Wieczór poświęcony 100 leciu urodzin Mariana Hemara Repertuar Teatru 1958-1998 Kalendarz na 2005 rok
|
Źycie – poświęcenie
W tej chwili tak bolesnej dla wszystkich, którzy znali i podziwiali talent i osobowość Jolanty Martynowicz z niedalekiej przecież odległości czasowej widać, jak całe Jej życie było jednym wielkim poświęceniem dla innych i dla sztuki. Ostatnie lata dzieliła między swoją ukochaną scenę polskiego Teatru we Lwowie , z którą była związana nierozerwalnie od chwili debiutu w 1958 roku i opiekę nad starą Matką.
Dosłownie z zegarkiem w ręku, o dziwo, nadążała we wszystkim, pamiętając przy okazji o urodzinach, imieninach i innych ważnych rocznicach swoich bliższych i dalszych przyjaciół, znajdując dla każdego osobne słowa pełne serdeczności i miłości.
Urodzona we Lwowie na górnym Łyczakowie w czasie wojny przeżyła trudne i biedne dzieciństwo a przecież potrafiła z powodzeniem zakończyć szkołę, później pracować i uczyć się na Politechnice, utrzymując rodzinę, której była motorem, alfą i omegą, a równocześnie zabłysnąć na scenie przez tyle lat stwarzając cały szereg niepowtarzalnych kreacji aktorskich od tytułowej roli w sztuce G.Zapolskiej „Panna Maliczewska”, na legendarnej Kasandrze z dramatu J. Kochanowskiego „Odprawa posłów greckich” kończąc.
Jej niepowtarzalny wdzięk i uroda zjednywały sobie rzesze widzów. Pozostając osobą samotną uniosła ze sobą jakąś tajemnicę i zagadkę. I choć wychowana w warunkach skromnych i nieomal ubogich była prawdziwą arystokratką ducha o wyrobionym smaku. A wszystko to dzięki wielkiej pracy i szerokim zainteresowaniom – podczas licznych podróży służbowych, była przecież cenionym inżynierem – ekonomistą fabryki autobusów we Lwowie, nie opuszczała żadnej okazji aby zwiedzać muzea, teatry, poznawać inne realia. Z zachwytem opowiadała o swojej podróży do Armenii – Erywania i Eczmiadzina – swojej dalekiej jeszcze jednej Ojczyzny, bo płynęła w niej i krew ormiańska po ojcu Władysławie, a od strony matki i dziadków Rolle – krew francuska, ale w tym stopie narodowościowym była Polką, kochającą głęboko swoją Ojczyznę, jej kulturę, swoje rodzinne miasto i jego bogactwo, które współtworzyła.
Często się mówi, że nie ma ludzi niezastąpionych – co jest po części prawdą, inaczej rozwój świata stanąłby na miejscu – ale z odejściem pewnych ludzi kończą się epoki i okresy – niepowtarzalne – starajmy się ocalać je od zapomnienia. Postać Jolanty Martynowicz ocalała na fragmentach filmów, taśmach radiowych i fotografiach, które pomogą nam przedłużyć jej życie.
Jedna z jej pierwszych bohaterek scenicznych - młodziutka aktorka Stefcia Maliczewska mówiła – „najważniejsze w balecie są nogi, w operze gardło, a w dramacie ślipia” – Jola kończąc swoją dramatyczną walkę o życie rozmawiała z nami już wyłącznie oczami.
W imieniu zespołu Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie składam serdeczne podziękowania wszystkim, którzy pomogli nam walczyć o życie i zdrowie naszej koleżanki Joli Martynowicz, a są nimi:
Składam podziękowanie wszystkim wspomnianym ludziom – wolontariuszom, którzy trzymali wraz z nami straż do końca.
Zbigniew Chrzanowski, dyrektor Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie
Lwów. Marzec 2004. Premiera "Dwóch Panów B" Mariana Hemara
Najbliższe plany Teatru:
Nasza mała, 13- osobowa grupka studentów z Polski (we Lwowie co prawda nie mówiło się "z Polski", lecz "z kraju"), trochę na początku zagubiona w obcym mieście, nieznanym środowisku, a mająca ze dwa tygodnie wolnego czasu przed rozpoczęciem roku akademickiego na aklimatyzację, rozbiegła się po okolicy, na własną rękę poznając miasto. Przynosiliśmy do akademika na Wzgórzach Wuleckich różne wrażenia i doświadczenia, ale to spotkanie z Teatrem uważam do dziś za bardzo ważkie.
Pierwsze przedstawienie, na jakie trafiliśmy - poezje Norwida oprawione w muzykę Kurylewicza (urodzonego we Lwowie), z pięknym tańcem pary baletowej. Wrażenie było niesamowite: niewielka sala teatralna na I piętrze pałacyku Bielskich wypełniona po brzegi odświętnie ubraną publiką i polskie słowo tak patriotycznie i pięknie podane. Siedziałem obok koleżanki, która wydawała z siebie dźwięki świadczące o wzruszeniu, co i mnie się udzieliło - i już byłbym się całkiem rozkleił, gdy nagle koleżanka ....kichnęła, co niezbicie dowodziło, że to raczej katar a nie wzruszenie. "Ładowaliśmy swoje akumulatory" patriotyczną atmosferą, pamiętaną do dziś.
