Copyright © 2001 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo - Wschodnich.
Oddział w Krakowie.
Wszystkie prawa zastrzeżone.


Leszek Podhorodecki
"BASTION RZECZYPOSPOLITEJ"
350. ROCZNICA



Wiosną 1648 wybuchło na kresach Rzeczypospolitej powstanie kozackie, którym dowodził wybitny wódz i polityk, hetman Bohdan Chmielnicki. Przy pomocy Tatarów krymskich Kozacy znieśli nieliczne siły koronne nad Żółtymi Wodami, następnie rozgromili wojska hetmanów Mikołaja Potockiego i Marcina Kalinowskiego pod Korsuniem. Obaj hetmani dostali się do niewoli. Na domiar złego 20 maja 1648 zmarł nagle król Władysław IV. W tej trudnej sytuacji wyznaczeni przez sejm konwokacyjny trzej mający zastępować hetmanów regimentarze - Dominik Zasławski, Michał Ostroróg i Aleksander Koniecpolski - zdołali zgromadzić pod Piławcami na Podolu potężne siły, mogące przeciwstawić się Kozakom. Ale w wojsku tym nie było ani zgody, ani dyscypliny. Na wieść o rzekomym zbliżaniu się na pomoc Chmielnickiemu całej ordy krymskiej pod wodzą chana Islama III Gereja wojska regimentarzy upadły na duchu i po krótkiej walce haniebnie uszły z pola bitwy.

Opromieniony zwycięstwami Chmielnicki ruszył teraz na Lwów. 26 września, w trzy dni po klęsce piławieckiej dotarli do miasta uciekinierzy z wieścią o tragedii. Za nimi przybyli wnet regimentarze i książę Jeremi Wiśniowiecki, jedyny dowódca, walczący dotąd skutecznie z Kozakami. Miasto nie uległo panice. Przedstawiciele mieszczan zażądali od regimentarzy, aby bronili Lwowa, wyrazili też gotowość przeznaczenia na obronę znacznych sum pieniędzy.

W dwa dni później w kościele bernardynów zebrała się rada wojenna z udziałem regimentarzy, księcia Wiśniowieckiego i innych dowódców. W czasie obrad przybyła do kościoła szlachcianka Katarzyna Słoniowa, która rzuciła pod stopy wodzów srebra klasztoru karmelitanek i własne kosztowności, gorąco wzywając do obrony miasta. Po wielu sporach Wiśniowiecki zgodził się objąć regimentarstwo i wspólnie z Ostrorogiem przygotować miasto do obrony. Mieszczanie nie poskąpili pieniędzy, w krótkim czasie zebrano milion złotych w gotówce i 300 tysięcy w kosztownościach. Za część tej sumy odziano i dozbrojono 3348 żołnierzy, resztę oddano rotmistrzom na nowe zaciągi. W ciągu kilku dni Lwów wystawił więc armię równą prawie hetmańskiej pod Korsuniem, nie po raz pierwszy w historii dając dowód że "Leopolis Poloniae semper fidelis" (Lwów zawsze wierny Polsce).

Ale mieszkańców spotkało srogie rozczarowanie. Na wieść o zbliżaniu się Kozaków i Tatarów 5 października książę Wiśniowiecki i wystawione przez miasto wojska opuścili Lwów, kierując się w stronę Zamościa. Biograf księcia Władysław Tomkiewicz usprawiedliwia to wyższymi racjami politycznymi i militarnymi, twierdząc że dla ratowania państwa ważniejszy był wtedy broniący dostępu do Warszawy, znacznie silniej ufortyfikowany Zamość.

Mieszczanie lwowscy potraktowali wyprowadzenie wojska jako zwykłą ucieczkę; w mieście zawrzało. Książę Wiśniowiecki pozostawił we Lwowie tylko kompanię piechoty niemieckiej kpt. Sebastiana Andersa w sile 124 ludzi, 50 dragonów i tyluż żołnierzy, stanowiących załogę Wysokiego Zamku. Na czele tej szczupłej obsady postawił gen. Krzysztofa Arciszewskiego, artylerzystę służącego jeszcze niedawno we flocie holenderskiej w randze admirała. Garstkę tę wsparło około 1500 mieszczan dowodzonych przez burmistrza Marcina Grozveiera. W mieście było dość dużo broni, ale mało żywności. Brakowało też puszkarzy. Niepokój budziła postawa Rusinów. To pewna, że ludzie religii greckiej z ochotą nieprzyjaciela wyglądają - pisał ławnik Samuel Kuszewicz w swym diariuszu. - Półtrzecia sta dragonów Rusaków uszło zdradliwie do nieprzyjaciela (...). Od nich (Rusinów - L.P.) zguba nasza nadchodzi. Już u nas konspiracje pokazują się, już hultajstwa wiele nocą nadjeżdża i odjeżdża. Już różne odprawują się zgromadzenia, to po cerkwiach, to po kątach i dolinach przedmiejskich. Już nam Ruś obsequium (posłuszeństwo) wypowiada. A nam tego dnia przy wielkiej inkursji na miasto czerni i Kozaków wodę odcięto, rury poprzecinawszy w polu, za pokazanie niektórych ludzi religii greckiej, którzy się z przedmieścia krakowskiego do Kozaków przedarli".

