej byli naszymi agentami, pozniej przenieslismy sie do innej bardziej aktywnej firmy, ktora z kolei oni kupili.

Jeden dzien postanowilem uzyc na zwiedzanie miasta ktore mialo duza tradycje. W tym dniu przplynal polski prom pelen turystow i wszedzie bylo slychac jezyk polski. Finlandia jest szalenie drogim krajem, nawet dla nas, tak ze trudno sobie wyobrazic co Polacy mogli tam kupowac zeby sie oplacalo zabrac do kraju. No ale kazdy ma swoje obliczenia, ale dla mnie wszystko bylo za drogie.

Pojechalem na wycieczke po miescie ktora byla bardzo ciekawa. Moja znajomosc histyorii Finlandii ograniczala sie do przejazdu przez nia Lenina i wojny sowiecko - finskiej i wiedzialem kto jest Sybelius i ze jezyk jest z grupy ugrofinskiej i spokrewniony z wegierskim.

Musze przyznac ze mielismy doskonala przewodniczke ktora czesto siegala do historii. Wiele sie wowczas nauczylem. Najbardziej podobal mi sie jej komentarz jak podjechalismy pod pomnik braterstwa sowiecko - finskiego. Wyjasnila ze przyjaciol mozna wybierac, a rodzenstwo daje natura i nie pozwala wybierac. Przypomnialo mi sie stare lwowskie powiedzenie, a raczej wierszyk"

Badzcie pewni
ze to ludzie,

chociaz krewni

Zeby poleciec z Turku do Sztokholmu musialem wstac po polnocy zeby dojechac na lotnisko na czas. Po przylocie do Sztockholmu zatrzymalem sie w hotelu poleconym przez Jasie i niedaleko jej mieszkania. Szwecja byla tez szalenie droga i wowczas docenilem nasze ceny. Zadzwonilem do mego agenta, umowilismy sie ze nastepnego dnia po mnie przyjedzie i pojedziemy do biura na rozmowy, a na nastepny dzien sie umowi z klientami i mnie do nich zawiezie za miasto. Pogoda sie poprawila, bylo sloncze i mozna bylo chodzic w rozpietym plaszczu. Zadzwonilem do Jasi i umowilismy sie na obiad a potem dala mi wskazowki co zobaczyc i umowilismy sie ze przyjedzie po mnie do Statku Wazy ktory byl w specjalnie na ten cel wybudowanym muzeum.

Po wyjsciu z muzeum pojechalismy do centrum zobaczyc jak ono wyglada, zagladnac do sklepow i oczywiscie porownac ceny. Teraz zrozumialem dlaczego w czasie pobytu w Stanach Jasia zawsze dokonywala zakupow i mimo ze Szwedzi mieli wysokie clo, to jednak oplacalo sie. Na obiad poszlismy do przyjemnej restauracji sprobowac lokalna kuchnie. Znalem kuchnie w Danii, wszystko bylo "na slodko".  Podobnie tez bylo w Szwecji z masa roznych i bardzo smacznych ryb i salatek. Po obiedzie poszlismy do niej na kawe i drinka i wowczas poznalem jej obie corki o ktorych poprzednio wiele slyszalem. Po mile spedzonym wieczorze wrocilem do niedalekiego hotelu.

Nastepnego dnia zawieziono mnie do biura agenta. Bylo w nowoczesnym budynku, urzadzone ze smakiem. Wlasciciela poznalem uprzednio w czasie jego wizyt w Stanach. Pochodzil z Niemiec skad wyemigrowala jego rodzina po dojsciu Hitlera do wladzy i chyba pierwszej kampanii antysemickiej. Po kilku minutach kurtuazyjnej rozmowy poszedlem z prawcownikiem odpowiedzialnym za przedstawicielstwo naszej firmy ogladnac ich biura, magazyny i warsztaty napraw. To byla nowa siedziba firmy. Wiele lat wczesniej byl tu Ezra po jednej z wystaw w ich dawnym lokalu. Nie sprzedawali wiele bo kraj byl maly pod wzgledem zaludnienia. Pozatem mieli bardzo prezna konkurencje, ktora produkowala fermentory ktorymi konkurowala z nami w Moskwie, czesto z duzym sukcesem, bo bedac tak blisko mogli zapraszac klientow do siebie, co bylo bardzo cenione, bo wyjazd za granice byl bardzo kuszacy.

