Artykuły o Lwowie

[ W sowieckim Lwowie (2001)]
[Polska-Ukraina (1998)]
[Mit Lwowa (1999)]
[Orlęta na zgodę...(1999)]
[Tam szum Dniestru (1998)]
[Orzeł i tryzub (2000)]
[Orlęta dla orłów (2002) ]
[Geniusz: gen i już - Stefan Banach (2002) (2002) ]
[Autonomia dla Galicji? (2002)]
Klucz do Cmentarza (Orląt) - Newsweek (2002)]
Z legendarnego miasta - Dziennik Polski (21.I.2002)
Korona Lwowa - Dziennik Polski (14.XI.1997)
Helena Kowalik - "Jaki znak Twój?" (Tygodnik PRZEGLĄD 47/2004)


Przedruk z "Gazety Wyborczej"

Aleksandra Matyukhina


"W sowieckim Lwowie, Życie codzienne miasta w latach 1944-1990"

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2000

- książka o życiu codziennym sowieckiego Lwowa

Jak wyglądało życie codzienne w powojennym Lwowie? Kim byli jego mieszkańcy? Co i jak jedli? Jak się ubierali i jak świętowali?

recenzja Jerzego Majewskiego zamieszczona 08 maja 2001 w "Gazecie Wyborczej"

W kawiarniach i restauracjach nie czuje się poradzieckiej arogancji i brudu. Sklepy nie różnią się od warszawskich. Lwów z biegiem lat, jak Gdańsk i Wrocław, zasymilował nowych mieszkańców. Sowieckie święta były częścią życia wielu powojennych przybyszów do Lwowa. Odwiedzano się na przykład w Dzień Kobiet. Wojskowi w galowych mundurach. Gospodyni domu otrzymywała kwiaty, cukierki lub tort, dzieci ciastka albo balonik. Zasiadano do stołu. Wznoszono toasty. Obiad składał się z trzech dań. Przy stole zapadało milczenie. "Dla wielu biesiadujących już sama konieczność poprawnego zachowania się przy stole bywała dość trudna i stresująca. Nie każdy z gości potrafił posługiwać się nożem i widelcem jednocześnie, nie zawsze też udawało się uniknąć trącania niechcący sąsiadów, nieeleganckiego mlaskania. A cóż dopiero mówić o prowadzeniu towarzyskiej rozmowy w trakcie tak kłopotliwej sytuacji" - pisze o Lwowie lat 50. Aleksandra Matyukhina, Rosjanka, mieszkająca od dzieciństwa w mieście nad Płetwią. W tym czasie we Lwowie rodzi się sprzeciw wobec szarości, sowietyzacji. Na ulicach pojawiają się bikiniarze - tu zwani stylagami. Stylaga nosił szeroką marynarkę w jaskrawych kolorach, dekoracyjne krawaty w małpy lub wijące się gady, do tego wąskie spodnie i fryzurę w postaci sterczącego czuba.

Miasto wesołe

"Przed wojną Lwów był jednym z najładniejszych miast polskich. Było to miasto wesołe. Nie to, że ludzie, ale miasto wesołe. Bardzo kolorowe, bardzo egzotyczne i właśnie przez swój egzotyzm, brak szarości warszawskiej, nawet krakowskiej czy poznańskiej, przez to, że zupełnie nie było szare, to było najbardziej europejskie miasto. Wiedeń odbił się na Lwowie. Był to Wiedeń trochę operetkowy. Wiedeń radości życia. Jak niektóre miasta włoskie. Natychmiast ledwo Sowieci przyszli, wszystko było zabłocone, brudne, szare, ubogie i jakieś takie płaszczące się, przemykające ulicą" - tak pierwsze spotkanie miasta z władzą sowiecką wspominał Aleksander Wat w "Moim wieku". Inaczej miasto widzieli przybysze. Dla nich to był już Zachód. We wspomnieniach radzieckiego korespondenta wojennego Borysa Polewoja "Lwów to miejsce najcudowniejsze na świecie. Alkohol, śpiew, luksusowe kwatery w mieszkaniach dawnych polskich panów" . Polewoj jest prawdziwym zdobywcą. W tym samym czasie proletariusz Nikita Chruszczow, pierwszy sekretarz partii na Ukrainie, zajmuje luksusową willę w jednej z najładniejszych dzielnic miasta.