Zamożni Rusini obawiali się jednak Kozaków co najmniej tak samo jak Polacy. W razie upadku miasta postradaliby całe mienie, a nawet życie. Gdy więc wezwano starszyznę ruską na ratusz, łagodnymi słowy zachęcając ją do obrony i przestrzegając przed zdradą, Rusini zgłosili gotowość do walki z napastnikami. Podczas oblężenia nie doszło z ich strony do wrogich wystąpień.

6 października zjawiły się pod Lwowem przednie straże Tatarów. Za nimi przybyły wnet główne siły szeroko rozlewając się po okolicy, zajmując otaczające miasto wzgórza. Z wież zamkowych i miejskich można je było przez dalekowidze rozróżnić i rachować. Mało między nimi było uzbrojonych, więcej półzbrojnych w kożuchach baranich lub białych płóciennych płaszczach, niektórzy po dziesięć koni pakownych (przesada! - L.P.) do uniesienia zdobyczy prowadzili. Wieszało się to pogaństwo przez cały dzień dookoła przedmieść, to tu, to tam jak psy ciekawe śledzili i upatrując miejsca stosownego różnymi szlakami wpaść na przedmieście próbowali. Odstrzeliwali się przedmieszczanie, strzelano z dział miejskich i zamkowych do tych, co się po górach pokazywali i dosyć ich ubito.

W ostatniej chwili ściągnęła do Lwowa okoliczna szlachta, a nawet ruscy chłopi, obawiając się utraty życia i mienia. Lada jako uzbrojeni, wzmocnili jednak słabe siły obrońców.

We środę (7 października) zaczęło się wielkie szturmowanie szańców przedmiejskich przez Tatarów, które jednak silnie wytrzymali obywatele, rażąc mocno nieprzyjaciela ogniem z ręcznej broni i przez cały ten dzień sprzyjał los więcej miastu niż nieprzyjaciołom - zapisał w kronice Lwowa rajca Jan Tomasz Józefowicz.

8 października nadeszły pod Lwów główne siły kozackie - prawie 100 tysięcy wojska i czerni. Chmielnicki próbował najpierw układów, żądając wydania dowódców polskich, którzy schronili się w mieście. Magistrat odpisał uprzejmie, że dowódcy wyjechali, rokowań zaś na temat poddania miasta nie może podjąć, póki kraj nie wybierze nowego króla, który jedynie może nakazać kapitulację. W odpowiedzi Chmielnicki przystąpił do szturmu. W południe czerń uderzyła na przedmieścia. Nieprzyjaciel po raz trzeci zaczął z większą zapalczywością szturmować szańce przedmiejskie - pisał Józefowicz - ale także bez korzyści, bo przedmieszczanie i obywatele miejscy bronili się bardzo walecznie. Przewaga liczebna wroga sprawiła, że obrońcy musieli wkońcu opuścić szańce i schronić się w świątyniach i klasztorach przedmiejskich: u karmelitów, bernardynów, dominikanów, Marii Magdaleny i w cerkwi św. Jura. Wtedy ruszyły na miasto regularne pułki kozackie. Po chwili jednak zatrzymały się, a następnie wróciły do obozu. Ten niespodziewany obrót wydarzeń przypisywano później we Lwowie opiece bł. Jana z Dukli, który miał się ukazać Kozakom na niebiosach. Przestraszeni mocno jego widokiem cofnęli się spod murów. W następnym roku miasto wystawiło przed kościołem bernardynów kolumnę ku czci Błogosławionego z napisem: Miasto Lwów za przyczyną Jana z Dukli 1648 cudownie uwolnione od oblężenia Bohdana Chmielnickiego i Tuhaj beja, chana (faktycznie mirzy - L.P.) tatarskiego, pomnik ten wystawiło 1649. Kolumna ta przetrwała do drugiej wojny światowej*.

