Historia jednego fraka.

Kosmonauci

Kilka dni temu ogladalem program na History Channel o wypadkach jakie mialy miejsce w Zwiazku Sowieckim w czasie lotow kosmicznych i ktore byly tajne do niedawna. Obecnie  zostaly przekazane do wiaodmosci publicznej z ktorych dowiedzielismy ile bylo wypadkow smiertlenych. Poniewaz jedna z ofiar byl jak sie okazalo nasz cioteczno cioteczny brat, wiec postanowilem je udostepnic moim czytelnikom.

Zaczne od "konca", a mianowicie od memonetu kiedy ubrany w moje nowe ubranie sowiecki kosmonauta wzial udzial w przyjeciu na Kremlu, co uswietniono zdieciem w prasie, oczywiscie bez wymienia faktu zy byl w moim ubraniu.

W latach 1971 - 1982 bylem sluzbowo czestym gosciem w Moskwie zalatwiajac sprawy handlowe firmy w jakiej pracowalem oraz uczestniczac w licznych wystawach, ktore byly najlepszym sposobem kontaktowania klijentow. Poniewaz posiadanie wlasnego przedstawicielstwa w Moskwie bylo ekonomicznie nie oplacalne. Zostalem czlonkiem Amerykansko-Sowieckiej Rady Handlowej, ktora miala swoje biura w New York City i w Moskwie i ktora byla pomocna w organizowaniu spotkan jak i pozniej bylo tam miejsce gdzie mozna bylo zostawiac walizki pomiedzy przyjazdami.

To ostatnie bylo szalenie wazne, bo wozenie za kazdym razem walizek nie tylko z rzeczami osobistymi, ale papierami, maszyna do pisania jak i licznymi podarkami jakie byly konieczne przy prowadzeniu interesow w Moskwie bylo bardzo uciazliwe, nie mowiac o tym ze celnicy bardzo sie na to wszystko patrzyli podejzliwie. Z tego powodu posiadanie ubran, bielizny i butow na miejscu - trzeba bylo byc zawsze dobrze ubranym, bo to robilo na nich dobre wrazenie i stwarzalo bardziej "swiatowa" atmosfere - bylo bardzo wygodne i pozwalalo na przywozenie wiekszej ilosci prezentow.

Niedlugo jedna walizka nie byla wystarczajaca, doszla druga, potem jeszcze jakies paczki pozostale z wystaw i tak sie powoli gromadzily moje "skarby".

W lutym 1983 roku w przeddzien odlotu do Moskwy podczas obiadu zadzwonila firma jaka zalatwiala moja wize z wiadomoscia ze uniewazniono moja wize i ze nie moge leciec do Moskwy. Moj z gory zaplacony hotel oczywiscie przepadl, bo nie bylo u nich w zwyczaju nic oddawac, a tylko brac ile sie dalo.

Moje telefony, listy o powod uniewaznienia wizy pozostaly bez odpowiedzi. Dla znajomych "Sowietow" przestalem istniec. Interesy firmy w Moskwie praktycznie przestaly istniec. Do dzis nie wiem co bylo tego powodem. Slyszalem plotki ze zostalem uznany za "amerykanskogo szpiona". To byl okres kiedy byl stan wojenny w Polsce, bali sie Solidarnosci etc. Mam dwa podejzenia: jedno to ze firma ptowadzona przez amerykanskiego rosjanina - z bardzo historycznym nazwiskiem ktora starala sie dostac nasze przedstawicielstwo - podlozyla mi noge. To nie bylo trudne, bo zrobienie donosu bylo wystarczajace zeby sie pozbyc mnie i dostac agencje. Dostali, niewiele sprzedali. Drugie podejzenie to ze w poczatkowym okresie moich wyjazdow pewni panowie byli zainteresowani moimi podrozami a potem byly tam przecieki i moze gdzies moje nazwisko wyplynelo i wowczas moje podroze sie skonczyly.

Jak wspomnialem mialem sporo rzeczy w Moskwie i nie wszystkie byly "koszerne" i wolalem zeby nie zaczeli je specjalnie przegladac, wiec poprosilem Pana ktory sie zajmowal nasza firma w Radzie, zeby sie nimi zaopiekowal. Znalem dobrze jego matke ktora byla profesorem slawistyki na NYU, wiec wiedzialem z kim mam do czynienia.