Chodziliśmy na spektakle bardzo często, po nich zaś za kulisy do wąskiego korytarzyka i ciasnej garderoby, gdzie w ścisku, wśród rozmaitych
rekwizytów, ale jakże rozemocjonowani, szczęśliwi, wymienialiśmy wrażenia, poznając wspaniałych ludzi: Szefa, czyli Zbyszka Chrzanowskiego, jego siostrę Lidkę, Jolę
Martynowicz, Lubę Bartosz, Janusza Tyssona, Jadzię Pechaty z mama, Lubarta Leszczyńskiego,
Władysława Łokietko, Kazia Ziembiewicza, Wacka Haniuka, Jurka Głybina, Irenę Słobodianą, Zosię Iwanow, Marysię Boryszko i wielu innych, no i rzadko widocznych na scenie, ale jakże ważnych: scenografa Walerę Bortiakowa (najpierw
zobaczyłem go niemej w roli... ściany w niezapomnianej inscenizacji "Snu nocy letniej", do której to ściany tuliła się Tyzbe wspaniale grana przez pana Janusza Tyssona, choć - jak wspomina Walery - jego pierwsza i jedyna - co tu dużo mówić - karkołomna dla nie-Polaka sentencja w którejś ze sztuk - "konie zaprzężono" była tylko pamiętanym do dziś początkiem aktorskiej kariery, teraz Walery bryluje po polsku, jak gdyby
mówił w tym języku od dziecka) fotografa Aloszę, pana Dola i wielu innych.
Teatr przyciągał do siebie artystyczną "śmietankę" Lwowa, stąd też częsty udział artystów lwowskiego baletu czy przytoczony wyżej- scenografa Walerego Bortiakowa jak też bacznym wzrokiem obserwującego naszą gromadkę grafika Mariona Iłku (tworcę karykatur członków zespołu).
Stopniowo zasilaliśmy naszym udziałem trupę teatralną: w "Weselu" Wyspiańskiego, "Śnie nocy letniej" i innych spektaklach był to wkład, jak mi się wydaje, znaczący. Dla mnie niesamowitym przeżyciem i doświadczeniem był udział w jednoaktówce Mrożka - "Na pełnym morzu",
którą - pokonując moją nieodłączną tremę i awersję do wszelkich występów publicznych - wystawiliśmy nie tylko na Kopernika 42, ale także w Leningradzie dla polskich studentów w konsulacie polskim i na obozie studenckich zespołów artystycznych nad Morzem Czarnym.
Należy podkreślić, że właśnie w Teatrze uczyliśmy się od naszych lwowskich przyjaciół poprawnej polskiej wymowy, bo "Szef" nie darował nam na próbach "zjadanych" końcówek wyrazów ("ść" w słowach "miłość", "zazdrość" czy "dł" w slowach "zjadł", "mógł" itp.) jak też w drugą stronę - przesady w wymawianiu wszystkich głosek dla innych ("jabko" a nie "jabłko", czy "Kosiedoski" a nie "Kosiedowski").
Mam to we wdzięcznej pamięci do dziś.
Teatr był dla nas - przyszłych inżynierów, humanistyczną i kulturalną
"odskocznią": miejscem wielu wzruszeń, radości, doświadczeń - bo przecież
widziany z obu stron kulis, a wiec bliższy niż zazwyczaj. Był też miejscem, gdzie we
wspaniałej atmosferze wzajemnej życzliwości
odbywały się przeróżne spotkania i uroczystości: "Sylwester", wesele któregoś
z kolegów, moje uroczyste pożegnanie po zakończeniu studiów...
Wracaliśmy po tych spotkaniach do akademika mijając po drodze olbrzymi,
pochodzący jeszcze z czasów CK Austro-Węgier gmach milicji na Łąckiego,
kawałek dalej zaś pochodzącą z czasów przedwojennych elegancką siedzibę
KGB przy Dzierżyńskiego (d. Pełczyńskich),
a następnie na ulicy Gwardyjskiej (d. Kadeckiej) posesje ze spiżowymi orłami
(pozbawionymi głów) nad drzwiami wejściowymi - także w swej dolnej części
udekorowanymi polskimi orłami.
Przedwojenna, niezbyt czytelna tablica nad wejściem informowała, że w tym domu w latach 1908-1914
mieszkał pierwszy komendant Związku Strzeleckiego Jozef Piłsudski...
Potem skręcało się w ulicę Tadeusza Boya-Żeleńskiego (d. Abramowiczów), mijało drugi Dom
Techników, dawną Burse Abramowiczów, z tak tragiczną historią zapisaną w swych murach
(patrz strona o rocznicy tragicznej śmierci Profesorów Lwowskich) i było się prawie na miejscu, gdzie przy ulicy Bierezina
(d. Widok) mieścił się nasz 10-pietrowy akademik.
Tak to juz we Lwowie jest, ze gdzie nie stąpnąć, tam historia...
Lata pierwszej Solidarności, a szczególnie koniec 1981 roku, kiedy to po rozpoczęciu sezonu teatralnego w październiku 1981 roku, zakończonym deklamacją patriotycznych wierszy pod pomnikiem Adama Mickiewicza przez
Aktorów i studentów polskich, przyniosły - jak mi opowiadano - nagle i niespodziewane represje,
zakończone relegowaniem z Politechniki i natychmiastowym odstawieniem na
granicę kilkorga studentów i zamknięciem Teatru oraz wyrzuceniem z pracy Szefa i Lidki. Dopiero po
jakimś czasie wznowiono działalność Teatru pod kierownictwem ukraińskim
z zakazem występów po polsku, zaś kiedy w czasie "pierestrojki" w ZSRR kierownictwo Teatru po Szefie (zmuszonym do wyjazdu na stale do kraju)
objął nieoceniony Walery Bortiakow, stopniowo przywracano język polski i
polski repertuar.
