Spór wokół prof. Weigla



Patrz artykuł doktora Jerzego Chodorowskiego "Kolaboranci" o zarzutach kolaboracji z okupantami Polski, stawianych w PRL prof. Rudolfowi Weiglowi i wszystkim pracownikom jego Instytutu.


Co jakiś czas wraca w tej czy innej formie oskarżenie profesora Rudolfa Weigla o kolaborację* z Niemcami.

* Jak podaje Wikipedia: Kolaboracja (łac. ko - przedrostek oznaczający "razem, wspólnie" + łac. laborare - "pracować") - współpraca z nieprzyjacielem, okupantem; kolaborant, kolaboracjonista ten, kto współpracuje z wrogiem, zaborcą.

Pierwotnie "kolaboracja" oznaczała każdą współpracę. Obecne znaczenie tego terminu pojawiło się w okresie II wojny światowej. Określano nim wówczas konkretne działania jednostek, które czerpały korzyści z nowej sytuacji, jaką stwarzały zwycięstwa militarne III Rzeszy. Zabarwienie emocjonalne tego terminu było zdecydowanie negatywne i praktycznie stawiano znak równości między kolaboracją i zdradą narodową. Synonimem takiej postawy podczas wojny stał się Vidkun Quisling, przywódca norweskiej partii Nasjonal Samling (Zjednoczenie Narodowe). Stopniowo historycy zaczęli jednak dążyć do pozbawienia terminu "kolaboracja" odniesień ideologicznych i związanych z II wojną światową. Kolaboracją zaczęto nazywać zbiór zachowań społecznych, pokazujących zbiorową uległość podbitego społeczeństwa wobec niemal każdego rodzaju represji. Pojęcie to jest używane zwłaszcza w odniesieniu do współpracy z hitlerowcami w czasie II wojny światowej, choć przez niektóre środowiska polityczne bywa ono rozszerzane także na inne okresy historyczne (np. współpraca z NKWD, zaborcami w XIX w., itp.). Ocena kolaboracji budzi z reguły duże dyskusje oraz kontrowersje i często bywa narzędziem gry politycznej, nie zawsze opartej na źródłowych badaniach historycznych, z uwzględnieniem obiektywnych okoliczności i całokształtu zdarzeń.


Światowej sławy polski profesor o austriackim rodowodzie, który Polskę wybrał za swoją Ojczyznę, był z jednej strony wrogiem wszelkiego nacjonalizmu, z drugiej swoją całą postawą, szczególnie podczas najbardziej tragicznego dla polskiego narodu okresu, jakim była II wojna światowa udowodnił, że jest prawdziwym polskim patriotą.

Dał temu dowód wielokrotnie:

  • gdy w 1918 roku po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej i odrodzeniu się państwa polskiego wybrał Polskę za swoją Ojczyznę
  • gdy w 1939 roku w obliczu zbliżającej się wojny powrócił z Abisynii do Lwowa, by nieść pomoc rodakom swoją szczepionką
  • gdy korzystając z ogromnego znaczenia i zainteresowania produkcją szczepionki przeciwtyfusowej obu kolejnych okupantów – sowieckiego i hitlerowskiego, wymusił na nich prawo decydowania o zatrudnieniu personelu Instytutu, co umożliwiło tym ludziom nie tylko ochronę przed szykanami okupanta ale często wprost ratowanie życia. Na liście kilku tysięcy pracowników Instytutu Weigla był kwiat polskiej inteligencji i młodzieży, najbardziej zagrożonych eksterminacją
  • gdy w 1941 roku po zajęciu Lwowa przez Niemców odmówił podpisania Reichslisty i idącej za tym propozycji objęcia katedry w Berlinie i poparcia władz niemieckich dla wniosku o Nagrodę Nobla
  • gdy odmówił wzięcia udziału w oficjalnych uroczystościach niemieckich (otwarcie we Lwowie Instytutu Behringa, mającego także produkować szczepionkę przeciwtyfusową, na których obecny miał być gubernator Hans Frank. Był to jednoznaczny, jawny i wyraźny protest prof. Weigla przeciwko zamordowaniu przez okupantów hitlerowskich jego kolegów - profesorów lwowskich
  • gdy zatrudniał naukowców swoim Instytucie także żydowskich naukowców oraz - fikcyjnie lecz świadomie – członków ruchu oporu, co było przecież bardzo ryzykowne
  • gdy przesyłał nielegalnie swoją szczepionkę do getta w Warszawie i Lwowie a także dla oddziałów partyzanckich
  • gdy pod koniec wojny (wiosną 1944 r., przed ponownym wkroczeniem do Lwowa wojsk sowieckich)nie przyjął propozycji Niemców, aby ewakuować się ze Lwowa do Niemiec, lecz wyjechał do Krościenka
  • gdy po wojnie pracował naukowo na uniwersytetach w Krakowie i Poznaniu itd.