Zabral moje walizki i sie nimi "zaopiekowal". Jak wspomnialem byly tam nowe ubrania, bo normalnie przylatywalem przez Warszawe, gdzie odbieralem od mego Krawca Jozia nowe ubrania i je zostawialem w Moskwie a zabieralem inne, zeby bylo zawsze cos nowego do ubrania sie.

Zona Jurka, bo tak sie nazywal moj opiekun, byla rosjanka i przyjaznila sie z zona jednego z kosmonautow. Akurat byl zaproszony na przyjecie na Kremlu z okazji powrotu na ziemie i nie mial porzadnego garnitut, ktorego kupienie w Moskwie nie bylo nie tylko latwe ale i kosztowne. Z pomoca przyszla zona Jurka, ktora w porozumieniu z nim zaoferowala mu jedno z moich ubran. Pasowalo doskonale - wowczas bylem szczuplejszy, a on muskularny - wiec mu je dali i on w nim sie pokazal na Kremlu. Dostalem gazete ze zdieciem na ktorym mozna go poznac ze ma doskonale skrojone przez Jozia ubranie.

Kilka late temu jak moj niedawno zmarly kuzyn byl jeszcze "na chodzie" dowiedzialem sie ze jego cioteczny brat byl kosmonauta o czym niedawno sie dowiedzial. To bylo jeszcze w okresie kiedy te sprawy nie byly powszechnie znane, wiec nie bylem pewien czy to prawda. Ale postanowilem pogrzebac korzystajac z mozliwosci jakie daje nam internet. Moj znajomy rosjanin napisal do syna ktory przyslal mi web site kosmonautow i tam juz bez trudnosci znalazlem nekrolog i zyciorys Grgirija Dobrowolskiego.

Moja babka z domu Dobrowolska i pochodzaca z pod Zytomierza miala brata lekarza ktory mial dwuch synow - a moze i wiecej, ale o tym niema juz sie kogo spytac. Jeden byl w czasie I wojny swiatowej oficerem carskim w rezerwie, powolany do wojska an poczatku wojny po rewolucji uciekl do Polski, tam wstapil do Wojska Polskiego i potem osiedlil sie na Wolyniu dokad dojechal jego maly synek przywieziony przez bratowa przez zielona granice - jego zona zmarla wczesniej na gruzlice i opiekowali sie nim dziadkowie ktorzy zmarli w okresie epidemii tyfusu plamistego i stryjenka sie nim zaopiekowala do chwili kiedy mogla go odwiezc do ojca.

Dlaczego drugi syn brata Babki nie przyjechal do Polski, tego sie juz chyba nigdy nie dowiem. Wiem ze jego zona kilka razy byla w Polsce poki nie uszczelnili granicy i zawsze tam wracala. Niewiem ile dzieci mieli, ale jednym o ktorym wiem byl Grzegorz - Grigorij. Jego ojciec "opuscil rodzine" kolo 1937 roku w okresie czystek stalinowskich, wiec pewnie zginal, nikt o nim wiecej nie slyszal. Grigorij byl w roznych internatach i skonczyl jako kosmonauta. Jak pokazano w w.w. programie do malej kabiny wcisnieto 3 kosmonautow, mimo ze byla wygodna dla jednego. Z powodu braku miejsca nie dostali "space suits" i przy ladowaniu zgineli bo im sie "zagotowala krew". Pokazano jak starano sie ich ocucic po wyladowaniu stosujac sztuczne oddychanie, ale bez skutecznie.

Jak opowiedzialem corce o tym ostatnim zdarzeniu zapytala czemu ja sie z nim nie spotkalem bo wowczas czesto bywalem w Moskwie - jak sie pozniej okazalo on zginal wczesniej nim ja zaczalem tam jezdzic. Musialem jej wytlumaczyc, ze jak bym wowczas sie z nim skontaktowal, to bym mu zrojnowal kariere, bo nie bylo mowy zeby "sowiecki kosmonauta" mogl miec rodzine w Stanach, co by go natychmiast zdyskwalifikowalo, choc moze w ten sposob by sie uratowal, choc nie wiem czy by nie spedzil reszty zycia na Kolymie.

11 kwietnia 2002


Stanisław Szybalski
Punta Gorda, FL 33950
Prawa autorskie zastrzezone maj 2002