Wieczorem zaproszono mnie na obiad a nastepnego dnia pojechalismy w okolice Sztockholmu odwiedzic klientow ktorych wiekszosc miala tam swoje laboratoria. Pogoda byla ladna i topiacy sie snieg dawal uczucie zblizajacej sie wiosny. Wieczorem bylem zaproszony do Jasi na obiad. Zrobila doskonalego lososia ktory byl jej ulubionym daniem jak sie potem przekonalem. Nastepnego dnia odlecialem do Zurichu. Bylem zdziwiony ze podczas gdy my zawsze odbieralismy gosci z lotniska i tam ich odwozili, to nikt tego nie zaproponowal i musialem sam sobie radzic, co nie bylo takie latwe ze wzgledu na odleglosc z lotniska do miasta. Mialem tez "przygode" ktora mnie kosztowala sporo nerwow. Wyjezdzajac na lotnisko zobaczylem ze niemam w kieszeni, gdzie normalnie mialem paszportu i biletow. Nie musze opisywac swego uczucia. Taksowka juz podjechala, a ja nie malem dokumentow. Musialem otworzyc walizke i wowczas sobie przypomnialem ze w innym ubraniu przylecialem. Tam znalazlem swoje papiery. Moglem zamknac walizke i pojechac na lotnisko.

Jak sie pozniej dowiedzialem w czasie mego lotu ze Stockholm'u do Zurich'u nad Szwecje przemieszczala sie z Ukrainy radioaktywna chmura z nad Czernobyla. Mialem szczescie ze jej uniknalem.

Po przylocie dio Zurich'u wynajalem samochod i pojechalem do Ueberlingen poraz ostatni. Spedzilem tam piatek wieczor i nastepnego dnia odlecialem do domu.

Na Wielkanoc Jul poleciala do Francji do Ewy, wynajela samochod i pojechaly na Riwiere gdzie spedziliy tydzien po ktorym Jul wrocila milych wspomnien.

Moj znajomy Waldek, dawny pracownik centrali handlu zagranicznego ktory po odejsciu z centrali pomagal mi w Polsce przyjechal do mnie zeby "pomieszkac" i troche mi pomoc w domu. Byl "majstrem klepka"  i potrafil wiele. Jego ambicja bylo wykopanie korzenia akacji. Umeczyl sie niesamowicie do tego stopnia ze sie balem zeby nie dostal zawalu. Jednak uparty korzen sie nie dal i zostal. Pozniej zasadzilismy naokolo taka przykrywe trawy, ktora wszystko zarosla wlacznie z korzeniem ktory w efekcie wygladal jak maly wzgorek. Drugim projektem byl moj stary Buick ktory ciagle gasl. Razem z Rysiem chcieli go "podgrzac" zeby zastartowal, ale omalu nie bylo pozaru a samochod sie uparl. Poslalem go do garazu i po dniu wrocil na chodzie i wiecej nigdy juz nie stanal az do czasu sprzedazy w jesieni. Jak pozniej mi opowiadano swietnie chodzil i nigdy wiecejnie mial problemow ze startowaniem. Do dzis niewiem co bylo powodem tych problemow. Ale byly powazne bo jak wyjezdzalem z biura normalnie sklrecalem w lewo pod silny ruch i wowczas lubial sobie zgasnac a ja tylko czekalem jak mnie kto rozbije na srodku drogi. Potem byl zakaz skretow w lewo, ale mysmy tego nie przestrzegali.

Dwa miesiace pozniej bylem w drodze do Budapesztu na wystawe. Do ostatniej chwili nie bylem pewny czy pojade czy nie i na czas nie zrobilem rezerwacji hotelu. W ostatniej chwili nie dostalem miejsca w hotelach z klimatyzacja, tak tam potrzebna w lecie. Zaprosilem Zygmunta zeby ze mna pojechal i mi pomogl, szczegolnie w sprawach technicznych. Zamieszkalismy w nowym hotelu na przeciwko jednego z dworcow, ale bez klimatyzacji. Byly upaly i mielismy do wyboru: albo spac przy zamknietych oknach i sie dusic, albo je otworzyc zeby miec pelno komarow i calonocny halas ruchu miejskiego. Musielismy wybrac to drugie niestety.