Profesor Weigl nie godził się na żadną współpracę, nawet choćby naukową, z Niemcami podczas wojny. W przeciwieństwie do niektórych naukowców krakowskich, którzy po wojnie oskarżali go o kolaborację (pośród których prym wiedli profesorowie Przybyłkiewicz i Olbrycht), nie opublikował nawet żadnej pracy wspólnie z Niemcami.

Kierując od strony naukowej Instytutem we Lwowie musiał jednak stykać się z Niemcami, musiał też utrzymywać z nimi poprawne a nawet dobre stosunki. Niemiecki kierownik laboratoriów przeciwtyfusowych w Generalnej Guberni, Herman Eyer, który rezydował w Krakowie, wizytował kilka razy lwowskie laboratorium prof. Weigla. Cenił osiągnięcia i postawę prof. Weigla, czego dowodem może służyć jego wspomnienie, opublikowane w niemieckiej prasie naukowej w 10 rocznicę śmierci prof. Weigla.
Dzięki Eyerowi małżeństwo żydowskich mikrobiologów Meislów, których początkowo prof. Weigl zatrudniał w swoim lwowskim laboratorium, a którzy w końcu zostali uwięzieni w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, mogło przeżyć obóz i wojnę.

Profesor Weigl musiał zręcznie lawirować w stosunkach z Niemcami i tylko dzięki temu możliwa była ta ryzykowna działalność jego Instytutu przez cały okres okupacji. Ten "pakt z diabłem" profesora Weigla został świetnie przedstawiony w artykule opublikowanym w 1994 roku w "Przeglądzie Tygodniowym" przez Ryszarda Wójcika

Jak wspominał prof. Stefan Kryński, który pracował w Instytucie podczas wojny, niejednokrotne były przypadki denuncjacji tej nielegalnej działalności Profesora do hitlerowskich funkcjonariuszy przez niektórych polskich pracowników. Nie znajdowały jednak one swojego tragicznego finału tylko dzięki przychylności Niemców, którzy nie dopuszczali do przekazywania tych donosów na Gestapo. Było to ciągłe lawirowanie na skraju przepaści, działalność o wiele bardziej ryzykowna i brzemienna w skutki niż otwarta walka czy jednoznaczny opór wobec okupanta.

Przy tym wszystkim jednak nie znajdziemy w działaniach i postawie profesora Weigla jakichkolwiek czynów proniemieckich. Było wręcz przeciwnie – jawne, jakby nonszalanckie nawet odrzucanie przez niego kolejnych nęcących lub zastraszających propozycji współpracy ze strony okupantów. Profesor nie bał się śmierci, a wręcz nieznośna stała się dla niego ta wojenna sytuacja, w której życie ludzkie znaczyło tak niewiele.

Paradoksalny jest fakt, iż to właśnie oskarżający prof. Weigla Zdzisław Przybyłkiewicz, wydał w okresie wojny wraz z Hermanem Eyerem wspólną publikację naukową (Zeitschrift f. Hygiene und Inf. Bd.122). Być może więc zarzuty Z.Przybyłkiewicza były próbą skierowania w inną stronę oskarżeń o kolaborację polskich naukowców z Niemcami.