Po upadku ZSRR zespół zaczął wreszcie wyjeżdżać do Polski, był też w Anglii, występując z powodzeniem dla tamtejszej Polonii, a od kilku lat jego występy w kraju stały się prawie regularne, że wspomnę choćby udział w Zamojskim Lecie Teatralnym czy Festiwalu Teatrów Polonijnych.
Podczas sentymentalnej wycieczki do Lwowa w 2000 roku zostałem zaproszony na Kopernika 42 i wróciły stare wspomnienia, a moja młodzież mogła wreszcie zobaczyć to magiczne miejsce i poznać tych wspaniałych ludzi. Wspomnieniom nie było końca. Młodzi ludzie przesiąkali atmosferą Teatru, po wyjściu zaś długo nie mogli ochłonąć z wrażeń, jakie stamtąd wynieśli.
Teraz oficjalne informacje z broszury wydanej z okazji występów Teatru w Anglii, którą otrzymałem wraz z autografami od jego aktorów przy okazji występu Teatru z lwowską piosenką i humorem w sopockim Teatrze Kameralnym w 1999 roku:
Autorzy tekstów: Agnieszka Marszalek, Jerzy Janicki, Janusz Tysson, Zbigniew Chrzanowski
W XVII wieku działały tu konwiktowe teatry jezuitów, pijarów i teatynów, a za
czasów saskich miał tu swoją siedzibę teatr
hetmana Rzewuskiego, jeden z kilku teatrów dworskich Galicji Wschodniej.
(Inne narodowości, zamieszkujące Lwów, włączały się również w nurt życia
teatralnego.
Jeszcze w 1666 roku w Kolegium Ormiańskim wystawiono Tragedyję
nabożną wierszami ormiańskimi i intermediami polskimi ułożoną.
Znacznie później,
w 1864 roku, ludowym dramatem pt. Marusia zainaugurował działalność
teatr ruski, a od 1889 roku funkcjonował tu teatr żydowski
pod kierunkiem
Jakuba Gimpla.)
Kiedy od 1780 roku zaczęli zjeżdżać do Lwowa aktorowie warszawscy, Agnieszka i Tomasz
Truskolascy, Owsiński i inni, nie trafili na grunt jałowy. Już od 1781 roku
przyłączył się
do nich Wojciech Bogusławski, a w pamiętnym 1794 r., tuż przed szturmem Pragi,
przeniósł się z Warszawy do Lwowa na pięć lat. Prowadził antrepryzę
w budynku pofranciszkańskim, wcześniej już przysposobionym do występów istniejącego
równolegle teatru niemieckiego. Wtedy właśnie buduje Bogusławski (architekt
Maraino) w Ogrodzie Jabłonowskich największy ówczesny teatr w plenerze,
obliczony na trzy tysiące miejsc. Wystawia tu m. in. Cud mniemany, czyli Krakowiaków
i Górali, a także sztuki Moliera i Szekspira (pierwszy polski
Hamlet w 1798 r. przełożony przez niego z niemieckiej adaptacji
Schroedera).
Przez następne 21 lat mężem opatrznościowym lwowskiej sceny był współpracownik
i uczeń Bogusławskiego, Jan Nepomucen Kamiński, który dla teatru i kultury
umysłowej Lwowa i kraju wniósł zasługi niepospolite.
Po wyjeździe Bogusławskiego przez trzy lata prowadził Kamiński tajny teatr amatorski w
pałacu Stanisława Wronowskiego. Później, po sześcioletniej tułaczce,
wrócił tu i wznowił trudną walkę o polską scenę. W
jego zespole można wymienić tak znakomite nazwiska, jak Antoni Bensa czy Jan Nepomucen
Nowakowski.
W roku 1817 napoleoński żołnierz i gospodarz Beńkowej Wiszni,
Aleksander hrabia Fredro zadebiutował jako autor dramatyczny Komedią naprędce.
Wrósł w teatr lwowski i pozostał mu wierny, tu bowiem miały miejsce pierwsze wykonania prawie wszystkich jego komedii.
Polski teatr niemal
od początku musiał - paradoksalnie - szukać dla siebie miejsca w polskim mieście.
Obowiązujący od 1842 roku przywilej teatralny obejmował tylko teatr
niemiecki — polscy aktorzy działali wyłącznie na podstawie nie zawsze
formalnych umów z przedsiębiorcami austriackimi. Gdyby nie znaleźli się ludzie,
którzy chcieli wytrwale zabiegać o stworzenie prawnych podstaw działalności polskiego teatru, kto wie, jak
potoczyłyby się dalej jego losy...
Przełomową zatem datę stanowi w tym ciągu rok 1842 i związane z nim nazwisko
Stanisława hrabiego Skarbka, wielkiego dobrodzieja lwowskich pracowników
sceny i jej miłośników. Dzięki staraniom u cesarza udało mu się uzyskać nowy przywilej teatralny, w
którym zawarowane było również istnienie polskiej sceny. Otworzył przy tym Skarbek
nowy, własnym sumptem wystawiony gmach — pierwszy z prawdziwego zdarzenia
budynek teatralny, wówczas jeden z największych w Europie, który przez ponad pięćdziesiąt
lat służył jako jedyna siedziba sztuki dramatycznej we Lwowie.