Ale fakt, że prawdopodobnie sam Chmielnicki wstrzymał chaotyczny, pociągający za sobą wielkie straty szturm, wcale nie oznaczał końca walki. Następnego dnia Kozacy uderzyli na mury miejskie, na klasztory i świątynie przedmiejskie. Główny impet skierowali na cerkiew Świętego Jura, gdzie schronili się niemal wyłącznie Rusini. Część z nich z braku miejsca pozostała na cmentarzu cerkiewnym. Kozacy bezlitośnie ich wysiekli, niektórych oddali w jassyr Tatarom. Następnie rozbili taranem drzwi świątyni, wdarli się do środka, wymordowali zgromadzonych tam mężczyzn; kobiety i dzieci oddali Tatarom. Cerkiew została doszczętnie splądrowana, święte ikony porąbane.

Podobny los spotkał klasztor karmelitów, w którym Kozacy zamordowali dwóch księży, dziewięciu zakonników i trzystu osiemdziesięciu wiernych, nie licząc stu dwudziestu spalonych żywcem bądź uduszonych dymem. W szpitalu św. Łazarza ofiarą napastników padło stu dziewiętnastu chorych, starców i ich opiekunów, w kościele św. Marii Magdaleny - siedemdziesięciu wiernych, w kościele św. Stanisława - pięćdziesięciu.

W tej sytuacji gen. Arciszewski rozkazał podpalić przedmieścia, aby nie dawać nieprzyjacielowi osłony podczas szturmu na mury i wały. Morze płomieni zagroziło miastu, dął bowiem silny wiatr. Na szczęście pożar jednak nie sięgnął centrum Lwowa.

Szturm Bramy Halickiej kosztował Kozaków około dwa tysiące zabitych i rannych. Po jego niepowodzeniu Chmielnicki jeszcze raz spróbował rokowań. Jego wojska cierpiały głód, chłód i choroby, część oddziałów rozeszła się za grabieżą aż po Wisłę. Nawet zajęcie Wysokiego Zamku, skąd ewakuowano nieliczną załogę polską, nie zapewniało szybkiego sukcesu. W drugim liście do władz miasta zażądał więc wydania Żydów bo pieniądze na zaciągi przeciw Kozakom dawali, oraz okupu dla Tatarów w wysokości 200 tys. dukatów. W sprawie Żydów magistrat dał odpowiedź odmowną, natomiast nie wykluczył rozmów na temat okupu. Niebawem udali się do obozu przeciwnika Andrzej Wachlowicz w imieniu rady miejskiej; pisarz, prawnik i kupiec, Rusin Samuel Kuszewicz w imieniu ławników; Paweł Ławrysiewicz w imieniu Rusinów; Krzysztof Sachnowicz w imieniu Ormian i Andrzej Czechowicz, reprezentujący radę czterdziestu. Chmielnicki przyjął ich uprzejmie, uraczył gorzałką, nie chciał jednak obniżyć żądanej kwoty. Miasto musiało przystać na jego warunki. Ponieważ jednak uprzednio wydatkowało wielkie sumy na wojsko, nie zdołało teraz zgromadzić żadnych pieniędzy. Ostatecznie zamiast 200 tys. dukatów (1,2 mln zł) wypłaciło Tatarom tylko pół miliona złotych, ponadto dało dary dla Chmielnickiego i wysłanników kozackich. Orda zadowoliła się tym okupem i 23 października zawróciła w stepy. Nazajutrz Chmielnicki zwinął oblężenie i ruszył na Zamość.

Dzielna obrona Lwowa dała twierdzy zamojskiej prawie trzy tygodnie czasu na przygotowanie się do odparcia najazdu. Wolna elekcja w Warszawie zakończyła się wyborem Jana Kazimierza na króla Polski. Na wieść o tym Kozacy po nieudanym oblężeniu Zamościa wycofali się na Ukrainę, by tu zorganizować własne państwo, a także otworzyć furtkę do rokowań z nowym władcą. Układy te nie dały rezultatu i w roku 1649 działania wojenne zostały wznowione. Latem król przybył do Lwowa. Po krótkim pobycie w mieście, w pałacu arcybiskupim, wyruszył pod Zborów.

----------------------

* Kolumna bł. Jana z Dukli stoi po dzień dzisiejszy, natomiast okupanci sowieccy usunęli figurę błogosławionego (obecnie świętego).

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Dzieje Lwowa" (Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1993, s. 73-76), przedrukowany za zgodą Autora. Opuszczono przypisy bibliograficzne. Podkreślenia pochodzą od redakcji.

Notka o Autorze - patrz CL 1/95. Warto przypomnieć, że artykuł Leszka Podhorodeckiego pt. "Kraków i Lwów. Sześć wieków razem" otworzył pierwszy numer naszego pisma.

Copyright © 2001 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich.
Oddział w Krakowie.
Wszystkie prawa zastrzeżone.

Powrót

Powrót
Licznik