Kolejne przyczyny wzajemnych powojennych animozji obu naukowców: Rudolfa Weigla i Zdzisława Przybyłkiewicza były dość prozaiczne. Jak wspominał w niedawnej rozmowie ze mną prof. Stefan Kryński, który znał dokładnie kulisy całej sprawy, były dwie sporne kwestie, które doprowadziły do jawnej wręcz antypatii prof. Weigla i prof. Przybyłkiewicza. Jedną z nich było powierzenie przez Ministerstwo Zdrowia, po wojnie, produkcji szczepionki przeciwtyfusowej nie profesorowi Weiglowi, lecz doktorowi Stefanowi Kryńskiemu w Lublinie i doktorowi Zdzisławowi Przybyłkiewiczowi w Krakowie. Dotknęło to do żywego profesora Weigla, który nie mógł pogodzić się z pominięciem jego osoby w tak ważnej dla niego sprawie. Kryński próbował wyperswadować prof. Weiglowi tę niechęć – nie była to wszak w żadnym razie wina Przybyłkiewicza. Jednak stosunki między Przybyłkiewiczem a Weiglem od tego faktu wyraźnie się ochłodziły.

Drugą sprawą, która spowodowała w efekcie jawną antypatię obu naukowców, była negatywna recenzja pracy habilitacyjnej Przybyłkiewicza sporządzona przez prof. Weigla. Drugi z recenzentów ocenił pracę Przybyłkiewicza pozytywnie, poproszony o dodatkową recenzję prof. Hirszfeld wymówił się brakiem kompetencji, została ona więc w końcu przyjęta.

Przybyłkiewicz będąc po wojnie w Monachium zobaczył kiedyś u Hermana Eyera fotografię prof. Weigla z uprzejmą dedykacją. Prawdopodobnie na tej kanwie osnuł on swoją hipotezę o współpracy Weigla i Eyera, na dodatek - według niego - sięgającej czasów przedwojennych. Polscy naukowcy, którzy zmuszeni byli opuścić Lwów, próbowali w nowych warunkach znaleźć dla siebie miejsce w instytucjach naukowych powojennej Polski. Duża część z nich osiadła na Śląsku (Bytom, Gliwice), w Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku.

Naukowe środowisko krakowskie wobec powojennego napływu kadry ze Lwowa zajęło raczej niechętną pozycję; być może czuło się zagrożone.

Profesor Weigl nie był nigdy entuzjastą powojennego ustroju politycznego Polski. Podobnie jak w stosunkach z Sowietami we Lwowie, później z Niemcami, nie potrafił zdobyć się na choćby formalne akceptowanie nowego ustroju i nowych władz. Proszony przez władze o podpisywanie kolejnych apeli w różnych sprawach - odmawiał. Nie był człowiekiem dwulicowym, który zdolny byłby do koniunkturalnych zachowań. Władze tolerowały go z racji wysokiej pozycji w świecie nauki, ale przy każdej okazji utrącały wszelkie próby uhonorowania jego wiedzy i zasług. Tak stało się z powojenną nominacją prof. Weigla do Nagrody Nobla, którą rząd polski wycofał, tak było z członkostwem PAN, którego nie otrzymał mimo bezspornych zasług, tak było z odznaczeniami i nagrodami. Szukano pretekstu do oskarżenia prof. Weigla, które by zdyskredytowało go w opinii ludzi, chętnie sięgnięto więc do działalności Profesora podczas wojny, gdy de facto zajmował się on produkcją szczepionki na potrzeby okupantów.

Póki profesor Weigl żył, oskarżenia te nie wyszły w sposób jawny, po jego śmierci zaś zaczęły być coraz głośniejsze i żyły już własnym życiem na zasadzie plotki.