Sam Skarbek prowadził przedsiębiorstwo do śmierci, tj. tylko do1848 roku. Po nim wielu było dyrektorów — wymieńmy tylko najważniejszych: Jana Nepomucena Nowakowskiego i Witalisa Smochowskiego, Jana Dobrzańskiego, Adama Miłaszewskiego, Zygmunta Przybylskiego i Ludwika Hellera, który był ostatnim dyrektorem w gmachu skarbkowskim.
Kolejna data graniczna to rok 1872, kiedy — po wieloletnich zabiegach —
udało się wymóc na cesarzu cofnięcie
przywileju skarbkowskiego. W nowych warunkach politycznych (autonomia Galicji) oznaczało
to likwidację kosztownej i niechcianej imprezy niemieckiej i
usamodzielnienie bytu polskiego teatru, który nareszcie poczuł, że jest u
siebie. Wtedy — głownie dzięki staraniom Jana Dobrzańskiego — założona została
scena opery i operetki, wówczas jedyna w Galicji (Kraków nie miał bowiem
zespołu operowego). Jedną z wielu jej zasług było wprowadzenie pierwszego na
ziemiach polskich dramatu muzycznego Ryszarda Wagnera w
1877 roku.
W 1900 roku, kiedy stanął we Lwowie nowy, piękniejszy i lepiej wyposażony
gmach teatralny, pisano, podsumowując minione półwiecze:
Nie było głośniejszego artysty w Polsce, który by nie przeszedł przez scenę
skarbkowską: Davison, Hubertowa, Rychter, Królikowski, Modrzejewska, Hoffmanowa,
Zboiński, Zamoyski, Kwieciński, Rapacki,
Marcello, Wiśniowska, Fiszer, to tylko najwięksi. Z obcych: Rossi, Sara
Bernhardt, Lewiński i szereg innych, o których pamięć zaginęła. Całe pokolenia
sceniczne przeszły przez ten amfiteatr, tak samo, jak całe pokolenia
widzów.
(...) Dwadzieścia dwa tysiące przedstawień dano w tych murach. Złożyli się na
nie tutorowie wszystkich narodowości i wieków od Calderona do Sudermana, od
Kochanowskiego do Kasprowicza.
Zmienne losy przebywał teatr Skarbka. Było tak, że odwoływano przedstawienia dla braku
widzów, bywały miesiącami całymi pustki, dezorganizacja i upadek, był nawet
dwutygodniowy
strajk aktorów i był okres takiego rozkwitu (1875-1881) za Dobrzańskich,
że
teatr ten doborem sztuk i sił artystycznych mógł ubiegać się o lepsze z
pierwszorzędnymi scenami w Europie.
Na mogile starego gmachu możnaby położyć napis: "Dobrze zasłużony"
W dziejach kultury polskiej należeć będzie mu się zawsze piękna karta.
W dwudziesty wiek wkroczył lwowski teatr odnowiony, objąwszy siedzibę,
zaprojektowaną przez Zygmunta Gorgolewskiego, a budynek skarbkowski przeznaczono najpierw na
filharmonię,
potem na kino.
Nowy gmach stal się jednym z najpopularniejszych obiektów i dumą
Lwowa. Los zrządził jednak, że polskiej Melpomenie służył tylko niespełna
czterdzieści lat...
W historii naszej sceny zapisały się te lata znakomitymi
nazwiskami i realizacjami: Tadeusz Pawlikowski dał początek świetnemu
zespołowi (m. in. Irena Solska, Paulina Wojnowska, Anna Gostyńska, Kazimierz
Kamiński,
Ludwik Solski, Karol Adwentowicz).
Ludwik Heller, którego ponowna dyrekcja przypadła na lata 1906-1918,
pokazał lwowski zespół w Wiedniu i Paryżu.
We Lwowie debiutowali znakomici autorzy: Zapolska, Rittner, Perzyński. Tu odbyła się prapremiera Legendy Wyspiańskiego w 1905 r. Tutaj również — już w latach trzydziestych — rozwija Leon Schiller swoją koncepcję teatru monumentalnego, która zaowocowała m. in. realizacjami utworów wielkich romantyków (Dziady, Kordian, Sen srebrny Salomei).
I jeszcze jedno nazwisko godzi się wymienić: Wilama Horzycę, dyrektora teatru
do 1937 roku, który inscenizował m. in. Wyzwolenie (1935 r.) i
współpracował z Schillerem. Za jego dyrekcji odbyła się - co warto odnotować
-
prapremiera norwidowskiej Kleopatry (1933 r.)
Przyszedł wrzesień 1939 roku. Wielowiekowe życie lwowskiej tradycji teatralnej, promieniującej na cały kraj, zostało brutalnie przerwane.
Była to wiosna 1966 roku i moja ostatnia wizyta u Piotra Hausvatera, już wtedy przykutego do łóżka śmiertelną chorobą. Na zawsze pozostało mi w pamięci to spotkanie. Z gorejącymi oczami słuchał o moich planach - właśnie pracowałem nad realizacją pracy dyplomowej - "Ślubami panieńskimi" Aleksandra Fredry.
Zapomniałem o Jego chorobie, na gorąco dzieliłem się wiadomościami o przebiegu
prób, relacjonowałem zajęcia w szkole teatralnej, opowiadałem o przedstawieniach w moskiewskich teatrach. Żywo
interesował się losami naszych wspólnych znajomych i przyjaciół, szczególnie
wypytywał o swoich wychowanków-aktorów.