Polacy wyjeżdżają

W oczach większości tych, którzy zaczęli przyjeżdżać z terenów ZSRR, "Lwów był miastem europejskim - ładnym, schludnym, wygodnym. Przyjeżdżających zachwycało wszystko, poczynając od dworca kolejowego. Na peronie spotykali ich schludnie ubrani, grzeczni i trzeźwi tragarze. Podłoga hali dworcowej była czysta, nie zaśmiecona. Nikt nie spluwał na posadzkę. Dania w bufetach i restauracjach były nIe tylko świeże, ale i smaczne. Tuż za dworcem otwierało się dostojne, zadbane miasto, pełne zieleńców i parków z wypielęgnowanymi trawnikami. Mieszkańcy Lwowa, schludni i elegancko ubrani, nie używali wyrazów niecenzuralnych, nie spluwali pestkami z dyni i nie załatwiali potrzeb fizjologicznych za każdym rogiem, do czego przywykli przybysze z sowieckiej prowincji" - pisze Matyukhina o mieście po roku 1944. Jej zdaniem im więcej Polaków wyjeżdżało, tym szybciej postępowała degradacja Lwowa. "Sowietyzowały się" obyczaje mieszkańców, marniał wygląd ulicznego tłumu. Miasto traciło swój środkowoeuropejski charakter, zmieniając się w sowiecką prowincję. Przybysze według niej byli na dużo niższym poziomie kultury od zasiedziałych lwowiaków. Nie tylko Polaków, ale też tych z dziada pradziada związanych z kulturą ukraińską.

Oswajanie przybyszów

Dziś w centrum Lwowa ponownie czuje się czar miast dawnego imperium Habsburgów. Kamienice, Rynek, bruki, napisy na włazach kanalizacyjnych mówią jeszcze po polsku. Ale miasto jest już dawno ukraińskie. Dzisiejszy Lwów to językowa stolica Ukrainy.

Ludzie spotykani dziś w centrum ubiorem nie różnią się zbytnio od tych w Krakowie czy Warszawie. Może tylko dziewczęta mają bardziej wyzywający makijaż, może ich sukienki są nieco krótsze, niż nakazywałby dobry smak, a bluzki zbyt obcisłe. Może częściej niż u nas widzi się typy o fizjonomii dresiarzy. W kawiarniach i restauracjach nie czuje się tak powszechnej dla miast poradzieckich arogancji i brudu. Sklepy, choć niewielkie, często nie różnią się od warszawskich. Można odnieść wrażenie, że Lwów z biegiem czasu, tak jak Gdańsk i Wrocław, zasymilował nowych mieszkańców. Przeszłość miasta w jakiś sposób ukształtowała jego przyszłość i to wbrew woli władz sowieckich.

Jak pisze Matyukhina, oficjalna sowiecka kultura zderzyła się tu z wiejską, ukraińską kulturą. Zderzyła się też z etosem przedwojennego Lwowa. Kultura sowiecka, mniej atrakcyjna, niewiele mająca do zaoferowania, ostatecznie konfrontację przegrała. Nowi mieszkańcy przejmowali wiele wzorców od rdzennej ludności. "W sposobie zachowania się w miejscach publicznych czy spędzania czasu dzięki rodowitym lwowiakom - stale zakorzeniła się uprzejmość, określona etykieta obyczajowa, odrzucanie niechlujstwa, grubiaństwa. Przyjęły się takie formy spędzania wspólnego czasu jak odwiedzanie kawiarń czy wieczorne spacery po centrum..." - pisze Matyukhina i kończy swą opowieść o mieście nadzieją, że po latach totalitaryzmu Lwów powraca do środkowoeuropejskiej normalności.



[ W sowieckim Lwowie (2001)] [Polska-Ukraina (1998)] [Mit Lwowa (1999)] [Orlęta na zgodę...(1999)] [Tam szum Dniestru (1998)] [Orzeł i tryzub (2000)] [Orlęta dla orłów (2002) ] [Geniusz: gen i już - Stefan Banach (2002) (2002) ] [Autonomia dla Galicji? (2002)] Klucz do Cmentarza (Orląt) - Newsweek (2002)] Helena Kowalik - "Jaki znak Twój?" (Tygodnik PRZEGLĄD 47/2004)


Powrót