W pewnym momencie prof. Herman Eyer dowiedziawszy się o tym oskarżeniu zagroził prof. Przybyłkiewiczowi, którego dobrze znał z okresu wojennej współpracy w Krakowie, wytoczeniem sprawy sądowej o zniesławienie prof. Weigla. Jak twierdzi prof. Kryński, prof. Przybyłkiewicz zdecydowanie ograniczył wówczas swoje oskarżenia, zaś po incydencie na konferencji naukowej w Krakowie w 1983 roku, w wyniku którego prof. Kryński wystosował do niego list, który poniżej cytuję, zaprzestał ich całkowicie. Animozja do prof. Weigla była jednak na tyle silna, że nawet w wywiadzie prasowym dla krakowskiego "Dziennika Polskiego" z 23.09.1992 roku prof. Przybyłkiewicz ani o Lwowie ani o prof. Weiglu w kontekście polskiej mikrobiologii w ogóle nie wspomina...

Sądzę, że warto poznać kulisy całej sprawy, która jak bumerang wraca co pewien czas i psuje atmosferę wokół postaci profesora Rudolfa Weigla. Na koniec przypomnę, że profesor Rudolf Weigl otrzymał w ubiegłym roku od Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie miano „Sprawiedliwego ród Narodów Świata”. Jest to z jednej strony kolejne potwierdzenie szlachetnych działań Profesora, kolejny powód dla Polaków do dumy z Profesora, z drugiej zaś strony okazja do refleksji nad naszą narodową skłonnością do zawiści i pomówień.

Stanisław Kosiedowski


    Zagadnienie kolaboracji porusza dr hab. Jerzy Chodorowski1 w ostatnim 10 przypisie swojego niewielkiego, ale dogłębnego i poruszającego szereg ciekawych wątków ubocznych opracowaniu zatytułowanym "Kolaboranci"2. Pisze on:
    Dekret Prezydenta Rzeczypospolitej z 30.XI.1939 r. oprócz ogólnego odwołania się do IV Konwencji Haskiej zawiera jeden artykuł nowatorski. Jest nim art. 3., wprowadzający jako nową podstawę dopuszczalności kolaboracji - interes obywateli polskich. [...] Artykuł ten jest precedensowy, pozwala bowiem we wszystkich wypadkach spornych na odwołanie się do kryterium interesu obywateli polskich jako do podstawy prawnej określającej, czy kolaboracja była dopuszczalna czy niedopuszczalna"

    Wydaje się, że ten akt prawny jednoznacznie usprawiedliwia działalność prof. R. Weigla i jego instytutu w okresie ostatniej niemieckiej okupacji Ziem Polskich.


    1 Jerzy Chodorowski (ur. 10 września 1920 w Krakowie, zm. 23 września 2011 we Wrocławiu), dr hab., docent w Instytucie Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, autor wielu publikacji z dziedziny prawa i ekonomii. Był wieloletnim pracownikiem naukowo-technicznym w Instytucie R.Weigla (1942-1944), a następnie w Zakładzie H. Mosinga (1944-1959).
    2maszynopis ss. 1-33 (w posiadaniu Autora)

Gdańsk dn. 5.10.1983r

Stefan Kryński
ul.Hibnera 38
80-227 Gdańsk

Prof.dr med.hab. Zdzisław Przybyłkiewicz
w Krakowie

Wielce Szanowny Panie Profesorze!

Zarzucił mi Pan Profesor dwie nieścisłości w moim referacie. Pierwsza miała dotyczyć wyjazdu profesora Weigla do Genewy w 1938 roku, który według posiadanych przeze mnie informacji nastąpił z inicjatywy Ligi Narodów i między innymi pozostawał w związku z niefortunnymi szczepieniami przeprowadzonymi żywą szczepionką przez Blanca i Laigreta w Marokku i Chile. Nie rozumiem, co mieliby z tym wspólnego Niemcy.