Czas biegł szybko, kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami, zauważyłem, że jest już bardzo zmęczony i należało Go pożegnać. I dopiero wtedy zwróciłem uwagę, że ta nasza jak się okazało, ostatnia rozmowa odbywała się na tle znanego obrazu Jozefa Chełmońskiego Bociany, który stał oparty o ścianę, bez ram, zajmując całą długość łóżka.
Piotr Hausvater - nauczyciel i wychowawca wielu pokoleń w przed i powojennym Lwowie
i, oczywiście, mój pierwszy reżyser. Jemu zawdzięczam wprowadzenie w arkana
sztuki w najszerszym tego słowa znaczeniu. Człowiek ogromnej erudycji - muzyk i
pedagog, autor podręczników szkolnych, świadek wspaniałych osiągnięć polskiej
sceny we Lwowie w latach 1900-1939. A ponieważ przed wojną był posiadaczem
niebagatelnej kolekcji malarstwa, to pierwszych w życiu wykładów z historii
sztuki wysłuchałem właśnie u niego w domu, w małym pokoiku na piętrze przy
ulicy Obwodowej. Kolekcja topniała w oczach, zasilając skromniutką
nauczycielską emeryturę Profesora, jak Go wszyscy zwykli tytułować.
Wspaniały obraz szkoły włoskiej Judyta z głową Holofernesa do dziś
jest ozdobą Lwowskiej Galerii Obrazów.
I ten właśnie malutki pokój, ściany którego były jeszcze wtedy szczelnie pokryte obrazami, a
połowę powierzchni pokoju zajmował ogromny stary wiedeński fortepian, który
pełnił wieloraką funkcję akustyczno-dekoracyjną, stał się świadkiem narodzin
teatralnego zespołu, zebranego przez Piotra Hausvatera jesienią 1957 roku.
Pewnego dnia, kiedy już czuł się bardzo osłabiony i coraz trudniej było mu pokonywać drogę tramwajem z domu na ulicę Kopernika, gdzie mieściła się siedziba Polskiego Teatru, zebrał nas i wyjął z nieodłącznej teczki sporą książkę. Po chwili zaczął czytać, zdziwiliśmy się wszyscy - nie był to tekst żadnej sztuki teatralnej. To był zapis mowy pożegnalnej, wygłoszonej przez Jana Nepomucena Kaminskiego w 1842 roku — twórcy i wieloletniego dyrektora polskiej sceny zawodowej we Lwowie. Jakże gorzka i rzewna była ta przemowa, będąc równocześnie testamentem, którym Kamiński zamknął swą półwiekową niemałą działalność dla sceny lwowskiej.
Kiedy Piotr Hausvater skończył czytanie zauważyłem płynące łzy z Jego oczu.
Poprosiłem
kolegów o pozostawienie nas samych. Kiedy wyszli, zaczął szlochać. Milczałem,
trzymając Go mocno za rękę. Nie próbowałem Go nawet pocieszać, pragnąłem
jedynie uspokoić i dodać otuchy. Żegnał się z nami Człowiek, który był żywym
świadkiem świetności polskiego teatru we Lwowie. Żegnając się z nami, dał nam
jednocześnie lekcję z
Historii. Nam pozostały legendy i próba dotrzymania kroku.
Na zdjęciu: Teatr Skarbka we Lwowie na starej litografii.
Tyle razy już Ich oglądałem, tyle razy wsłuchiwałem się w oklaski wzruszonej widowni,
która po zapadnięciu kurtyny, jeszcze długo nie chciała się z Nimi rozstawać. Tak
przecież zawsze bywa kiedy gościnnie grają w Przemyślu, Zamościu, na Zamku w
Pułtusku, w Warszawie... Widownia ma jeszcze uszy pełne tekstów Fredry, Hemara,
Zapolskiej i co tam jeszcze mają w swym repertuarze, a mnie wtedy zawsze
jednako czas przenosi w wyścielane czerwonym pluszem krzesełko na pierwszym
balkonie Teatru Wielkiego. Moje pierwsze teatralne przeżycie, Gałązka
Rozmarynu.
Szare, legionowe mundury na scenie. A przedtem oglądanie dech zapierającej kurtyny Siemiradzkiego. A w antraktach przechadzka po lustrzanej
sali po labiryntach i zakamarkach teatru, w którym jeszcze zdawał się krążyć
głos
Adwentowicza, Siemaszkowej, Solskiego.
Teatr lwowski. Legenda narodowej sceny.
Kolebka fredrowskich komedii, pierwsze kroki Zapolskiej. Monarszy gest hrabiego
Skarbka fundującego ukochanemu miastu prawdziwy teatr...
I oto z wyroku historii po tych wszystkich wzlotach, po głośnych na cały kraj
spektaklach w Skarbkowskim, w Wielkim, w Rozmaitościach - pozostała ta malutka,
kilkudziesięcioosobowa salka w dawnym pałacyku hrabiów Bielskich przy Kopernika 42. Teatr Polski A.D. 94.
Pewnie, ze salka ledwie stu widzów mieszcząca wygląda po trzech czynnych w mieście
teatrach jak czworaki przy dworze, jak grządka ocalała po dawnych pałacowych ogrodach, jak
ręcznie tkana makatka przy gobelinie. A jednak... Jakaż to ważna data - rok 1958, kiedy po trzynastoletniej przerwie
znów ze
sceny przemówiono po polsku. Dokonał tego nauczyciel polskiego języka prof.