Wystawa nie byla zbyt ciekawa, jednak bylo sporo zwiedzajacych fachowcow, tak ze przynajmniej mielismy gore nad konkurencja ktora sie tam nie pokazala. Wieczorami po obiedzie w dobrej hotelowej restauracji jezdzilismy nad Dunaj i tam przy lodach w ogrodku  przed hotelem Forum sluchalismy  jazzu  szwedzkiej grupy seniorow. Po skonczonej wystawie sie rozstalismy. Zygmunt wrocil do Polski  a ja spedzilem z Ewa weekend w Zurichu. Wowczas sie dowiedzialem ze postanowila kontynuowac swoje studia na Uniwersytecie w Konstanz. Uwazalem ze jak chciala kontynuowac, to powinna wrocic do Stanow i tu robic magisterium. Ona nie chciala mnie sluchac i postawila na swoim. Poparla ja babka, kora chciala zeby zostala w Niemczech, szczegolnie ze Lulu przeniosla sie do Stanow i ofiarowala jej pomoc finansowa a pozatem Ewa chciala pracowac na czesc etatu zeby sobie dorobic i powiedziala mi ze jest "samodzielna" co nie bylo w pelni prawda.

Po powrocie pojechalismy z Jul na tydzien do Tadziow ktorzy po likwidacji swojego hotelu i restauracji mieszkali na polnocy Michigan - ale na poludniowej jego czesci. Spedzilismy tam przyjemne kilka dni zwiedzajac wowczas jeszcze nie znane poza Michiganem letniska w ktorych pozniej zamieszkalo szereh gwiazd z Holywood na lato. Pod koniec miesiaca z kolei oni przyjechali do nas, bo dawno nie byli w New York'u.

W poczatku wrzesnia Departament Handlu organizowal pierwsza po wielu latach wystawe w Moskwie. Zglosilismy uczestnictwo. Ja od trzech lat przestalem starac sie wrocic do Moskwy i nie mialem wielkiej nadziei ze mnie wpuszcza, choc pierestrojka sie zaczela. Nie mniej wystapilem o wize ale dla pewnosci Ezra wystapil tez i zaangazowalem Waldka z Polski zeby z nami pojechal do pomocy.

Ku memu zdziwieniu dostalem wize i polecialem do Moskwy gdzie nastepnego dnia mial przyleciec Waldek. Kiedy podszedlem do kontroli paszportowej duzurny zolnierz zaczal mi sie pzygladac, pozniej na sciany swej budki gdzie mial napewno przyklejone notatki i moze fotografie ludzi na ktorych mial zwrocic uwage. Po chwili podniosl sluchawke do ktorej cos poszeptal a mnie poprosil zebym usiadl na niedaleko stojacym krzeselku. Wiedzialem ze nie jest dobrze. Po chwili przyszedl oficer i poprosil zebym za nim poszedl. Moje pytania ignorowal. Poniewaz przylecialem z Frankfurtu a potem mialem leciec do Warszawy, wiec jak juz mialem leciec spowrotem to chcialem do Warszawy. Niemile jest uczucie bycia ignorowanym. On to swietnie robil. Zaczalem klac z "grubej rury", ale to splywalo po nim jak woda po kaczce. Zaprowadzil mnie spowrotem do samolotu ktorym przylecialem. Oczywiscie wazna wize mi zabrano, ale chyba personel samolotu wiedzial dobrze o co chodzi. Posadzono mnie w business class, dano zjesc i napic sie i potraktowano z "uczuciem".

Jak sie okazalo mialem szczescie bo tego samego dnia amerykanski dziennikarz o rosyjskim nazwisku zostal aresztowany. Ktos wsadzil mu do reki jakas paczke i natychmiast go capneli. Potem byly dlugie dyplomatyczne negocjacje i po dwuch miesiacach go wypuscili. Nie mniej te dwa miesiace sie przesiedzial na Lubiance co do przyjemnosci napewno nie nalezy. Mogli to samo zrobic ze mna. Widzialem go pozniej w TV na programie o zimnej wojnie obok syna Nikity, ktory obecnie przyjal amerykanskie obywatelstwo, a ktory tez mial doswiadczenie "z pierwszej reki".

Wrocilem do Frankfurtu tak jak stalem bo moj bagaz nie wrocil. Musialem go reklamowac i noc spedzic w Sheraton'ie na lotnisku i kupic przybory tealetowe. Zadzwonilem do biura, zeby Ezra polecial na moje miejsce - musial zaplacic poraz drugi za hotel, bo moja rezerwacja byla dla mnie a jak nie przylecialem, to moja strata a ich zlodziejstwo. Mialem ze soba papiery i klucze do eksponatow ktore poslalem poczta kapitanska do Waldka zeby zabral ze soba. Sam po odebraniu bagazy polecialem do Warszawy zeby stamtad telefonicznie im pomagac w prowadzeniu wystawy. Pod koniec wystawy na ktorej Ezra nic nie sprzedal ani nawet nie dostal zapytan ofertowch wrocilem do domu.