Również Pan Profesor wysunął zarzut nieuwzględnienia priorytetu da Rocha-Limy i Martiniego w koncepcji wykorzystania zakażonych wszy do przygotowania szczepionki przeciw durowi plamistemu. Nie pominąłem nazwiska da Rocha-Limy, uszło to tylko uwagi Pana Profesora zajętego w tym czasie opowiadaniem sąsiadowi czegoś bardzo wesołego. Sądzę jednak, znając wysoki poziom intelektualny Pana Profesora, że w rzeczywistości zdaje sobie Pan Profesor sprawę, jak głęboka przepaść dzieli dość prymitywną i bez praktycznych konsekwencji propozycję da Racha-Limy od metody wprowadzonej przez Weigla. Odnoszę wrażenie, że chodzi tu raczej o znane zjawisko ściągania kogoś w dół, stanowiące świadomą, czy też podświadomą próbę przełamania własnych kompleksów powstających przy konfrontacji czyjegoś wielkiego dzieła z własnymi osiągnięciami. Jest to tak często spotykane, że niebyłoby warto przywiązywać do niego większej wagi i nie zajmowałbym Panu Profesorowi Jego cennego czasu, gdyby po nieuzyskaniu z mej strony spodziewanego przez Pana efektu nie padły z ust Pana Profesora insynuacje na temat pobytu profesora Weigla w Etiopii. O ile dobrze zrozumiałem. Pan Profesor był łaskaw sugerować, że ułożone z góry spotkanie profesora Weigla z Eyerem miało na celu omówienie organizacji produkcji szczepionki najpierw, jak Pan Profesor zaznaczył, w Krakowie przewidując zajęcie przez Niemców Polski do Sanu i Bugu, a w drugim etapie dopiero we Lwowie, co by już wówczas zapowiadało atak niemiecki na ZSRR. Zastanawiam się, skąd Pan Profesor czerpał tego rodzaju informacje. Może Eyer zwierzał się Panu Profesorowi w czasie pisania wspólnej pracy? Kiedy zapytałem Pana Profesora, czy mam przez to rozumieć, że prof.Weigl był szpiegiem na rzecz Niemiec, Pan Profesor spostrzegł, że tym razem posunął się za daleko i zaczął się wycofywać, że to niby zgodnie z moim zdaniem Weigl nie znał się na ludziach, choć, nawiasem mówiąc, nie rozumiem, jak można sądzić, że takie rozmowy, jakie imputował Pan Weiglowi mogą mieć coś wspólnego z nieznajomością ludzi. Dodał Pan, że Weigl był zbyt "międzynarodowy". Profesor Weigl był wrogiem nacjonalizmu we wszystkich jego przejawach, ale jako Polak z własnego wyboru, a nie urodzenia, pozostał wierny właśnie tej swej wybranej ojczyźnie nie ulegając ani pokusom, ani pogróżkom.

Pańskie postępowanie, Panie Profesorze, w stosunku do Weigla jest wynikiem zapiekłej nienawiści, jaką Pan Profesor do niego żywi i zemstą za negatywną recenzję Pana pracy habilitacyjnej. Nie mogąc atakować frontalnie zastosował Pan metodę zaleconą przez don Basilla w słynnej arii z Cyrulika Sewilskiego Rossiniego. Szczególnie przykre jest to, że zaktywizował się Pan Profesor przede wszystkim po śmierci profesora Weigla wykorzystując, że umarły nie może się bronić. Jest Pan taternikiem, a więc sportowcem i wie Pan co to jest fair play. Wielka szkoda, że zdarza się czasami Panu Profesorowi zapominać o tym w życiu.

Byłem nie tylko uczniem profesora Weigla, ale również jego przyjacielem i jako przyjaciel miałem szczególnie wyostrzone spojrzenie na jego błędy i pomyłki, ale wiem z całą pewnością, że nigdy nie był konformistą i że nigdy nie leżał u nóg władców, kimkolwiek by oni byli. Również jako przyjaciel, nie tylko uczeń, nie dopuszczę, by ktoś się ośmielił obrzucać go oszczerstwami. Byłbym głęboko wdzięczny, gdyby Pan Profesor zechciał wziąć to pod uwagę.

Pozostaję z należnym poważaniem

Stefan Kryński

Powrót
Licznik