Piotr Hausvater. Ten dwudziestowieczny Skarbek, uboższy od hrabiego o tytuł i majętności, ale
równy mu zapałem i rozkochaniem w teatrze, znów zafundował ocalałym we Lwowie Polakom
polską scenę.
Skrzyknięci z całego miasta zapaleńcy, przedpołudniami solidni nauczyciele, chemicy,
inżynierowie i elektrycy, raźno odtąd wieczorami wdziewać zaczęli na grzbiet kontusze i kierezyje, by — mocium panie — byc przez dwie godziny
Cześnikiem, Czepcem i Kirkorem.
I tak to trwa na szczęście do dzisiaj. Dlatego, ilekroć ich oglądam, nie jestem w stanie wyzbyć się — może egzaltowanej — ale wszak bliskiej prawdy myśli, że największą rolę, jaką przyszło im opanować i grać wytrwale mistrzowsko — to rola spadkobierców tych wszystkich gigantów sceny: Kamińskiego, Frenkla, Adwentowicza, Solskiego, Siemaszkowej. Dziś nazywają się Zbigniew Chrzanowski, Anna Hausvater, Jola Martynowicz, Jadzia Pechaty, Stanisław Czerkies, Irena Słobodiana, Janusz Tysson, Lidia Ilku, Luba Lewak... Tak samo wielcy jak tamci, wielcy swoja skromnością, a kto wie czy nie zasługując na jeszcze bardziej od tamtych gromkie brawa, bo polskie słowo, które ze sobą wożą po Podolu, Pokuciu i Podkarpaciu i Wołyniu, mierzyć tam dziś trzeba na wagę złota.
Na fotografii: Pierwsza „rodzinna fotografia zespołu, rok 1958. Na pierwszym planie założyciel Teatru Piotr Hausvater.
Urodził się w 1941 r. w Krasnojarsku na Syberii, po wojnie razem z rodzicami
zamieszkał we Lwowie. Skończył tutaj szkołę średnią, Technikum Plastyczne i Instytut
Poligraficzny, specjalizując się w grafice książkowej.
Pracę zawodową rozpoczął w Ośrodku Telewizji Lwowskiej scenografią do Przygody z Vaterlandem
Leona Kruczkowskiego.
Jako scenograf współpracował wówczas z teatrami Lwowa,
Dniepropietrowska, Omska, Symferopola. Na początku lat 70-tych, przeszedł do zespołu
Polskiego Teatru Ludowego Obwodowego Domu Nauczyciela. Przy jego współpracy powstały
interesujące inscenizacje Wesela Stanisława Wyspiańskiego,
Fantazego Juliusza Słowackiego, Snu nocy letniej Wiliama Szekspira,
Pociesznych wykwintniś i Lekarza mimo woli Moliera.
W 1985 roku objął kierownictwo Polskiego Teatru, inaugurując je Zemstą Aleksandra Fredry we własnej reżyserii i scenografii. Obok wszechstronnej działalności teatralnej — plastycznej, reżyserskiej, aktorskiej, jego wielka pasją są witraże. W 1988 r. z okazji 30-lecia działalności Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Ministerstwo Kultury PRL przyznało mu odznakę Zasłużony dla Kultury Polskiej.
Urodził się w 1935 r. we Lwowie w budynku Teatru hr. Skarbka, gdzie pracowali jego rodzice. Ukończył slawistykę na Uniwersytecie Lwowskim i wydział reżyserii Wyższej Szkoły Teatralnej przy Teatrze im. Wachtangowa w Moskwie. W latach 1958-1966 pracował w Odrodku Telewizji Lwowskiej jako redaktor i realizator programów filmowych, muzycznych i młodzieżowych. W 1966 r. po śmierci Piotra Hausvatera, został kierownikiem artystycznym Polskiego Teatru Ludowego Obwodowego Domu Nauczyciela we Lwowie. Przygotował tam m. in. Pannę Maliczewską G. Zapolskiej, Sen nocy letniej W. Szekspira, Pocieszne wykwintnisie Moliera, Antygonę Anouilha, Wesele S. Wyspiańskiego Stara kobieta wysiaduje T. Różewicza.
Jako reżyser współpracował również z Ukraińskim Teatrem Akademickim i Operą Lwowską Wesele — 1969 r. i Damy i huzary — 1976 r. w jego reżyserii, prezentowane były na Wszechzwiązkowym Festiwalu Dramaturgii Polskiej i uhonorowane zostały dyplomami Ministerstwa Kultury ZSRR.
W 1978 r. Ministerstwo Kultury i Sztuki PRL przyznało Z. Chrzanowskiemu odznakę
Zasłużony dla Kultury Polskiej.
Od 1983 r. mieszka i
pracuje w Polsce. Jako aktor i reżyser związany był z teatrami Szczecina, Wrocławia
i Wałbrzycha, przygotowując również programy dla Ośrodków Telewizyjnych we
Wrocławiu i Szczecinie.
Od 1992 pracuje w Przemyślu na stanowisku
z-cy dyrektora Centrum Kulturalnego d/s artystycznych z siedzibą na Zamku
Kazimierzowskim. Współpracuje stale z Polskim Teatrem we Lwowie, pełniąc
funkcję dyrektora artystycznego tej placówki.