Poniewaz nasze samochody byly juz wiekowe, wiec postanowilem kupic nowy samochod na pocieszenie. Wybralismy Chrysler'a Le Baron ktory byl maly, sportowy i silny.  Dwa tygodnie pozniej stojac na swiatlach w drodze do biura z bocznej ulicy wyskoczyl samochod i uderzyl jeden samochod, ten z kolei drugi a ten drugi  uderzyl mnie rozbijajac caly przod. Poniewaz samochod byl nowy i nie mieli jeszcze czesci zapasowych do niego, wiec musialem wynajac samochod na koszt ubezpieczenia samochodu ktory mnie rozbil. Kilka dni pozniej pojechalismy na dwu tygodniowe wakacje wynajetym samochodem na Floryde. Tradycyjnie zaczelismy od Orlando i po kilku dniach kontynuowalismy do Holywood, Marco Island poczem spowrotem do Orlando skad wrocilismy do domu. Tam zastalismy juz naprawiony samochod, choc po kilku latach zaczal sie front znowu psuc i wowczas ubezpieczenie odmowilo zaplaty za ponowna naprawe. Przedstawicielstwo od ktorego kupilem samochod i gdzie go dalem do naprawy zbankrutowalo, tak ze nie bylo do kogo wnosic zazalenia.

Krajowa sprzedaz firmy spadla w porownaniu do poprzedniego roku, tak samo zyski. Jedynie co sie trzymalo i powiekszylo to eksport i w tym duza zasluge mialy moje kontrakty z Polska. Prezes doszedl do wniosku ze Ezra jest temu winien i nalezy znalezc sposob na poprawe. Ezry zastepca do spraw handlu krajowego przeszedl do konkurencji i dostawal zamowienia na ktore my liczylismy. W czasie kiedy byl u nas zawsze byl niedopuszczany do decyzji ktore Ezra zawsze trzymal w swoim reku i okazalo sie ze jak poszedl na swoje dal nam w kosc.

Nie pamietam kiedy Prezes znalazl Stan'a ktory zostal jego zastepca ktory bedzie jego nastepca z pominieciem Ezry ktory sie spodziewal tego stanowiska. Stan zabral sie do robienia porzadkow, czego nerwowo Ezra nie wytrzymal i zrezygnowal ze swego stanowiska i poszedl na urlop. W przeddzien swojej oficjalnej rezygnacji poslal mi poczta polecona wymowienie kontraktu jaki podpisal ze mna ponad 12 lat wczesniej, kiedy w okresie moich najwiekszych osiagniec w Moskwie bali sie ze odejde do konkurencji. Nie mialem wielkiej ochoty podpisywac wowczas tego kontraktu, ale tak dlugo za mna chodzili ze w koncu podpisalem. Mowiac szczerze ten kontrakt mial wartosc papieru na ktorym byl napisany i mial tylko wartosc psychologiczna. Pozniej nauczylem sie ze jak negocjowalem powazny kontrakt to mialem pewnosc ze jak dojdzie do skutku dostane swoja prowizje, choc nie moge powiedziec zeby mnie kiedykolwiek chcieli nabic w butelke. Co bylo pozniej to inna sprawa.

Pamietam jak sie pakowal i potem wyszedl zegnany bez zalu. Myslalem ze sie jego era skonczyla i nawet mu pomachalem na pozegnanie stojac w drzwiach swego gabinetu ktory byl prawie naprzeciwko mojego. Tylko moj zastepca, ktory sie go zawsze piekielnie bal powiedzial: zobaczysz ze wroci.

Prezes jak zwykle z nowymi ludzmi byl pelen entuzjazmu i kiedys w prywatnej rozmowie ze mna nie wyrazal sie zbyt dobrze o Ezrze czym bylem zdziwiony. Nastaly nowe porzadki, mielismy szofera ktory nas wozil i odbieral z lotniska, nastapily zamiany gabinetow zeby sie czulo ze sa zmiany. Zaangazowal nowego kierownika sprzedazy. Te zmiany zostaly przerwane swietami i nowym rokiem.

Swieta spedzilismy s Chris'em.

6/19/99
 


Stanislaw Szybalski
Punta Gorda, FL 33950
Prawa autorskie zastrzezone