Wkraczający w swoje czwarte dziesięciolecie Polski Teatr Ludowy we Lwowie, działający przy Obwodowym Domu Nauczyciela, powstał na przełomie lat 1957/58 z inicjatywy emerytowanego nauczyciela - polonisty, wielkiego miłośnika polskiej literatury i teatru - Piotra Hausvatera (1894-1966), który skupił wokół siebie absolwentów trzech ówczesnych szkół z polskim językiem wykładowym - w większości własnych wychowanków, z którymi kiedyś realizował szkolne przedstawienia.
Na zdjęciu: Po premierze „Wesela" Stanisława Wyspiańskiego, 1978
Pierwszy występ nowopowstałego polskiego zespołu teatralnego odbył się 19 kwietnia 1958 roku w sali szkoły Nr 10 (d. Marii Magdaleny). W programie znalazły się małe formy dramatyczne, ale już jesienią Piotr Hausvater zrealizował Balladynę Juliusza Słowackiego, którą w grudniu tegoż roku zaprezentowano na scenie dawnej Bagateli pełniącej obecnie funkcję Domu Twórczości Ludowej. Występ ten odpyl się w ramach miejskich przeglądów twórczości amatorskiej i spotkał się z dużym zainteresowaniem władz kulturalnych Lwowa.
Od 1959 roku zespół przenosi się na stałe do Obwodowego Domu Nauczyciela (dawny pałac Bielskich) przy ul. Kopernika 42, który jest jego siedzibą po dzień dzisiejszy.
Na przestrzeni długich lat pracy Teatr Polski skupił wokół siebie nie tylko Polaków, ale również Ukraińców i Rosjan zamieszkałych we Lwowie, zapewniając sobie również trwałą współpracę zawodowych twórców kultury - kompozytorów, plastyków i choreografów.
Od premiery Panny Maliczewskiej G. Zapolskiej, która odbyła się w 1960 roku, funkcję reżyserską na równi z Piotrem. Hausvaterem zaczyna pełnić absolwent polonistyki Lwowskiego Uniwersytetu Zbigniew Chrzanowski, pracujący zawodowo w Ośrodku Telewizji Lwowskiej.
Na zdjęciu: Kolejne „rodzinne" zdjęcie zespołu. Warszawa, styczeń 1993, sala na Zamku Królewskim. W pierwszym rzędzie z lewej: córka Piotra Hausvatera Anna i wnuczka Elżbieta. W drugim rzędzie trzeci z lewej - Jerzy Janicki.
W grudniu 1961 roku Republikańska Rada Związków Zawodowych nadała polskiemu zespołowi teatralnemu tytuł Teatru Ludowego, co zapewniało regularne występy, publikacje reklamowe oraz etaty dla kierownictwa artystyczno- administracyjnego oraz dotacje na wyjazdy z przedstawieniami poza obręb Lwowa. Uroczystość nadania tego tytułu zbiegła się z premierą komedii Milion Jerzego Jesionowskiego, który przybył na tę uroczystość z Warszawy.
Od 1962 roku zawiązują się trwałe kontakty i wymiana twórcza z polskimi zespołami artystycznymi działającymi w Wilnie, m. in. z zespołem pieśni i tańca Wilia oraz zespołami dramatycznymi pracującymi przy wileńskich klubach medyków i kolejarzy.
W 1966 r., po śmierci Piotra Hausvatera, kierownictwo artystyczne Teatru obejmuje Zbigniew Chrzanowski, który w tym samym roku ukończył wydział reżyserii w Moskiewskiej Szkole Teatralnej przy Teatrze im. Wachtangowa.
W 1968 roku odbywa się uroczysty jubileusz z okazji 10-lecia Teatru. Teatralny zespół ma juz na swoim koncie 25 premier i ponad 150 przedstawień, gościnne występy w pobliskich Mościskach i Samborze, ale także na kilku dużych scenach Wilna.
Rok 1969 przynosi dwukrotne gościnne występy w Moskwie. W czerwcu odbyła
się prezentacja dramatu Jean Anouilhea Antygona , a w grudniu Wesela
Stanisława Wyspiańskiego z okazji II-go Festiwalu Dramaturgii Polskiej w ZSRR.
Spektakle te oglądał rektor szkoły teatralnej, wybitny reżyser i pedagog Borys
Zachawa, który podkreślił wysoki profesjonalny poziom Polskiego Teatru
Ludowego.
Wesele Stanisława Wyspiańskiego stało się jedną z
najbardziej istotnych pozycji repertuarowych teatru i było utrzymane w ciągu dwunastu
sezonów teatralnych aż do października 1981 roku.
Drugie dziesięciolecie zaowocowało wieloma interesującymi pozycjami repertuarowymi, m.in. Moliera i Szekspira. Z polskich utworów przede wszystkim należałoby wymienić Fantazego Juliusza Słowackiego, przygotowanego specjalnie na obchody 20-lecia Polskiego Teatru Ludowego. Z okazji jubileuszu Ministerstwo Kultury PRL przyznało Teatrowi zespołową honorowa odznakę Zasłużony dla kultury Polskiej . Taką samą odznaką Ministerstwo udekorowało indywidualnie kierownika artystycznego Teatru Zbigniewa Chrzanowskiego.
W tym okresie w skład aktorski zespołu m. in. włączyła się studiująca we Lwowie młodzież z Polski.
W drugim dziesięcioleciu na scenie Teatru zrealizowano 11 premier i
blisko 200 przedstawień. Repertuar wzbogacił się również o współczesną
dramaturgię polską takich autorów jak Tadeusz Różewicz ( Stara kobieta
wysiaduje ), Sławomir Mrożek (Serenada i Na pełnym morzu ),
z klasycznych pozycji grano Jubileusz Antoniego Czechowa.
Garderoba teatralnych kostiumów wzbogacana była przez dary zawodowych teatrów
z Polski,
co znakomicie ułatwiało realizacje wielu pozycji repertuarowych.
W trzecim dziesięcioleciu swego istnienia Teatr przeżywa dramatyczne wydarzenie - jego działalność omal nie zostaje wstrzymana przez ówczesne władze partyjne Lwowa. W październiku 1981 roku Zbigniew Chrzanowski, a z nim kilku aktorów, w tym 5 studentów z Polski studiujących na Politechnice Lwowskiej, zostają poddani działaniom represyjnym. Obywateli ZSRR pozbawia się pracy zawodowej i nauki, a obywatele PRL zostają wydaleni z uczelni i doprowadzeni w trybie przymusowym do granicy. Brutalnie zostały przerwane próby Kartoteki T. Różewicza. Nie mogąc podjąć pracy w zawodzie Zbigniew Chrzanowski wyjeżdża ze Lwowa na pobyt stały do Polski. Co prawda już na początku 1982 roku Teatr wznawia swoją działalność ale bez prawa używania słowa Polski na afiszu i jest nakłaniany do grania w różnych wersjach językowych.
Powrót do pełnej nazwy Teatru nastąpi dopiero w 1993 roku. Sytuacja zapolu uległa stabilizacji, gdy w 1985 roku kierownictwo artystyczne Teatru objął Walery Bortiakow -zawodowy scenograf, związany z Polskim Teatrem od 1972 roku - autor wielu wspaniałych scenografii.
Rosjanin, urodzony w dalekim Krasnojarsku, a wychowany od dzieciństwa we Lwowie, szczerze rozmiłowany w polskiej kulturze, potrafił skupić zespół wokół siebie i zrealizować tak istotną pozycję w repertuarze Teatru, jaką jest Zemsta Aleksandra Fredry.
W trzecim dziesięcioleciu zrealizowano 8 premier i 160 przedstawień. Szereg aktorów otrzymuje indywidualne odznaki Zasłużony dla Kultury Polskiej . W Jubileuszowym Wieczorze bierze udział również Zbigniew Chrzanowski, który podejmując pracę w zawodowych Teatrach w Szczecinie, Wałbrzychu i Wrocławiu, tak naprawdę nigdy nie przerwał swej współpracy z zespołem lwowskim.
Dopiero w 1988 roku - roku trzydziestolecia zespołu - mógł do niego oficjalnie powrócić. Dzięki staraniom ówczesnego kierownika Agencji Konsularnej we Lwowie p. Wlodzimierza Woskowskiego Teatr wyjeżdża po raz pierwszy w swej historii na artystyczne tournee do Polski, prezentując swój dorobek w Rzeszowie i Łańcucie. Od tego czasu Polski Teatr Ludowy ze Lwowa częściej ma możliwość zapoznać ze swoim dorobkiem artystycznym wielu widzów w Polsce: w Krakowie, Wrocławiu, Bielsku-Białej i Cieszynie, Olkuszu i Zakopanem, Pułtusku - a w styczniu 1993 roku po raz pierwszy w Warszawie na Zamku Królewskim, gdzie przedstawiono kompozycję literacko muzyczną pt. Szopka lwowska .
Znaczącymi wydarzeniami w historii Teatru był występ w Lubaczowie podczas pielgrzymki Ojca Świętego do Polski ze sztuką Jego pióra Przed sklepem Jubilera i udział w uroczystościach w Rudkach z okazji powtórnego pogrzebu i poświęcenia rodowej krypty Aleksandra Fredry.
Z okazji uroczystości Fredrowskich przygotowano Dawny spór Mariana Hemara.
W ciągu ostatniego pięciolecia odbyło się 6 premier i ok. 100 przedstawień. W maju 1993 Polski Teatr Ludowy przygotował uroczysty wieczór poświęcony 200. rocznicy urodzin Aleksandra Fredry, który odbył się na scenie d. teatru Skarbkowskiego, z udziałem aktorów ukraińskich.
W tym samym czasie, podczas oficjalnej wizyty Prezydenta RP Lecha Wałęsy na Ukrainie, w siedzibie Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi zostali udekorowani: Zbigniew Chrzanowski Krzyżem Oficerskim i Walery Bortiakow Krzyżem Kawalerskim, a 29 maja w pałacu Rady Ministrów w Warszawie zespołowi Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie minister spraw zagranicznych RP prof. Krzysztof Skubiszewski wręczył Dyplom Uznania za wybitne zasługi dla Kultury Polskiej w świecie.
Po trzydziestu pięciu latach swego istnienia i pracy Polski Teatr Ludowy we Lwowie ma w dorobku 50 premier i ponad 600 występów.
Dwutygodniowe tournee w październiku 1993 roku w Anglii, występy w Manchester, Birmingham i Sheffield, a przede wszystkim spektakle w Londynie na scenie POSKu i występy w polskim klubie Biały Orzeł w dzielnicy Baalam, jakby uwieńczyły dotychczasowe osiągnięcia lwowskich artystów, podejmujących ambitną próbę kontynuacji sławnej tradycji teatralnej Lwowa - miasta które na trwale wpisało się do historii polskiej sceny.
Na zdjęciu: Ostatni Prezydent Rzeczypospolitej na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski z małżonką Karoliną wśród aktorów podczas gościnnych występów Teatru w Anglii. Londyn, październik 1993.